Posty

[Recenzja] The Andrzej Kurylewicz Quintet - "10 + 8" (1968)

Obraz
"10 + 8" to kolejny z tych albumów, które przy normalnej dystrybucji mogłyby wejść do światowego kanonu jazzu. Stojący za nim Andrzej Kurylewicz to nieżyjący już multiinstrumentalista, kompozytor oraz dyrygent. W trakcie swojej kariery tworzył zarówno muzykę klasyczną, filmową, jak i jazz. Za granie tego ostatniego został wyrzucony z Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Krakowie, gdzie przez cztery lata studiował w klasach fortepianu oraz kompozycji. Było to w połowie lat 50., gdy tego typu muzykę zwalczały komunistyczne władze Polski. Z czasem jednak nastąpiło pewne rozluźnienie i polscy jazzmani mogli nie tylko legalnie występować przed publicznością, ale także nagrywać swoje dzieła w państwowych studiach i wydawać je w państwowych wytwórniach - bo innych wtedy nie było. Kurylewicz jest zresztą autorem pierwszego polskiego albumu jazzowego na płycie 12-calowej, czyli "Go Right", wydanego w 1963 roku przez Polskie Nagrania "Muza". Jeszcze bez kultowe

[Recenzja] Bob Dylan - "Planet Waves" (1974)

Obraz
Jednym z najbardziej tajemniczych zdarzeń w historii Boba Dylana jest jego motocyklowy wypadek z lipca 1966 roku. Przez lata narosło wokół tego wydarzenia wiele legend. Popularna teoria głosi, że w ogóle do niego nie doszło, gdyż nie została wezwana karetka, a artysta nie był hospitalizowany. Pomimo tego, niemal całkiem wycofał się z życia publicznego i na wiele lat zrezygnował z koncertowania. Prawdopodobnie miał po prostu dość sławy, a zwłaszcza coraz bardziej irytujących dziennikarzy oraz fanów. Z czasem jednak zatęsknił za występami przed publicznością. Latem 1973 roku podjął decyzję o powrocie na scenie. Co więcej, postanowił zaprosić do współpracy swój dawny zespół wspierający, The Band. Muzycy zaczęli próby, podczas których grali też zupełnie nowe kompozycje Dylana i zupełnie spontanicznie postanowiono nagrać nowy album jeszcze przed wyruszeniem w trasę. Longplay miał nosić tytuł "Ceremonies of the Horsemen", ale w ostatniej chwili przemianowano go na "Planet

[Recenzja] David Bowie - "Aladdin Sane" (1973)

Obraz
Po ogromnym sukcesie komercyjnym, jaki odniósł "The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars", David Bowie był pod dużą presją. Jego kolejny album miał być pierwszym, który będzie nagrywał jako gwiazda. A to z kolei oznaczało spore oczekiwania wobec tego wydawnictwa. Zarówno fani, jak i przedstawiciele wytwórni liczyli, że artysta jak najszybciej dostarczy kolejną porcję hitów. Materiał na "Aladdin Sane" (tudzież "A Lad Insane", bo tak pierwotnie miał brzmieć tytuł) powstawał głównie podczas amerykańskiej trasy promującej "Ziggy'ego Stardusta". Podczas pobytu w Nowym Jorku, w październiku 1972 roku, zarejestrowano nawet jeden nowy utwór, "The Jean Genie", który niemalże od razu wypuszczono na singlu. Co ciekawe, w Wielkiej Brytanii był to największy do tamtej pory przebój Bowiego. Właściwe sesje odbyły się w Londynie w grudniu i styczniu, zaledwie pół roku po premierze poprzedniego longplaya. W sumie nagrania t

[Recenzja] Sun Ra - "Nothing Is..." (1970)

Obraz
Zdecydowana większość dokonań Sun Ra została pierwotnie wydana przez niego własnym sumptem, w ilości kilkudziesięciu egzemplarzy sprzedawanych podczas koncertów. Artysta miewał też jednak okresy współpracy z bardziej profesjonalnymi wytwórniami. W połowie lat 60. podpisał kontrakt ze specjalizującą się w awangardowym jazzie ESP-Disk. To właśnie jej nakładem ukazały się obie części "The Heliocentric Worlds of Sun Ra", a także kilka zarejestrowanych w tym okresie koncertówek, z których najbardziej znana to "Nothing Is...". Nie do końca jasna jest kwestia, kiedy ten album został wydany. Większość źródeł podaje 1970 rok. ale np. według Discogs nastąpiło to już cztery lata wcześniej. Brak również zgodności co do dokładnej daty nagrania. Niemal na pewno była to pierwsza połowa 1966 roku, podczas wiosennej trasy po amerykańskich uniwersytetach. "Nothing Is..." pokazuje Sun Ra i jego Solarną Arkestrę w ciekawym momencie. Już po nagraniu "The Magic City

[Recenzja] Sonic Youth - "Confusion Is Sex" (1983)

Obraz
"Confusion Is Sex" to ten właściwy debiut Sonic Youth. Muzycy mogą uważać za swój pierwszy album eponimiczne wydawnictwo z 1982 roku. Nie jest to jednak pełnowymiarowa płyta, a i stylistycznie odbiega od tego, co zespół prezentował później. "Confusion Is Sex" co prawda trwa tylko dziesięć minut dłużej od swojego poprzednika, jednak trzydzieści pięć minut to już całkiem przyzwoity czas. Ważniejsze jednak zmiany zaszyły w samej muzyce. Brzmienie stało się jeszcze bardziej surowe, brudniejsze, pełne sprzężeń, dysonansów i innych zniekształceń. Ponadto, Thurston Moore, Lee Ranaldo i Kim Gordon na jeszcze większą skalę stosują niekonwencjonalne techniki wydobywania dźwięku z gitar, np. poprzez uderzanie w struny różnymi przedmiotami. Zaczęli również eksperymentować ze strojeniem instrumentów, nierzadko indywidualnie dobierając je do danej kompozycji. Wciąż natomiast unikali wyrazistych motywów i melodii, kompletnie nie zabiegając o uwagę masowego słuchacza, a wręcz

[Recenzja] Lee Morgan - "The Sidewinder" (1964)

Obraz
Lee Morgan miał krótką, lecz intensywną karierę. Początkowo planował zostać wibrafonistą, lecz ostatecznie zdecydował się na trąbkę. Już w wieku osiemnastu lat został członkiem orkiestry Dizzy'ego Gilespie. Zaledwie rok później zagrał na słynnym albumie Johna Coltrane'a "Blue Train". Wkrótce potem Art Blakey zaprosił go do swojego The Jazz Messengers, z którym zarejestrował kilka albumów, z niezwykle cenionym "Moanin'" na czele. Mogran współpracował też z takimi muzykami jak Hank Mobley, Wayne Shorter (którego wcześniej wkręcił do składu Jazz Messengers), Joe Henderson czy Grachan Moncur III, któremu towarzyszył na rewelacyjnym "Evolution". Trębacz wydawał też płyty pod własnym nazwiskiem, cieszące się dużym uznaniem krytyków i słuchaczy. W połowie lat 60. odniósł prawdziwy sukces komercyjny za sprawą singla "The Sidewinder". Był to jeden z nielicznych instrumentalnych utworów, jakie w tamtym czasie zaliczyły obecność w pierwsz

[Recenzja] Captain Beefheart and the Magic Band ‎- "Clear Spot" (1972)

Obraz
Captain Beefheart jest dziś pamiętany przede wszystkim ze swojego dwupłytowego dzieła "Trout Mask Replica". Po pięćdziesięciu latach od wydania wciąż można spotkać go na wielu, nawet mocno mainstreamowych listach najlepszych płyt wszech czasów. To o tyle ciekawe, że album do łatwych w odbiorze nie należy. Zawarta na nim muzyka to jedyna w swoim rodzaju mieszanka korzennego bluesa i free jazzu, doskonale przemyślana, lecz nierzadko sprawiająca wrażenie kompletnego chaosu. "Trout Mask Replica" w chwili wydania odniósł pewien sukces komercyjny - doszedł do 21. miejsca brytyjskiego notowania. Jednak zarówno sam Beefheart, jak i pozostali członkowie Magic Band, po wydaniu tamtego longplaya wciąż żyli w biedzie. Nietrudno zrozumieć ich decyzję, by zacząć tworzyć bardziej przystępną muzykę. Niejako zataczając koło, bo przecież debiutancki "Safe as Milk" nie jest płytą trudną w odbiorze. Delikatną zapowiedzią tego zwrotu były fragmenty bezpośredniego następ

[Recenzja] Dadawah - "Peace and Love" (1974)

Obraz
Dadawah, znany też jako Ras Michael, a naprawdę nazywający się Michael George Henry, to bardzo ważna postać dla muzyki reggae. Urodzony na Jamajce muzyk wychowywał się w rastafariańskiej społeczności. Dzięki temu praktycznie od początku miał do czynienia z wykonywanymi podczas ceremonii pieśniami Nyabinghi, opartymi na charakterystycznym sposobie śpiewania i gry na bębnach. Owa rytmika została później zaadaptowana w takich stylach, jak ska, rocksteady czy w końcu reggae. Ras Michael już w młodym wieku zaczął zgłębiać takie techniki perkusyjne i wokalne. Interesowały go także bardziej rozrywkowe rodzaje muzyki wywodzące się z tradycyjnych rastafariańskich pieśni. Pod koniec lat 60. prowadził pierwszą jamajską audycję poświęconą reggae. Następnie zaczął pracować jako muzyk sesyjny i pomoc techniczna w studiu nagraniowym. Dzięki temu mógł sfinansować swoją własną sesję. Rezultatem tego jest opublikowany w 1974 toku album "Peace and Love", będący zarazem jego jedynym wydawni

[Recenzja] Fela Ransome Kuti & Africa 70 - "Expensive Shit" (1975)

Obraz
To co, zacząć od tej słynnej anegdoty? Fela Kuti był nie tylko najpopularniejszym afrykańskim muzykiem, ale także aktywnie angażował się w sprawy społeczno-polityczne. Z tego też względu znalazł się na celowniku nigeryjskich władz. Regularne naloty na założoną przez niego komunę Kalakuta Republic kończyły się równie częstymi zatrzymaniami jego samego, współpracujących z nim muzyków czy też dziewczyn z należącego do niego haremu. Czasem dochodziło też do różnych prowokacji, jak w 1974 roku, gdy policjanci podrzucili mu jointa. Fela co prawda zdążył go połknąć, ale nie uniknął aresztowania. W celi udało mu się jednak pozyskać ekskrementy innego więźnia, dzięki czemu badanie niczego nie wykazało i mógł wyjść na wolność. Do całej tej historii nawiązał później tytułując jeden ze swoich licznych albumów słowami "Expensive Shit". Być może to właśnie tytułowi oraz towarzyszącej mu anegdocie zawdzięcza status najpopularniejszego longplaya Kutiego. Jednak muzyka broni się sama i t

[Recenzja] Magma - "Ëmëhntëhtt-Ré" (2009)

Obraz
Po wydaniu "K.A", prequela opublikowanego dwadzieścia lat wcześniej "Köhntarkösz", Christian Vander zabrał się do przygotowania ostatniej części trylogii. "Ëmëhntëhtt-Ré" ukazał się pięć lat po "K.A" i podobnie jak poprzednik zawiera współcześnie zarejestrowaną muzykę opartą na pomysłach, które narodziły się już w latach 70. Wówczas z różnych powodów nie udało się ukończyć tego dzieła. Jednak jego fragmenty były grane na koncertach lub wykorzystano je na albumach studyjnych. Może to budzić obawy, że dziesiąty studyjny album Magmy jest jedynie zbiorem znanych już utworów rozproszonych dotąd po innych wydawnictwach. W rzeczywistości te fragmenty posłużyły za punkt wyjścia do stworzenia zupełnie nowego, bardzo spójnego dzieła. I większość z nich dopiero jako część większej całości lśni pełnym blaskiem. Prawie cały album wypełnia trwający ponad czterdzieści minut utwór tytułowy w czterech odsłonach. "Ëmëhntëhtt-Ré I", pełniący funkcj