[Recenzja] Magma - "Ëmëhntëhtt-Ré" (2009)



Po wydaniu "K.A", prequela opublikowanego dwadzieścia lat wcześniej "Köhntarkösz", Christian Vander zabrał się do przygotowania ostatniej części trylogii. "Ëmëhntëhtt-Ré" ukazał się pięć lat po "K.A" i podobnie jak poprzednik zawiera współcześnie zarejestrowaną muzykę opartą na pomysłach, które narodziły się już w latach 70. Wówczas z różnych powodów nie udało się ukończyć tego dzieła. Jednak jego fragmenty były grane na koncertach lub wykorzystano je na albumach studyjnych. Może to budzić obawy, że dziesiąty studyjny album Magmy jest jedynie zbiorem znanych już utworów rozproszonych dotąd po innych wydawnictwach. W rzeczywistości te fragmenty posłużyły za punkt wyjścia do stworzenia zupełnie nowego, bardzo spójnego dzieła. I większość z nich dopiero jako część większej całości lśni pełnym blaskiem.

Prawie cały album wypełnia trwający ponad czterdzieści minut utwór tytułowy w czterech odsłonach. "Ëmëhntëhtt-Ré I", pełniący funkcję introdukcji, powstał z połączenia dwóch wcześniej znanych kompozycji: wykonywanego na żywo w połowie lat 70. "Ëmëhntëht-Rê (Announcement)" oraz "Rindë (Eastern Song)" z albumu "Attahk". Z obu zaczerpnięto przede wszystkim partie wokalne, tradycyjnie bardzo kunsztownie opracowane i wykonane w quasi-operowy sposób przez kilku wokalistów. Natomiast warstwa instrumentalna zdaje się jakby dojrzalsza, w większym stopniu czerpiąca z XX-wiecznej muzyki poważnej (partie akustycznego pianina) i jazzu (perkusja), a całkiem oddalając od rocka - nie ma tu nawet tego charakterystycznego dla tej grupy i całego zeuhlu basu. Proporcje zmieniają się w "Ëmëhntëhtt-Ré II", który sam w sobie stanowi potężne, ponad dwudziestominutowe dzieło, bardziej rockowe za sprawą dynamicznej gry sekcji rytmicznej - w końcu z tym wyrazistym, zakręconym basem oraz zapętlonym pianinem - a także bardzo udanych gitarowych solówek. Zupełna nowością są natomiast dźwięki wibrafonu, świetnie dopełniające brzmienie. Punktem wyjścia były tu oczywiście dwie doskonale znane kompozycje: "Hhaï" z "Live" - jedna z najpiękniejszych w całym dorobku grupy - oraz "Zombies (Ghost Dance)" z "Üdü Ẁüdü". Choć to utwory całkiem różne, połączono je w całkiem logiczną i przekonującą całość. Lepsza produkcja i nowe pomysły wnoszą tu naprawdę dużo.

Dwie pozostałe części nie zawierają już tak oczywistych odniesień do przeszłości. Transowy "Ëmëhntëhtt-Ré III" łączy rockową gwałtowność (potężna sekcja rytmiczna, wejścia gitary) z wyraźnymi wpływami bardziej kameralnych form współczesnej muzyki poważnej (pianino, operowe wokalizy) oraz ambitnego jazzu (niektóre z bardziej finezyjnych przejść Vandera na perkusji, wibrafon). To kolejne wspaniałe nagranie w typowo magmowym stylu. Ale już krótki, niespełna czterominutowy "Ëmëhntëhtt-Ré IV" dość mocno oddala się od tego, co zespół grał wcześniej. Przez większość czasu słychać tu tylko pojedynczy głos Stelli Vander, któremu towarzyszy subtelny, jazzujący podkład pianina, perkusji i zupełnie niezeuhlowego basu. Tylko momentami dołącza chór i gitara. Na albumie znalazły się jeszcze dwie ścieżki, których tytuły sugerują pewną odrębność od wcześniejszych, jednak z nimi połączone. "Funëhrarïum Kahnt" jeszcze dalej odchodzi od tego, co dotąd prezentowała Magma. To bardzo mroczny utwór, właściwie całkowicie wolny od jakichkolwiek wpływów rocka czy jazzu, kojarzy się raczej ze XX-wieczną muzyką poważną. "Sêhë" to już tylko półminutowa koda z recytacją Christiana Vandera na tle bliżej niezidentyfikowanych odgłosów.

"Ëmëhntëhtt-Ré" zapewne mógłby ukazać się w identycznym kształcie już w drugiej połowie lat 70., różniąc się tylko brzmieniem - i sporo na tym tracąc, bo albumy Magmy z tamtego okresu nie są zbyt dobrze wyprodukowane. Jednocześnie nie można zarzucić temu materiałowi, że jedynie kopiuje utarte schematy. Nawet jeśli zdarzają się takie momenty - bo zdarzają się i to często - to stylistyka zespołu jest na tyle unikalna, że w ogóle się nie zestarzała. Wystarczyło nieco współcześniejsze brzmienie, by pomysły sprzed trzydziestu lat zabrzmiały świeżo. Udało się to zarówno na "K.A", jak i na "Ëmëhntëhtt-Ré". Ten drugi w dodatku wprowadza parę nowych - przynajmniej w kontekście tej grupy - rozwiązań. Co jeszcze nie znaczy, że jest to lepszy z tych dwóch albumów. Może i jest, choć kosztem przystępności, więc i tak lepiej poznawać je chronologicznie.

Ocena: 9/10



Magma - "Ëmëhntëhtt-Ré" (2009)

1. Ëmëhntëhtt-Ré I; 2. Ëmëhntëhtt-Ré II; 3. Ëmëhntëhtt-Ré III; 4. Ëmëhntëhtt-Ré IV; 5. Funëhrarïum Kahnt; 6. Sêhë

Skład: Stella Vander - wokal, instr. perkusyjne; Isabelle Feuillebois - wokal; Hervé Aknin - wokal; Emmanuel Borghi - pianino; Bruno Ruder - elektryczne pianino; James Mac Gaw - gitara; Philippe Bussonnet - gitara basowa; Christian Vander - perkusja i instr. perkusyjne, instr. klawiszowe, wokal; Benoît Alziary - wibrafon; Claude Lamamy, Marcus Linon, Antoine Paganotti, Himiko Paganotti, Pierre-Michel Sivadier - dodatkowy wokal
Producent: Christian Vander


Komentarze

  1. Czym charakteryzuje sie zeuhlowa linia basowa?Czym może ją porównać do jakiś znancyh rockowych lini basu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma bardzo charakterystyczne brzmienie, jest mocno wpuklona w miksie i bardzo intensywna. Jak chcesz wiedzieć, jak to brzmi, to najlepiej po prostu posłuchaj dowolnego albumu Magmy poza "Merci" i tym koncertem z 1992 roku, który tu recenzowałem.

      Usuń
    2. Jannick Top chyba stroił swój bas jak wiolonczelę (oczywiście o oktawę niżej) i często używał gitary Fender Jazz.
      Podobnie trochę może brzmiał bas Hoppera (przester), ale to nie jest bliskie podobieństwo.

      Usuń
    3. Hugh Hoppera z Soft Machine.

      Usuń
    4. Charakterystyczny zeuhlowy bas jest mocno przesterowany i uparcie monotonny, jak wszystkie instrumenty w tym gatunku, wokali nie wyłączając ;) Najlepiej słychać go oczywiście w utworze "De Futura" — w końcu to kompozycja autorstwa Jannicka Topa, basisty. Jest bardzo popularna wśród fanów gatunku, do których się zaliczam, ale za nią akurat nie przepadam, więc bardziej polecam Vanderowe "Nono", szczególnie w wersjach koncertowych, które w przeciwieństwie do studyjnej nie kończą się pełnym wyciszeniem, tylko... wyciszeniem wszystkiego poza basem.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)