[Recenzja] Neil Young with Crazy Horse - "Everybody Knows This Is Nowhere" (1969)

Neil Young with Crazy Horse - Everybody Knows This Is Nowhere


Neil Young od dawna czekał w kolejce wykonawców do zrecenzowania. Trochę sam sobie jest winien przez zniknięcie ze Spotify, którym najchętniej wspomagam się podczas pisania. Szanuję powód - kanadyjski artysta nie chciał być obecny na platformie, gdzie można słuchać podcastów powielających antyszczepionkową narrację - ale i nie do końca rozumiem aż tak radykalną decyzję. Oczywistym jest, że na serwisie zbierającym twórczość milionów muzyków i podcasterów, reprezentowane są wszelkie możliwe poglądy oraz różne szkodliwe treści, co jednak nie oznacza, że ktokolwiek swoją tam obecnością wyraża dla nich wszystkich poparcie. Foch Younga - i namówionej przez niego Joni Mitchell - mógł być groźnym procederem, doprowadzając do masowego exodusu twórców z obecnych serwisów, które zapewne zastąpione zostałyby dziesiątkami czy setkami mniejszych, zbierających muzykę wykonawców o konkretnych poglądach. Straciliby na tym zwykli użytkownicy, którzy obecnie za wykupienie jednej subskrybcji mają dostęp do znacznej części istniejącej muzyki. Na szczęście do niczego takiego nie doszło.

W momencie wydania "Everybody Knows This Is Nowhere" Young miał już pewną sławę, zdobytą przede wszystkim dzięki występom z Buffalo Springfield, jedną z popularniejszych amerykańskich grup rockowych drugiej połowy lat 60. Wydał też już jeden autorski album pod swoim nazwiskiem. Nie był jednak zadowolony z tamtej eponimicznej płyty, przede wszystkim ze względu na przypadkowy skład, złożony z muzyków o typowo sesyjnym profilu. Stąd też decyzja o zebraniu stałej grupy wspierającej, na kształt towarzyszącego Dylanowi The Band. Jeszcze z czasów Buffalo Springfield pamiętał grupę The Rockets, do której zgłosił się w pierwszej kolejności. Z propozycji skorzystała jednak tylko część składu: gitarzysta Danny Whitten, basista Billy Talbot oraz perkusista Ralph Molina. Muzycy przyjęli nazwę Crazy Horse. Od tamtej pory Young nagrywał zarówno bardziej stonowane płyty pod własnym nazwiskiem, jak i mocniejsze, sygnowane wspólnie z zespołem. "Everybody Knows This Is Nowhere" należy do tych drugich.

Album przynosi szczerą, bezpretensjonalną muzykę, nagraną niemalże na żywo, choć w studiu. Także proces komponowania nie zajął wiele czasu. Te najsłynniejsze utwory, czyli tytułowy, "Cinnamon Girl", "Down by the River" i "Cowgirl in the Sand" - od tamtej pory stałe obecne w koncertowym repertuarze - Neil napisał tego samego dnia, w dodatku przy blisko czterdziestostopniowej gorączce. Dwa pierwsze z tych kawałków to po prostu przebojowe piosenki. Świetny otwieracz "Cinnamon Girl" wyróżnia się ostrzejszym, nieco zgiełkliwym brzmieniem oraz hardrockowym riffowaniem ze szkoły Cream, natomiast "Everybody Knows This Is Nowhere" jest już trochę bardziej stonowany i przynosi sporą dawkę kalifornijskiego luzu. Jednak najbardziej błyszczą tu dwa pozostałe z wymienionych utworów, oba trwające po około dziesięć minut, zdecydowanie jamowe w charakterze. Fragmenty piosenkowe - szczególnie atrakcyjne w tym drugim nagraniu - są punktem wyjaśnia do dłuższych części instrumentalnych, gdzie nie ma żadnej wirtuozerii, słychać natomiast świetne zgranie muzyków Crazy Horse, ale też dobrze wpasowującego się lidera. Jego partie wydają się nieco niechlujne, może po prostu nieładne, jednak w tej pierwotnej energii tkwi ich siła oraz rozpoznawalność. Wielu gitarzystów zresztą na Younga się powoływało, szczególnie na scenie Seattle. A wracając do utworów, kwartet w swoich improwizacjach świetnie oddaje leniwy klimat słonecznej Kalifornii, choć w "Cowgirl in the Sand" nie brakuje też hardrockowego czadu.

Album zawiera ponadto trzy spokojniejsze, mniej popularne kompozycje. Zdecydowanie najlepsza z nich - i w ogóle stanowiąca bardzo mocny punkt płyty - okazuje się "Running Dry (Requiem for the Rockets)", z gościnnym udziałem grającego na skrzypcach Bobby'ego Notkoffa, zresztą kolejnego muzyka właśnie z The Rockets. Z początku jest to po prostu zgrabna folkowa ballada, ze skrzypcami idealnie wpisującymi się w ten nastrój, jednak partia Notkoffa z czasem podąża w bardziej eksperymentalne, atonalne rejony, kierując ten utwór raczej w stronę The Velvet Underground niż Boba Dylana. Za to mniej imponujące są dwa pozostałe kawałki. "Round & Round (It Won't Be Long)" to raczej miałka piosenka z akompaniamentem gitary akustycznej, a także wokalnym duetem Younga i piosenkarki Robin Lane, natomiast bardziej dynamiczny, choć wciąż oparty na brzmieniach akustycznych "The Losing End (When You're On)" to sztampowe country. Dobrze, że trochę wbrew tytułowi nie umieszczono tego kawałka na zakończenie albumu, lecz zostawiono na nie dwa najlepsze utwory. Dzięki temu po skończonym odsłuchu zostaję z naprawdę dobrym wrażeniem. Płyta miewa gorsze momenty, ale stanowią stosunkowo mały fragment całości.

Ocena: 8/10



Neil Young with Crazy Horse - "Everybody Knows This Is Nowhere" (1969)

1. Cinnamon Girl; 2. Everybody Knows This Is Nowhere; 3. Round & Round (It Won't Be Long); 4. Down by the River; 5. The Losing End (When You're On); 6. Running Dry (Requiem for the Rockets); 7. Cowgirl in the Sand

Skład: Neil Young - wokal, gitara; Danny Whitten - gitara, wokal (2), dodatkowy wokal; Billy Talbot - gitara basowa; Ralph Molina - perkusja, dodatkowy wokal
Gościnnie: Robin Lane - dodatkowy wokal (3); Bobby Notkoff - skrzypce (6)
Producent: Neil Young i David Briggs


Komentarze

  1. Przewrażliwienie Younga na foliarzy prawdopodobnie wynika z tragicznych doświadczeń rodzinnych. Jak wiadomo dwoje jego dzieci urodziło się z porażeniem mózgowym, a trzecie z epilepsją. NY od lat wspiera eksperymentalne badania nad terapiami mającymi pomóc osobom z chorobami neurologicznymi, a zwłaszcza badania nad możliwościami regeneracyjnymi mózgu. Był wściekły, że płaskoziemcy i foliarze mogą bezkarnie szerzyć kłamstwa antynaukowe na portalach o bardzo szerokim odbiorze społecznym. Dlatego ja jego postawę rozumiem. W pewnych sprawach trudno godzić się na kompromisy. A Joni Mitchell jest od zawsze jego największą przyjaciółką (oboje są Kanadyjczykami).

    OdpowiedzUsuń
  2. Będziesz recenzował Lankum? Widzę, że przeciętnie oceniłeś. Mi z każdym kolejnym odsłuchem coraz bardziej się podoba. Wydaje mi się, że mogliby trochę skrócić płytę, a także w niektórych momentach niewiele się dzieje, trochę zbyt mało - przez to napisałem o długości materiału, ale melodie naprawdę urokliwe. Proste, mało skomplikowane, ale bardzo przyjemne, no i klimat, atmosfera zdecydowanie daje radę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tę chwilę nie mam w planach, ale kolejna recenzja będzie dotyczyła płyty o lekko zbliżonym klimacie, też najwiązująca do celtyckiego folku, choć w inny sposób.

      Usuń
  3. Hmmm, co jakiś czas odsłuchuję sobie jakieś płyty Neila w streamingu. I choć bezgranicznym fanem artysty nie jestem, to zmartwił mnie fakt, że - jak piszesz - zniknął z przestrzeni wirtualnej. Wchodzę zatem na TIDAL aby to sprawdzić i… jest. Nie wiem czy wszystkie płyty jakie nagrał są dostępne ale recenzowana i owszem…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Young wycofał się tylko że Spotify. Też używam Tidala i tam wszystko w porządku ;)

      Usuń
    2. Nie napisałem, że Young wycofał swoją muzykę że wszystkich serwisów streamingowych, tylko z wymienionego Spotify. Stwarza to jednak precedens, by poszczególni wykonawcy odchodzili z różnych platform, bo nie odpowiadają im inne obecne tam treści. W tym przypadku problemem jest faktycznie szkodliwy przekaz, ale kwestii polaryzujących jest mnóstwo, czasem błahych, więc takie zachowania twórców mogą rozwalić obecny model platform streamingowych, a to by oznaczało masowy powrót do piracenia muzyki.

      Usuń
  4. 2 pytania:
    1.Tak bardzo jak cenię ten album, to co do części albumów które posłuchałem mam spore zmieszanie lub pewnego rodzaju niesmak, a jest jeszcze tego sporo jego płyt których nie słuchałem lub posłuchałem fragmentarycznie a są one albo cenione lub mają ciekawy potencjał docenienia i wobec czego ile płyt jego będzie do zrecenzowania?
    2. Tak zupełnie innej beczki skoro była mowa o serwisach muzycznych i artystach których nie ma lub nie ma dużo ich materiału na Spotify, to gdzie posłuchałeś "The Great Deceiver", na Tidalu czy z innego źródła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad1. Nie wiem tego jeszcze dokładnie. Prawdopodobnie zrecenzuję jeszcze te najsłynniejsze tytuły z lat 70.
      Ad2. "The Great Deceiver" King Crimson od jakiegoś czasu już jest na Spotify. Nie pamiętam, gdzie tego oryginalnie słuchałem, ale pierwszą część mam na CD i poluję na drugą w niezawyżonej cenie.

      Usuń
    2. @Anonimowy 17 kwietnia 14:36
      Ja miałem z NY też problem na początku. Zacząłem od kilku jego autorskich płyt (bez Crazy Horse) i kompletnie mi one nie podeszły. I wtedy kolega, z którym wspólnie prowadziliśmy niedzielny bazarek z używanymi płytami (pod Iglicą we Wrocławiu, a później w okolicy Dworca Świebodzkiego) podrzucił mi parę tytułów nagranych przez NY z Crazy Horse i zakochałem się w tej muzyce. Jego gitara ma tak charakterystyczny sound, że już po kilku zagrywkach można poznać kto gra. W poprzednich płytach przeszkadzał mi taki country-rockowy sznyt i brak dynamiki. Na płytach z Crazy Horse muzyka jest mocna, nie przeszkadza mi nawet gitara pedal-steel chętnie wykorzystywana przez zespól (a to ulubiona gitara countrowców), bo na tych płytach ona nadaje tylko lekką barwę. Podoba mi się większość płyt NY z CR (najmniej Re-Ac-Tor). Świetna jest ostatnia z roku 2022 "Toast" zawierająca starsze nagrania, ale z bardzo fajnym klimatem, no i bardzo rockowa, bez tych smętów z solowych plyt NY. Doskonałe są płyty Live zespołu Ny & CH, z często długimi jamowymi kawałkami (ja jako fan Grateful Dead bardzo lubię takie zapętlające się jamowe granie). Nie zniechęcaj się i posłuchaj tych jego płyt z CH, naprawde warto.

      Usuń
  5. Z tydzień temu Young jednak się ugiął i przywrócił swoją całą dyskografię na Spotify.

    https://www.google.com/amp/s/www.bbc.com/news/entertainment-arts-68552631.amp

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciła też Joni Mitchell. Dla mnie to dobra wiadomość - łatwiej będzie pisać kolejne recenzje obojga.

      Usuń
    2. Ja również nie mam większych powodów do narzekań - słuchałem wcześniej Younga z takiej apki na telefon NewPipe (taki zubożony YT z możliwością słuchania muzyki w tle za darmo), który jednak jest oczywiście mniej praktyczny od wiadomego serwisu - chyba tylko sam Young czuję pewną gorycz, z powodu akceptacji tej umowy przez inne platformy streamingowe o uwzględnienie podcastów tego "guru" republikanów w ich serwisach. Kapitalizm to jednak, często brudny biznes, gdzie moralne względy są przysłaniane pieniądzem.

      Usuń
    3. No właśnie, jest też druga strona medalu. Ten powrót Younga i Mitchell pokazuje jaką potęgą jest dziś te kilka głównych serwisów streamingowych I obawiam się, że mogą tę sytuację wykorzystać do tego, by jeszcze więcej wyciskać z muzyków.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)