[Recenzja] Rush - "Grace Under Pressure" (1984)
Na "Grace Under Pressure" zespół nie zmienia kierunku, ale wciąż się rozwija. Tym razem przede wszystkim pod względem brzmieniowym. Muzycy postanowili zatrudnić nowego producenta, Petera Hendersona (na miejsce Terry'ego Browna, z którym współpracowali od czasu "Fly by Night"), oraz wzbogacić instrumentarium o cyfrowe syntezatory i elektroniczną perkusję. Ich brzmienie równoważą jednak tradycyjne instrumenty - gitara basowa Geddy'ego Lee wciąż jest mocno uwypuklona w miksie, Neil Peart gra głównie na akustycznym zestawie bębnów, a gitary Alexa Lifesona jest tu nawet więcej, niż na poprzednim albumie (zwykle stapia się z syntezatorami, ale czasem wychodzi na pierwszy plan, głównie podczas solówek). Muzykom i Hendersonowi udało się w ten sposób uzyskać naprawdę solidne brzmienie, dalekie od typowego dla lat 80. plastiku. Same kompozycje również wypadają ciekawie. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że to obok "Moving Pictures" najlepszy zesta