[Przegląd] Nowości płytowe 2020 (część 1/4)

W tym roku postanowiłem na bieżąco poznawać i opisywać nowe wydawnictwa. Nie mam jednak do tego wystarczającej motywacji, aby poświęcać wszystkim najważniejszym lub najciekawszym premierom pełne recenzje. Dlatego uruchamiam nowy cykl, który zamierzam kontynuować w miarę regularnie (w zależności od ilości i jakości przesłuchanych w danych miesiącach nowych płyt). 


Against All Logic - "2017 - 2019" 6/10

Drugi album najnowszego projektu amerykańskiego muzyka, kompozytora i producenta, Nicolasa Jaara. Według RYM jego zawartość wpisuje się w takie style, jak tech house, post-industrial, idm, deconstructed club, microhouse, industrial techno czy outsider house. Nie mam kompletnie pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, ani skąd aż tak wysokie oceny (zdecydowanie bardziej rozumiem twórczość Jaara w duecie Darkside, prezentującą bardziej klasyczne podejście do elektroniki), ale przesłuchałem całość bez rosnącego znudzenia i/lub irytacji, co towarzyszyło znacznej części wydanych do tej pory tegorocznych płyt.


Ciśnienie - "Brass Album" 5/10

Kolejna koncertówka post-rockowego kwartetu Ciśnienie (który wciąż nie dorobił się albumu studyjnego). Znalazł się tu zapis występu z maja zeszłego roku, podczas którego zespołowi towarzyszyła Orkiestra Dęta KWK Wujek. Jej partie dodały tu wręcz filmowego patosu. Brzmi to jednak bardzo naiwnie, a ten cały rozmach w ogóle nie pasuje do tak jednostajnej muzyki. Zeszłoroczny "JazzArt Underground" - na którym instrumentarium ograniczało się do skrzypiec, waltorni, instr. klawiszowych, gitary basowej i bębnów - zdecydowanie bardziej mnie przekonał.


Janusz Jurga - "Occultt" 7/10

Jurga to obecnie jeden z ciekawszych przedstawicieli elektronicznego niezalu w Polsce. Na swojej najnowszej EPce wciąż trzyma się stylistyki ambient techno z okolic GASa. Mniej tutaj jednak tego leśnego klimatu znanego chociażby z zeszłorocznego "Hypnowald", a więcej mroku, co zresztą sugeruje już sam tytuł. Efekt intryguje i tylko trochę szkoda, że nie jest to pełnowymiarowy album.


Jazzpospolita - "Przypływ" 6/10

Nu jazz zdecydowanie nie leży w kręgu moich zainteresowań, więc i ten album oceniam raczej chłodną. Jak na instrumentalne, raczej improwizowane granie jest ono zbyt bezpieczne, zachowawcze, a także przesadnie wygładzone pod względem brzmieniowym. A jednocześnie może to być całkiem przyjemna muzyka tła. Bo przy uważniejszym słuchaniu można raczej odpłynąć z postępującego znużenia (nieliczne żywsze momenty wypadają tu  lepiej od tych łagodniejszych).


John McLaughlin, Shankar Mahadevan & Zakir Hussain - "Is That So?" 4/10

Jak się okazuje, problem zdziadzienia i kompletnego wypalenia twórczego dotyczy nie tylko rockmanów (o czym więcej piszę w drugiej połowie tej listy), ale przytrafia się także jazzmanom. A każdym razie przytrafiło się Johnowi McLaughlinowi. Trudno uwierzyć, że facet, który grał na paru z najlepszych płyt Milesa Davisa i współtworzył dwa spośród najlepszych zespołów fusion (The Tony Williams' Lifetime oraz założony przez siebie Mahavishnu Orchestra), potrafił też udanie czerpać z muzyki hindustańskiej (projekt Shakti), skończył nagrywając jakieś new-age'owe smęty.


Lonker See - "Hamza" 6/10

Kibicowałem im po wydaniu "One Eye Sees Red" z 2018 roku. Tegoroczny album przekonuje mnie zdecydowanie mniej. Mniej tutaj improwizowania, więcej komponowania, a tym akurat muzykom lepiej wychodziło to pierwsze (połowa składu udziela się także w projektach jazzowych). Lonker See w wydaniu quasi-piosenkowym wypada dość miałko, stał się zbyt zachowawczy. Wciąż zdarzają się ciekawsze momenty instrumentalne, ale nic mnie tu nie porwało. Może następnym razem.


Mythic Sunship - "Changing Shapes" 7/10

Tutaj sprawa jest prosta. Koncertówka nagrana podczas promocji wydanego w 2018 roku "Another Shape of Psychedelic Music", na którym zespół - będący jednym z pogrobowców rocka psychodelicznego - poszerzył skład o saksofonistę i podążył w bardziej jazzowym kierunku. Bardzo przypadło mi to do gustu. Ale nowe wydawnictwo już tak nie chwyciło. To właściwie jeden wielki jam, jednak muzycy nie są zbyt kreatywnymi improwizatorami, a całości brakuje wyrazistości. Sama stylistyka i brzmienie są jednak bardzo przyjemne.


Ozzy Osbourne - "Ordinary Man" 2/10

Album z kategorii tych zupełnie niepotrzebnych. Wokalista, który po rozstaniu ze słynnym zespołem nie nagrał nigdy nic, czego faktycznie warto byłoby posłuchać, od paru dekad wydaje taśmowe produkcje, których nie sposób od siebie odróżnić. Najnowszy, wydany po dziesięcioletniej przerwie longplay, w znacznej części składa się dokładnie z tych samych, znanych od lat elementów. Tym razem doszła do tego niewielka ilość elementów mających pomóc w dotarciu do młodszej publiczności, wychowanej na różnych trapach i indie rockach. Kompozycje są jednak tak nijakie, wykonanie tak przeciętne, a brzmienie tak beznadziejne, że słuchać tego będą tylko zagorzali wielbiciele dad rocka.


Tame Impala - "The Slow Rush" 5/10

Jeden z najbardziej hajpowanych współczesnych zespołów, którego fenomenu kompletnie nie ogarniam. Cała jego twórczość - i najnowszy, czwarty album nie jest tutaj wyjątkiem - sprowadza się do pokazania, jak mogłyby by brzmieć te psychodeliczne dokonania The Beatles, gdyby powstały dziś. Cóż, brzmiałyby zdecydowanie gorzej; byłyby kompletnie pozbawione różnorodności i jakichkolwiek eksperymentów. Pojedyncze kawałki Lame Impala, przepraszam, Tame Impala są nawet w miarę przyjemne, ale w 57-minutowym zestawie nudzą niemiłosiernie.


Wire - "Mind Hive" 5/10

Co mieli do zaoferowania, pokazali już na swoich pierwszych, kluczowych dla art- i post-punku albumach, jak "Pink Flag", "Chairs Missing" i (moim faworycie) "154". Od tamtego czasu dyskografia brytyjskiej grupy znacząco się powiększyła, nie zbliżając się już jednak do poziomu wczesnych wydawnictw. "Mind Hive" to longplay, którego da się posłuchać raz, ale nie ma żadnego powodu, by to robić, a tym bardziej - by do niego wracać. Nieliczne fragmenty nieznacznie wybijają się ponad kompletną przeciętność, ale całość jest cholernie nudna.


Wishbone Ash - "Coat of Arms" 4/10

Kolejny rockowy dinozaur zupełnie niepotrzebnie wracający po paroletniej przerwie. Dwudziesty szósty album studyjny w dyskografii zespołu, który już w pierwszej dekadzie działalności nagrał parę gniotów - a nigdy nie stworzył niczego faktycznie wybitnego - to idealna pozycja dla wszystkich, którzy mają dość słuchania w kółko tych samych płyt, a boją się wyjść poza ścisły rockowy mainstream. "Coat of Arms" przynosi tak bardzo szablonowy i typowy dla podstarzałych rockmanów materiał, jak tylko jest to możliwe. Kompozycje są oczywiście zupełnie bezbarwne, a wykonanie jest maksymalnie bezpieczne i konwencjonalne


Komentarze

  1. Mocno się zdziwiłem, że zmusiłeś się do przesłuchania nowych wydawnictw rockowych dinozaurów (Wishbone Ash i Ozzy Osbourne), skoro pisałeś chyba przy okazji "Rainier Fog", że więcej nie będziesz tego robił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko na potrzeby nowego cyklu. W zeszłym roku chyba faktycznie żadnych dinozaurów nie słuchałem.

      Usuń
    2. Whitesnake cie ominął w tamtym roku.

      Usuń
    3. I The Who, z czego też się bardzo cieszę :p

      Usuń
    4. "Whoosh!" Nowa płyta Deep Purple! Której nikt nie potrzebował! już 12 czerwca.

      Usuń
    5. Pearl Jam skończył się na trzeciej płycie. Niestety chorują oni na tą samą przypadłość co Deep Purple. Czyli niekończące się wydawanie słabych/gniotów.

      Usuń
    6. Jakby zebrać najlepsze momenty PJ z lat 1996-2009 to jednak wychodzi całkiem dobra płyta, powiedzmy, niewiele gorsza, niż "Ten". Ale już rok 2013 i siedmioletnia (!) przerwa nie pozostawiają nawet tej resztki złudzeń.

      Usuń
    7. Jeszcze "No Code" był spoko.

      Usuń
  2. Co do pierwszego opisanego albumu - nazwa projektu mówi sama za siebie :)
    A bardziej na poważnie - wydaje mi się, że chodzi o połączenie walorów taneczno-rozrywkowych (chwytliwe sample) z awangardą, eksperymentami oraz eksploracją różnych gatunków (oprócz tych wymienionych przez Ciebie również np. drum and bass i acid house). Dużą rolę pełni też ciężkie, przesterowane i bogate brzmienie, które ma pewnie oddawać agresję lub mrok i wzbudzić poczucie paniki. Nie jestem zbytnio fanem takiego stylu, ale doceniam ten album, choćby za różnorodność i oryginalność.

    OdpowiedzUsuń
  3. W sieci są same ochy i achy nad solową płytą Biffa Byforda z Saxon "School of Hard Knocks". Rzeczywiście płyta wyszła w 2020 roku a w Polsce już cały nakład wyprzedany. Słuchałem tego w necie to przyznam że jak na oldschoolowy heavy metal to dobre to choć oczywiście tylko la koneserów takiego starego grania. No Byford ma do tego prawo bo trudno aby w wieku 70 lat miał nagrać hip hop. Nowy zespół grający plagiaty to już co innego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałem nawet pojęcia, że coś takiego istnieje. Teraz już wiem i nic z tą wiedzą nie zrobię.

      Usuń
    2. No ja do dzisiaj też nie miałem pojęcia. Jedno muszę przyznać że bardzo sympatyczna okładka, pasująca raczej do jakiegoś starego zespołu progresywnego niż do heavymetalowca.

      Usuń
  4. Na "The Slow Rush" to jest męski wokal?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy cykl, można poznać opinię na temat różnych albumów z ostatniej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi się nowy Wishbone Ash spodobał, nie jest to nic szczególnego, raczej tylko dla fanów zespołu, ale że ja jakimś tam fanem ich jestem więc słuchało mi się przyjemnie. :)

    Słuchałem dzisiaj albumu Zimpla i wynudził mnie strasznie, ale pewnie dam mu jeszcze szansę. Spróbuję coś jeszcze dla siebie wybrać coby poszerzyć muzyczne horyzonty. ;) Dzięki tutejszym rekomendacjom poznałem w zeszłym roku album który stał się moim ulubionym albumem A.D. 2019. Mowa o EABS "Slavic Spirits", warto odnotować że gdyby nie to, to moim albumem numer jeden zeszłego roku byłoby najnowsze dzieło Dream Theater "Distance Over Time". Także wpływ bloga na poszerzanie horyzontów jest, więc może i w tym roku coś się znajdzie. Póki co w moim rankingu płyt tegorocznych prowadzi... Wishbone Ash. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak człowiek był młody, to z wypiekami na twarzy patrzył na zapowiedź każdego nowego albumu Black Sabbath.
    Przyszła starość.
    Co poszło nie tak, kiedy widząc nową okładkę albumu Ozzy Osbourne'a, wydajesz z siebie cichy jęk: ''Uuuuu! Znowu nowy album? Pewnie jeszcze gorszy, niż poprzedni...''?

    Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o...

    Muzyczny świat schodzi na psy: Ozzy osiągnął dno, Blackmoore przeistoczył się w jakiegoś średniowiecznego grajka, pół grupy Queen udaje, że wszystko jest OK. To zapytam: kim my - starzy fani - jesteśmy w tym upadającym systemie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, istnieje tyle muzyki, że w ogóle nie trzeba interesować się tym, co robią obecnie różne rockowe dinozaury. Poza ścisłym rockowym mainstreamem jest mnóstwo innej, ciekawszej muzyki. Po co przejmować się chałturzeniem Osbourne'a, Blackmore'a czy Queen, gdy można posłuchać Zimpla? ;)

      Usuń
    2. @Paweł Pałasz: zawsze staram się podchodzić do dyskografii całościowo, by mieć ogląd wszystkiego, co dany twórca ma nam do powiedzenia.
      Pocieszam się tym, że jednak nie wszyscy się sprzedali i zeszli na psy. :)

      Usuń
    3. Sam tak robiłem i w 99% okazywało się to stratą czasu, który mogłem wykorzystać na poznanie czegoś innego. W przypadku wykonawców rockowych i ich dokonań późniejszych, niż dziesięć lat od debiutu, bardzo rzadko można znaleźć coś, co nie jest: a) kopią wcześniejszych dokonań niedorównującą pierwowzorowi, b) nieudolną próbą wpasowania się w aktualne trendy mainstreamu. Nawet jeśli któreś z albumów "a" lub "b" są przyzwoite w swojej kategorii, to przecież i tak posłucha się ich tylko parę razy, a potem już nigdy się do nich nie wraca, jeśli słucha się więcej niż kilkunastu wykonawców.

      Usuń
    4. Racja, to jest dobra strategia oszczędzania czasu. Dlatego teraz oprócz zespołów "mus" słucham tylko do połowy dyskografii.

      Usuń
    5. Najlepiej sprawdzić oceny na RYMie. Jeśli jakiś album ma średnią poniżej ~3.2/5, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że nie warto go słuchać. Oczywiście, nie twierdzę, że ta strona jest jakąś nieomylną wyrocznią, ale akurat panuje tam raczej tendencja do zawyżania, więc niska średnia ocen o czymś świadczy.

      Usuń
    6. Nigdy nie byłem na RYM, dziwne - całe życie myszkuję na stronach progarchives.com.
      Dużo straciłem?

      PS. Odwrócę kwestię złych albumów: znamy jakieś nieziemskie powroty, wielkie come-backi na koniec działalności? Co obstawiacie?

      PS2. Pytanie techniczne, trochę bardziej nadające się na ankietę: jak u Was z odsłuchem - płyty CD/SACD/DVD-Audio/BluRay/winyle? A może formaty cyfrowe, w tym HD? Ciekaw jestem proporcji. @Paweł: jest możliwość przeprowadzenia takiej ankiety wśród czytelników Twojego bloga?

      Usuń
    7. Pełna zgoda z Pawłem.

      Usuń
    8. @blackwaterpark: Katalog ProgArchives obejmuje tylko jedną (choć bardzo różnorodną) odmianę rocka i jedną odmianę jazzu. Na RateYourMusic jest skatalogowany praktycznie każdy istniejący album, ze wszystkich możliwych gatunków, wliczając w to muzykę klasyczną i najbardziej wymyślne odmiany awangardy. Więc bazując tylko na tym pierwszym serwisie, ma się bardzo ograniczony widok na muzykę.

      Ranking albumów wszech czasów RYM jest dziwny i może na początku zniechęcać. Ale oferuje wiele możliwości. Można zobaczyć ranking dla konkretnego gatunku lub stylu, albo ranking dla konkretnego rocznika, albo ranking dla gatunku z danego rocznika - i tego typu listy są już naprawdę super, bo jest tam wszystko, co powinno być, posegregowane mniej więcej w takiej kolejności, w jakiej najlepiej poznawać. A jeśli dodasz jako znajomych lub obserwowanych osoby o podobnym guście, możesz przeglądać rankingi oparte tylko na ich ocenach.

      Ad. PS. Magma.
      Ad. PS2. Ja preferuję winyle. Ankietę można zrobić, tylko po co?

      Usuń
    9. @Paweł Pałasz: wiedziałem, że napiszesz: Magma. ;)

      No to jutro sobie założę konto na RYM.

      Ad. Ad. PS2: między innymi po to, że szukam jakichś porad dotyczących streamingu (rozważam zakup NAS w celu postawienia na nim serwera multimedialnego; nie wiem, czy są jakieś sieciowe playery, które pozwalają na odtwarzanie plików DSD, ale w postaci *.iso - na Windowsie nie ma z tym problemu: AIMP, Foobar, a nie mam pojęcia jak będzie na takim serwerze). Ot, czyste kwestie techniczne.
      Winyle są piękne, trzymam je dla samych okładek. Płyty SACD to moje prawdziwe marzenie, ale ich kolekcjonowanie doprowadziło by mnie do ruiny. CD to już, niestety, technologiczny przeżytek. Tak więc stawiam na muzykę w postaci cyfrowej (najlepiej HD).

      Usuń
  8. Znakomity pomysł na cykl. Poproszę regularnie, może być raz na kwartał.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)