[Recenzja] Slowdive - "Just for a Day" (1991)

Slowdive - Just for a Day


Slowdive nie jest najbardziej płodnym zespołem. Przez trwającą trzy dekady karierę wydał ledwie cztery płyty długogrające, a piąta - "Everything Is Alive" - ma ukazać się we wrześniu. To dobry moment, aby przybliżyć dotychczasowe dokonania brytyjskiego kwintetu. Dziś jest to jedna z najbardziej cenionych grup rockowych ostatniego trzydziestolecia, a bez albumu "Souvlaki" nie może się obejść żadna poważna lista najważniejszych płyt lat 90. lub wszech czasów. Nie zawsze jednak tak było. Po początkowym zachwycie brytyjskiej prasy nad wczesnymi EPkami, przyszedł zwrot o 180 stopni i pierwsze dwa albumy zostały przez krytykę zmieszane z błotem. Jednym z bardziej merytorycznych zarzutów było wskazanie zbyt ewidentnego upodobnienia się do Cocteau Twins. W tamtym czasie media miały ogromny wpływ na słuchaczy, co przełożyło się na małe zainteresowanie płytami i koncertami grupy. Muzycy zdecydowali się nagrać jeszcze jeden album, odświeżając swój styl o wpływy ambientu, a gdy nie pomogło to w odzyskaniu popularności - zawiesili działalność. Rozwój internetu i niezależnych mediów sprawił jednak, że muzyka Brytyjczyków zaczęła cieszyć się coraz większym zainteresowaniem. Doprowadziło to do powrotu zespołu w 2014 roku, a trzy lata później ukazała się płyta numer cztery.

Debiutancki album Slowdive, "Just for a Day", to zbiór dziewięciu klimatycznych utworów - raczej w stylistyce dream popu niż shoegazu'u, do którego grupa także jest zaliczana - samodzielnie napisanych przez gitarzystę i głównego wokalistę Neila Halsteada. Osiem z nich miało tu swoją premierę, jedynie "Catch the Breeze" pojawił się trzy miesiące wcześniej na EPce "Holding Our Breath". Bardzo ładnie się to wszystko rozpoczyna. "Spanish Air" niemalże przywołuje nastrój wczesnego King Crimson, posługując się jednak środkami wyrazu charakterystycznymi raczej dla wspomnianego Cocteau Twins czy ogólnie dream popu. Rozmyte brzmienie oraz uzupełniające się, eteryczne głosy Halsteada i Rachel Goswell to już znak rozpoznawczy Slowdive. Aż tak wspaniałej atmosfery, jak w otwieraczu, nie przynosi jednak już żaden z kolejnych utworów, a mimo to właśnie nastrój pozostaje głównym atutem reszty płyty. Nie brakuje też wyrazistych kompozycji, by wymienić tylko kolejne na trackliście "Celia's Dream", "Catch the Breeze" i "Ballad of Sister Sue". Jednak im dalej, tym wszystko coraz bardziej się ze sobą zlewa. Do pewnego stopnia jestem skłonny zgodzić się z zarzutami, jakie recenzenci stawiali w momencie premiery, chociażby w kwestii muzycznej niedojrzałości. Brytyjczykom zabrakło nie tylko doświadczenia, lecz przede wszystkim wyobraźni, by stworzyć bardziej różnorodne wydawnictwo. A w sumie wystarczyłoby tylko sięgnąć po pomysły z EPek, zamiast całkowicie pogrążać się w tej dreampopowej estetyce.


Niektóre wznowienia "Just for a Day" oraz streaming zawierają dodatkowo cały pozostały materiał z trzech EPek wydanych w latach 1990-91 oraz trzy nagrania z radiowej sesji dla Johna Peela. Część z tych utworów mogłaby nieco ożywić album. Wyróżnia się przede wszystkim zawartość pierwszego, eponimicznego minialbumu. Tytułowa kompozycja "Slowdive" charakteryzuje się ostrzejszym, faktycznie shoegaze'owym brzmieniem, kontrastującym ze zwiewnymi wokalami. Dwie odsłony kompozycji "Avalyn" - z których druga trwa ponad osiem minut - jeszcze ciekawiej łączą gitarowy zgiełk z ulotnym klimatem, oddalając się od formatu piosenki. Sporo z tego brudnego brzmienia zostało jeszcze na "Morningrise", szczególnie w utworze tytułowym. Bo taki "Losing Today" zapowiada już bardziej subtelne granie z "Just for a Day", choć w mniej mainstreamowym wydaniu, z wokalem ledwo przebijającym się przez warstwę instrumentalną. Nagrania oryginalnie wydane na "Holding Our Breath" to już z grubsza estetyka debiutanckiego LP, choć warto zwrócić uwagę na bardzo klimatyczną interpretację "Golden Hair" Syda Barretta, niezwykle delikatną z początku, choć niepozbawioną bardziej zgrzytliwych brzmień w dalszej części.

Naprawdę szkoda, że na "Just for a Day" nie pozostało praktycznie nic z tego bardziej hałaśliwego Slowdive, bo kilka utworów tego typu mogłoby udanie ubarwić album. Mimo wszystko jest to naprawdę przyjemne wydawnictwo, poza monotonią i przesadnym zapatrzeniem w Cocteau Twins, mające też zalety w postaci niezłych kompozycji - osobno sprawdzających się lepiej niż jako część większej całości - a zwłaszcza umiejętności stworzenia bardzo ładnego klimatu. Słychać tu potencjał, który w pełni wykorzystano na kolejnych wydawnictwach.

Ocena: 7/10



Slowdive - "Just for a Day" (1991)

1. Spanish Air; 2. Celia's Dream; 3. Catch the Breeze; 4. Ballad of Sister Sue; 5. Erik's Song; 6. Waves; 7. Brighter; 8. The Sadman; 9. Primal

Skład: Neil Halstead - gitara, wokal; Rachel Goswell - gitara, wokal; Christian Savill - gitara; Nick Chaplin - gitara basowa; Simon Scott - perkusja
Gościnnie: Andrea Williams - wiolonczela; Spike - wiolonczela
Producent: Neil Halstead i Chris Hufford


Komentarze

  1. Pierwszy raz słyszałem muzykę (piosenkę) Slowdive w radiu pod koniec lat dziewięćdziesiątych, jak się później dowiedziałem było to już po wydaniu trzech pierwszych płyt i po zawieszeniu działalności. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego wcześniej nic o nich do mnie nie dotarło. Przecież była to jak najbardziej "moja muzyka". Kupiłem od razu SOUVLAKI no i odleciałem. Następnie nabyłem JUST FOR A DAY. Przyjemna muza, jednak jeżeli wracam do slowdive to do just fo a day najrzadziej. Każda z trzech następnych płyt bardziej mi się podoba. Chyba też dałbym 7/10. Gdzieś kiedyś przeczytałem, że nazwa zespołu pochodzi od piosenki siouxsie and the banchees wieńczącej album a kiss in a dreamhouse.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Polish Jazz Quartet - "Polish Jazz Quartet" (1965)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Soft Machine - "Fifth" (1972)