[Recenzja] The Who - "Live at the Isle of Wight Festival 1970" (1996)
Studyjna część dyskografii The Who, na przestrzeni ledwie kilku lat, bardzo u mnie straciła. Co prawda płyty z drugiej połowy lat 70. i późniejsze zawsze uważałem za okropne, ale te z początków działalności oceniałem pozytywnie. A taki "Who's Next" przez krótki czas wymieniałem nawet wśród swoich ulubionych albumów wszech czasów. Dziś nawet na nich słyszę więcej wad niż zalet, czego zresztą nie omieszkałem szerzej omówić w recenzjach. Zachowałem natomiast dobre wrażenie na temat koncertowego "Live at Leeds". Może nie podzielam popularnej opinii, jakoby była to najlepsza koncertówka w ogóle, ale to bardzo solidne granie na pograniczu blues- i hard rocka, zawierające właściwie wszystko, czego należy od takiej muzyki wymagać: mnóstwo energii, odpowiednio dociążone brzmienie, charakterystyczne kompozycje czy bardzo swobodne wykonanie. Tak, w tamtym czasie zespoły rockowe nie były szafami grającymi - na żywo prezentowały swoje lub cudze kawałki w całkiem innych,