Posty

Wyświetlam posty z etykietą scorpions

[Recenzja] Scorpions - "Rock Believer" (2022)

Obraz
Wielu z pewnością czekało na tę recenzję, a czy może być lepszy moment na pisanie o Scorpions, niż 1 kwietnia? Starzy wyjadacze wracają, w składzie odświeżonym o Mikkeya Dee z Motörhead, ze swoim 21. studyjnym albumem. "Rock Believer" to dokładnie taki album, jaki muzycy próbowali, dotąd bez powodzenia, nagrać od początku XXI wieku. Już sama okładka wywołuje oczywiste skojarzenia z, nie waham się użyć tego słowa, kultowym albumem "Blackout" z 1982 roku. Nawiązania są tu już nie tylko stylistyczne, ale także brzmieniowe, co stanowi miłą odmianę po kilku wcześniejszych płytach, gdzie właśnie do brzmienia można się było przyczepić. Najnowsze wydawnictwo Niemców, Polaka i Szweda to prawdziwa muzyczna uczta dla wszystkich miłośników hard rocka i heavy metalu lat 80., a każdy  z utworów to perełka. Zobaczcie sami: "Gas in the Tank" to dokładnie takie otwarcie, jakiego można było oczekiwać. Zaczyna się riffem, potem jest zwrotka, refren, itd. Jak przystało na zes

[Recenzja] Scorpions - "Return to Forever" (2015)

Obraz
W tym roku mija 50 lat działalności Scorpions. Co prawda debiutancki album niemieckiej grupy ukazał się dopiero w 1972 roku, ale jej początki to właśnie 1965 rok. Największe sukcesy przyszły jednak dopiero w latach 80. oraz na początku następnej dekady, gdy ogólnie wielką popularnością cieszyły się wygładzone odmiany hard rocka. Wkrótce koniunktura na takie granie minęła, a muzycy nie potrafili się odnaleźć w nowych czasach, nieudolnie eksperymentując np. z ówczesnym popem na albumie "Eye II Eye". Dopiero w XXI wieku pogodzili się z faktem, że nie pozostaje im nic innego, jak granie dla coraz mniej licznego grona podstarzałych wielbicieli hard rocka. Efektem tego był utrzymany w dawnym stylu album "Unbreakable" z 2004 roku. Od tamtej pory zespół regularnie wydaje kolejne płyty w takiej stylistyce, czego kolejnym przejawem jest tegoroczny "Return to Forever" (bynajmniej nie jest to nawiązanie do dawnej grupy Chicka Corei), dwudzieste wydawnictwo w stud

[Recenzja] Scorpions - "Crazy World" (1990)

Obraz
To z tego albumu pochodzi "Wind of Change". Większość ludzi na świecie kojarzy Scorpions tylko z tym jednym utworem, wciąż uparcie katowanym przez stacje radiowe. Natomiast wielu fanów zespołu nienawidzi go ze względu na popularność (która przecież powinna przypaść któremuś z ich faworytów). Prawda jest taka, że to po prostu dobra, melodyjna piosenka. Tylko i aż tyle. Trochę szkoda, że nie posłużyła za tytuł całego wydawnictwa, na którym słychać prawdziwy powiew zmian. Muzycy zrezygnowali z dalszej współpracy z Dieterem Dierksem i na stanowisko producenta zatrudnili innego fachowca, Keitha Olsena (mającego już na koncie albumy m.in. Fleetwood Mac, Grateful Dead, Santany, Whitesnake i Ozzy'ego Osbourne'a). Zapewnił on solidne, mocniejsze brzmienie, będące miłą odmianą po wygładzonych, plastikowych produkcjach Dierksa z lat 80. Olsen odegrał ważną rolę także na etapie komponowania. O ile wcześniej pisaniem utworów zajmowali się wyłącznie Klaus Meine, Rudolf Sch

[Recenzja] Scorpions - "Savage Amusement" (1988)

Obraz
"Savage Amusement" to album, który nawet wśród wielbicieli poprzednich wydawnictw Scorpions nie cieszy się uznaniem. Zespół poszedł jeszcze dalej w stronę komercji i nagrał album po prostu poprockowy, czy też może raczej AOR-owy. Brzmienie jest jeszcze bardziej wygładzone, plastikowe. Produkcja w stylu Bon Jovi pasuje do charakteru samych kompozycji, które są jak zwykle sztampowe, kiczowate i naiwne. Pierwsze trzy kawałki - "Don't Stop at the Top", "Rhythm of Love" i "Passion Rules the Game" - jakoś jeszcze się bronią, dzięki chwytliwym, choć banalnym melodiom. Zaraz potem pojawia się jednak kuriozalny, wręcz dyskotekowy "Media Overkill". A później następuje seria kompletnie nijakich kawałków, zakończona okropnie przesłodzoną balladą "Believe in Love". Co ciekawe muzyka do tego ostatniego została napisana już dekadę wcześniej, w tym samym czasie, co album "Taken By Force". To, a także czteroletnia przerwa

[Recenzja] Scorpions - "Love at First Sting" (1984)

Obraz
"Love at First Sting" uznawany jest za jeden z najlepszych albumów Scorpions. Zespół dopracował styl z trzech poprzednich wydawnictw i wydał prawdziwą kopalnię hitów. To oczywiście wciąż granie pozbawione artystycznych ambicji, przeważnie rażące banałem i sztampą, oraz wygładzonym brzmieniem. Ale kompozycje tym razem są nieco bardziej udane. Pod tandetnymi aranżami i topornym wykonaniem często znajdziemy naprawdę dobre melodie. Wyróżniają się przede wszystkim dwa najbardziej znane kawałki z tego krążka, czyli oparty na bardzo fajnym, rozpoznawalnym riffie "Rock You Like a Hurricane", oraz nieco ckliwy, ale całkiem zgrabny "Still Loving You", będący wzorem rockowej power ballady . Ale nawet te bardziej sztampowe utwory, jak "Big City Nights", "Bad Boys Running Wild" czy "I'm Leaving You" są dość znośne, jak na taką stylistykę. Choć są też wyjątki, jak chaotyczny "The Same Thrill", czy bardziej stonowany, ni

[Recenzja] Scorpions - "Blackout" (1982)

Obraz
Po komercyjnych sukcesach albumów "Lovedrive" i "Animal Magnetism", grupa Scorpions znalazła się na progu światowej kariery. Właśnie wtedy doszło do wydarzenia, przez które w jednej chwili wszystko mogło legnąć w gruzach. Podczas sesji nagraniowej kolejnego albumu Klaus Meine zaniemógł wokalnie i wszystko wskazywało na to, że nieprędko będzie mógł wrócić do śpiewania, o ile w ogóle. Pozostali muzycy zaangażowali nowego frontmana, Amerykanina Dona Dokkena, jednak nic nie wynikło z tej współpracy (niedoszły wokalista założył później własną grupę, Dokken, wykonującą nieciekawy i bardzo wtórny heavy metal). Tymczasem Meine poddał się operacji, dzięki której cudownie odzyskał głos, aczkolwiek nigdy już nie wrócił do formy, jaką prezentował wcześniej. Po jego powrocie, zespół dokończył album, któremu nadano tytuł "Blackout". Longplay okazał się największym komercyjnym sukcesem w dotychczasowej karierze grupy i do dziś jest powszechnie uznawany za jedno

[Recenzja] Scorpions - "Animal Magnetism" (1980)

Obraz
Na "Animal Magnetism" zespół wrócił do cięższego grania. To jednak prawdopodobnie czysto koniunkturalne posunięcie - był rok 1980, początek wielkiej popularności heavy metalu. A pod względem kompozytorskim tym razem jest jeszcze gorzej, niż poprzednio. "Make It Real", "Don't Make No Promises" i "Only a Man" to okropnie infantylne, sztampowe i banalne kawałki, ale chociaż z jakimś potencjałem komercyjnym. Bo już w takich "Hold Me Tight", "Twentieth Century Man" i "Falling in Love" do powyższych wad dochodzi kompletna nijakość. To jednak jeszcze nic przy "Lady Starlight" - okropnie przesłodzonej balladzie, z kiczowatą aranżacją, płaczliwym śpiewem Klausa Meine i żałośnie banalną gitarową solówką. Poziom niespodziewanie wzrasta pod koniec albumu. Dwa ostatnie, najcięższe utwory - energetyczny i chwytliwy "The Zoo", oraz wolny i posępny "Animal Magnetism" - należą do najlepszych k

[Recenzja] Scorpions - "Lovedrive" (1979)

Obraz
Album "Lovedrive" przyniósł niemieckiej grupie długo oczekiwany sukces komercyjny. Po raz pierwszy w karierze, zespołowi udało się trafić do notowań. I to nie tylko w swojej ojczyźnie (11. miejsce), ale także na dwóch najważniejszych rynkach - w Wielkiej Brytanii (36. miejsce) i USA (55. miejsce). W Europie w sprzedaży pewnie pomogła przyciągająca uwagę okładka, zaprojektowana przez firmę Hipgnosis, znaną przede wszystkim ze współpracy z Pink Floyd (magazyn Playboy ogłosił ją najlepszą okładką roku). W Stanach zdecydowano się jednak ją ocenzurować. W promocji pomógł też pewnie fakt, że w nagraniu albumu wziął udział Michael Schenker, którego właśnie wyrzucono z UFO, za nadużywanie alkoholu i narkotyków. To jednak nie on został następcą Uliego Jona Rotha, a Matthias Jabs, który gra w zespole do dzisiaj. Za sukcesem "Lovedrive" stała jednak przede wszystkim komercjalizacja. Wygładzono brzmienie, a część utworów wyraźnie skrojono pod amerykańskie stacje radio

[Recenzja] Scorpions - "Tokyo Tapes" (1978)

Obraz
W pierwszych latach swojej profesjonalnej kariery, grupa Scorpions zdobyła popularność jedynie w Japonii (gdzie właściwie każdy zachodni wykonawca, który odwiedzał ten kraj, odnosił sukces). Nic dziwnego, że właśnie tam zarejestrowana została pierwsza koncertówka zespołu. "Tokyo Tapes" to zapis występów z 24 i 27 kwietnia 1978 roku w stolicy Japonii. Były to jedne z ostatnich koncertów Scorpions z Ulim Jonem Rothem, który postanowił odejść z przyczyn artystycznych (nie odpowiadał mu komercyjny kierunek, w jakim chcieli iść Klaus Meine i Rudolf Schenker). Na repertuar "Tokyo Tapes" składają się głównie utwory z czterech albumów Scorpions z Rothem. Ich wybór pozostawia sporo do życzenia. Kawałki w rodzaju np. "Backstage Queen", "Steamrock Fever" czy "Robot Man" zdecydowanie nie należą do ich najlepszych fragmentów (szkoda, że na ich miejscu nie znalazły się "This Is My Song", "Life's Like a River" i &quo

[Recenzja] Scorpions - "Taken by Force" (1977)

Obraz
"Taken by Force" to pierwszy studyjny album Scorpions z perkusistą Hermanem Rarebellem, a zarazem ostatni, na którym zagrał Uli Jon Roth. Gitarzysta chciał pozostać przy dotychczasowej stylistyce, podczas gdy Klaus Meine i Rudolf Schenker dążyli do bardziej komercyjnego grania, co uniemożliwiło im dalszą współpracę. Jak wiele zespół przez to stracił, pokazują kolejne albumy zespołu. Roth był przecież nie tylko dobrym gitarzystą, ale także najlepszym kompozytorem w zespole. Również na "Taken by Force" dostarczył kilka kompozycji, będących mocnymi punktami albumu (w przeciwieństwie do poprzednich albumów, nie zaśpiewał w żadnej z nich): energetyczny "I've Got to Be Free", z bardzo hendrixowskimi, nieco funkowymi zagrywkami na gitarze; ciężki "The Sails of Charon", z jednymi z jego najlepszych solówek i riffów; a także przebojowy "Your Light", oparty na funkowej rytmice. Z kompozycji Schenkera najlepsze wrażenie sprawia "

[Recenzja] Scorpions - "Virgin Killer" (1976)

Obraz
Album "Virgin Killer" pamiętany jest głównie za sprawą swojej pierwotnej okładki, zawierającej zdjęcie nagiej dziesięcioletniej dziewczynki w dość niejednoznacznej pozie. W połączeniu z tytułem grafika nabiera jeszcze bardziej perwersyjnego charakteru. Choć zdaniem muzyków tytułowym zabójcą dziewic jest czas, a okładka została narzucona przez wydawcę.  RCA poszło na całość  - mówił w jednym z wywiadów Klaus Meine . Dzisiaj, kiedy myślisz o dziecięcej pornografii, nigdy byś czegoś takiego nie zrobił. Nie robiliśmy tego [jednak] z myślą o pornografii, lecz o sztuce. Ale firma płytowa popchnęła nas w taką stronę, bo świadomie chciała wywołać kontrowersje. Miało to pomóc w sprzedaży albumu . W wielu krajach album ukazał się z zupełnie inną okładką, przedstawiającą samych muzyków, najpewniej radujących się z faktu, że ominęły ich konsekwencje za oryginalny projekt. Sprawa odżyła jednak w XXI wieku, gdy brytyjska organizacja Internet Watch Foundation wymusiła zablokowanie ar

[Recenzja] Scorpions - "In Trance" (1975)

Obraz
Na okładce "In Trance", trzeciego albumu Scorpions, po raz pierwszy pojawiło się charakterystyczne logo grupy. Natomiast zdobiące ją zdjęcie wyznaczyło standard dla kolejnych wydawnictw grupy, które - zgodnie z zamysłem wydawcy - miały przyciągać uwagę kontrowersyjnymi grafikami. W Stanach okładka została ocenzurowana, co również stało się swego rodzaju tradycją. Co jednak najważniejsze, sama muzyka także okazała się drogowskazem dla dalszych poczynań Scorpions. Muzycy zdecydowanie odcięli się od swoich korzeni, decydując się na granie prostych, melodyjnych piosenek. Ale przede wszystkim, właśnie na tym albumie zespół zaczął się specjalizować w balladach, które zajmują równo połowę wydawnictwa. Kompozycja tytułowa, z łagodnymi zwrotkami i zaostrzonym, chwytliwym refrenem, stała się wzorem, który muzycy do znudzenia powielali na swoich kolejnych longplayach. Choć utwór brzmi nieco sztampowo i nieporadnie, jest jednym z ciekawszych momentów "In Trance". Bardz

[Recenzja] Scorpions - "Fly to the Rainbow" (1974)

Obraz
Kariera grupy Scorpions zaczęła się naprawdę dobrze. Debiutancki album "Lonesome Crow" pokazał zespół od dość ambitnej strony. Niestety, jego dalsza działalność to stopniowe obniżanie lotów. Wszystko zaczęło się sypać wkrótce po premierze debiutu. Najpierw posypał się skład. Odejście perkusisty Wolfganga Dziony'ego nie było wielką stratą; szybko znaleziono następcę, którym został Joe Wyman. O wiele boleśniejsza była strata Michaela Schenkera - gitarzysty, który miał największy wpływ na charakter i jakość pierwszego longplaya. Jego talent i umiejętności daleko wyprzedzały pozostałych muzyków. Nic więc dziwnego, że wykorzystał szansę, jaka nadarzyła się podczas wspólnych koncertów z brytyjską grupą UFO. Zespół przyjechał do Niemiec w niepełnym składzie, gdyż gitarzysta Bernie Marsden (później członek Whitesnake) zgubił swój paszport. Pozostali muzycy zostali zmuszeni wypożyczać gitarzystę od swojego supportu. I tak zachwycili się jego grą, że zaproponowali mu stały

[Recenzja] Scorpions - "Lonesome Crow" (1972)

Obraz
Niemiecka grupa Scorpions kojarzona jest dziś przede wszystkim jako twórcy kiczowatych ballad i sztampowego hard rocka. Jakież musi być zdziwienie osób znających tylko takie wcielenie zespołu, gdy po raz pierwszy sięgają po debiutancki "Lonesome Crow". Zespół wykonywał wówczas zdecydowanie ciekawszą i bardziej ambitną muzykę. Niektórzy nawet zaliczają ten longplay do krautrocka - specyficznej, eksperymentalnej odmiany rocka progresywnego, granej głównie przez Niemców. Sam zespół odcinał się jednak od sceny krautrockowej. I słusznie, gdyż zawartej tutaj muzyce zdecydowanie bliżej do tego, co proponowali wykonawcy brytyjscy i amerykańscy. Słychać nawiązania i do tzw. wielkiej trójki hard rocka (Led Zeppelin, Black Sabbath, Deep Purple), i do blues rocka z okolic Ten Years After, a także odrobinę psychodelii i rocka progresywnego w wydaniu Pink Floyd. Takie to były czasy - muzycy mieszali ze sobą różne rodzaje muzyki, próbując z nich stworzyć własny styl, dzięki czemu ówc