Posty

[Recenzja] Porcupine Tree - "Lightbulb Sun" (2000)

Obraz
"Lightbulb Sun" to próba połączenia poprockowej stylistyki "Stupid Dream" z zarzuconymi na tamtym albumie wpływami floydowymi. Dominują proste piosenki. Często oparte na brzmieniach akustycznych, czasem z dodatkiem instrumentów smyczkowych. I niepozbawione obowiązkowej dawki smęcenia. Ale obok miałkich melodycznie i nieinteresujących instrumentalnie kawałków (takich jak chociażby "Four Chords That Made a Million", "The Rest Will Flow" czy "Where We Would Be") są tu też bardziej udane momenty. Rozwój Stevena Wilsona jako kompozytora pokazuje przede wszystkim "Shesmovedon" - całkiem zgrabnie skomponowany utwór, niezły melodycznie, udanie łączący zadziorniejsze fragmenty z bardziej melancholijnymi. Gdyby tylko nie ten mdły, przetworzony efektami wokal... Pod względem instrumentalnym nie można przyczepić się do "Last Chance to Evacuate Planet Earth before It Is Recycled" - z początku bardzo folkowego, w drugiej

[Recenzja] Porcupine Tree - "Stupid Dream" (1999)

Obraz
Na "Stupid Dream" Steven Wilson postanowił sprawdzić się jako twórca poprockowych piosenek, nie ukrywając fascynacji wczesnym Radiohead i podobnymi twórcami. Efektem są bardzo proste kawałki, pozbawione jednak koniecznej w takiej stylistyce przebojowości. Wilson w charakterystyczny dla siebie sposób smęci i smuci. Nawet w nieco żywszych, pod względem instrumentalnym, momentach ("Even Less", "Piano Lesson", "Slave Called Shiver") partie wokalne nadają bardzo anemicznego charakteru. Tym bardziej miałko wypadają te łagodniejsze fragmenty w rodzaju "Pure Narcotic", "Don't Hate Me", "Baby Dream in Cellophane", "Stranger by the Minute", "A Smart Kid" i "Stop Swimming". Sytuacji na pewno nie ratuje to, że w utworach bardzo niewiele się dzieje, za to wiele momentów zostało na siłę rozwleczone, zupełnie bez pomysłu, co pogłębia znużenie. Jedynie nawiązujący do wcześniejszych dokonań in

[Recenzja] Porcupine Tree - "Signify" (1996)

Obraz
"Signify" to pierwszy album Porcupine Tree, w którego powstawanie zaangażowany był cały zespół. A nie jak wcześniej - sam Steven Wilson, dający pograć innym muzykom tylko te partie, których nie był w stanie nagrać samodzielnie. "Signify" na tle wcześniejszych wydawnictw wyróżnia się także swoją elektrycznością - to dość zróżnicowany album, na którym inspiracje wahają się od space rocka i ambientu po współczesny rock tzw. alternatywny. Niestety, pozbawiony zarazem spójności. Całość brzmi jak zbiór przypadkowych kawałków. Część z nich to bardzo proste, konwencjonalne piosenki, jak np. "The Sleep of No Dreaming", "Sever", "Every Home Is Wired", czy najlepsza z nich, mimo anemicznej warstwy wokalnej, "Waiting, Phase One", wyróżniająca się bardzo gilmourowską solówką gitary. Pomiędzy nimi umieszczono kilka nieinteresujących jamów (np. "Waiting, Phase Two", "Idiot Prayer", "Intermediate Jesus"),

[Recenzja] Porcupine Tree - "The Sky Moves Sideways" (1995)

Obraz
Po sukcesie singla "Voyage 34" - inspirowanego muzyką klubową (i zawierającego sample z utworów Pink Floyd i Van der Graaf Generator) - zaczęto domagać się występów Porcupine Tree. Tym samym jednoosobowy projekt Stevena Wilsona musiał przekształcić się w regularny zespół. Składu dopełnili: klawiszowiec Richard Barberi i basista Colin Edwin (obaj wystąpili już gościnnie na "Up the Downstair") oraz perkusista Chris Maitland. Porcupine Tree swoje pierwsze koncerty zagrał w grudniu 1993 roku. A w następnym roku zabrał się za nagrywanie kolejnego albumu. W studiu udział nowych muzyków ograniczył się jednak do zagrania partii w kilku utworach, podczas gdy pozostałe Wilson znów zarejestrował samodzielnie. "The Sky Moves Sideways", jak zatytułowano trzeci album Porcupine Tree, to ewidentny wyraz fascynacji Pink Floyd. A właściwie hołd dla jednego albumu - "Wish You Were Here". Dokładnie taka sama jest struktura. Najdłuższa, składająca się z kilk

[Recenzja] Porcupine Tree - "Up the Downstair" (1993)

Obraz
Steven Wilson to bez wątpienia ważna postać współczesnej sceny rockowej. Muzyk jest znany z licznych projektów - ostatnio działa głównie jako solista, ale najbardziej chyba kojarzony jest z grupą Porcupine Tree. Dla wielu słuchaczy pozostaje jednym z największych objawień ostatniego trzydziestolecia, prawdziwym zbawcą rocka progresywnego i muzycznym guru. A dla innych - w tym niżej podpisanego - jest to zwykły szarlatan żerujący na ludzkiej niewiedzy i nieosłuchaniu. Wilson czerpie bowiem bardzo wyraźnie i dosłownie z twórczości zarówno powszechnie znanych klasyków rocka progresywnego, jak i od wykonawców znacznie mniej znanych. Dzięki temu jego dokonania mogą faktycznie wydawać się nieco bardziej oryginalne, sprawiać wrażenie rozwinięcia prog-rockowej stylistyki. Inspiracje Wilson zawsze miał zacne, ale jego własny wkład ogranicza się do nadania wszystkiemu współcześniejszego brzmienia i bardziej anemicznego charakteru, rozwadniając zapożyczone od innych elementy typową dla siebi

[Recenzja] The Beatles - "Past Masters: Volume Two" (1988)

Obraz
Druga część kompilacji "Past Masters" zawiera niealbumowy materiał z okresu od grudnia 1965 do marca 1970 roku. Pominięto tylko single z 1967 roku, co jednak jest zupełnie zrozumiałe, gdyż od 1987 roku są dostępne na całym świecie jako część albumu "Magical Mystery Tour" (wcześniej wydanego w takiej formie wyłącznie w Stanach). Osobiście nie miałbym natomiast nic przeciwko temu, aby znalazły się tutaj dodatkowo cztery premierowe kawałki z ni to albumu, ni składanki "Yellow Submarine". Co prawda, można je znaleźć na alternatywnej wersji "Past Masters", zatytułowanej "Mono Masters", ale jest ona dostępna wyłącznie jako część boksu "The Beatles in Mono" z 2009 roku (monofoniczne wersje tych kawałków zostały przygotowane na nigdy niewydaną EPkę). "Past Masters: Volume Two" pokazuje dojrzałe oblicze zespołu, chętnie eksperymentującego z brzmieniem i różnymi stylistykami - od psychodelii po bardziej bluesowe granie.

[Recenzja] The Beatles - "Past Masters: Volume One" (1988)

Obraz
Gdy pod koniec lat 80. postanowiono wznowić dyskografię The Beatles na płytach kompaktowych, zdecydowano się także zlikwidować problem z różnymi jej wersjami. Jak wiadomo, do 1967 roku w Stanach wydawano inaczej skompilowane longplaye, niż w Europie i reszcie świata. Od tej pory na całym świecie miała obowiązywać tylko jedna wersja, wzorowana na oryginalnych wydaniach brytyjskich (z wyjątkiem "Magical Mystery Tour", opartym na rozszerzonym wydaniu amerykańskim). Świetnym pomysłem było uzupełnienie dyskografii o wydawnictwo zbierające wszystkie niealbumowe kawałki. Ściślej mówiąc, w wersji kompaktowej ukazały się dwa osobne wydawnictwa - "Past Masters: Volume One" i "Past Masters: Volume Two", podczas gdy w wersji winylowej wydano je razem, jako jeden dwupłytowy album (w takiej formie był też wznawiany na CD). Znalazły się tutaj wszystkie nagrania, jakie do tamtej pory były dostępne w Wielkiej Brytanii wyłącznie na singlach, EPkach i różnych komp

[Recenzja] The Beatles - "Let It Be" (1970)

Obraz
Kiedy relacje w zespole zaczęły się psuć, Paul McCartney nabrał przekonania, że jedynie powrót do koncertowania i muzycznych korzeni może uratować zespół. O ile pomysł powrotu na scenę został zdecydowanie odrzucony przez Johna Lennona i George'a Harrisona (aczkolwiek 30 stycznia 1969 roku zespół, wsparty przez klawiszowca Billa Prestona, zagrał pojedynczy, niezapowiedziany występ na dachu swojej londyńskiej siedziby), tak druga część propozycji McCartneya spotkała się z akceptacją. Jednak sesje nagraniowe albumu (mającego nosić tytuł "Get Back") jeszcze bardziej skłóciły muzyków, a jakość zarejestrowanego materiału pozostawiała wiele do życzenia. Projekt został więc wstrzymany, a zespół rozpoczął pracę nad innym materiałem, który wypełnił album "Abbey Road". Tuż przed jego wydaniem, we wrześniu 1969 roku, ze składu odszedł Lennon. Pozostała trójka - świadoma, że dalsza działalność nie ma sensu - postanowiła przynajmniej dokończyć zarzucony wcześniej proje