[Recenzja] The Who - "Live at the Isle of Wight Festival 1970" (1996)



Studyjna część dyskografii The Who, na przestrzeni ledwie kilku lat, bardzo u mnie straciła. Co prawda płyty z drugiej połowy lat 70. i późniejsze zawsze uważałem za okropne, ale te z początków działalności oceniałem pozytywnie. A taki "Who's Next" przez krótki czas wymieniałem nawet wśród swoich ulubionych albumów wszech czasów. Dziś nawet na nich słyszę więcej wad niż zalet, czego zresztą nie omieszkałem szerzej omówić w recenzjach. Zachowałem natomiast dobre wrażenie na temat koncertowego "Live at Leeds". Może nie podzielam popularnej opinii, jakoby była to najlepsza koncertówka w ogóle, ale to bardzo solidne granie na pograniczu blues- i hard rocka, zawierające właściwie wszystko, czego należy od takiej muzyki wymagać: mnóstwo energii, odpowiednio dociążone brzmienie, charakterystyczne kompozycje czy bardzo swobodne wykonanie. Tak, w tamtym czasie zespoły rockowe nie były szafami grającymi - na żywo prezentowały swoje lub cudze kawałki w całkiem innych, często bardziej porywających wersjach. The Who nie był wyjątkiem. O ile faktycznie można uznać "Live at Leeds" za reprezentatywny dla jego koncertowego wcielenia.

Na oryginalnym wydaniu słynnej koncertówki znalazło się tylko sześć utworów. Dopiero w 1995 roku wyszła wersja poszerzona do czternastu kawałków, a na pełny zapis występu z Leeds trzeba było poczekać do roku 2001. W między czasie do sprzedaży trafiła jednak kompletna rejestracja innego koncertu i to właśnie dzięki niej słuchacze, którzy nie mieli okazji zobaczyć The Who na żywo, mogli przekonać się, jak naprawdę wyglądały ówczesne występy zespołu. "Live at the Isle of Wight Festival 1970" to zapis występu na tytułowym festiwalu, we wczesnych godzinach 30 sierpnia 1970 roku - zaledwie pół roku po koncercie w Leeds. Repertuar był zresztą bardzo zbliżony, choć doszło kilka nowych kompozycji. Grupa była jedną z gwiazd przedostatniego dnia festiwalu na Isle of Wight, dlatego mogła zagrać pełny set. Z kronikarskiego obowiązku należy dodać, że zapis "Live at the Isle of Wight Festival 1970" ukazał się też w formie wideo. Pierwsze wydania DVD nie zawierają pełnego repertuaru. Pominięte wówczas "Substitute" i "Naked Eye" dodano w formie bonusu na reedycji z 2004 roku. Wersja audio zawiera natomiast kompletny zapis, z zachowaniem oryginalnej kolejności utworów.

Dla wielu osób istotną informacją jest pewnie to, że znalazły się tu wykonania wszystkich sześciu kawałków z "Live at Leeds". Czy to dobrze, czy źle, niech każdy sam sobie odpowie. Można narzekać na taką powtórkę, a można się cieszyć z kolejnych wersji tych świetnie sprawdzających się na żywo kompozycji. Jeśli chodzi o mnie, to skłaniam się bardziej ku tej pierwszej opcji. Jednak problemem są nie tyle same powtórki, co bardzo podobne wykonania. Tutejsze wersje w większości nie wnoszą nic nowego, a "My Generation" jest nawet wyraźnie uboższy w części improwizowanej. Wyjątek stanowi "Shakin' All Over", tutaj wzbogacony cytatami ze "Spoonful" Howlin' Wolfa i "Twist and Shout" The Isley Brothers.

Jeżeli chodzi o resztę repertuaru, to też nie jestem specjalnie przekonany. Największą atrakcją są tu z pewnością trzy zagrane przedpremierowo kompozycje, które miały trafić na kolejny studyjny album grupy, lecz ostatecznie do tego nie doszło. Ich studyjne wersje zostały opublikowane po latach, rozproszone na różnych składankach i reedycjach. "I Don't Even Know Myself" to dość przyjemna piosenka, ale nic specjalnego. Lepsze wrażenie sprawia na mnie energetyczny, oparty na całkiem fajnym riffie "Naked Eye", a zwłaszcza nieco jamowy "Water", z bardzo ekspresyjną partią wokalną Daltreya oraz solidną grą instrumentalistów, z których tradycyjnie błyszczy przede wszystkim Entwistle. Inna niespodzianka to "Heaven and Hell", oryginalnie strona B singla "Summertime Blues", faktycznie rzecz raczej na odrzut, choć w tutejszej wersji dość fajnie rozimprowizowana i zaostrzona. Jest jeszcze niealbumowy przebój "Can't Explain", tutaj nieco surowszy, ale pozostający banalną piosenką. Największym problemem repertuaru jest jednak niemal kompletne wykonanie dwupłytowej rock opery "Tommy". Tutaj napięcie siada całkowicie, ponieważ znika spontaniczność i naturalność reszty występu. W dodatku zdecydowanie nie należę do wielbicieli materiału źródłowego, na którym po prostu brakuje wyrazistych kompozycji, ciekawych aranżacji czy czegokolwiek, co mogłoby go wyróżniać.

"Live at the Isle of Wight Festival 1970" boleśnie uświadamia, że tajemnicą sukcesu "Live at Leeds" była drastyczna selekcja materiału. Kompletny zapis koncertu - innego, ale ze zbliżonego okresu - pokazuje natomiast, że na żywo The Who był tak samo nierównym zespołem, jak w studiu. Poza tym okazało się, że poszczególne koncerty były bardzo podobne do siebie, więc wystarczy zapoznać się z jednym zapisem. Nie brakuje tutaj fajnych momentów (powtórki z Leeds, większość kawałków pozaalbumowych), ale przesłuchanie całości okazuje się dla mnie nużącym, a wręcz męczącym doświadczeniem. 

Ocena: 6/10




The Who - "Live at the Isle of Wight Festival 1970" (1996)

CD1: 1. Heaven and Hell; 2. I Can't Explain; 3. Young Man Blues; 4. I Don't Even Know Myself; 5. Water; 6. Overture; 7. It's a Boy; 8. 1921; 9. Amazing Journey; 10. Sparks; 11. Eyesight to the Blind (The Hawker); 12. Christmas
CD2: 1. The Acid Queen; 2. Pinball Wizard; 3. Do You Think It's Alright?; 4. Fiddle About; 5. Tommy Can You Hear Me?; 6. There's a Doctor; 7. Go to the Mirror!; 8. Smash the Mirror; 9. Miracle Cure; 10. I'm Free; 11. Tommy's Holiday Camp; 12. We're Not Gonna Take It!; 13. Summertime Blues; 14. Shakin' All Over / Spoonful / Twist and Shout; 15. Substitute; 16. My Generation; 17. Naked Eye; 18. Magic Bus

Skład: Roger Daltrey - wokal, harmonijka, instr. perkusyjne; Pete Townshend - gitara, dodatkowy wokal; John Entwistle - gitara basowa, dodatkowy wokal; Keith Moon - perkusja i instr. perkusyjne, dodatkowy wokal
Producent: Jon Astley i Andy Macpherson


Komentarze

  1. Podsumowując z The Who wystarczy znać:

    Who's Next, Meaty Beaty Big and Bouncy i Live at Leeds?

    Ale potem też się zdarzały fajne numery - Taki "Eminence Front". Więc pewnie jakaś składanka singli/best of też by nie zaszkodziła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy XXI wiek, wiec nie wiem, czy jest sens polecać całe płyty zespołu, który był tak nierówny. Bo nawet "Who' Next" i "Meaty..." zawierają słabsze momenty. Chyba wystarczy odpalić playlistę najpopularniejszych kawałków na Spotify czy innym serwisie, żeby mieć rozeznanie, co grał ten zespół. A potem można odpalić "Live at Leeds" w najbardziej podstawowym wydaniu, żeby przekonać się, czym mógłby być ten zespół, gdyby muzycy bardziej się przykładali.

      Usuń
    2. Ale z takich wyrywków nie poocenia się płyt na RYMie :>

      Usuń
    3. Jeśli słuchasz muzyki nie dla słuchania, tylko dla oceniania czy scrobblowania to coś chyba jest nie tak...

      Usuń
    4. Kolega żartował przecież

      Wolę płyty. Zamyslem artysty było by konkretne kawałki były razem, więc nie robię raczej miksu typu tu kawałek z 1965 a tu z 1982. Chyba że użytkowo.

      Usuń
    5. Zamysł artysty to jedno, ale jest też kwestia tego, czy udało się go zrealizować. A tak naprawdę większość płyt to po prostu zbiór kawałków, które udało się napisac między zakończeniem jednej, a rozpoczęciem kolejnej sesji nagraniowej. W tak krótkim czasie nie zawsze powstaje wystarczająco materiału, by wybrać z niego kawałki, które stworzą sensowną całość. The Who to znakomity przykład, bo nie dość, że na początku kariery bardzo często coś nagrywali, to brakowało im kompozytora, który byłby w stanie dostarczać w takim tempie jakościowe kawałki. Wiec dostarczał głównie skomponowane naprędce byle co. I szczerze nie znajduję powodu, by słuchać płyt The Who w całości, kiedy istnieją setki albumów, na których nie ma takiej żenady jak "Going Mobile", smętów ze źle dopasowanymi zaostrzeniami w stylu "The Song Is Over" czy zwyczajnej nijakości pokroju "My Wife". A to wszystko tylko fragmenty tego słynnego "Who's Next".

      Poza tym jesteś niekonsekwentny, bo wcześniej wspominałeś o "Meaty Beaty Big and Bouncy" jako czymś, co warto posłuchać, a to właściwie taka archaiczna playlista, z kawałkami, które nie powstały z myślą o stworzeniu spójnej całości, tylko powyciagano je z różnych singli i albumów.

      Usuń
    6. Napisałem wyłącznie "Wolę płyty", a nie że absolutnie dyskwalifikuję wszelkie składanki firmowane przez artystę. Mógłbym pisać dalej, tylko po co postawiłeś mnie w sytuacji, w której mam się tłumaczyć?

      Usuń
    7. Nie wiem z czego chcesz / nie chcesz się tłumaczyć. Chodziło mi o zwrócenie uwagi na to, że tak naprawdę nie ma wielkiej różnicy między oficjalnymi składankami, a playlistą z najczęściej słuchanymi kawałkami danego wykonawcy w serwisie streamingowym. Pomijając istnienie tych pierwszych także na nośnikach fizycznych, różnica sprowadza się do tego, że składankę najczęściej kompiluje wydawca, biorąc pod uwagę pozycje na listach przebojow - czyli w grę wchodzą kawałki wcześniej wybrane przez tego wydawcę na single i których promocję opłacił; poza tym możliwe, że jakiś kawałek był większym przebojem od innego, bo akurat nie było silnej konkurencji - natomiast na playliście masz to, czego faktycznie ludzie najczęściej słuchają. Oczywiście, w większości przypadków będą to te same kawałki.

      Usuń
  2. Ostatni akapit tej recenzji świetnie oddaje fenomen koncertu z Leeds. Selekcja materiału zrobiła swoje. Mimo wszystko z koncertówek The Who najbardziej lubię "Live in Leeds" w wersji z 1995 z 14 utworami. Nie ma niedosytu i jeszcze nie nudzi jak wersja deluxe prezentacją na żywo całego LP "Tommy".Takie małe prywatne wspomnienie. "Live in Leeds" kupiłem w sklepie muzycznym razem z "Band Of Gypsys" (lata 90 - początek wprowadzania promocji na CD przez firmy fonograficzne) . Koncertówka Hendrixa pozostawiała spory niedosyt a dziś każdy koncert z boxu "Songs for Groovy Children" jest słuchany z przyjemnością to tak wersja deluxe z pełnym koncertem z Leeds jest tylko ciekawostką.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)