[Recenzja] Neil Young - "Harvest" (1972)

Neil Young - Harvest


Neil Young nigdy wcześniej ani później nie osiągnął takiego sukcesu, jaki przyniósł mu album "Harvest". Album doszedł na sam szczyt notowań w siedmiu krajach - w tym w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii oraz rodzimej Kanadzie - a do dziś rozszedł się w blisko dziewięciu milionach egzemplarzy i trudno wyobrazić sobie bez niego jakikolwiek poważny ranking płyt wszech czasów. Po bardziej wyciszonym, instrumentalnie zdominowanym przez pianino "After the Gold Rush", "Harvest" stanowi powrót do zdecydowanie gitarowego grania, przynosi też trochę więcej energii, chociaż wciąż wyraźnie przeważają brzmienia akustyczne. Jest to też pierwszy w dyskografii Younga tak silny zwrot w kierunku estetyki country, choć na płycie nie brakuje pewnego eklektyzmu. W zasadzie to jest go nawet odrobinę za dużo.

"Harvest" to swego rodzaju kronika poczynań Neila Younga z 1971 roku. Zamieszczone tu utwory są efektami różnych projektów, w jakie się angażował, a nie rezultatem typowej sesji nagraniowej. Najstarszy w zestawie "The Needle and the Damage Done" - tekstowo zainspirowany heroinowym uzależnieniem Danny'ego Whittena z Crazy Horse - to pamiątka po dosłownie solowej serii występów, jakie artysta dał na początku roku. Utwór, zarejestrowany 30 stycznia podczas występu na Uniwersytecie Kalifornijskim, to Young w najbardziej ascetycznym, intymnym wydaniu, śpiewający jedynie z akompaniamentem własnej gitary akustycznej. Nie jest to może najbardziej wyrazisty fragment całości, ale bardzo sympatyczna piosenka w klimacie amerykańskiego folku, który na tej płycie jest w odwrocie.


Już na początku lutego Neil Young udał się do Nashville, aby wziąć udział w programie Johnny Cash Show. Przy okazji spędził trochę czasu z producentem Elliotem Mazerem, który usilnie nakłaniał go do odwiedzenia swojego nowego studia Quadrafonic Sound. Na miejscu Young dał się przekonać do spontanicznej sesji z zebranym ad hoc zespołem The Stray Gators - gitarzystą Benem Keithem, bębniarzem Kennym Buttreyem oraz ściągniętym dosłownie z ulicy basistą Timem Drummondem. W studiu pojawił się też James Taylor i Linda Ronstadt, których Young przywiózł prosto z planu Johnny Cash Show. Część zarejestrowanego wówczas materiału stała się podstawą "Harvest". Young wrócił do Quadrafonic Sound Studios w kwietniu, by ponownie ze wsparciem Stray Gators nagrać kilka kolejnych utworów. Wtedy też zarejestrowano nakładki pianistów Johna Harrisa i Jamesa McMahona oraz gitarzysty Teda Irwina.

Właśnie podczas sesji w studiu Mazera powstal chyba najsłynniejszy utwór Neila Younga, "Heart of Gold". To genialna w swej prostocie piosenka, z bardzo charakterystyczną zagrywką gitary akustycznej oraz melodyjnymi solówkami harmonijki lidera i hawajskiej gitary Keitha. Nie można też zapomnieć o jednej z najbardziej wyrazistych na płycie linii wokalnych, która niewątpliwie przyczyniła się do komercyjnego powodzenia singla. Utwór niewątpliwie powstał pod wpływem muzyki z Nashville, jednak nie jest to sztampowe country. Young zaproponował swoje własne podejście do tej stylistyki, bardziej melancholijne, dzięki czemu nadał jej większej głębi. Równie pozytywne wrażenie robią pozostałe nagrania z tych sesji, utrzymane w podobnym stylu "Out on the Weekend", "Old Man" oraz najładniejszy moim zdaniem "Harvest".


Pomiędzy dwiema wizytami w Quadrafonic Sound Studios, Young udał się do Londynu, gdzie we współpracy z Jackiem Nitzsche i London Symphony Orchestra zarejestrował dwa utwory. "A Man Needs a Maid" to z początku delikatna ballada, poruszająco śpiewana przez lidera jedynie z akompaniamentem pianina. Z czasem dochodzą jednak udramtyzowane partie orkiestry, które dodają niepotrzebnego patosu. W "There's a World" filmowa orkiestra od samego początku odgrywa istotną rolę i znów bardziej szkodzi, niż robi dobrze. W tym przypadku nadaje strasznie staroświeckiego charakteru. Aranżacje obu kawałków kompletnie nie pasują do reszty albumu, a razi to tym bardziej, że obie kompozycje w lepiej dopasowanych, skromniejszych wersjach trzymałyby wysoki poziom całości.

Do kolejnej sesji doszło dopiero we wrześniu. Tym razem Young zorganizował sesję w stodole na swoim własnym ranczu w Kalifornii, korzystając z pomocy mobilnego systemu nagraniowego. Za to ponownie towarzyszyli mu muzycy The Stray Gators oraz Jack Nitzsche, a także Elliot Mazer w roli producenta. Materiał z tej sesji ma zdecydowanie bardziej rockowy charakter. "Are You Ready for the Country?" nawiązuje wprawdzie do stylistyki nagrań z Nashville, jednak zawiera także ostrzejsze partie gitary elektrycznej. "Alabama" to już nie tylko tekstowa, ale także muzyczna kontynuacja "Southern Man" z poprzedniej płyty - cięższy, niemal hard rockowy kawałek o lekko jamowym charakterze. W podobnym stylu utrzymany jest finałowy "Words", z długimi solówkami lidera oraz bluesowym dramatyzmem. Jakiś czas później Mazer, już w Nowym Jorku, dograł na potrzeby tych trzech kawałków chórki Crosby'ego, Stillsa i Nasha - niestety, śpiewających tylko w duetach.


Osobiście nie nazwałbym "Harvest" najlepszym albumem Neila Younga - na to brakuje tu spójności, której szczególnie szkodzą orkiestrowe utwory - niemniej jednak jest to bardzo udany zbiór piosenek, a niektóre z nich należą do najlepszych w dorobku artysty. "Harvest" wydaje się też całkiem dobrze podsumowywać dotychczasową karierę Kanadyjczyka i z płyt wydanych do tamtej pory najlepiej pokazywać jego talent do pisania wyrazistych, zapadających w pamięć melodii.

Ocena: 8/10



Neil Young - "Harvest" (1972)

1. Out on the Weekend; 2. Harvest; 3. A Man Needs a Maid; 4. Heart of Gold; 5. Are You Ready for the Country?; 6. Old Man; 7. There's a World; 8. Alabama; 9. The Needle and the Damage Done; 10. Words (Between the Lines of Age)

Skład: Neil Young - wokal, gitara, pianino, harmonijka; Ben Keith - gitara pedal steel (1,2,4-6,8,10); Tim Drummond - gitara basowa (1,2,4-6,8,10); Kenny Buttrey - perkusja (1,2,4-6,8,10); John Harris - pianino (2); Teddy Irwin - gitara (4); Jack Nitzsche - gitara pedal steel (5), pianino (8,10), aranżacja orkiestry (3,7); James McMahon - pianino (6); James Taylor - bandżo (6), dodatkowy wokal (4,6); Linda Ronstadt - dodatkowy wokal (4,6); David Crosby - dodatkowy wokal (5,8); Graham Nash - dodatkowy wokal (5,10); Stephen Stills - dodatkowy wokal (8,10); London Symphony Orchestra (3,7); David Meecham - dyrygent (3,7)
Producent: Neil Young; Elliot Mazer (1,2,4-6,8,10); Jack Nitzsche (3,7)


Komentarze

  1. ja jestem w mniejszości i od 10 lat mega uwielbiam te nagrania z orkiestrą, uważam że Neil powinien dla urozmaicenia więcej takich nagrać, szkoda że tak się nie stało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała płyta w takim stylu mogłaby faktycznie być ciekawym urozmaiceniem dyskografii.

      Usuń
  2. Harvest to była jedna z tych płyt NY, która na początku zupełnie do mnie nie trafiła. Słuchałem wtedy skrajnego free jazzu i mocnego rocka i łagodność i ten country sznyt trochę mnie odrzucały. Z latami, gdy zacząłem penetrować również łagodniejsze strony rocka coraz bardziej wczuwałem się w taką muzykę i w ogóle to NY mnie uwiódł. Do tego stopnia, że polubiłem country rock, a nawet wykonawców spod znaku "outlaw country". Dalej nie znoszę country typu "Nashville sound" lub honky-tonk. W zeszłym tygodniu z lubością słuchałem tych outlaw płyt Willie Nelsona (ten cudowny nosowy śpiew) i jak zobaczyłem, że Paweł recenzuje Harvest to z przyjemnością puściłem sobie tę płytę (mam wersję 50th Anniversary Edition z dodatkiem live wersji i paru innych kawałków). I stwierdziłem, że nadal ja bardzo lubię, chociaż nie do końca rozumiem jej komercyjnego fenomenu. Ale, jak mawia klasyk, są na niebie i ziemi rzeczy, które się fizjologom nie śniły.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna płyta, choć rzeczywiście przyznam że nie do końca do mnie trafiły te "orkiestrowe" utwory. Ale za to "Out On The Weekend", "Heart Of Gold", "Are You Ready For The Country?", "Old Man", "Alabama", "Words" to najlepsze piosenki Neila (według mnie).

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że ta płyta (jak i reszta twórczości Younga, ale ta szczególnie) cieszy się powszechnym uznaniem i nie jest krytykowana jako banalne piosenki czy coś w tym rodzaju. Takie utwory, jak dramatyczne “Heart of Gold” i “Old Man”, czy bardziej stonowane “Out on the Weekend” i “Harvest” trudno opisać inaczej niż jako piękne w swej prostocie. Emocje w nich zawarte są bardzo szczere i ujmujące. Harmonijka idealnie dopełnia w nich grze gitary. Natomiast "Words” oraz “Alabama” są wg mnie mocno niedoceniane, połączenie hard rockowego ciężaru z porywającymi chórkami dało w nich naprawdę potężny emocjonalny efekt. Te orkiestrowe fragmenty faktycznie psują spójność całości, o ile w “A Man Needs a Maid“ upierałbym się, że pasują do reszty kawałka i dodają mu dramatyzmu, tak w “There's a World“ brzmią niemal kuriozalnie.

    W ogóle świetne te nowo wydane archiwalia, jest tam sporo uroczych folkowych utworów, ale najwspanialszym fragmentem jest wg mnie ciężkie “Like a Hurricane” - to, co Young tam wyczynia zdecydowanie wchodzi na moją listę najlepszych solówek w historii.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)