[Recenzja] Magma - "Magma" (1970)



Francuska Magma to zespół prawdziwie kultowy w kręgu wielbicieli rockowej awangardy, zaś poza nim praktycznie nieznany. Taki stan rzeczy absolutnie nie dziwi w przypadku twórczości tak oryginalnej i wymagającej. O ile sama warstwa muzyczna - inspirowana XX-wieczną muzyką poważną, awangardowym jazzem i ambitnym rockiem progresywnym - nie była czymś zupełnie oderwanym od tego, co działo się w muzyce na początku lat 70., tak warstwa wokalna była jedyna w swoim rodzaju. W nagraniach Magmy zamiast pojedynczego wokalisty zwykle słychać cały chór, wyraźnie inspirowany twórczością Carla Orffa, śpiewający teksty w wymyślonym języku. Pomijając dość liczne, choć również nieistniejące w świadomości większości słuchaczy, grono naśladowców, muzyka Magmy do dziś brzmi niezwykle oryginalnie i niepowtarzalnie.

Pomysłodawcą zespołu był Christian Vander, klasycznie wykształcony perkusista. To właśnie on odpowiada za całą pozamuzyczną otoczkę - charakterystyczny image, logo, za stworzenie całej historii fikcyjnej planety Kobaia i jej mieszkańców, Kobaian, opowiadanej w tekstach napisanych w wymyślonym przez niego języku kobaiańskim (aczkolwiek w dużym stopniu są to po prostu improwizowane zabawy głosem). Co jednak ważniejsze, Vander stworzył także zupełnie nowy styl muzyczny, nazwany przez niego zeuhlem (co po kobaiańsku znaczy "niebiańska muzyka"). Wyróżniają go nie tylko orffowskie chóry, ale także bardzo oryginalne podejście do rytmiki. Słychać w tym wszystkim i nawiązania do poważnych kompozytorów (poza wspomnianym Orffem, także do Strawińskiego czy Bartóka), i do free jazzu (szczególnie do późnej twórczości Johna Coltrane'a), ale zostaje to wszystko uproszczone i zdynamizowane w rockowy sposób - przynajmniej na wczesnych albumach, bo potem tego rocka było już wyraźnie mniej. Efektem jest muzyka może i nieprzesadnie trudna czy skomplikowana (choć na rockowe standardy bardzo zaawansowana), ale jednak bardzo wymagająca. Dla słuchacza mającego wcześniej kontakt głównie z rockiem, a z free jazzem i muzyką poważną już niekoniecznie, twórczość Magmy może być zupełnie nieprzyswajalna.

Dlatego też poznawanie zespołu najlepiej zacząć od eponimicznego debiutu (w późniejszych latach wznawianego też pod tytułem "Kobaïa"), który jest najbardziej przystępny, bliski typowego jazz-rocka. Choć nie da się ukryć, że zespół trochę przesadził, zaczynając karierę od albumu dwupłytowego, o łącznym czasie przekraczającym osiemdziesiąt minut. Skondensowanie wydawnictwa do jednej płyty winylowej, znacznie ułatwiłoby zagłębienie się w świat Magmy. Z drugiej strony - trudno byłoby tu z czegoś zrezygnować. Całość trzyma bardzo równy poziom, a żaden utwór nie schodzi poniżej wysokiego poziomu. Żaden też jakoś znacząco nie wybija się ponad pozostałe, ale pominięcie któregokolwiek byłoby jednak pewną stratą. Bo choć tworzą spójną całość, to każdy posiada swój własny charakter. Co jest tym bardziej godne podziwu, że właściwie wszystkie są stworzone z praktycznie tych samych elementów.

Podstawą jest pomysłowa i finezyjna gra sekcji rytmicznej, z bardzo charakterystycznym, uwypuklonym brzmieniem gitary basowej. Do tego dochodzą melodyjne partie pianina, bardzo rockowa gitara (której jest tu zdecydowanie więcej, niż na późniejszych albumach zespołu) oraz rozbudowana sekcja dęta (saksofony altowy, tenorowy i sopranowy, trąbka, flety) o wyraźnie freejazzowych skłonnościach. Nie brakuje ciekawych partii solowych, ale muzycy stawiają raczej na granie zespołowe, w którym każdy instrument pełni równie ważną rolę. Niewątpliwie grają tutaj bardzo utalentowani instrumentaliści, którzy jednak nie popisują się bez potrzeby swoimi umiejętnościami. Utwory są w większości rozbudowane, a ich struktury nieprzewidywalne. Nastrój nierzadko jest bardzo podniosły, ale muzycy świadomie i umiejętnie wykorzystują patos, dzięki czemu nie może być mowy o popadaniu w kicz lub pretensjonalność. Nie brakuje tu zresztą ewidentnie humorystycznych momentów (przede wszystkim "Malaria", ale także niektóre motywy z innych utworów), pokazujących, że zespół ma do swojej twórczości dystans i po prostu bawi się muzyką. To, co odróżnia debiut od późniejszych dokonań zespołu, to także warstwa wokalna. Nie ma tu jeszcze tych charakterystycznych chórów; śpiewa jeden wokalista, a robi to w raczej rockowy sposób, choć zdarzają się i mniej konwencjonalne momenty (zwłaszcza "Stoah").

Choć styl zespołu nie jest tu jeszcze w pełni ukształtowany - a wręcz od tego odległy - już tutaj słychać bardzo oryginalne i kreatywne podejście. W chwili wydania był to album jedyny w swoim rodzaju, niezwykle intrygujący i inspirujący. Później zespół niewątpliwie się rozwinął, ale moim zdaniem nie ujmuje to nic debiutowi. Na tle późniejszych dzieł zespołu jest to, jak już wspominałem, longplay bardziej przystępny, bliski jazz-rock lub głównonurtowego rocka progresywnego, niepozbawiony łatwo przyswajalnych motywów czy melodii. Jeśli więc ktoś jeszcze nie miał do czynienia z twórczością Magmy, lub zniechęcił się do niej przez poznanie najpierw któregoś z trudniejszych albumów, śmiało może sięgnąć po ten materiał. Na koniec warto jeszcze wspomnieć o doskonałym brzmieniu, na podstawie którego trudno się domyślić, że to album sprzed prawie pięćdziesięciu lat.

Ocena: 8/10



Magma - "Magma" (1970)

LP1 ("Le voyage"): 1. Kobaia; 2. Aïna; 3. Malaria; 4. Sohïa; 5. Sckxyss; 6. Auraë
LP2 ("La découverte de Kobaia"): 1. Thaud Zaia; 2. Naü Ektila; 3. Stoah; 4. Mûh

Skład: Klaus Blasquiz - wokal; Richard Raux - saksofon altowy i tenorowy, flet; Teddy Lasry - saksofon sopranowy, flet; Alain Charlery - trąbka, instr. perkusyjne; François Cahen - pianino; Claude Engel - gitara, flet, wokal; Francis Moze - gitara basowa, kontrabas; Christian Vander - perkusja, wokal
Producent: Laurent Thibault


Komentarze

  1. Ten zespół poznałem dzięki topce 50 płyt prog rocka, którą to topke znalazłem gdzieś w odmętach internetu. W tej topce był album Magmy "Mëkanïk Dëstruktïẁ Kömmandöh" Zaintrygowała mnie nietypowa melodia i tekst w dziwnym języku, fonetycznie pisząc brzmiało to tak "di kurwen di kurwen..." pomyślałem że to dosyć zabawne i od tej pory ten zespół kojarzę pozytywnie mimo że nie przesłuchałem żadnej płyty do końca.

    OdpowiedzUsuń
  2. A i w tej topce były też płyty średnie albo gówniane np. Kansas - Leftoverture, Opeth - Blackwater Park, Dream Theater - Metropolis 2 Scenes From a Memory.

    OdpowiedzUsuń
  3. To posłuchaj w całości debiutu albo "Live" z 1975 roku.

    Ta lista musiała być chyba przepisana z jakiegoś rankingu RYM czy innego ProgArchives. Przecież słuchacze tamtych zespołów nie znają (a już na pewno nie cenią) Magmy, z kolei słuchacze Magmy nie wymienialiby takich bzdetów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczywiście że posłucham, w najbliższym czasie i całą dyskografię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na ogół te wszystkie avantowe i krautrockowe zespoły właściwie od razu podobają mi się bardziej niż "zwykły" prog, jednak Magma to wyjątek. Przy nich nawet ja się poddałem. :D Ale jeszcze będę próbować, jak parę innych rzeczy lepiej ogarnę (np. rocznik 1982 który leży i kwiczy u mnie teraz).

    OdpowiedzUsuń
  6. Przesłuchałem na razie utwór "Kobaia" i faktycznie dosyć przystępne granie. Mi się spodobało, a nie jestem zaznajomiony z awangardą, free-jazzami itp.

    Natomiast taka ciekawostka, wpisuję na youtubie "Magma" żeby sobie coś przesłuchać, a tam jako druga pozycja wyskakuje mi takie coś: https://www.youtube.com/watch?v=nqNJiwv-m34 :D Nawet nie wiedziałem, że zespół wykonujący ten utwór tak samo się nazywa. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodziewałem się, że prędzej czy później ktoś wyskoczy z tą drugą, żenującą Magmą. Ale po co od razu wrzucać link?

      Usuń
    2. Cóż, gdybym mógł wyedytować post to bym usunął ten link. Zresztą chyba nic się nie stało, przecież ten utwór i tak pewnie każdy gdzieś słyszał, nawet jak nie wie jaki wykonawca go wykonuje, bo tytułu to się pewnie każdy domyśla. Nie sądzę abym zrobił jakąś reklamę dla tego wykonawcy i utworu.

      Usuń
    3. Reklamę może i nie, ale jeszcze ktoś tam wejdzie i dostanie raka uszu ;)

      Usuń
  7. Niestety mi sie nie spodobala.Gitary i klawiszy tu niezbyt duzom,jazz i awangarda dominuja nad rockiem.Trche przeorost formy nad trescia.Nie wiem do czego porownac,do;Zappy,KC-Lizard,GG-In glass house.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porównania bardzo zacne i trudno uznać granie podobnej muzyki za wadę

      "Przerost formy nad treścią" to taki wyświechtany zwrot, często powtarzany bez żadnego zastanowienia. A niby czemu forma nie miałaby pełnić w muzyce większego znaczenia od treści? Potrafisz to jakoś uzasadnić? Co gorsze, treść muzyczna jest zwykle mylona z tekstami. Nic bardziej mylnego. Treść w muzyce to te wszystkie abstrakcyjne środki wyrazu, po które sięgają kompozytorzy (a nie autorzy tekstu), by następnie ułożyć w jakąś formę. Debiut Magmy jest bogaty w treść, a i formę ma to interesującą (choć jeszcze nie tak, jak na późniejszych albumach).

      Usuń
  8. Ja akurat zacząłem z Magmą od K.A i MDK, choć mi się bardzo te płyty spodobały od początku

    OdpowiedzUsuń
  9. W swoich recenzjach coraz częściej odwołujesz się do kompozytorów muzyki poważnej, których wiele osób nie zna. Czy posiadasz bądź zdobywasz wykształcenie muzykologiczne dzięki któremu nabywasz bardziej szczegółową wiedzę na temat muzyki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeważnie sam najpierw czytam o takim wpływie, a dopiero potem sięgam po twórczość danego kompozytora, w celu weryfikacji i zrozumienia, na czym ów wpływ polegał. Później już oczywiście sam mogę wyłapać taką inspirację u innego wykonawcy. Zagłębienie się dokładniejsze w muzykę poważną wciąż mam jedynie w planach. Zacznę prawdopodobnie od XX wieku, bo to z tego okresu głównie czerpali wykonawcy w rodzaju Magmy, Henry Cow, Zappy, Soft Machine, Can czy Cecila Taylora.

      Usuń
  10. Rok temu w ogóle go nie doceniłem, a dzisiaj słucham i coś niesamowitego. Mało taki albumów dwupłytowych bogatych w treść i równych. Zwyższa oceny musi być.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024