[Recenzja] Danny Brown - "Quaranta" (2023)

Danny Brown - Quaranta


Pierwsze zapowiedzi tego albumu pojawiły się trzy lata temu. Już wtedy było wiadomo, że będzie to duchowa kontynuacja wydanego w 2011 roku "XXX". Tamta płyta powstała z hedonistycznej perspektywy trzydziestolatka, który dopiero co odniósł swoje pierwsze muzyczne sukcesy. Tym razem teksty były pisane z bardziej refleksyjnej perspektywy rozczarowanego czterdziestolatka. Oryginalnie tytuł miał być bardziej bezpośredni i brzmieć "XXXX". Ostatecznie jednak Brown zdecydował się zatytułować płytę "Quaranta", co po włosku znaczy dokładnie to samo, ale kojarzy się też z kwarantanną, a materiał powstawał podczas pierwszych lockdownów związanych z pandemią COVID-19, natomiast w tekstach przewija się temat typowego dla tamtych czasów odizolowania.

Drugi w tym roku album Danny'ego Browna, po świetnym "Scaring the Hoes", to płyta równie zwięzła - nie przekracza nawet trzydziestu pięciu minut - ale poza tym kompletnie inna. Poprzednik był efektem pełnoskalowej współpracy z producentem JPEGMafia, a obaj twórcy mieli bardzo spójną wizję całości. Na "Quaranta" niemal każdy utwór powstawał z innym producentem, więc próżno spodziewać się tu aż takiej konsekwencji. A jednak tu także przewija się pewna wizja, od której odstają tylko pojedyncze utwory. W błąd mógł wprowadzić promujący album jako pierwszy singiel "Tantor" przygotowany z The Alchemist, bardzo intensywny, oparty na agresywnym gitarowym riffie - wyciągniętym z "Oreja Y Vuelta Al Ruedo" argentyńskiej jazz-rockowej grupy Tantor - oraz z tym charakterystycznym dla Browna rapowaniem wysokim głosem. Jest w tym kawałku szaleństwo znane ze "Scaring the Hoes". Niewiele tu jednak tego typu grania. Na pewno "Dark Sword Angel" i "Jenn's Terrific Vacation", oba z tym od razu rozpoznawalnym rapem i pomysłową produkcją; może jeszcze "Y.B.P.", z humorystycznym podkładem z okolic Insane Clown Posse.


Reszta repertuaru to już nagrania nieco bardziej stonowane muzycznie, utrzymane w wolniejszym tempie, z niższym głosem Browna. Intrygująco wypada otwierający album utwór tytułowy, z nastrojowym akompaniamentem w klimatach psychodelicznego rocka. Świetny, mocno odjechany klimat ma także "Ain't My Concern", z całkiem kunsztowną, choć zupełnie nienachalną produkcją. Jednym z moich faworytów jest na pewno "Down Wit It", z bardzo fajnymi, skradającymi się partiami bębnów i syntezatora. Nie do końca przekonuje mnie rzewny "Celibate", za to bardzo przyjemnie wypadają "Shakedown" i "Hanami", oba raczej nastrojowe, ale z dość bogatymi podkładami. Za to absolutnie wspaniały jest finałowy "Bass Jam", o onirycznej, niemalże ambientowej atmosferze, z wyrazistym basowym motywem przewijającym się przez całe nagranie, schowaną na dalszym planie perkusją, stonowanym rapem oraz subtelnymi chórkami. Nie przypomina to żadnego znanego mi kawałka hip-hopowego, jest to dla mnie świeże i naprawdę świetne nagranie.

Danny Brown na "Quaranta" prezentuje swoje bardziej bardziej refleksyjne, łagodniejsze oblicze, co często daje naprawdę znakomite efekty, czego najlepszym przykładem finałowe nagranie. Album przynosi jednak także trochę muzyki w stylu, z jakim dotąd najbardziej był kojarzony, ze znakomitym "Tantor" na czele. Z jednej strony wpływa to na pewien brak stylistycznej spójności płyty, a z drugiej - czyni ją bardziej różnorodną i ciekawszą. Wielbiciele wcześniejszych dokonań Danny'ego Browna nie powinni być zatem "Quarantą" rozczarowani, a być może album ten przyniesie mu nowych miłośników.

Ocena: 8/10

Nominacja do płyt roku 2023



Danny Brown - "Quaranta" (2023)

1. Quaranta; 2. Tantor; 3. Ain't My Concern; 4. Dark Sword Angel; 5. Y.B.P.; 6. Jenn’s Terrific Vacation; 7. Down Wit It; 8. Celibate; 9. Shakedown; 10. Hanami; 11. Bass Jam

Skład: Danny Brown - wokal; Bruiser Wolf - wokal (5); Kassa Overall - wokal (6); MIKE - wokal (8)
Producent: Holly (1); The Alchemist (2); Chris Keys (3,4); Quelle Chris (3,4); Kassa Overall (3,5,6); Skywlkr (5); Paul White (7,11); Samiyam (8); Kaelin Ellis (9); Sven Wunder (10)


Komentarze

  1. Świetna płytka. Obserwuję Browna jakoś od czasów Atrocity Exhibition i muszę przyznać, że chyba ze wszystkich dotychczasowych albumów ten najbardziej mi się podoba. Jest dojrzały i bardzo przemyślany, a jednocześnie nie rezygnuje z dość niestandardowych rozwiązań, które były na AE. Jeden z moich tegorocznych faworytów.

    PS. Potraktuj to w kategoriach żartu, ale w ramach "hip hopu który brzmi jak Bass Jam": ktoś na RYMie to zauważył i nie ukrywam, że nieco się z tym zgadzam ;) https://youtu.be/L4kxomUj4t8?si=Kpygm60l8RtSmX8h

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)