[Recenzja] Björk - "Vespertine" (2001)

Bjork Vespertine


Czy to najlepsza płyta Björk? Tak wynika chociażby z ocen użytkowników serwisu Rate Your Music, gdzie "Vespertine", z robiącą wrażenie średnią 4,25 na 5, zajmuje aktualnie dwudzieste miejsce na liście albumów. Plasuje się tam tuż za takimi dziełami, jak "The Velvet Underground & Nico", "A Love Supreme" i "Revolver", a przed "Paranoid", "Disintegration" czy nawet "Kind of Blue". O ile nie podzielam aż takiego uwielbienia dla tego wydawnictwa Islandki, to z jej własnej dyskografii też postawiłbym je najwyżej. Bez wątpienia to właśnie tutaj udało się jej znaleźć najlepsze proporcje pomiędzy popową atrakcyjnością, a artystycznymi ambicjami. Do tamtej pory przeważało to pierwsze, by późniejsze płyty zdominowało bardziej eksperymentalne podejście, które praktycznie pogrzebało komercyjną karierę artystki. Szanuję podejście, że mając możliwości monetyzowania swoich nieprzeciętnych umiejętności wokalnych, nie chciała ograniczać się do grania łatwych w odbiorze piosenek. Choć przecież na "Vespertine" Björk udowadnia, że można grać w sposób jednocześnie przystępny i finezyjny.

Już na poprzednim "Homogenic" Islandka zrezygnowała z wcześniejszego eklektyzmu, proponując w końcu prawdziwy album, a nie zbiór singlowych hitów. "Vespertine" idzie jeszcze dalej w tę stronę, zachowując nie tylko stylistyczną i brzmieniową spójność, ale też bardzo konsekwentny nastrój oraz poziom intensywności. To Björk w wydaniu bardziej wyciszonym, subtelnym, intymnym, chłodnym, choć wciąż emocjonalnym. Artystka postanowiła oprzeć ten materiał na instrumentach o cienkim, wysokim brzmieniu, jak harfa (większość partii na niej wykonała Zeena Parkins, kojarzona z raczej niemainstreamowymi przedsięwzięciami), klawikord, czelesta, smyczki czy specjalnie skonstruowane pozytywki w akrylowych obudowach, która miała dawać im specyficzny, zamrożony dźwięk. W nagraniach wykorzystano też chór złożony z innuickich kobiet. Całość zyskała nowoczesną, kunsztowną produkcję, ze złożonymi beatami, często skompilowanymi z różnych mikrodźwięków; zaproszony do prac duet Matmos wykorzystywał m.in. odgłosy tasowanych kart czy kruszonego lodu.


Nie jest to muzyka o wysokim potencjale radiowym, choć udało się wykroić z tej płyty trzy nienajgorzej notowane single. Dwa pierwsze faktycznie wydają się najbliższe - co nie znaczy, że bliskie - standardowego popu. "Hidden Place", świetnie sprawdzający się też w roli otwieracza albumu, wyróżnia się gęstszym brzmieniem - przestrzeń pomiędzy tymi wszystkimi wysokimi dźwiękami smyczków, chóru i elektronicznych beatów wypełnia masywny, elastyczny bas, na tej płycie będący rzadkością. Nie można nie wspomnieć o rewelacyjne partii wokalnej Björk, szczególnie w jednym z najlepszych w jej karierze refrenów, pomimo że ogranicza się on jedynie do kilkukrotnego powtórzenia tytułu. Niewiele temu znakomitemu otwarciu ustępuje "Pagan Poetry", także dość intensywny jak na tę płytę, w warstwie instrumentalnej zdominowany przez fantastyczne partie harfy i pozytywek, a także znów świetnie, bardzo emocjonalnie zaśpiewany. Z kolei mało singlowy "Cocoon" to już nagranie znacznie delikatniejsze, o bardzo przestrzennym, ambient-popowym brzmieniu. Islandka chyba nigdy wcześniej nie śpiewała w tak kruchy sposób, nadający autentyzmu zawartym tu emocjom.

Komercyjnego potencjału nie można odmówić chwytliwemu refrenowi "It's Not Up to You", ale cały utwór wypada już zdecydowanie mniej radiowo z tą zimną, niemal minimalistyczną produkcją oraz tymi dziwacznymi, trzeszczącymi beatami. Dominują tu jednak bardziej intymne, przesiąknięte islandzkim chłodem nagrania, jak "Undo", "Harm of Will", intrygujący "An Echo, a Stain" czy najładniejsza z nich "Aurora". Dynamika nieco wrasta w "Heirloom" - drugim po otwieraczu utworze z mocno wypuklonym basem - idealnie jednak pasującym na płytę pod względem brzmienia czy klimatu. Nie odstaje też niespełna dwuminutowa, instrumentalna miniatura "Frosti", wykorzystująca na szeroką skalę pozytywki, które faktycznie tworzą taką mroźną, zimową atmosferę, charakterystyczną dla niemal całego albumu, ale tutaj najbardziej ewidentną.


Nieco cieplej robi się jedynie w opartym wyłącznie na akompaniamencie harfy i smyczków "Sun in My Mouth", jednak sama kompozycja okazuje się najmniej wyrazista na albumie. To jedyny utwór z "Vespertine", który bez zastanowienia - i po zastanowieniu też - wyrzuciłbym z tracklisty tej długiej, 55-minutowej płyty. Gdybym musiał wybrać coś jeszcze do pominięcia, najpewniej padłoby na finałowy "Unison", dość zgrabny melodycznie, fajnie nabierający stopniowo intensywności i oczywiście świetnie zaśpiewany, ale zepsuty tandetnie brzmiącym syntezatorem oraz lekko kiczowatymi smyczkami, które to elementy nijak nie pasują do raczej powściągliwych, gustownych aranżacji oraz brzmień w pozostałych utworach.

Nawet najlepszy album Björk nie przekonuje mnie zatem w całości, choć uważam, że rzadko kiedy art pop bywa lepszy, niż na "Vespertine". Pod względem produkcji, brzmienia, aranżacji i klimatu jest to naprawdę imponujące dzieło, nawet jeśli w końcówce trochę zaczyna brakować konsekwencji. Wciąż zachwycają wokalne możliwości Björk i to, w jak kreatywny sposób potrafi z nich korzystać. Mniej wybitne okazują się same kompozycje, które są tylko prostymi piosenkami, w dodatku często kompletnie pozbawionymi komercyjnego potencjału - tak niezbędnego w muzyce pop, choć nie w muzyce ogółem - ale przecież zdarzają się też bardziej wyraziste momenty. Zwykle jednak tę songwriterską słabość udaje się skutecznie ukryć pod fantastycznym wykonaniem wokalnym, kreatywnym podejściem do aranżacji i produkcji, a także sugestywnym nastrojem. 

Ocena: 9/10



Björk - "Vespertine" (2001)

1. Hidden Place; 2. Cocoon; 3. It's Not Up to You; 4. Undo; 5. Pagan Poetry; 6. Frosti; 7. Aurora; 8. An Echo, a Stain; 9. Sun in My Mouth; 10. Heirloom; 11. Harm of Will; 12. Unison

Skład: Björk - wokal, bas (1,5,7,9), aranżacja chóru (1,8,12), aranżacja harfy (3,7,12), programowanie (5,7,9,12), aranżacja pozytywek (5-7), aranżacja instr. smyczkowych (11); Jake Davies - programowanie (1,5,7); Damian Taylor - programowanie (1,7,8,12); Matmos - programowanie (1,7,8,12); Guy Sigsworth - programowanie (1,8,12), aranżacja chóru (1,8,12), klawikord (3), czelesta (8,9,11); Matthew Herbert - programowania (1,12); Vince Mendoza - aranżacja chóru (1,3,8,11), orkiestracja (1,3,4,8,9,11,12); Thomas Knak - programowanie (2,4); Valgeir Sigurðsson - programowanie (3,9,12); Zeena Parkins - harfa (3-5,7-9,12); Caryl Thomas - harfa (3); Jack Perron - adaptacja pozytywek (5-7); Marius de Vries - programowanie (7,8); Martin Console - programowanie (10)
Producent: Björk, Thomas Knak, Martin Gretschmann i Marius de Vries



Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)