[Przegląd] Nie tylko Magma, czyli zeuhl warty uwagi

Niezwykle rzadko się zdarza, by jakiś wykonawca wypracował sobie na tyle odrębny styl, by uznano go za zupełnie nowy podgatunek. Tak stało się jednak w przypadku francuskiej grupy Magma i muzycznych idei jej lidera, Christiana Vandera. Czerpiąc inspiracje ze współczesnej muzyki poważnej (Igor Strawinski, Carl Orff) i nowoczesnego jazzu (John Coltrane), a następnie przekładając je na elektryczne, kojarzone raczej z rockiem instrumentarium, stworzył zupełnie nową, niepodobną do innych odmianę rocka progresywnego. Do jej głównych cech charakterystycznych nalezą uwypuklone, transowe partie rytmiczne oraz wielogłosowe, quasi-chóralne partie wokalne w wymyślonym języku kobajańskim, ułatwiającym improwizację. Vander wymyślił też nazwę dla tego stylu - zeuhl, co po kobajańsku miało znaczyć niebiański.

Choć Magma nigdy nie odniosła sukcesu na skalę światową, doczekała się licznych naśladowców, głównie we Francji i Japonii. Przy czym japoński zeuhl pojawił się nieco później, a ponadto dość istotnie się różni - jest bardziej brutalny, mniej wyrafinowany i praktycznie całkiem pozbawiony wpływów jazzowych. Francuskim zespołom reprezentującym ten styl - nierzadko zakładanym przez byłych muzyków Magmy -  zdecydowanie bliżej do tego, co proponował Vander. Choć nawet wśród nich niewielu decydowało się na śpiewanie po kobajańsku. Prawie nikomu nie udało się osiągnąć równie wysokiego poziomu. Najlepsze efekty osiągali ci wykonawcy, którzy próbowali jakoś rozwinąć tę stylistykę, albo czerpali też inspirację od innych twórców. Właśnie na nich skupiam się w tym przeglądzie. Wybrałem dwanaście zespołów lub solistów, krótko omawiając po jednym, zazwyczaj najbardziej reprezentatywnym albumie. Zdecydowana większość z nich ukazała się w latach 1977-81, nierzadko jako prywatne tłoczenia w małym nakładzie, co bynajmniej nie wyklucza profesjonalnego podejścia muzyków. Całkowicie pominąłem japońską scenę oraz bardziej współczesnych i odtwórczych naśladowców.

12 najlepszych albumów zeuhl, których nie nagrała Magma:



Abus Dangereux - "Le quatrième mouvement" (1980)

1. Le Quatrième Mouvement; 2. Interlude (Percussions); 3. Funk Au Château; 4. Thème D'Hiver; 5. Danse De Pâques; 6. Le Roy Est Mort, Vive Le Roy; 7. Ballade Courte

Skład: Pierre-Jean Gaucher - gitara; Eric Bono - instr. klawiszowe; Laurent Krzewina - saksofon; Nigel Warren-Green - wiolonczela; Pascal Gaillard - gitara basowa; Alain Mourey - perkusja; Dan Ken - wibrafon; Arnaud Jarlan - instr. perkusyjne; Sylvie Voise - wokal; Caitriona Walsh - wokal
Producent: Arnaud Jarlan

Wieloosobowa grupa Abus Dangereux istniała niespełna dekadę i pozostawiła po sobie trzy albumy studyjne oraz koncertówkę. Debiutancki "Le quatrième mouvement" wyraźnie wskazuje na dość rozległe inspiracje zespołu. Do zawartej tu muzyki najlepiej chyba pasuje określenie jazz-rock, choć złożona rytmika wskazuje też na silny wpływ awangardowych odmian rocka progresywnego. Słychać również pewne echa sceny Canterbury, a basista Pascal Gaillard ewidentnie zdradza fascynację twórczością Magmy. Pomimo rozbudowanego instrumentarium, jego masywne partie przez niemal cały czas pozostają wysunięte wręcz na pierwszy plan i przyciągają nie mniejszą uwagę, niż solówki gitary czy saksofonu. Pewne skojarzenia z zeuhlem budzą również quasi-operowe wokalizy Sylvie Voise i Caitriony Walsh, choć w ich przypadku trudno mówić o dokładnym kopiowaniu rozwiązań proponowanych przez grupę Vandera.

Ocena: 7/10



Archaïa - "Archaïa" (1977)

1. Soleil Noir; 2. L'arche Des Mutations; 3. Sur Les Traces Du Vieux Roy; 4. La Roue; 5. Le Festin Du Lion Vert; 6. Massa Confusa; 7. Le Grand Secret; 8. Vol Du Phenix

Skład: Philippe Bersan - syntezator, instr. perkusyjne, wokal; Pierrick Le Bras - gitara, syntezator, wokal; Michel Munier - gitara basowa
Producent: Dominique Calmel

Okładka, przygotowana przez basistę Michela Muniera, bardzo dobrze wprowadza w klimat albumu, choć to jeszcze nie ten najmroczniejszy zeuhl w wykonaniu Shub Niggurath. Archaïa to zespół ewidentnie zapatrzony w Magmę, aczkolwiek szukający też inspiracji w progresywnej elektronice z okolic Heldon. Najbardziej słychać jej wpływ na przykładzie utworów "Sur Les Traces Du Vieux Roy" i "Le Festin Du Lion Vert". Ciekawostką jest również brak tak nieodzownego w zeuhlu - jakby się zdawało - instrumentu, jak perkusja. Pojawiają się jedynie perkusjonalia, najbardziej prominentnie w "La Roue". Nie można zatem odmówić tej płycie dość twórczego podejścia do naśladownictwa, choć efekt moim zdaniem nie powala. Zespół nie miał do zaoferowania wiele pod względem kompozytorskim czy wykonawczym, aranżacje też zdają się trochę niedopracowane. Sami muzycy najwyraźniej zdawali sobie sprawę ze swoich braków i nic więcej już nie nagrali. Może jednak podjęli tę decyzję zbyt pochopnie, bo mimo wszystko słychać tu potencjał.

Ocena: 7/10



Dün - "Eros" (1981)

1. L'épice; 2. Arrakis; 3. Bitonio; 4. Eros

Skład: Jean Geeraerts - gitara; Bruno Sabathe - pianino, syntezator; Alain Termolle - wibrafon, ksylofon, instr. perkusyjne; Pascal Vandenbulcke - flet; Thierry Tranchant - gitara basowa; Laurent Bertaud - perkusja
Producent: Dün

Opisałem już tutaj ten album. To zdecydowanie najbardziej interesujące wydawnictwo z tej listy, pokazujące bardzo twórcze rozwinięcie stylistyki zeuhl. Elementy wzięte od Magmy niekoniecznie tu dominują. Można mówić także o silnej inspiracji twórczością Franka Zappy (podobne zabawy rytmiką), nie da się też uniknąć skojarzeń z King Crimson (brzmienie oraz niektóre partie gitary) czy Henry Cow (nieprzewidywalna struktura utworów). Pomimo wyraźnych skojarzeń z tymi czterema wykonawcami, Dün wydaje się czymś niepowtarzalnym. Od większości zeuhlu odróżnia go także praktycznie całkowity brak partii wokalnych, jeśli nie liczyć żartobliwych odgłosów dyszenia w jednym utworze. No właśnie, to dość frywolna muzyka, zupełnie bezpretensjonalna, choć pokazująca naprawdę dobry warsztat wykonawczy instrumentalistów. Wielka szkoda, że zespół pozostawił po sobie tylko ten jeden album.

Ocena: 9/10



Eider Stellaire - "Eider Stellaire" (1981)

1. Onde; 2. Arctis 6eme Éphéméride; 3. Légende; 4. Tetra; 5. Nihil

Skład: Jean-Claude Delachat - gitara; Pierre Gérard-Hirne - instr. klawiszowe; Patrick Singery - gitara basowa; Michel Le Bars - perkusja; Véronique Perrault - wokal; Gościnnie: Marie-Anne Boda - flet, wokal; Michel Moindron - saksofon tenorowy
Producent: Eider Stellaire

Pomimo braku personalnych powiązań z grupą Vandera, Eider Stellaire to jeden z zespołów, którym udało się najbardziej zbliżyć do stylu Magmy. Różnice polegają przede wszystkim na bardziej oszczędnej warstwie wokalnej - eponimiczny debiut zespołu to głównie granie instrumentalne, czasem wzbogacone żeńskimi wokalizami - a także wysunięciu na pierwszy plan gitary. Zarówno ostre brzmienie, jak i niektóre zagrywki Jean-Claude'a Delachata mogą wywoływać skojarzenia z Johnem McLaughlinem z czasów pierwszego składu Mahavishnu Orchestra, choć pod względem możliwości Francuz trochę ustępuje Brytyjczykowi. Jednak jego partie, w połączeniu z elektrycznym pianinem, mocarną sekcją rytmiczną, eterycznym wokalem oraz sporadycznymi dźwiękami dęciaków, tworzą naprawdę świetną całość. Zespół nagrał później jeszcze dwie, niestety już nie tak udane płyty.

Ocena: 8/10



Eskaton - "Fiction" (1983)

1. Automute; 2. Simplicius; 3. Plus Et Moins; 4. Parenthèse; 5. La Danse Des Feux; 6. Le Cinéma; 7. La Mort De Tristan; 8. Les Deux Trucs; 9. F.X.

Skład: Amara Tahir - wokal; Paule Kleynnaert - wokal; Marc Rozenberg - instr. klawiszowe, wokal; Gilles Rozenberg - gitara, instr. klawiszowe; André Bernardi - gitara basowa; Gerard Konig - perkusja
Producent: Eskaton

Nie jest to najlepszy album Eskaton - ten tytuł należy się "4 Visions" - jednak jedyny, który nie dostał na tej stronie pełnej recenzji. Francuska grupa zadebiutowała w 1980 roku albumem "Ardeur", na którym zaprezentowała swoją odmianę zeuhlu, opartego na bardzo wiernym oddaniu magmowej rytmiki, ale ogólnie nieco lżejszą, pozbawioną patosu i nie czerpiącą wiele z muzyki klasycznej. Uwagę zwraca też nieco inne podejście do wielogłosowych partii wokalnych, które mają bardziej melodyjny charakter. Rok później ukazał się wspomniany "4 Visions", na którym jednak znalazł się materiał zarejestrowany przed "Ardeur", częściowo zresztą powtarzający się z repertuarem tamtej płyty. Te wcześniejsze nagrania okazują się jednak bardziej dopracowane i lepiej pokazują możliwości muzyków. Album numer trzy, "Fiction", to już zdecydowany krok w nieco inne rejony. Tym razem zespół postawił na zdecydowanie krótsze utwory, o quasi-piosenkowym charakterze, choć wciąż dość złożone w warstwie rytmicznej. Uwagę zwraca też bardziej elektroniczne, ale z reguły dalekie od ejtisowego kiczu brzmienie. Był to w sumie całkiem niezły pomysł na uwspółcześnienie zeuhlu w czasach mniej sprzyjającym ambitniejszej muzyce, bez jej przesadnego upraszczania, czego nie uniknęła nawet Magma na wydanym rok później "Merci".

Ocena: 7/10



Laurent Thibault - "Mais On Ne Peut Pas Rêver Tout Le Temps" (1978)

1. Orée; 2. Aquadingen; 3. La Caravane De L'Oubli; 4. Mais On Ne Peut Pas Rêver Tout Le Temps

Skład: Laurent Thibault - gitara basowa, gitara; Francis Moze - gitara basowa; Jacqueline Thibault - instr. klawiszowe; Anne-Sophie - pianino; Richard Raux - saksofon tenorowy; Guy Renaudin - saksofon sopranowy; David Rose - skrzypce; Dominique Bouvier - perkusja; Amanda Parsons, Jean-Claude Delaplace, Lionel Ledissez, Lisa Bois - wokal
Producent: Laurent Thibault

Laurent Thibault to oryginalny basista Magmy, który nie wystąpił co prawda na żadnym albumie zespołu, ale kilka z nich produkował (m.in. eponimiczny debiut i "Attahk"). Jego jedyne solowe wydawnictwo to chyba najbardziej łagodne oblicze zeuhlu, z jakim się zetknąłem. Z zawartą tu muzyką całkiem dobrze koresponduje okładka, sugerująca klimat niczym z amazońskiej dżungli, zamiast kosmicznych podróży Vandera i spółki. Dominują tutaj subtelne brzmienia instrumentów klawiszowych, skrzypiec i dęciaków oraz eteryczne wokalizy (za główny wokal żeński odpowiada Amanda Parsons, znana ze współpracy z Hatfield and the North czy National Health), choć nie brakuje także bardziej intensywnej, zeuhlowej gry sekcji rytmicznej - przede wszystkim w ostatnim na płycie, tytułowym "Mais On Ne Peut Pas Rêver Tout Le Temps". Thibault miał naprawdę fajny pomysł na rozwinięcie stylistyki swoich kolegów i trochę szkoda, że poprzestał na tym jednym albumie.

Ocena: 8/10



Rialzu - "Rialzu" (1978)

1. U Rigiru; 2. Lagramanti; 3. A Mubba

Skład: Christophe Mac-Daniel - instr. klawiszowe, wokal; Dominique Gallet - skrzypce, wokal; Gilles Renne - gitara; François Mac Daniel - gitara basowa, dodatkowy wokal; Olivier Renne - perkusja i instr. perkusyjne; Françoise Augé - dodatkowy wokal; Jean-Philippe Gallet - dodatkowy wokal
Producent: Rialzu

Grupa pozostawiła po sobie tylko ten jeden, niespełna półgodzinny album (na jedynej kompaktowej reedycji, z 2008 roku, można znaleźć jeszcze dwa dodatkowe nagrania, wydłużające longplay o prawie dwadzieścia minut). Pod względem muzycznym mamy tu do czynienia z czymś na kształt mieszanki stylów Magmy i Mahavishnu Orchestra. Z tą drugą łączy ją przede wszystkim identyczne instrumentarium (klawisze, skrzypce, gitara, bas i perkusja), a także silne wpływy fusion. Od pierwszej pożyczono natomiast pewne rozwiązania rytmiczne, dzięki czemu nie brakuje tu tej specyficznej zeuhlowej transowości - szczególnie w utworze "U Rigiru" - aczkolwiek sekcja gra także na inne sposoby. Są też wielogłosowe partie wokalne, jednak zaaranżowane w zupełnie inny sposób niż u grupy Vandera, inspirowany muzyką ludową Korsyki. Co ciekawe, również teksty są śpiewane po korsykańsku. Takie wpływy czynią ten album czymś całkiem unikalnym, jednak mam wrażenie, że zespołowi nie udało się tu całkiem wykorzystać swojego potencjału. Może rozszerzona wersja albumu prezentuje się lepiej, jednak w oficjalnym streamingu zamieszczono tylko podstawowy materiał.

Ocena: 7/10



Serge Bringolf - "Strave" (1981)

LP1: 1. Délire (Parts 1-3); 2. Strave I & II
LP2: 1. Utopie; 2. Jodwernssen

Skład: Serge Bringolf - perkusja i instr. perkusyjne, saksofon, wokal; Philippe Gisselmann - saksofony; Jean Gobinet - trąbka; Pascal Beck - puzon; Mary Cherney - flet; Jürgen Roth - flet (LP2:2); Michael Nick - skrzypce; Francois Grillot - gitara basowa; Richard Muller - wibrafon; Mano Kuhn - wokal
Producent: Serge Bringolf

Serge Bringolf, perkusista i saksofonista Alain Eckert Quartet, jako solista zadebiutował dwupłytowym albumem koncertowym. Na scenie towarzyszył mu rozbudowany zespół, obejmujący muzyków grających na saksofonach, trąbce, puzonie, flecie, skrzypcach, gitarze basowej i wibrafonie, a także dodatkowy wokalista (sam lider również udzielał się wokalnie). Zaprezentowana przez nich muzyka łączy w sobie elementy zeuhlu, fusion i third stream. Na repertuar składają się tylko cztery kilkunastominutowe utwory, wszystkie o podobnym charakterze. To dość swobodne improwizacje, oparte wszakże na starannie rozpisanych tematach. Muzykom nie brakuje wykonawczego kunsztu, do aranżacji i kompozycji też nie mogę się przyczepić, jednak mam poczucie, że skrócenie tego materiału do najlepszych momentów wyszłoby na dobre. W tym samym roku Bringolf wydał jeszcze studyjny "Vision", utrzymany w tej samej stylistyce, bardziej treściwy, ale pod wszystkimi innymi względami trochę jednak ustępujący "Strave".

Ocena: 7/10



Shub Niggurath - "Les morts vont vite" (1986)

1. Incipit Tragaedia; 2. Cabine 67; 3. Yog Sothoth; 4. La Ballade De Lénore

Skład: Ann Stewart - wokal; Véronique Verdier - puzon; Jean-Luc Hervé - instr. klawiszowe; Franck W. Fromy - gitara, instr. perkusyjne; Alain Ballaud - gitara basowa; Franck Coulaud - perkusja
Producent: Pierre Benazeth

Najbardziej mroczne oblicze zeuhlu, do którego przymiotnik niebiański zdaje się nijak nie pasować. Wpływ Magmy na Shub Niggurath jest oczywisty, słychać go przede wszystkim w potężnych partiach basu oraz quasi-operowym wokalu (tutaj w wykonaniu jednej wokalistki). Pod względem klimatu bliżej jednak do "Heresie" Univers Zero. To muzyka budząca podobną grozę, choć osiągająca ten efekt za pomocą nieco innych środków: zgiełkliwych partii gitary, kościelnych organów, niemal chaotycznych uderzeń w klawisze fortepianu oraz przeszywającego sopranu Ann Stewart. Intrygującym dopełnieniem brzmienia okazują się dźwięki puzonu. Na oryginalne wydanie albumu składają się tylko cztery utwory - w tym dwa trwające po kilkanaście minut - ale w wersji kompaktowej i w streamingu dorzucono parę bonusów. "Les morts vont vite" to jeden z tych albumów, które twórczo rozwijają idee Vandera. Rezultat może spodobać się nie tylko wielbicielom Magmy i szeroko pojętego rocka progresywnego, ale też chociażby słuchaczom tych bardziej posępnych odmian metalu - choć tu dawka mroku jest o wiele większa.

Ocena: 8/10



Univeria Zekt - "The Unnamables" (1972)


1. You Speak and Speak and Colegram; 2. Altcheringa; 3. Clementine; 4. Something's Cast a Spell; 5. Ourania; 6. Africa Anteria; 7. Ündïa


Skład: Yochk'o Seffer - saksofon; Teddy Lasry - saksofon, flet, organy; Tito Puentes - trąbka; François Cahen - pianino; Claude Engel - gitara; Francis Moze - gitara basowa, organy; Christian Vander - perkusja i instr. perkusyjne; Lucien Zabuski - wokal (2); Lionel Ledissez - wokal (4); Klaus Blasquiz - wokal (7), instr. perkusyjne

Producent: Laurent Thibault

Univeria Zekt to tak naprawdę Magma, z okresu gdzieś pomiędzy nagraniem dwóch pierwszych albumów. Decyzja o wydaniu tego materiału pod innym szyldem nie powinna nikogo dziwić, gdyż to muzyka o zdecydowanie innym charakterze. Na album - jedyny pod tą nazwą - składają się głównie kawałki o bardziej piosenkowym, wręcz przebojowym charakterze, pod względem instrumentalnym i wokalnym (teksty są w większości śpiewane po angielsku), bliższe konwencjonalnego jazz-rocka. Nawet rozbudowany instrumental "Africa Anteria" wypada wyjątkowo przystępnie. Takie było zresztą założenie tego longplaya - miał ułatwić słuchaczom wejście do świata Magmy. Łatwo tu wskazać pewne wspólne elementy, pozwalające zaliczyć "The Unnamables" do zeuhlu. Mam tu na myśli przede wszystkim silnie zaznaczoną warstwę rytmiczną oraz charakterystyczny głos Klausa Blaquiza w śpiewanym po kobajańsku ostatnim utworze.

Ocena: 7/10



Weidorje - "Weidorje" (1978)

1. Elohims Voyage; 2. Vilna; 3. Booldemug

Skład: Bernard Paganotti - gitara basowa, wokal; Patrick Gauthier - instr. klawiszowe; Jean-Philippe Goude - instr. klawiszowe; Yvon Guillard - trąbka, wokal; Alain Guillard - saksofon; Michel Ettori - gitara; Kirt Rust - perkusja
Producent: Frédéric Leibovitz

Weidorje to w zasadzie kolejny spin-off Magmy. Efemeryczna, jak się okazało, grupa powstała z inicjatywy basisty Bernarda Paganottiego i klawiszowca Patricka Gauthiera, którzy współpracowali z Vanderem od połowy lat 70. W projekt zaangażowali byli także Laurent Thibault i Klaus Blasquiz - pierwszy wystąpił w roli inżyniera dźwięki, drugi odpowiada za projekt i wykonanie okładki. Warto też dodać, że nazwa została zaczerpnięta od jednego z utworów zawartych na albumie "Üdü Ẁüdü", kompozycji Paganottiego i Blasquiza. Jedyne wydawnictwo Weidorje można potraktować jako bezpośrednią kontynuację tamtego longplaya. Szczególne wypełniającą pierwszą stronę winylowego wydania kompozycję basisty, "Elohims Voyage", można wziąć za jakiś zapomniany utwór Magmy. Jedynie brzmienie jest nieco bardziej elektroniczne, co należy uznać za wkład Gauthiera, który w tym samym czasie udzielał się też w projekcie Heldon. Dwie kompozycje klawiszowca to już całkiem oryginalne połączenie zeuhlu, elektroniki i jazzowych dęciaków. Największym atutem wydają się partie współliderów, szczególnie rewelacyjne popisy basisty. A całokształt przekonuje mnie zdecydowanie bardziej od wydanego w tym samym roku magmowego "Attahk".

Ocena: 8/10



Zao - "Shekina" (1975)

1. Joyl; 2. Yen-Lang; 3. Zohar; 4. Metatron; 5. Zita; 6. Bakus

Skład: Yochk'o Seffer - saksofon, klarnet, wokal; François Cahen - instr. klawiszowe; Gérard Prévost - gitara basowa; Jean-My Truong - perkusja; Pierre Guignon - instr. perkusyjne; Marie-Françoise Viaud - skrzypce; Michele Margand - skrzypce; Françoise Douchet - altówka; Claudine Lassere - wiolonczela
Producent: François Cahen, Pascal Legros i Yochk'o Seffer

Zao to kolejny magmowy odprysk, którego powstanie było związane z rozłamem w grupie Vandera. Saksofonista Yochk'o Seffer i klawiszowiec François Cahen nie byli przekonani co do kierunku, w jakim rozwijał się tamten zespół. Odeszli tuż przed nagraniem przełomowego "Mekanïk Destruktïw Kommandöh", na którym zeuhlowa stylistyka w pełni się wykrystalizowała. Seffer i Cahen woleli grać muzykę podobną do tej z wcześniejszych płyt, o bardziej jazzrockowym charakterze. Pod szyldem Zao poszli jeszcze bardziej w stronę fusion, Jednak na pierwszych płytach wciąż mocno słychać zeuhlowe naleciałości, szczególnie w warstwie rytmicznej, ale też za sprawą sporadycznych wokaliz. Prawdopodobnie najciekawszym osiągnięciem tej grupy jest jej trzeci album, "Shekina", nagrany z udziałem kwartetu smyczkowego, który bardzo ciekawie dopełnia to najbliższe jazzu oblicze zeuhlu, wzbogacając je o bardzo wyraźne odniesienia do poważnej kameralistyki. Szkoda, że już na kolejnym w dyskografii "Kawana" elementy zeuhlu i muzyki klasycznej zostały właściwie całkiem wyparte przez skomercjalizowane fusion.

Ocena: 8/10


Komentarze

  1. Super, że wpadłeś na taki pomysł:) Będzie czego słuchać na kilka dni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na takie artykuły czekam, normalnie creme de la creme tej strony :) Z wymienionych płyt znam tylko Weidorje i Rialzu więc jest co słuchać w święta. Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też czekam na właśnie takie, tego typu artykuły, supcio :)

      Usuń
    2. Ja kilka miesiecy albo lat,zanim nadrobie zesp. ze sceny Cantebury i jazz.

      Usuń
  3. Fajne podsumowanie. Robiłem podobne lata temu w "Lizardzie". Z tym że Dun to nie zeuhl - nawet w bardzo szerokim ujęcie. Wiem, że są tak klasyfikowani, ale najzupełniej sztucznie wg mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie nie jest to czysty zeuhl, ale zawiera pewne elementy tego stylu. Początkowo nie miało tu być tego zespołu, ale wtedy ktoś inny mógłby zarzucić jego brak. A w sumie warto go przypomnieć, bo recenzja była już trochę czasu temu.

      Akurat tego numeru "Lizarda" nie mam. Mógłbyś zdradzić, czy pisałeś o jakimś zespole spoza mojej listy?

      Usuń
    2. Żebym ja to pamiętał! Numer komuś podarowałem, a tekst został w starym kompie- może gdzieś go mam na mailu- sprawdzę. Chyba nie pisałem o Abus Dangereux, na pewno ująłem sporo nowszych grup: One Shot, Amygdala, Setna, bo tekst był przygotowywany ze wsparciem wytwórni SoleilZeuhl (i z promocyjną płytą). Pamiętam też, że zrobiłem wywiad z gitarzystą Eider Steillare - Delachatem, bardzo fajnie mi się z nim rozmawiało. Tekst miał bardzo wymyślną formę - były kobaianskie układy planetarne, satelity (zespołów Vandera), księżyce, jakieś takie straszne hocki-klocki, wszystko wsparte bardzo rozbudowaną grafiką. Generalnie przerost formy nad treścią, która była OKI, ale nic szczególnego (poza wywiadem).

      Usuń
    3. Były dwa takie artykuły:
      Pierwszy w nr 6/wiosna 2012 z Andersonem na okładce autorstwa Jarosława Sawica: „O obröttäch sfëhr niëbieskich” (pisownia oryginalna).
      Drugi w nr 28/2018 z okładką płyty Darek Side Of The Moon autorstwa Krzysztofa Pabisa: „Półwiecze Zuehlowego uniwersum”

      Usuń
  4. Eros - Zdecydowanie mój ulubiony, niestety reszty nie znam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze pamiętam, że wstęp był stylizowany na Księgę Rodzaju (Vander występował jako Stwórca), Shub-Niggurath to była "czarna dziura" w galaktyce, a niektóre planety krążące wokół konstelacji zeuhl miały swoje "księżyce - bodaj Cos był księżycem Zao. Grafik zrobił z tego rozkładówkę - wyszło coś jak gra sciencie fiction albo ilustracja do magazynu o astrologii (haha). No, wtedy lubiłem nadmiernie komplikować formę - teraz patrzę na to z przymrużeniem oka. I z dystansem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nota bene z Twojego zestawu powyżej wszystko lubię i oceniam w miarę podobnie (Rialzu wyżej, ale to ze względu na Korsykę, podzielam uwagi krytycznie, Thibault też jest wspaniały), poza Shub-Niggurath, którego dawno się pozbyłem. Klimat ma- ale uważam, że to okropna amatorka (i hochsztaplerka). Takie Univers Zero w wersji Ramones haha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brzmi dość słabo mówiąc szczerze, ale porównanie do Ramones to raczej przesada, bo Shub Niggurath miało jakieś ambicje, a w porównaniu do ramąsów to umiejętności na nie tak złym poziomie

      Usuń
  7. Super, przydałoby się więcej tekstów tego typu, fajnie by było jakbyś częściej wychodził poza format recenzji

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo ciekawy pomysł. Czy mógłbyś mi powiedzieć, czy opisywałeś na blogu jakieś zespoły japońskie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O japońskim zeuhlu nie pisałem.

      Usuń
    2. Chodziło mi ogólnie czy na blogu opisywałeś jakichś japońskich artystów lub czy masz na RYMie ocenionych takowych.

      Usuń
    3. Aktualnie jest chyba tylko recenzja Flower Travellin' Band. Na RYM-ie mam ocenionych więcej japońskich wykonawców, np. zeuhlowe Koenji Hyakkei i Bondage Fruit czy różnych jazzmanów. Możesz sam sprawdzić, klikając w mapę na górze mojego profilu.

      Usuń
    4. Dzięki za odpowiedź :)

      Usuń
  9. Niestety, udało mi się odnaleźć tylko wywiad z Delachatem. Jeśli kogoś zainteresuje (a uważam, że jest naprawdę ciekawy, choć krótki, bo uzupełniał artykuł), to może go pobrać tutaj (przekonwertowałem na PDF) https://we.tl/t-t5UUIXAJ1o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, chętnie się zapoznam!

      Usuń
    2. Mnie najbardziej ciekawią te wydane w latach 70,a szczególnie ten ostatni Zao.Bo najbardziej lubie 2 pierwsze płyty Magmy.

      Usuń
  10. Mnie też najbardziej podobają się z ZEUHLU, oprócz oczywiście klasyka gatunku (warto też zauważyć/życzyć każdemu zespołowi wydawania płyt na takim poziomie jaki prezentują kolejne, również nowe płyty Magmy ) - te mniej oczywiste zespoły, które mają estetykę najbardziej zbliżoną do jazz rocka, Fusion, Canterbury np. Potemkine - Nicolas II , COS, itp. , z wymienionych wyżej nie wpadłem na razie na Laurenta Thibaulta ( po opise zapowiada się smakowicie), ciężej mi za to docenić - no może nie docenić - ale (polubić/włączyć do kolekcji) np . Shub Niggurath i inne płyty nie tylko z ZEUHLowej estetyki, które czasami programowo w celu osiągnięcia konkretnego efektu brzmią bardziej monotonnie/transowo (np.Ash Ra Tempel) czy też mają dla mnie tą estetykę jednak nieprzyswajalną/mechaniczną (np. KRAFTWERK ) i choć często? z czasem się to jednak zmienia (zaczynałem od BIG CYCA i LADY PANKU - jeśli chodzi o rock music, ze względu na to, że szczęśliwie dla mnie - raczkujące ówcześnie disco polo przelało czarę moich niewyszukanych "poszukiwań"...), to jednak takim płytom ciężko się u mnie przebić, poza może obiektywną ?/subiektywną? próbą zrozumienia/docenienia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024