[Recenzja] Maanam - "Maanam" (1981)

Maanam - Maanam


Cykl "Polskie ejtisy" #3

Pojawiły się już głosy, że w całym tym cyklu "Polskich ejtisów" chodzi o wzbudzanie kontrowersji i prowokowanie wielbicieli krajowego mainstreamu. A prawda jest taka, że wiele tych tzw. klasyków po prostu niedobrze się zestarzało. Zwłaszcza w konfrontacji z zachodnią muzyką, którą bezczelnie imitowano, korzystając z bardzo ograniczonego dostępu polskich słuchaczy do pierwowzorów. Nie zamierzam jednak w recenzjach z tej serii jedynie odbrązawiać albumów, których kult jest obecnie zupełnie irracjonalny. Istnieją też przecież wydawnictwa, które nieco lepiej znoszą próbę czasu i do niech należy choćby debiut Maanamu.


Z dużym prawdopodobieństwem eponimiczny Maanam to pierwsza prawdziwie polska płyta nowofalowa. Wprawdzie kilka miesięcy wcześniej ukazał się "Helicopters" Porter Band - grupy założonej zresztą przez byłego muzyka Maanamu, Johna Portera - jednak ze względu na anglojęzyczne teksty i walijskie pochodzenie lidera można polemizować z jej polskością. Republika czy Lady Pank debiutowali pózniej. W chwili, gdy longplay się ukazał, nie było jeszcze nawet listy przebojów radiowej Trójki.

Historia grupy zaczęła się zresztą jeszcze w połowie poprzedniej dekady. Inicjatorem jej powstania był Marek Jackowski, wcześniej gitarzysta zespołów Anawa i Osjan. Początkowo stylistyka była podobna do tego ostatniego, nawiązując do tzw. muzyki świata, by z czasem ewoluować w rockowym kierunku, wraz z kolejnymi zmianami w składzie. Na pierwszym albumie Jackowskiemu towarzyszy jego żona Kora przy mikrofonie, gitarzysta Ryszard Olesiński i jego brat Krzysztof - niewidoczny na okładce, bo w chwili robienia tego zdjęcia był już basistą grającego fusion Laboratorium - a także perkusista Paweł Markowski, choć w części kawałków zdążył jeszcze zagrać Ryszard Kupidura, także nieobecny na fotce.


O tym, że grupę tworzyli muzycy nieco starsi, niż ci z zachodnich kapel nowofalowych, świadczyć może przywiązanie do bluesa, mocno słyszalne w balladzie "Szał niebieskich ciał", albo obecność nastrojowego, nieco sentymentalnego instrumentala "Miłość jest cudowna". W obu przypadkach jest to bardzo udana odskocznia od energetycznych kawałków w rodzaju wykonanych z niemal punkową zadziornością "Żądza pieniądza", "Karuzela marzeń" czy "Szare miraże". W najlepszym na płycie "Stoję, stoję, czuję się świetnie" ewidentnie słychać wpływ Talking Heads i wypada to niewiele gorzej od oryginału, a w pokrewnym stylistycznie "Biegnij razem ze mną" na saksofonie zagrał sam Zbigniew Namysłowski, niestety wpisując się w ten stricte rozrywkowy charakter zespołu, zamiast pociągnąć go w ciekawszą stronę. Na płycie znalazł się też grany do dziś przez stacje radiowe "Buenos Aires", który jednak z całej płyty najmniej mnie przekonuje - nie wiem tylko, czy to przez to jego ogranie, czy faktycznie jest tu najbardziej banalnym fragmentem.

Wykonane jest to wszystko całkiem kompetentnie, jednak żaden z instrumentalistów nie błyszczy tu jakoś szczególnie. Niewątpliwie największym atutem Maanamu była całkiem charyzmatyczna, wszechstronna Kora, której śpiew nadaje tym kawałkom wyrazistości i rozpoznawalności. W polskim mainstreamie lat 80. mógł się z nią równać chyba tylko Grzegorz Ciechowski.

Ocena: 7/10



Maanam - "Maanam" (1981)

1. Stoję, stoję, czuję się świetnie; 2. Boskie Buenos (Buenos Aires); 3. Biegnij razem ze mną; 4. Miłość jest cudowna; 5. Żądza pieniądza; 6. Karuzela marzeń; 7. Oddech szczura; 8. Szał niebieskich ciał; 9. Szare miraże

Skład: Olga "Kora" Jackowska - wokal; Marek Jackowski - gitara; Ryszard Olesiński - gitara; Krzysztof Olesiński - gitara basowa; Paweł Markowski - perkusja (1,4,6-8); Ryszard Kupidura - perkusja (2,3,5,9)
Gościnnie: Zbigniew Namysłowski - saksofon altowy (3)
Producent: Iwona Thierry


Komentarze

  1. Wtedy to dobrze mieli, epigoństwo przyjmowane było z entuzjazmem w Polszcze, nawet plagiaty uchodziły na sucho.
    Nie było czegoś bardziej interesującego, np. jakiegoś industrialu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Industrial w Polsce lat 80.? Raczej mało kto tu o tym słyszał, a co dopiero grał. Z mainstreamu najbliższa była chyba Aya RL na debiucie… Poza tym powstały jakieś pojedyncze materiały nagrywane na własną rękę, dystrybuowane wśród rodziny i znajomych.

      Usuń
    2. Przydałoby się w tym cyklu coś, co daje się słuchać, np. jakieś nagrania grup Osjan czy Atman...

      Usuń
    3. Tylko to jest z założenia cykl o ówczesnym polskim mainstreamie.

      Usuń
  2. Początek "Biegnij razem ze mną" przypomina mi trochę motyw z "M" The Cure, tylko jest szybszy.

    Szkoda, że w "polskich ejtisach" tyle ogólników odnośnie konkretnych utworów, przez co nie wiem czy niektóre z nich podobają się autorowi tekstu, czy nie (może track ratings?).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi z kolei melodia dość mocno nasuwa skojarzenia z Astral Plane The Modern Lovers. Nie zdziwiłbym się gdyby zespół się nimi inspirował.

      Usuń
  3. Jak wspomniałeś o Johnie Porterze , to nie aż tak dawno z Nergalem powołał Me and That man . Dla mnie warto wspomnieć o płycie ( oczywiście o debiucie , bo następne są za komercyjne ) .

    OdpowiedzUsuń
  4. "kult jest obecnie zupełnie irracjonalny"

    Z perspektywy millenialsa ten kult może jest irracjonalny. Ja też jestem przed 40, nie wychowywałem się za żelazną kurtyną i mam odruch wymiotny słysząc polskich dinozaurów rocka Jednak kult potrafię zrozumieć właśnie stając z perspektywy młodego człowieka mającego naście lat na początku lat 80, dla którego tamta muzyka była jakąś formą eskapizmu, a który nie miał tyle szczęścia, by poznać coś innego, zachodniego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tłumaczy, dlaczego w latach 80. otaczano tę muzykę takim kultem, natomiast nie wyjaśnia, czemu nie wygasł on po opadnięciu żelaznej kurtyny, gdy stało się jasne, jakie to wszystko wtórne i uboższe. Musi być to zatem kwestia sentymentu, który właśnie jest czymś irracjonalnym.

      Usuń
    2. No a co jest racjonalnego w subiektywnym odbiorze muzyki? Słuchamy tego co nam się podoba, a nie tego co racjonalnie i obiektywnie jest "dobre", jakkolwiek to określić.

      Usuń
    3. W samym odbiorze pewnie nic. Ale przecież można zachować racjonalność choćby w takim zakresie, że nawet gdy od zespołu X woli się słuchać jego uboższej wersji Y, nie twierdzi się, że ten drugi robił coś wyjątkowego. A niestety nawet zawodowi dziennikarze muzyczni pozwalają swoim sentymentom zwyciężyć nad racjonalnością.

      Usuń
    4. U "zawodowych dziennikarzy" pewnie działa zasada popularność=pieniążki, więc siłą rzeczy trzeba wałkować to, co napędza czytelników.

      Usuń
    5. W jakimś stopniu na pewno działa.

      Usuń
  5. Jeśli chodzi o „kult” zespołów z lat 80., to różnie z tym bywa. Osobiście zaczynałem słuchać na poważnie muzyki właśnie w okresie boomu polskiego rocka. Był to zatem mój matecznik muzyczny. Dzisiaj mam do tej muzyki duży dystans. Zdecydowanej większości nie słucham od wielu lat, jednak są nagrania, do których wracam z przyjemnością. Wiele zależy od tego, jak na przestrzeni lat zmieniały się preferencje muzyczne słuchacza. Istotna jest również „konstrukcja psychiczna”. Jedni są bardziej sentymentalni, inni mniej. Wiele nieco starszych osób kontempluje z lubością czasy młodości i siłą rzeczy idealizuje muzykę z tego okresu. Mniejszość skupia się bardziej na tym, co tu i teraz, co zazwyczaj kojarzymy z młodymi ludźmi.


    @JD

    Z mniej znanych i na pewno nie mainstreamowych rzeczy być może zainteresuje Cię debiut Orkiestry Ósmego Dnia - „Muzyka na koniec” (1982). Wtedy, w polskich realiach, zdominowanych przez wykonawców nowofalowych i pop-rockowych była to osobliwość. Melanż eksperymentalnego folku i quasi ambientu, okraszony „poważnymi” i etnicznymi naleciałościami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się złożyło, że moja fascynacja muzyką też zaczęła się właśnie od polskiego ejtisowego rocka - oczywiście było to jakieś dwie dekady pozniej. Wtedy myślałem, że będzie mi ta - i tylko taka - muzyka towarzyszyła już zawsze. A potem usłyszałem zachodnie kapele i kompletnie mi przeszła chęć słuchania polskiego mainstreamu.

      Dołączam się do polecajki, świetny album.

      Usuń
    2. @Astralna Odyseja Muzyczna
      Dzięki za polecenie, na pewno sprawdzę.

      @Paweł
      Mam nadzieję, że kiedyś stworzysz listę najlepszych polskich płyt, która mogłaby być punktem odniesienia dla innych. Niestety, na tych tworzonych przez popularne media wszędzie jakieś Maryle... Czy to wszystko sponsorowane przez wydawców? Wersja dickowska: to byli agenci PRL-owskich służb układają te listy!

      Usuń
    3. Taka lista na pewno by się przydała, tylko nie wiem czy akurat ja mam w krajowej muzyce wystarczające osłuchanie. Pomyślałem, że może ranking RYM-a mógłby być taką listą, ale tam też mainstream XX wieku jest nadreprezentowany, podobnie jak metal czy jakiś pseudo-prog.

      Usuń
    4. Macie rację, Orkiestra Ósmego Dnia miała znacznie ciekawszą wizję muzyczną od całej tej masy reglamentowanych substytutów rocka. Gdyby ta płyta wywołała jakiś większy oddźwięk, może byłaby szansa na polski odpowiednik krautrocka.

      Usuń
  6. Co myślisz "Cykadach na Cykladach"? Na początku mojego rozwoju muzycznego nawet mi przypadł do gustu, ale jak ostatnio sobie przypomniałem to popada w jeszcze większy banał niż np. "Oddech Szczura" czy "Boskie Buenos" (chociaż oba a szczególnie drugi uważam za całkiem przyzwoite).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się to zawsze wydawało strasznie banalne.

      Usuń
    2. Śmieszne mi się wydaje banalizowanie polskiej muzy tamtych lat. I co, Maanam przyszedł do studia, powiedział kopiujemy tych i tamtych, będzie super? Nie! Przyszli do studia, byli osłuchani w tym w czym byli i stworzyli swój niepowtarzalny styl, muzykę której się doskonale słucha. Teksty? Proste, niebanalne, poetyckie.

      "Podaję Ci rękę, ty mówisz że mało
      Podaję Ci usta, ty prosisz o więcej
      Oddaję Ci serce, oddaję Ci ciało
      Ty czekasz i mówisz, to mało, to mało"

      "Bój się teraz ty Kreonie
      Nie zaśniesz przeze mnie
      Gdy zechcę, będę szczurem
      Dotrę do ciebie przez najmniejszą dziurę
      Gdy zechcę będę karaluchem
      Będę ci szeptać przekleństwa do ucha"

      Banalne? Bez jaj. Trzeba tylko się wsłuchać, uruchomić wrażliwość, otworzyć. Może być trudno. Ok, rozumiem. Ale klasyfikować ekspresję uczuć jako banał jest co najmniej nieprzyzwoite.

      Muzyka? Włączcie Lipstick On The Glass. Jak tam chodzi bas, jak to płynie, jaka to jest DOBRA KOMPOZYCJA. Tego się słucha z ciarami na rękach i plecach.

      Blondie? Fajnie, nawet super. Ale gdzie jej do charyzmy Kory?
      Jackowski? Pokażcie mi gościa, który pisał TAKIE piosenki.
      Epigoni, tak? Kurde epigonów nie da się słuchać, a Maanam się czuje.
      Mainstream? A jakie to ma znaczenie? Muzyka nie jest od tego w żaden sposób zubożona.

      Reasumując pierwsze cztery albumy Maanamu to prawdziwe perły polskiej muzyki rozrywkowej. I żeby być dobrze zrozumianym - Coltrane też tworzył muzykę rozrywkową.
      Proste.

      Usuń
    3. Śmieszne mi się wydaje banalizowanie polskiej muzy tamtych lat. I co, Maanam przyszedł do studia, powiedział kopiujemy tych i tamtych, będzie super? Nie! Przyszli do studia, byli osłuchani w tym w czym byli i stworzyli swój niepowtarzalny styl, muzykę której się doskonale słucha.

      Liczy się ostateczny efekt, a nie to, jakie kto miał zamiary. Nie ma znaczenia, czy muzycy powiedzieli sobie np. teraz zagrajmy jak Talking Heads, czy tak im po prostu wyszło, bo się tego Talking Heads nasłuchali i odegrali to, co zapamiętali, nic od siebie nie wnosząc. W obu przypadkach efekt dla słuchacza będzie ten sam - otrzyma kopię innego twórcy.

      Mnie śmieszna wydaje się taka zaparta obrona tych polskich zespołów, w której sentymenty i subiektywne emocje biorą górę nad rzeczowymi argumentami.

      Teksty? Proste, niebanalne, poetyckie. (…) Banalne? Bez jaj. Trzeba tylko się wsłuchać, uruchomić wrażliwość, otworzyć. Może być trudno. Ok, rozumiem. Ale klasyfikować ekspresję uczuć jako banał jest co najmniej nieprzyzwoite.

      O tekstach Maanamu nic nie pisałem i z zasady nie biorę ich pod uwagę w ocenie muzyki. Stwierdziłem, że ten konkretny kawałek jest banalny, mając na myśli muzykę, a więc kompozycję, aranżację, wykonanie.

      A te zacytowane fragmenty tekstu to nie jest nic na tyle głębokiego, finezyjnego i wymagającego, by oburzać się na innych, że ich nie zachwyca.

      Tego się słucha z ciarami na rękach i plecach + Maanam się czuje.

      To jest subiektywne.

      Jackowski? Pokażcie mi gościa, który pisał TAKIE piosenki.

      Czyli jakie? Nie ma w nich niczego szczególnie oryginalnego, nietypowego, wyrafinowanego. Długo można wymieniać muzyków, którzy się w tym specjalizowali.

      Mainstream? A jakie to ma znaczenie? Muzyka nie jest od tego w żaden sposób zubożona.

      Zwykle jednak jest. Jeśli chcesz odnieść sukces komercyjny, to musisz grać pod gusta masowego słuchacza, a więc wyrzec się wszystkiego, co jest niekonwencjonalne, nowatorskie, eksperymentalne, trudniejsze w odbiorze, wykazujące ambicje artystyczne. Oczywiście, zdarzało się, że sukces komercyjny odnosiły właśnie takie niemerkantylne nagrania, jednak to dowód tylko na to, że muzyka niemainstreamowa też może być popularna. Inaczej pisząc: mainstreamowe nie jest to, co popularne, ale to, co (z powodzeniem lub bez) stara się o sukces.

      I żeby być dobrze zrozumianym - Coltrane też tworzył muzykę rozrywkową.

      Muzyka rozrywkowa może być zarówno najprostszą formą rozrywki, pozbawioną jakichkolwiek walorów artystycznych, jak i czymś bardziej intelektualnym, poszukującym, stawiającym przed słuchaczem pewne wymagania i rozwijającym go.

      O ile sam podział na muzykę klasyczną, ludową i rozrywkową ma sens, to już nazwa tej ostatniej kategorii jest myląca i krzywdząca dla wielu jej przedstawicieli.

      Usuń
    4. "Liczy się ostateczny efekt, a nie to, jakie kto miał zamiary. Nie ma znaczenia, czy muzycy powiedzieli sobie np. teraz zagrajmy jak Talking Heads, czy tak im po prostu wyszło, bo się tego Talking Heads nasłuchali i odegrali to, co zapamiętali, nic od siebie nie wnosząc. W obu przypadkach efekt dla słuchacza będzie ten sam - otrzyma kopię innego twórcy."

      Nic nie pisałem o ich zamiarach. Sądzę, że chcieli robić dobrą muzę. I robili.

      "Mnie śmieszna wydaje się taka zaparta obrona tych polskich zespołów, w której sentymenty i subiektywne emocje biorą górę nad rzeczowymi argumentami."

      Rzeczowe argumenty w muzyce? Muzyka jest stanem duszy, a nie matematyką. Varg nie potrafił na niczym grać, a jest wybitnym twórcą.

      "A te zacytowane fragmenty tekstu to nie jest nic na tyle głębokiego, finezyjnego i wymagającego, by oburzać się na innych, że ich nie zachwyca."

      Na nikogo się nie oburzam. Uważam, że w swojej prostocie i w połączeniu z ekspresją Kory oraz muzyką całego zespołu są poruszające. Jeżeli tego nie czujesz, to nie. Ja czuję.

      "To jest subiektywne."

      Tak. I takie ma być. Być może starasz się być obiektywnym, ale wchodząc coraz bardziej w techniczne aspekty muzyki przestajesz odczuwać jej piękno. A jeżeli nadal odczuwasz, to także jesteś subiektywny. Pisząc, że obiektywnie jest to dobra muza, już wyrażasz swoją opinię, która siłą rzeczy jest subiektywna. Chcąc przybliżyć się do obiektywizmu, musiałbyś nie wystawiać ocen, tylko opisywać: tę harmonię zagrał dobrze, ten ton źle i tak dalej i tak dalej. Sucho i beznamiętnie.

      "Inaczej pisząc: mainstreamowe nie jest to, co popularne, ale to, co (z powodzeniem lub bez) stara się o sukces."

      Zgadzam się w stu procentach. Tylko pozostaje kwestia oceny, czy ktoś się starał czy nie. Tak naprawdę TWÓRCA, jeżeli tylko pomyśli, czy komuś spodoba się to co tworzy, wchodzi na teren starania się o sukces.

      "O ile sam podział na muzykę klasyczną, ludową i rozrywkową ma sens, to już nazwa tej ostatniej kategorii jest myląca i krzywdząca dla wielu jej przedstawicieli."

      Pewnie nazwa może budzić jakieś skojarzenia, które mogą wydać się krzywdzącymi dla co poniektórych, ale czy rozrywka jest czymś złym?. Jakoś trzeba rzeczy nazywać, taka siła i ułomność rodzaju ludzkiego.

      PS. Nie wiem, jak się robi pochyłą czcionkę, ale mam nadzieję, że dyskusja jest czytelna.

      Usuń
    5. Oczywiście, że też jestem subiektywny. Każda ocena jest subiektywna. Dlatego nie rozumiem, dlaczego używasz zwrotów typu tego się słucha z ciarami, jakby to była jakaś powszechnie występująca, bezwarunkowa reakcja na muzykę Maanamu, a nie jedynie subiektywne wrażenie.

      Takie indywidualne odczucia nie mają jednak znaczenia w dyskusji na temat wartości polskiego mainstreamu lat 80. Tutaj trzeba sięgnąć po merytoryczne argumenty, odnoszące się do faktów. Faktem jest np. wtórność i pewne opóźnienie tej polskiej muzyki względem zachodniej, co obniża jej obiektywną wartość.

      W rozrywce nie ma nic złego, zwłaszcza tej spoza głównego nurtu. Chodzi mi tylko o to, że takie nazewnictwo może wprowadzać w błąd co do charakteru muzyki. Przecież w klasycznej można znaleźć dokonania o znacznie bardziej rozrywkowym charakterze niż np. część free jazzu, bardziej eksperymentalnej elektroniki czy rockowej awangardy.

      Ad. PS. Żeby pisać kursywą, trzeba używać języka html, ale z cudzysłowami też jest czytelnie.

      Usuń
    6. "Faktem jest np. wtórność i pewne opóźnienie tej polskiej muzyki względem zachodniej, co obniża jej obiektywną wartość."

      Być może tak jest, tylko że jeżeli by iść tym tropem, trzeba byłoby cofnąć się do momentu, gdy jakiś pierwszy człekokształtny rąbnąl kijem w glebę. Zawsze ktoś się czymś inspiruje. Sądzę, że sporo grup z tamtego czasu było przeraźliwie wtórnych, ale nie Maanam, bo o nim tutaj rozprawiamy. Mam wrażenie, jakby ci, którzy pisali tutaj o Maanamie, powiedzmy krytycznie, także ty, opierali się na pewnych stereotypach i znajomości późnego okresu kapeli, a to co najlepsze wydali na początku. Jest w tych wczesnych nagraniach świeżość, polot i surowe piękno. Uwierz mi znam masę muzy z tamtych lat, która zupełnie nie broni się po latach, ale nie Maanam, powtarzam, ten z pierwszych czterech albumów plus paru pojedynczych piosenek z paru następnych.

      Usuń
    7. Sprowadzasz to do absurdu. Nawet jeśli zawsze ktoś się czymś inspiruje, to wciąż można długo wymieniać artystów, którzy wprowadzali zupełnie nowe rozwiązania, albo łączyli różne inspiracje w niespotykany wcześniej sposób.

      Maanam po prostu grał w istniejącym wcześniej stylu, nie dodając do tego nowych elementów. Dla porównania Talking Heads wprowadził do tej stylistyki inspirację muzyką afrykańską, co było czymś nowym, bo nikt wcześniej nie grał mieszanki post-punka z afrobeatem.

      Usuń
    8. Według mnie absurdem jest mierzenie muzyki miarą tylko nowatorstwa lub techniki lub czegoś w tym stylu. Zresztą daj mi jakiś tytuł lub lepiej tytuły lub całe albumy grup z których zrzynal Maanam. Bardzo jestem ciekawy tego zestawienia.

      Usuń
    9. Ma to niewątpliwie więcej sensu, niż deprecjonowanie lub wywyższanie jakiejś muzyki na podstawie własnego, subiektywnego odbioru.

      Nie docenię Maanamu bardziej tylko dlatego, że piszesz mi o swoich emocjach, jakich doznajesz podczas jego słuchania. Mój odbiór jest zupełnie inny. Ale gdybyś udowodnił, że ma jakąś obiektywną wartość, o jakiej nie wspomniałem w recenzji, zapewne doceniłbym go bardziej - co nie znaczy, że zacząłby mi bardziej się podawać.

      Na debiucie Maanam gra podobnie np. do Blondie, momentami - zwłaszcza w "Stoję, stoję, czuję się świetnie" - do Talking Heads. Ogólnie nie ma w tej muzyce nic, czego nie byłoby u starszych kapel nowofalowych z UK i USA.

      Usuń
    10. W warstwie instrumentalnej poza Talking Heads są słyszalne wpływy Gang of Four, wczesnego The Cure, Television i nawet The Modern Lovers ("Biegnij Razem Ze Mną", melodycznie jest bardzo podobny do "Astral Plane"). A w wokalnej słychać wpływy chociażby Siouxsie Sioux z Siouxsie and the Banshees, Ari Up z The Slits (w sumie obie z wymienionych mają podobne barwy głosu), w dużym stopniu Patti Smith (nonszalancka maniera, oraz niekonwencjonalne partie wokalne) i poniekąd też Kate Bush w tych bardziej rockowych utworach jak np. "James and The Cold Gun", "The Wedding List" i "Violin". W mniejszym stopniu słychać u Kory wpływ Debbie Harry z Blondie lub Chrissie Hynde z The Pretenders.

      Akurat z tym, że Maanam grał podobnie do Blondie się nie zgadzam. Już od debiutu dominuję tam głównie wygładzone nowo falowe granie w mocno popowym wydaniu, a na późniejszych albumach, dochodzą również wpływy power popu/pop rocka. A Maanam to właściwie dość surowe graniem, o mocnych wpływach post punku z pod znaku Talking Heads, wczesnego The Cure lub The Modern Lovers, (choć również wpisującym się w stylistykę nowej fali) tylko że z żeńskim wokalem. Podobnie do Blondie to grało już bardziej, wspomniane The Pretenders - wygładzone nowo falowe granie z ostrzejszymi kawałkami wpisującymi się w punkowo/rockową sztampę i łagodniejszymi, miałkimi pop rockowymi. Czasami oba podejścia w obu zespołach, były łączone między sobą np. "11:59" Blondie lub "Mystery Achievement" Pretenders.

      Usuń
    11. No i fajnie tylko gdzie tu zrzyna? Są wpływy, sami piszecie o wielu grupach. Przecież nie można być epigonem naraz kilku kapel czy wykonawców. Tak rodzi się swój styl. Ja nikomu nic nie zamierzam narzucać, żadnego podobania się, czy nie podobania, tylko nie zgadzam się, że muza Maanamu jest miałka czy banalna. Powtórzę się, są to dobre piosenki, jest fajna melodia, z ekspresyjnym, emocjonalnym, żywym wokalem. Cztery pierwsze albumy są absolutną klasyką polskiej muzy. Dla mnie, podkreślam, i sądzę że dla wielu innych także. Być może starszych od większości piszących i czytających , ale nie jest to tylko kwestią sentymentu, gdyż jak kolejny raz się powtórzę, większość muzy z tamtego ejtisowego okresu nie broni się po latach. Jest sporo wyjątków, np Maanam, Republika, czy Jamerka, z tych stricte poruszających się w klimatach okolorockowych.

      Usuń
    12. Jeżeli twórczość danego wykonawcy nie zawiera nieczego unikalnego, tylko wszystko jest wzięte od kilku podobnie grających kapel, reprezentujących tę samą stylistykę, to nie jest to granie we własnym stylu, tylko wpisanie się w istniejący styl. To, że Maanam nie brzmi zupełnie tak samo, jak jakiś inny zespół, nie znaczy, że wnosi cokolwiek nowego do muzyki. Idąc tym tropem, to prawie każdy wykonawca, poza skrajnościami typu Greta Van Fleet, ma swój styl. Nawet taki Oddział Zamknięty, który raz plagiatował Stonesów, a za chwilę The Clash.

      Czymś nowym było np. połączenie post-punku z muzyką afrykańską (Talking Heads), jazzem i kabaretem (Tuxedomoon), free jazzem (The Pop Group), dubem (PiL), funkiem i bardzo niekonwencjonalnym podejściem do gry na gitarze (Gang of Four) czy muzyką współczesną (This Heat, Glenn Branca).

      Łączenie post-punku z post-punkiem to nie jest żadna nowa jakość w muzyce.

      Usuń
    13. Maanam łączył post punk z post punkiem? Maanam grał swoją muzę, w której były wpływu i post punka i nowej fali i rocka gotyckiego. Robili to na tyle świeżo i oryginalnie, że ich wczesna twórczość broni się po iluś tam dekadach. Przecież taki Mental Cut to ociera się nawet o coldwave (totalnie zabójczy Kreon). Wracając do debiutu, jest on albumem ze świetnymi, żywiołowymi piosenkami, wpadającymi w ucho, melodyjnymi. O! trochę kontynuuje tę linię, ale już Nocny Patrol pokazuje ciężar, melancholię, a na Mental Cut jest zimno, bardzo zimno. Dalej kawałek Ściemnia Się to ciężar i mrok, ale cały album jest nierówny. Później nie ma czego za bardzo słuchać i w tym momencie rzeczywiście robi się miałko. Grupa się wypaliła i nie wróciła już do dawnego poziomu. Zaczęła się równia pochyła i odcinanie kuponów. Ale nie cztery pierwsze albumy. Tam jest moc, tam jest energia, tam jest charyzma Kory, tam jest masa chłodu. Grupy, które wymieniłeś w większości lubię, Talking Heads uwielbiam, tylko że to jest zupełnie inne granie. Zupełnie. Tak samo Gang Od Four, czy PIL, czy Tuxedomoon. Kurde Coltrane też nie był twórcą Free Jazzu i czy jego czysto freejazzowe albumy są z tego powodu nijakie? To oczywiście inny kaliber, ale obrazuje pewien schemat rozwoju muzyki, w który jakąś tam małą cegiełkę dorzucił także Maanam.

      Usuń
    14. Maanam grał swoją muzę, w której były wpływu i post punka i nowej fali i rocka gotyckiego

      Przecież to wszystko są pokrewne rodzaje muzyki. Rock gotycki - przynajmniej ten z lat 80. - to odmiana post-punku. A nowa fala to w sumie zbiorcze określenie na te wszystkie nurty, które pojawiły się po tzw. punkowej rewolucji. Coldwave też się tu zalicza.

      Coltrane też nie był twórcą Free Jazzu i czy jego czysto freejazzowe albumy są z tego powodu nijakie?

      Te jego stricte freejazzowe albumy zapoczątkowały nowy nurt, spiritual jazz, który od jazzu free istotnie się różni. Więc jednak Coltrane wprowadzał do tej muzyki nowe rozwiązania, które inspirowały później mnóstwo muzyków. Maanam czegoś takiego nie zrobił.

      Poza tym dyskusja nie dotyczy tego, czy muzyka Maanam jest nijaka, tylko czy jest uzasadniona tak zagorzała jej obrona, jaką tu prezentujesz. Sądząc po tym, że tę obronę uzasadniasz tylko własnymi odczuciami i stosowaniem pewnych nadużyć - nie jest zasadna.

      Usuń
    15. "Poza tym dyskusja nie dotyczy tego, czy muzyka Maanam jest nijaka, tylko czy jest uzasadniona tak zagorzała jej obrona, jaką tu prezentujesz. Sądząc po tym, że tę obronę uzasadniasz tylko własnymi odczuciami i stosowaniem pewnych nadużyć - nie jest zasadna."

      Owszem jest zasadna, niech młodzi słuchają bo warto, a z pewnością w jakiś sposób masz szansę kształtować gusty wchodzących na twojego bloga i poprzez niezbyt pozytywna recenzję mogą być do tej muzy uprzedzeni, tym bardziej że przynajmniej część z nich kojarzy Maanam tylko z Korą i jej działalnością w programach typu Must Be The Music, co jest krzywdzące dla twórczości zespołu.
      Uważam, że podchodzisz do muzyki zbyt technicznie, przesuwając wagę nie na tę stronę co potrzeba. Owszem zgadzam się, że inspiratorzy, łamiący pewne kanony obowiązujące w danym okresie są niezwykle istotni dla rozwoju muzyki, ale to w jaki sposób muzyka działa na duszę człowieka jest jej kwintesencją, czymś co rodzi wrażliwość ogólną, która także należy do naszego duchowego rozwoju. O tym czasami zapominasz. A techniczne aspekty? Sądzę, wręcz jestem pewien, że są nieistotne, są tylko warsztatem na którym można budować oddziaływanie na słuchacza. Przytoczę jeszcze raz przykład Varga Vikernessa, którego umiejętności gry były kalekie, ale wpływ jego muzy przeogromny, wręcz przełomowy, wydusił z siebie coś, co stało się szkieletem, gęstą smolistą kroplą Black Metalu.
      Dlaczego o tym piszę? Jest pewna zbieżność, do tego co robił Maanam, ich muza także była czymś co kształtowało młodych ludzi w Polsce, ale nie tylko w Polsce. Była zaczynkiem zegoś nowego, nawet jeżeli nie była przełomowa w skali muzyki ogólnoświatowej. To jest ważne i o tym zapominasz.
      Jest to mój ostatni post w tym temacie. Więcej nie mam do powiedzenia, oprócz tego: młodzi słuchajcie, bo warto.
      Na początek pozwolę sobie wkleić linki do kawałków, które są syntezą Manaamu, moim subiektywnym zdaniem, od nich można rozpocząć, mam nadzieję pełną wrażeń, przygodę z tą niezwykłą grupą.

      Lipstick On The Glass:
      https://youtu.be/5lO4ZOqlqJg?si=GbtDIBine3ixRq7Z

      Szare Miraże (na żywo, świetna wersja z Opola)
      https://youtu.be/KLoDF2ldRjY?si=LamHqtyY7Hv-wvWA

      To Tylko Tango
      https://youtu.be/oJBmV39nTaE?si=QXTOe2StjB8ew2K8

      Kreon
      https://youtu.be/PltmdwlHE1A?si=EJI_ZC-d11btq2VU

      Krakowski Spleen
      https://youtu.be/BqUpUtaS9VY?si=NEnXFTZdm_uDGzpQ

      Usuń
    16. niech młodzi słuchają bo warto

      To jest tylko opinia, której w tylu długich postach nie potrafiłeś uzasadnić. Słowo warto powinno oznaczać, że słuchanie niesie jakąś wartość dla słuchacza, np. uzupełnia jego wiedzę o rozwoju muzyki, albo rozwija jego samego, pokazując mu coś zupełnie nowego. Może w latach 80. muzyka Maanamu pełniła taką rolę dla polskiego słuchacza, ale dziś jest równie łatwy dostęp do twórczości tych twórców, na których Maanam się wzorował. I to ich warto polecać / poznawać, a Maanam jedynie można, opcjonalnie, jako uzupełnienie.

      Stoję na stanowisku, że warto znać przede wszystkim tych twórców czy dzieła, którzy do muzyki coś faktycznie wnieśli. Dzięki nim słuchacz zdobywa wiedzę, jak rozwijała się muzyka i co tam z czego wynika, a także zyskuje szansę otwarcia się na zupełnie nowe doznania. Natomiast w przypadku płyt, które są popularne, ale w kontekście rozwoju muzyki nieistotne - właściwe wydaje się pokazanie ich faktycznej wartości, odbrązowienie ich.

      Oczywiście, polecam też płyty ze względów czysto subiektywnych, ale szczerze to wtedy przyznaję. Nie próbuję nikomu wmawiać, że coś jest ważne tylko dlatego, że sam to lubię.

      (…) to w jaki sposób muzyka działa na duszę człowieka jest jej kwintesencją, czymś co rodzi wrażliwość ogólną, która także należy do naszego duchowego rozwoju.

      Zdajesz się błędnie zakładać, że każdy będzie odbierał muzykę tak, jak sam ją odbierasz. Idąc tym tropem myślenia, należałoby polecać każdą istniejącą muzykę, bo może w kimś wywoła głębsze emocje. To jest bez sensu. Jasne, można w recenzji pisać o swoich emocjach, tylko to jest ten ich subiektywny element, który ma znaczenie tylko dla autora.

      A np. nowatorstwo to jest konkret, który świadczy o wartości muzyki pomimo tego, czy się ona komuś podoba, czy nie.

      Maanam, ich muza także była czymś co kształtowało młodych ludzi w Polsce, ale nie tylko w Polsce. Była zaczynkiem zegoś nowego, nawet jeżeli nie była przełomowa w skali muzyki ogólnoświatowej.

      Nie ma żadnego powodu, by wciskać taką perspektywę współczesnym słuchaczom. Nie ma powodu, by ktoś miał dzisiaj zaczynać poznawanie nowej fali od polskich epigonów.

      Usuń
  7. "pierwsza prawdziwie polska płyta nowofalowa" - AMEN.
    Maanam Maanamu to perełka, i niekoniecznie polskiej muzyki, ale w ogóle muzyki. Tak, tak - nie zgadzam się na zarzut wtórności; w tamtych latach, czyli już po zamknięciu całej mega-nowatorskiej dekady 70', coraz ciężej było wyjść z czymś szokująco nowym – z resztą po co? Dla samej nowatorskości?
    Tak więc ta płyta broni się sama. Weźmy chociaż współczesne tamtemu Maanamowi Blondie – pani Harris śpiewa fajnie nie powiem, ale w czym Kora jej ustępuje?? Ja powiem: ona ją bije. Bije ekspresją, skalą, zacięciem. No i te wstawko-solówki między śpiewanymi frazami… Boskie! Szczególnie właśnie w Boskim Buenos wypadają super, zagęszczają fakturę piosenki znakomicie, jednocześnie jej nie przeciążając. No i te Planety, ten Szał Ciał… blues, a z jakże zaskakującą, świeżą harmonią! A już sama solówa wymiata. Gość gra frazami, przerwami między nimi (nie jak Steve Vai, co nie usiedzi ani ćwierci sekundy bez wydania dźwięku).
    Tak więc summa summarum, ocena: 9/10. Howgh!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie zgadzam się na zarzut wtórności; w tamtych latach, czyli już po zamknięciu całej mega-nowatorskiej dekady 70', coraz ciężej było wyjść z czymś szokująco nowym

      Wtórność jest niekwestionowana, a robienie z niej zarzutu jak najbardziej uzasadnione. Argumentacji, że na początku lat 80. trudno było być nowatorskim, nie da się obronić. Jednak od tamtej pory aż do teraz cały czas powstaje muzyka, która nawet jeśli nie jest kompletnie nowatorska, to przynajmniej trochę oryginalna. A przecież te zespoły, od których najczęściej zrzynali polscy rockmani - The Police, Talking Heads - zaczynali ledwie kilka lat wcześniej (TH nawet w tym samym roku co Maanam) i jakoś byli w stanie wymyślić sobie własny, unikalny pomysł na granie, stając się jednymi z najczęściej naśladowanych kapel. Zresztą te inspiracje bywały bardziej twórcze - King Crimson w latach 80. rozwijał stylistykę Talking Heads, dodawał do niej nowe, swoje własne elementy, na pewno jej nie zubażał. Zgadzam się, że coraz trudniej było w ramach rocka proponować coś świeżego, ale skoro nie brakowało twórców, którym się to udawało, to nie ma najmniejszego powodu dawać pozostałym taryfy ulgowej.

      coraz ciężej było wyjść z czymś szokująco nowym – z resztą po co? Dla samej nowatorskości?

      Nawet nie o to w tym chodzi, ale jeśli istnieje taki The Police, to po co słuchać wczesny Lady Pank, będącego jego zubożoną wersją, z gorszym wykonaniem (Policjanci to byli jednak muzycy o jazzowych korzeniach), słabszym brzmieniem, zaaranżowaną bez żadnego polotu i kreatywności, do tego straszliwie banalną? Ten pierwszy zawiera w sobie to, co ma pierwszy, tylko zrobione lepiej, ale oferuje też znacznie więcej.

      To właściwie reguła, że rockowe zespoły bez własnego stylu nie oferują też niczego wyjątkowego w pozostałych aspektach.

      Usuń
    2. I co z tego, że „The Police oryginalne”? Mi kompozycje/melodie Stinga nie wpadają tak w ucho jak większość wczesnych Borysewicza. Zresztą, ludzie, gdzie Wasze gatunkowo wyczulone uszy? To już szybciej Republika/Ciechowski leżą bliżej Stinga niż Lady Pank! :-) Dodatkowo, jeśli już porównujemy, to czym Borysewiczowa gitara odstępuje od Summersa? NICZYM. Gośc na „Za ostatni grosz” dał świetną zmianę, bomba.
      Reasumując, gusta są różne, więc jeśli coś klasyfikuje się w tej samej kategorii, ale powstało ciut później, nie uważam z góry za plagiat. Zbyt chyba za szybko, panowie, uznajecie "brak nowatorskości" za "zrzynanie". Dlaczego? Bo pozostaje jeszcze coś takiego jak harmonia i melodia, a ta jest (powinna być) unikalna dla każdego markowego wykonawcy. Tak, pierwszy LP Lady Pank jest prosty harmonicznie - ale ma kopa i świeżość wykonania, a to też się liczy. A już zarzut o gorsze brzmienie polskiego rocka odrzucam jako zaściankowo-zakompleksiony – byliśmy w komunie, hello!? Tak więc co nas ciągnęło mocno w dół to 1) kwestia instrumentów oraz 2) sprzętu nagraniowego. Tak więc tym bardziej dajmy podwójne oklaski dla tych, którzy mimo w/w ograniczeń potrafili z tego, co mieli, wyciągnąć coś nadal fajnego. Ja np. Czerwonych Gitar, Trubadurów czy Maanamu nie słucham dla brzmienia, no sorry, ale dla bombowych melodii, świeżości podejścia oraz werwy wykonania! :-)
      Talking Heads? Fuj! Ich dzikie melodie nie trafiają do mnie, tak jak zresztą wiele wczesnych Roxy M. O’kej, niby brzmią, niby jest ciekawe instrumentarium, mocne aranżacje, ale… melodie, gdzie są melodie!?
      Wniosek? Gusta i jeszcze raz gusta.

      Usuń
    3. To z tego, że argumenty odnoszące się wyłącznie do indywidualnych upodobań - a tylko takimi się posługujesz - są niekonstruktywne, nie mają żadnej merytorycznej wartości, w przeciwieństwie do tych, które nie odnoszą się do gustu.

      Można nie lubić The Police (ja też niezbyt przepadam), ale twierdzenie, że Lady Pank jest lepszy, bo mnie się bardziej podoba jest dziecinne i świadczy o ignorancji. Bo zupełnie obiektywnie - niezależnie od naszych upodobań - to brytyjskie trio stworzyło faktycznie własny styl w obrębie rocka i wywarło spory wpływ na późniejszą muzykę, a ci drudzy byli jedynie epigonami (jeśli tego nie słyszysz, to chyba Policjantów znasz tylko z jakiegoś "Every Breath You Take", inspiracja jest przecież ewidentna, szczególnie w rytmice).

      Co do brzmienia, to w ocenie danego dzieła nie ma znaczenia przyczyna, dlaczego jest tak kiepskie, ale liczy się sam fakt, że takie jest. To tak jakby np. nie krytykować Ramones za kiepskie wykonanie, bo ich „gitarzysta” dopiero uczył się grać.

      Usuń
    4. Dla tych, którzy uważają, że Summers to taki sobie grajek polecam płytę "Metal Dog".

      Usuń
  8. PS: I jeszcze krótka uwaga co do "kultu polskich lat 80-tych”, który obecni tu komentatorzy wyśmiewają/zbywają/dziwią się na niego. Okej, wtedy dorastałem, więc powinienem to lubić, jednak w tamtym czasie nie zniżałem się do zwykłego rocka czy nie daj boże popu. Istniał heavy metal i tylko metal. :) Wychowałem się na muzyce starszego rodzeństwa, tj. Czerwone Gitary, Skaldowie, Trubadurzy itd. i może właśnie dlatego, doceniając bogatsze harmoniczne i melodycznie nagrania, polubiłem Republikę, Maanam, Budkę (starą!) czy Perfect dopiero po czasie. Tak więc kult (ok, uwielbienie, docenianie) polskiej muzyki wczesnych lat 80-tych uważam za zasadne z dwóch powodów:
    1. po latach posuchy, nagle mamy pokolenie grajków,
    2. ta muzyka była zazwyczaj świetna. I nie tak wtórna, jak by się wydawało. A jeśli była „wtórna” w/g niektórych, to nie bardziej niż ta zachodnia, która jest okrzyczana za mniej wtórną czy wręcz odkrywczą. Howgh!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Latach poduchy? Co za brednie! Znasz może płytę "Niemen vol. 2”? Posłuchaj choćby "Piosenki dla zmarłej", jest to nawet lepsze niż Genesis czy King Crimson!
      Że była wtórna to oczywiste, nawet Wikipedia stwierdza, iż "Maanam's sound in the 1980s could be considered a cross between Nina Hagen, Siouxsie and the Banshees, and Blondie"
      Dodatkowo tekst "Boskiego Buenos" to plagiat z książki "Żeby cię lepiej zjeść" Kieffera.

      Usuń
    2. Ilościowo lata 80. może i oferowały więcej, ale przecież nie jakościowo. JD ma rację, "Niemen vol. 2" to jest poziom światowy i akurat przykład całkiem oryginalnego podejścia do rockowej stylistyki. "Niemen vol. 1" jest jeszcze bardziej unikalny i kreatywny, ale tam rocka jest już mniej.

      Usuń
    3. @JD - Niemen był wyjątkiem, oazą na pustyni wtedy polskiej piosenki, gdzie królowali pop'iści – stąd termin posucha. Znam Niemena, znam go na pamięć, zazwyczaj bomba, ale dla mnie Czesław popełnił wielki błąd biorąc na pokład tego Helmuta od kontrabasu (wiolonczeli?), co to każdy utwór masakrował mu swoim natrętnym podjeżdżaniem na jednej strunie - boing! Zauważyłeś, że on tam nic innego nie potrafił zagrać, jak tylko to głupie, monotonne, wnerwiające atoniczne podjrzeżdżanie na jednej strunie do fade-out'u - i co gorsza zawsze na koniec jakiejś sekcji, jakby to coś miało być cudnym zwieńczeniem tego, co działo się wcześniej? Sorry, niech by se koleś kupił chińskie jednostrunowe brzdąkadełko - efekt byłby ten sam, a przynajmniej taniej. ;-)
      Ale Niemen to Niemen, jemu nikt do pięt wtedy nie dorastał i już chyba nie będzie (mowa głównie 1968-72; notabene szkoda, że ten LP nagrany w USA z pomocą Urbanatora nie wypalił), dlaczego jednak wszystko co polskie, ale poniżej stratosfery Czesława, ma być od razu szufladkowane jako kiepskie? Na tej samej zasadzie za kiepskie uznam Blue Oyster Cult czy nawet Steely Dan - "bo później", więc "nie wystarczająco nowatorskie". ;-)

      PS: Wikipedia tak mówi, powiadasz? :D
      Wikipedia to nawet mówi, że Trump był jednym z najgorszych POTUS, więc sorry, ale jeśli w/g Wikipedii dużo ponad połowa Ameryki (a i świata, oczywiście poza Establishment’em) się grubo myli, to ja od razu poddaję pod wątpliwość autorytet taki „zirudeł”. Ot, po prostu ostatni edytor nie lubił Maanamu, a kolejny, który woli Maanam od Blondie czy Niny jest zwyczajnie zbyt leniwy, by tamto zedytować i napisać coś odwrotnego. Poza tym, tę stronę edytuje gro anglojęzycznych osób, które z zasady średnio znają polską muzykę, za to naturalnie lepiej znają „swoją”. A koszula bliższa ciału.
      No, i tyle filozofii co do Wikipedii oraz zawartych tam treści. :-)

      A na koniec jeszcze jeden argument: co do PL wtedy dochodziło z Zachodu? Nawet jeśli polski rockman był wtedy u nas relatywnym bogaczem, to czy był tam i wszystko słyszał? Czy miał możliwość kontaktu ze wspóczesnym środowiskiem? A no był mocno odcięty, więc czyż muzycznie nie miał dużo węższego „pola słyszenia”? Tak więc jeśli coś najpierw dokonał, a dopiero potem usłyszał podobne z Zachodu, to sorry, ale moralnie usprawiedliwiam go z zerżnięcia. Cóż, takie czasy wtedy mieliśmy; jeśli je sam pamiętasz, to chyba rozumiesz.
      Reasumując, kolega ma prawo do swojej opinii, ale ja protestuję przeciwko aż takiemu brukaniu polskich lat 80-tych, bo w/g mnie wcale nie są takie pospolite.

      Usuń
    4. Co do tej posuchy to się też nie zgodzę. W latach 60 i 70 mieliśmy scenę rockową - oczywiście nie tyle, co w Wielkiej Brytanii (nie ma co porównywać nawet), z nowatorskością byliśmy na bakier (chyba jedynie Niemen wymyślił coś nowego/indywidualnego) ale jednak trochę wydawnictw tego typu wyszło.

      Usuń
    5. @Jacek Wąsowicz: Niemen to tylko jakościowy przykład. Ilościowo też jest tego sporo, bo jeszcze np. Anawa, Breakout, Klan, Nurt, Osjan, SBB, nie wymieniając już tych wszystkich jazzmanów, którzy ilościowo i jakościowo nie ustępowali na tle Europy, włącznie z Niemcami oraz UK. Jaka posucha? Wyjdź ze swojej bańki.

      Wikipedia to nawet mówi, że Trump był jednym z najgorszych POTUS, więc sorry, ale jeśli w/g Wikipedii dużo ponad połowa Ameryki (…) się grubo myli, to ja od razu poddaję pod wątpliwość

      W wątpliwość się podaje. Poddajesz się w dyskusji, łapiąc się tego rodzaju argumentu. A przykład świetny. Taki w sam raz, żeby się do końca pogrążyć.

      Był czas, że większość ludzkości wierzyła w płaską ziemię, wokół której obraca się słońce. Oni nie przestali mieć racji w momencie, gdy stali się mniejszością. Nigdy jej nie mieli, bo brakowało im odpowiedniej wiedzy.

      Tak samo poparcie dla Trumpa, największe w tym gorzej wyedukowanym elektoracie, wynika z braku wiedzy. No kto by się spodziewał, że ludzie masowo wybierają populistów? W Polsce przecież przez osiem lat rządził PiS, bo większość ówczesnych wyborców cieszyła się, że pincet plus dajo i mówią o Wielkiej Polsce, a że przy okazji rozwalali gospodarkę, izolowali nas na arenie międzynarodowej, rozkradali państwo na potęgę i niszczyli każdego, kto miał inne poglądy, to kto by się tym przejmował?

      Nie mówiąc już o tym, że Trump stracił prezydenturę po jednej kadencji, więc jednak większość uznała, że wcale tak dobrze nie było za jego czasów. Może wróci do Białego Domu, a może nie, bo sondaże nie oddają rzeczywistego poparcia z dnia wyborów. W tych amerykańskich przeważnie niedoszacowany jest aktualny prezydent, bo jego wyborcy są niezadowoleni z niespełnionych obietnic, ale potem i tak glosują zgodnie ze swoimi przekonaniami.

      A wracając do muzyki, stawianie The Police, Talking Heads czy Niemena z Nadolnym poniżej polskiego mainstreamu z lat 80. też świadczy o niedostatecznej wiedzy i braku umiejętności wyjścia poza własne przekonania, a w przypadku dwóch ostatnich - także braku podjęcia próby przekonania się do innego pomysłu na granie, niż ten najbardziej rozpowszechniony, najmniej wymagający od samych twórców i od słuchaczy.

      Wydajesz się zresztą doskonałym dowodem na to, że słuchanie Lady Pank, Maanamu czy ogólnie tak prostej, niewymagającej muzyki, prowadzić może wyłącznie do zamknięcia się w takiej muzycznej bańce. Tymczasem Niemen z Nadolnym, Talking Heads czy nawet The Police - o ile na starcie nie odrzucą przez podejście typu podoba mi się tylko to, co już słyszałem - mogą otwierać na zupełnie nowe doznania i zachęcić do poszukiwań poza rockiem.

      co do PL wtedy dochodziło z Zachodu?

      Trochę jednak dochodziło, skoro polscy rockmani nie tylko wiernie podrabiali czyjś styl, ale też zdarzało im się ordynarnie kopiować konkretne motywy czy melodie z zachodnich utworów. Przykłady znajdziesz w recenzji Oddziału Zamkniętego.

      Usuń
    6. @Jacek Wąsowicz
      https://youtu.be/3renLopLxqw

      Usuń
  9. Co tu dużo pisać, album ołtarz polskiej muzyki rozrywkowej. Szare Miraże to absolutny top, idealny kawałek do dzikiego tańca, na porządnym drewnianym parkiecie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)