[Recenzja] ZZ Top - "Tres Hombres" (1973)
Trzeci album i pierwszy sukces komercyjny ZZ Top (miejsce w pierwszej 10. listy Billboardu, a obecnie wysokie pozycje w różnych rankingach). To w znacznym stopniu zasługa przebojowego singla "La Grange". W sumie dość przeciętnej kompozycji, ale nadrabiającej swoją żywiołowością i świetną gitarową solówką. Podobnego grania, na podobnym poziomie, jest tutaj więcej, żeby wspomnieć tylko o energetycznym otwieraczu "Waitin' for the Bus", albo o "Beer Drinkers & Hell Raisers", w którym pijackie śpiewy Billy'ego Gibbonsa i Dusty'ego Hilla dobrze współgrają z tytułem. Nie są to wybitne kawałki, nawet nie bardzo dobre, ale słucha się ich przyjemnie, szczególnie podczas gitarowych solówek. Najbardziej jednak podoba mi się bluesowy "Jesus Just Left Chicago", przywodzący na myśl twórczość Petera Greena. Szkoda, że drugi mocno bluesowy kawałek, "Have You Heard?", traci przez kiepski wokal. Niestety, jest tu też kilka zapychaczy