[Recenzja] Iron Maiden - "The Book of Souls: Live Chapter" (2017)



Łatwo było przewidzieć, że trasa promująca album "The Book of Souls" zostanie podsumowana koncertówką. W końcu na każdy album studyjny zespołu z XXI wieku przypada jeden koncertowy. Co prawda liczyłem na zapis występu z Chin ("Maiden China" - to byłby dużo lepszy tytuł, niż "The Book of Souls: Live Chapter", a jakie pole do popisu miałby projektant okładki), gdzie zespół wystąpił po raz pierwszy w karierze. I gdzie po raz pierwszy musiał zmagać się z cenzurą - Dickinson dostał zakaz śpiewania tytułu "Powerslave", który zastąpił słowami... "Wicker Man". Tym razem w ogóle nie jest to zapis jednego występu, jak było w przypadku "Rock in Rio", "Death on the Road" i "En Vivo!". Zdecydowano się na powtórzenie patentu z "Flight 666" - każdy utwór pochodzi z innego koncertu. Materiał zarejestrowano pomiędzy marcem 2016 roku, a majem 2017, na sześciu kontynentach, głównie w Europie i Ameryce Południowej. Jest tu nawet jeden utwór z polskiego występu grupy, który odbył się 3 lipca 2016 we Wrocławiu ("Death or Glory").

O kolejnych koncertówkach Iron Maiden można w zasadzie pisać to samo. Repertuar tradycyjnie składa się z 5-6 utworów z właśnie promowanego albumu, oraz tych samych co zwykle, niemiłosiernie ogranych hitów. Chyba już nawet najbardziej oddani miłośnicy zespołu czują znużenie podczas kolejnych wykonań "Wrathchild", "The Trooper", "Fear of the Dark", "Iron Maiden", "The Number of the Beast", "Wasted Years" czy nawet "Blood Brothers", który też powoli staje się takim zbyt często granym kawałkiem. Tyle dobrego, że miejsce "Run to the Hills" i "2 Minutes to Midnight" zajęły mniej ograne kawałki z tych samych płyt, "Children of the Damned" i "Powerslave", choć oba były już grane podczas kilku tras, także w XXI wieku. Gdyby chociaż poszczególne wersje czymś się od siebie różniły. Instrumentaliści zawsze jednak starają się tak wiernie odtworzyć swoje nagrania, że równie dobrze mogliby grać z playbacku. Poszczególne wykonania odróżnia jedynie warstwa wokalna - Dickinson raz jest w gorszej, raz w lepszej formie wokalnej, lecz nigdy nie zbliża się do tego, jak wypadł w studiu. Tym razem jego wokal wypada wręcz fatalnie. To zrozumiałe - facet ma już swoje lata, do tego niedawno miał nowotwór języka. Jaki jest jednak sens wydawania tak złych, a w dodatku z brzmieniem pozostawiającym wiele do życzenia, wykonań na płycie? Tylko finansowy, bo przecież fani i tak to kupią. Czy mogę powiedzieć coś dobrego o tym wydawnictwie? Chyba tylko tyle, że nowe utwory naprawdę dobrze przegryzają się ze starociami. Takie "Death or Glory" czy "The Red and the Black" już teraz brzmią, jakby były klasycznymi utworami grupy, co potwierdza ich entuzjastyczne przyjęcie przez publiczność. Tylko co z tego, skoro z setlisty wylecą po zakończeniu tej trasy?

Podobnie jak ostatnia koncertówka Black Sabbath, zresztą wydana tego samego dnia, nowe wydawnictwo Iron Maiden może zainteresować wyłącznie najwierniejszych fanów zespołu, podchodzących bezkrytycznie i bez dystansu do jego twórczości. Wszystkim pozostałym zalecam trzymać się jak najdalej od "Live Chapter".

Ocena: 4/10



Iron Maiden - "The Book of Souls: Live Chapter" (2017)

CD1: 1. If Eternity Should Fail; 2. Speed of Light; 3. Wrathchild; 4. Children of the Damned; 5. Death or Glory; 6. The Red and the Black; 7. The Trooper; 8. Powerslave
CD2: 1. The Great Unknown; 2. The Book of Souls; 3. Fear of the Dark; 4. Iron Maiden; 5. The Number of the Beast; 6. Blood Brothers; 7. Wasted Years

Skład: Bruce Dickinson - wokal; Dave Murray - gitara; Adrian Smith - gitara, dodatkowy wokal; Janick Gers - gitara; Steve Harris - gitara basowa, dodatkowy wokal; Nicko McBrain - perkusja
Gościnnie: Michael Kenney - instr. klawiszowe
Producent: Tony Newton i Steve Harris


Komentarze

  1. Smutne trochę, że zespół z tak dużym, i co ważne przy tym dobrym, dorobkiem, wałkuje ciągle te same utwory, mając w zanadrzu tak wiele innych. "Iron Maiden", "The Trooper" i "Blood Brothers" to moi czołowi kandydaci do wywalenia z stelisty. Są bardzo ważne dla zespołu, ale grane chyba już tylko "na odwal się, bo tak trzeba i już"

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem zdecydowanie zbyt rygorystyczna recenzja. Brzmi lepiej od wielu produkcji K. Shirleya, podobnie jak Bruce - momentami śpiewa lepiej niż na paru innych koncertówkach. Jest tu spora reprezentacja ostatniego albumu i utwory te w wersjach "live" wypadają lepiej. Cóż, czytałem juz sporo recek tego albumu i nigdy nie było ponizej 7/10 czy 3,5 na 5.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe który z muzyków zespołu nalega by grać w kółko taki numer jak Iron Maiden. Moim zdaniem to najgorszy kawałek grupy i według mojej wiedzy fani (tych których znam) też go nie lubią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady, mają wiele znacznie gorszych. Problemem "Iron Maiden" jest to, że to strasznie przeciętny kawałek.

      Usuń
  4. Mówiąc szczerze miałbym ogromne problemy żeby wymienić coś gorszego niż Iron Maiden

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Iron Maiden" to akurat fajny, choć prosty utwór, mają sporo słabszych - "The Apparition", "The Angel and the Gambler", "Mother of Mercy", "Chains of Misery" czy "Drifter" to takie pierwsze z brzegu przykłady.

      Usuń
  5. No jasne, każdy ma swoje zdanie. Ja obstawiam przy swoim. Natomiast wracając do tematu płyty to zupełnie nie rozumiem polityki repertuarowej na trasach koncertowych. Przy założeniu, że zespół po każdej trasie wydaje płytę koncertową daje to możliwość wydania w wersji live wielu zapomnianych kawałków lub takich które nigdy nie grane były na koncertach. Dlaczego zespół nie sprawił fanom niespodzianki i np.zamiast The Number of the Beast nie zagrał The Prisoner, zamiast The Trooper np. Where Eagles Dare, zamiast Iron Maiden np. Remember Tomorrow, zamiast Wrathchild np. Killers, zamiast Wested Years np. Alexander The Great a zamiast Blood Brothers np. The Nomad. Jestem przekonany że większość fanów była by w siódmym niebie a płytę koncertową kupiliby nie tylko najbardziej oddani fani ale też tacy co mają dość tych samych ogranych do bólu klasyków. Przy takim repertuarze ja jako oddany fan zespołu nie mam ochoty kupować tego albumu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedawno Dickinson stwierdził, że ma w dupie starych fanów i chce grać dla dzieciaków. Oczywiście użył innych słów, ale taki był sens. To chyba wystarczy za odpowiedź.

      Ja natomiast nienawidzę np. "Can I Play with Madness", "Heaven Can Wait", "Run to the Hills" i jeszcze paru mniej znanych. Strasznie mnie irytują. Natomiast "Iron Maiden" jest mi kompletnie obojętny, zawsze taki był.

      Usuń
  6. Ja też nie znoszę tych numerów. Na szczęście nie są grane na każdej trasie ale na kilku płytach live się pojawiły. Jeśli chodzi o repertuar Live Chapter to jest on dla mnie nieakceptowalny również ze względu na to że za cholerę nie mogę przekonać się do The Book of Souls. Chociaż szansą dla tego albumu mogłyby być wykonania z tej koncertówki. Może kiedyś posłucham, ale teraz kręcą mnie inne grupy i troche szkoda mi czasu na aktualne propozycje zespołu. Jest jeszcze tyle dobrej muzyki do poznania...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024