[Recenzja] The Beatles - "Past Masters: Volume Two" (1988)



Druga część kompilacji "Past Masters" zawiera niealbumowy materiał z okresu od grudnia 1965 do marca 1970 roku. Pominięto tylko single z 1967 roku, co jednak jest zupełnie zrozumiałe, gdyż od 1987 roku są dostępne na całym świecie jako część albumu "Magical Mystery Tour" (wcześniej wydanego w takiej formie wyłącznie w Stanach). Osobiście nie miałbym natomiast nic przeciwko temu, aby znalazły się tutaj dodatkowo cztery premierowe kawałki z ni to albumu, ni składanki "Yellow Submarine". Co prawda, można je znaleźć na alternatywnej wersji "Past Masters", zatytułowanej "Mono Masters", ale jest ona dostępna wyłącznie jako część boksu "The Beatles in Mono" z 2009 roku (monofoniczne wersje tych kawałków zostały przygotowane na nigdy niewydaną EPkę).

"Past Masters: Volume Two" pokazuje dojrzałe oblicze zespołu, chętnie eksperymentującego z brzmieniem i różnymi stylistykami - od psychodelii po bardziej bluesowe granie. W sumie znalazło się tu piętnaście utworów. Czternaście z nich pochodzi z siedmiu niealbumowych (przynajmniej w Wielkiej Brytanii) singli, a jeden - wczesny miks "Across the Universe" - z charytatywnej kompilacji "No One's Gonna Change Our World" wydanej w 1969 roku. W tej wersji nie ma kuriozalnej orkiestracji, są za to odgłosy natury, żeńskie chórki i nieco szybsze tempo. Warto zauważyć, że trzy inne utwory - "Revolution", "Get Back" i "Let It Be" - również powtarzają się na regularnych albumach, ale tutaj pojawiają się w innych wersjach. "Revolution" to zupełnie inne, późniejsze podejście do tego kawałka, zagrane szybciej i ostrzej od "Revolution 1" z "Białego albumu". Singlowa wersja "Get Back" powstała z tego samego podejścia, co późniejsza z albumu "Let It Be", ale inny jest miks, co można poznać po bardziej prominentnej roli elektrycznego pianina Billy'ego Prestona. Inaczej zmiksowany jest też "Let It Be", z mniej słyszalną orkiestracją i inną, łagodniejszą solówką George'a Harrisona.

Bardzo fajnie wypadają najstarsze w tym zestawie kawałki, nagrane i wydane w tym samym czasie, co albumy "Rubber Soul" i "Revolver": energetyczny "Day Tripper", oparty na zadziornym motywie o prawie riffowym charakterze; ciekawie skontrastowany "We Can Work It Out", łączący pogodne zwrotki z pesymistycznym refrenem; proto-hardrockowy "Paperback Writer" z świetnie uwypuklonym basem; a także bardzo psychodeliczny i cholernie niedoceniony "Rain", znów ze świetną partią basu. Charakterystyczna dla wczesnych Beatlesów naiwność w tych kawałkach już prawie całkiem ustąpiła dojrzałości, a i pod względem brzmienia słychać znaczny postęp. Jednocześnie cała czwórka posiada bardzo chwytliwe, w dobrym tego słowa znaczeniu, melodie.

Kolejne utwory to już nagrania dokonane w latach 1968-69. Rhythm'n'bluesowy "Lady Madonna" jest jednym z bardzo nielicznych utworów grupy, w których słychać saksofon. To także jeden z największych przebojów grupy, choć dla mnie jest co najwyżej przyzwoity. Pochodzący ze strony B tego samego singla "The Inner Light", nagrany przez Harrisona z indyjskimi muzykami, to z kolei całkiem przyjemna, egzotycznie brzmiąca piosenka. Kolejny wielki (i nietypowo długi, ponad siedmiominutowy) przebój, "Hey Jude", wywołuje u mnie mieszane odczucia. O ile z początku jest to naprawdę ładna ballada, tak stopniowo staje się coraz bardziej rozwleczona i nudna, a pod koniec wręcz nieznośna. Bluesowy "Don't Let Me Down" (ze strony B singla "Get Back") fajnie łączy klimatyczny akompaniament z ekspresyjną partią wokalną. Tutejsza, singlowa wersja wypada niestety trochę słabiej od koncertowego nagrania z "Let It Be... Naked". Banalny rock and roll "The Ballad of John and Yoko" to jeszcze jeden wielki przebój, którego popularność jest dla mnie zagadką. I znów lepszy jest kawałek ze strony B, czyli bluesujący "Old Brown Shoe". Całości dopełnia dziwaczny "You Know My Name (Look Up the Number)" (ze strony B singla "Let It Be"), wyraźnie inspirowany dokonaniami Franka Zappy. Muzycy pracowali nad tym utworem już w 1967 roku, ale ukończyć udało się go dopiero dwa lata później.

"Past Masters: Volume Two" to jedno z ciekawszych wydawnictw The Beatles, pokazujące głównie tę ciekawszą, bardziej ambitną stronę zespołu (od śmiałych poczynań z psychodelią, po zappowską awangardę), choć zawierające też parę przebojów, które nie zawsze są interesujące pod względem artystycznym. Kompilacja stanowi doskonałe uzupełnienie dyskografii zespołu z okresu od "Rubber Soul" do "Let It Be". 

Ocena: 8/10



The Beatles - "Past Masters: Volume Two" (1988)

1. Day Tripper; 2. We Can Work It Out; 3. Paperback Writer; 4. Rain; 5. Lady Madonna; 6. The Inner Light; 7. Hey Jude; 8. Revolution; 9. Get Back; 10. Don't Let Me Down; 11. The Ballad of John and Yoko; 12. Old Brown Shoe; 13. Across the Universe ("Wildlife" version); 14. Let It Be; 15. You Know My Name (Look Up the Number)

Skład: John Lennon - wokal, gitara, instr. klawiszowe, instr. perkusyjne; Paul McCartney - wokal, bass, gitara, instr. klawiszowe, instr. perkusyjne; George Harrison - gitara, wokal, bass, instr. klawiszowe, tanpura; Ringo Starr - perkusja i instr. perkusyjne wokal
Gościnnie: Ronnie Scott, Bill Povey, Harry Klein, Bill Jackman - saksofony (5); Aashish Khan - sarod (6); Hanuman Jadev - shehnai (6); Hariprasad Chaurasia - bansuri (6); Mahapurush Misra - pakhawadź (6); Rijram Desad - fisharmonia (6); Nicky Hopkins - pianino (8); Billy Preston - instr. klawiszowe (9,10,14); Lizzie Bravo, Gayleen Pease, Linda McCartney - dodatkowy wokal (14); Peter Halling - wiolonczela (14); Brian Jones - saksofon (15)
Producent: George Martin


Komentarze

  1. Ten akordeon który wspaniale ubarwia świetne We Can Work, przeznakomity Rain ze znakomita perkusja- w dodatku nagrali szybciej i potem zwolnili aby głos Lennona brzmial "leniwie". Równie świetny Paperback gdzie wieloglosy kojarzą się trochę z Yes którzy może inspirowali się tym utworem. You Know My Name to fajny muzyczny żart. Revolution niestety zepsute w porównaniu z wersja albumową- zagrane jakby niechlujnie a denna "solówka " Lennona psuje wszystko jeszcze bardziej. Nie lubię ballady o Johnie i Yoko, ani tekstu ani sztampowej prostackiej melodii. Za to lubię Old Brown Shoe także za dobrą solówke;) w Day Tripper trochę nie pasują mi wieloglosy podczas solowki. Lady Madonna swietna- jak Macca chcial to potrafił stworzyć coś ciekawego.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024