Posty

Wyświetlam posty z etykietą rory gallagher

[Recenzja] Rory Gallagher - "Photo-Finish" (1978)

Obraz
W grudniu 1977 roku kwartet Rory'ego Gallaghera przystąpił do nagrania kolejnego albumu. Longplay, nagrywany w San Francisco, pod okiem producenta Elliota Mazera (znanego ze współpracy m.in. z Janis Joplin i Neilem Youngiem), miał być szóstym - licząc koncertowy "Irish Tour '74" - wydawnictwem składu z basistą Gerrym McAvoyem, klawiszowcem Lou Martinem oraz perkusistą Rodem de'Athem. "Torch", jak go zatytułowano, został skompletowany i zmiksowany, a nawet wytłoczono już pierwsze egzemplarze, jednak lider nie był zadowolony z rezultatu. Gallagher twierdził później, że chodziło o same kompozycje, ale wiele wskazuje na niezadowolenie z nowego producenta oraz z niektórych członków zespołu. W każdym razie, Irlandczyk wstrzymał publikację "Torch" i rozpoczął pracę nad nowo. Tym razem, latem 1978 roku, udał się do niemieckiego studia Dietera Dierksa. Towarzyszyli mu McAvoy, nowy bębniarz Ted McKenna (wcześniej członek Tear Gas i The Sensational Al

[Recenzja] Rory Gallagher - "Calling Card" (1976)

Obraz
Przygotowując się do sesji nagraniowej "Calling Card", Rory Gallagher po raz pierwszy w ciągu  swojej solowej kariery postanowił współpracować z producentem z zewnątrz. Początkowo myślał o zaangażowaniu Jimmy'ego Page'a, jednak ostatecznie zdecydował się na Rogera Glovera. Muzyk, znany przede wszystkim jako basista Deep Purple, w tamtym czasie chwilowo wykorzystywał odpoczynek od tamtego zespołu na działalność właśnie w roli producenta. Przed przystąpieniem do prac nad "Calling Card" miał już za sobą współpracę m.in. z Nazareth, The Spencer Davis Group, Elf czy Ian Gillan Band. Gallagher nie chciał jednak całkiem stracić kontroli nad kształtem albumu, pozostawiając wszystkie decyzje Gloverowi, dlatego sam został współproducentem. Pomimo tego można odnieść wrażenie, że wpływ basisty Deep Purple na "Calling Card", a zwłaszcza na jego brzmienie, był bardzo znaczący. Album rozpoczyna najbardziej hardrockowy okres w twórczości Irlandczyka, którego

[Recenzja] Rory Gallagher - "Against the Grain" (1975)

Obraz
W połowie lat 70. Rory Gallagher cieszył się sławą jednego z najlepszych rockowych gitarzystów. W związku z tym był na celowniku wielu mniej i bardziej znanych zespołów. W 1974 lub 1975 roku dostał zaproszenie na wspólne jamowanie od muzyków The Rolling Stones, którzy właśnie rozstali się z Mickiem Taylorem. Trzydniowa sesja w Rotterdamie była prawdopodobnie przesłuchaniem, jednak Irlandczyk musiał udać się na własne koncerty do Japonii, a Stonesi - pomimo entuzjazmu Micka Jaggera podczas grania z Gallagherem - już się nie odezwali. Wkrótce potem, gdy z Deep Purple odszedł Ritchie Blackmore, jednym z gitarzystów, których rozważano jako jego następcę, był właśnie Rory. Nie doszło jednak do zaproszenia, a sam muzyk przyznawał później, że i tak by je odrzucił, bo dołączając do zespołu straciłby artystyczną wolność, jaką dawała mu kariera solisty. Zresztą dopiero co podpisał nowy, bardziej lukratywny kontrakt i przygotował nowy album, "Against the Grain". Niestety, słychać t

[Recenzja] Rory Gallagher - "Irish Tour '74" (1974)

Obraz
W połowie lat 70. Irlandia Północna nie należała do bezpiecznych miejsc. Zbrojny konflikt pomiędzy irlandzkimi protestantami i katolikami sprawił, że większość muzyków unikała koncertów w tym kraju, szczególnie zaś trzymano się z daleka od będącego epicentrum konfliktu Belfastu. Nie zniechęciło to jednak Rory'ego Gallaghera, który zamieszkiwał tam jeszcze w czasach sprzed debiutu Taste i uważał Belfast za swój drugi dom. Muzyk zignorował wszystkie ostrzeżenia, twierdząc, że skoro co roku tam koncertuje i jeszcze nic się nie stało, to nie ma powodu, by teraz zmienić plany. Nie powstrzymały go nawet zamachy bombowe w dosłownie przeddzień występów. Odbyły się zgodnie z planem, 28 i 29 grudnia 1973 roku. Po Nowym Roku kwartet Gallaghera kontynuował trasę już w Irlandii, dając jeden występ w Dublinie oraz dwa w rodzimym mieści lidera, Cork. Wszystkie te koncerty zostały zarejestrowane przy pomocy mobilnego studia należącego do muzyków Rolling Stones, a także sfilmowane przez Tony&#

[Recenzja] Rory Gallagher - "Tattoo" (1973)

Obraz
"Tattoo" cieszy się dużą popularnością wśród miłośników Rory'ego Gallaghera. To właśnie na tym albumie znalazły się takie utwory, jak energetyczne "Tattoo'd Lady" i "Cradle Rock" czy wspaniała ballada "A Million Miles Away". Wszystkie trzy weszły na stałe do koncertowego repertuaru Irlandczyka, który przecież niezbyt chętnie wracał do swoich starszych kompozycji, stawiając na granie nowości oraz bluesowych standardów. Te utwory jednak doskonale sprawdzały się na żywo. I właśnie w koncertowych wykonaniach, szczególnie z lat 70., prezentują się najlepiej. W wersjach studyjnych nie ma aż tyle czadu, emocji i zaangażowania. To samo dotyczy "Who's That Coming", nieco jakby zeppelinowego bluesa, z istotną rolą harmonijki oraz gitary slide. Na albumie wypada bardzo fajnie, ale dopiero na koncertach kwartet grał go naprawdę porywająco. Za definitywne wersje tych czterech kompozycji uważam wykonania z wydanego rok później "I

[Recenzja] Rory Gallagher - "Blueprint" (1973)

Obraz
"Blueprint" rozpoczyna nowy etap w twórczości Rory'ego Gallaghera. Po odejściu ze składu Wilgara Campbella - którego przerażały lotnicze podróże, przez co często odpuszczał koncerty - nowym perkusistą został Rod de'Ath, wcześniej członek angielskiej grupy bluesrockowej Killing Floor. Za jego namową Gallagher przyjął także innego muzyka tamtego zespołu, klawiszowca Lou Martina. Tym samym Irlandczyk po raz pierwszy stanął na czele czteroosobowego składu, porzucając sprawdzoną formułę power tria. Kwartet utrzymał się przez kolejne pięć lat, które były okresem największych sukcesów Rory'ego. Już "Blueprint" - zatytułowany tak od projektu wzmacniacza na specjalne zamówienie lidera, którego fragment widać na okładce - cieszył się całkiem sporym powodzeniem, dochodząc do 12. miejsca brytyjskiego notowania, a nawet zaznaczając swoją obecność na amerykańskiej liście, co nie udało się żadnemu z poprzedników, zatrzymując się na miejscu 147. Nie brzmi to może z

[Recenzja] Rory Gallagher - "Live in Europe" (1972)

Obraz
Po wydaniu dwóch solowych albumów, Rory Gallagher intensywnie koncertował po niemal całym cywilizowanym świecie. W tamtych czasach oznaczało to w praktyce tylko Amerykę Północną i Europę Zachodnią, a także Japonię i Australię, do których jednak Irlandczyk dotarł dopiero na późniejszych trasach. Szczególnie udane były europejskie występy, odbywające się przeważnie w małych klubach, w których najłatwiej było złapać dobry kontakt z publicznością. Właśnie w takich warunkach, wiosną 1972 roku, zarejestrowany został materiał na pierwszy koncertowy album Gallaghera. Na oryginalne winylowe wydanie "Live in Europe" trafiło w sumie siedem utworów, które zarejestrowano podczas dwóch występów we Włoszech, jednego w Wielkiej Brytanii oraz jednego w Niemczech. Kompaktowe wznowienia zawierają jeszcze dwa nagrania, prawdopodobnie pochodzące z tych samych koncertów. Co ciekawe i dość nietypowe, repertuar tego albumu w niewielkim stopniu pokrywa się z wcześniejszymi wydawnictwami. Każdy

[Recenzja] Rory Gallagher - "Deuce" (1971)

Obraz
"Deuce", drugi solowy album Rory'ego Gallaghera, ukazał się zaledwie pół roku po eponimicznym debiucie. Nagrania przebiegały sprawnie i szybko, ponieważ tym razem odbywały się bardziej spontanicznie, bez przesadnego dłubania przy poszczególnych utworach. Muzycy wchodzili do studia tuż przed lub zaraz po koncertach, aby zyskać podobny klimat i energię, jak podczas grania na żywo. Znaczna część materiału powstała w jednym podejściu, bez żadnych późniejszych dogrywek lub poprawek. Nawet wokal rejestrowano równolegle z muzyką, co nie było powszechnie przyjętą praktyką. Rezultatem jest album bardziej surowy od poprzedniego, oszczędniejszy brzmieniowo i aranżacyjnie, choć zdarzają się pewne wyjątki. Szkoda tylko, że występują pewne różnice w produkcji poszczególnych utworów i czasem zbyt słabo słychać niskie tony. Pod względem stylistycznym "Deuce" nie odbiega daleko od swojego poprzednika. Charakteryzuję się podobną różnorodnością. Oczywiście, podstawą większo

[Recenzja] Rory Gallagher - "Rory Gallagher" (1971)

Obraz
Rory Gallagher zyskał pewną popularność jako członek tria Taste. Dwa albumy zespołu - stricte bluesrockowy debiut oraz bardziej eklektyczny, zahaczający też o folk czy jazz "On the Boards" - pokazały go jako bardzo zdolnego gitarzystę, kompozytora i wokalistę. Gdy ze składu odeszła sekcja rytmiczna, wydawca namówił Gallaghera do kontynuowania kariery jako solista. Irlandczyk musiał tylko poszukać nowej sekcji rytmicznej. Odbył nawet kilka prób z Noelem Reddingiem i Mitchem Mitchellem, znanymi przede wszystkim ze współpracy z Jimim Hendrixem. Ostatecznie zdecydował się jednak na mało znanych instrumentalistów z Irlandii Północnej: basistę Gerry’ego McAvoya oraz perkusistę Wilgara Campbella. Szczególnie trafny okazał się wybór McAvoya, z którym Gallagher współpracował przez kolejne dwie dekady. Przez cały 1970 rok Rory komponował nowy materiał, dlatego gdy tylko skompletował nowy zespół, mógł od razu wejść do studia i zarejestrować swój solowy debiut. Sesja nagraniowa od

[Recenzja] Taste - "Live at the Isle of Wight" (1971)

Obraz
Irlandzkie trio Taste zaliczyło obecność na jednym z największych festiwali muzycznych przełomu lat 60. i 70. - brytyjskim Isle of Wight Festival 1970. W trakcie pięciodniowej imprezy na scenie zaprezentowało się kilkudziesięciu wykonawców, w tym m.in. Jimi Hendrix, Miles Davis, The Doors, The Who, Jethro Tull, Ten Years After, Free czy Emerson, Lake and Palmer. Natomiast publiczność była jeszcze liczniejsza niż na słynnym Woodstocku rok wcześniej. Według szacunków koncerty oglądało od sześciuset do siedmiuset tysięcy widzów. Największe gwiazdy wystąpiły podczas ostatnich dwóch dni. Trio Rory'ego Gallaghera nie miało aż takiej renomy, więc występ odbył się trzeciego dnia, w piątek 28 sierpnia. Muzycy grali o dość wczesnej porze, przy dziennym świetle, gdy na terenie festiwalu nie było jeszcze największych tłumów. Pomimo tego dali autentycznie porywający występ. Już w następnym roku fragmenty koncertu Taste trafiły na album "Live at the Isle of Wight". Brzmienie jes

[Recenzja] Taste - "On the Boards" (1970)

Obraz
Drugi album irlandzkiego Taste ukazał się niespełna rok po debiucie. A mimo to słychać tu pewien postęp. Rory Gallagher poczuł się o wiele pewniej jako kompozytor i tym razem wszystkie utwory stworzył samodzielnie. Nie musiał już sięgać do repertuaru innych twórców, ponieważ sam miał wiele do zaoferowania. Napisany przez niego materiał już nie trzyma się tak kurczowo bluesrockowych patentów, jak miało to miejsce na debiucie. Irlandczyk miał o wiele szersze horyzonty muzyczne i dał tu tego wyraz, niejednokrotnie daleko oddalając się od bluesa w jakiejkolwiek postaci. "On the Boards" to album bardzo eklektyczny, zawierający utwory w różnych stylistykach, a jego brzmienie wykracza poza to najbardziej podstawowe instrumentarium. Uwagę przyciąga już otwieracz - bardzo energetyczny i całkiem chwytliwy "What's Going On", z nośnym riffem, fajnymi zwolnieniami oraz świetną, choć bardzo treściową solówką Gallaghera. Wolniejszy "Railway and Gun" to utwór n

[Recenzja] Taste - "Taste" (1969)

Obraz
W drugiej połowie lat 60. ogromną popularnością cieszyła się muzyka bluesrockowa, czyli rock mocno osadzony w bluesie, tudzież blues grany z rockową mocą. Tego typu granie przyjęło się przede wszystkim w Wielkiej Brytanii oraz Stanach Zjednoczonych. To właśnie z tych krajów pochodzi większość tych najsłynniejszych przedstawicieli stylu, by wspomnieć tylko o takich muzykach i zespołach, jak John Mayall, Paul Butterfield, Jimi Hendrix, Cream, Jeff Beck, The Allman Brothers Band, Fleetwood Mac, Ten Years After, Free czy Led Zeppelin. Jednak także w innych krajach zdarzali się wybitni przedstawiciele, by wspomnieć tylko o pochodzącym z Irlandii Rorym Gallagherze - bardzo utalentowanym gitarzyście i kompozytorze, ale też niezłym wokaliście. W latach 70. cieszył się całkiem sporym uznaniem, a jego solowe albumy odnosiły komercyjne sukcesy, o które wcale nie zabiegał. Był też rozważany jako następca Ritchiego Blackmore'a w Deep Purple, a propozycję zastąpienia Micka Taylora w The Rol