[Recenzja] Julia Holter - "Aviary" (2018)

Julia Holter - Aviary


Już tylko tydzień pozostał do premiery nowego albumu Julii Holter, "Something in the Room She Moves". Będzie to jej pierwsza autorska płyta od sześciu lat, czyli od wydania "Aviary", na którym artystka naprawdę wysoko podniosła poprzeczkę. Chyba nikt się wówczas nie spodziewał, że tak szybko po całkiem sporym sukcesie komercyjnym wyjątkowo na nią przystępnego "Have You in My Wilderness" Julka powróci do naprawdę ambitnego grania. Na "Aviary" artyzm całkowicie zwycięża nad komercyjnymi zapędami, choć punktem wyjścia są zgrabnie napisane piosenki pop, które w innych aranżach mogłyby podbijać listy przebojów - tracąc jednak jeden ze swoich największych atutów.

Na albumie wykorzystano niektóre partie wokalne i klawiszowe z domowych wykonań Holter, jednak nie oznacza to powrotu do bardziej oszczędnego grania z czasów "Ekstasis". Podobnie, jak na "Loud City Song" i "Have You in My Wilderness", liderkę mocno wspierają dodatkowi instrumentaliści, których partie znacząco wzbogacają brzmienie. Tym razem nawet w jeszcze większym stopniu, choć wciąż są to aranże nawiązujące raczej do kameralistyki niż przynoszące symfoniczny rozmach. Bezpośrednią dla nich inspiracją był album "Universal Consciousness", nagrany przez Alice Coltrane z kwartetem smyczkowym. Teksty tradycyjnie zainspirowała dawna i współczesna literatura. Od poetki Etel Adnan zaczerpnięto metaforę z tytułową wolierą pełną rozwrzeszczanego ptactwa, która symbolizuje - jak tłumaczyła sama Holter - kakofonię umysłu w rozpływającym się świecie. Zawarta tu muzyka ma właśnie wywoływać taką dezorientację, niepokój.


"Aviary" przytłacza już samym rozmiarem. Album trwa blisko półtora godziny, rozłożone na piętnaście utworów. Taka ilość muzyki w przypadku studyjnego materiału prawie nigdy nie wychodzi na korzyść. Także tutaj nie wszystkie utwory wydają się równie ciekawe. Jest jednak wiele naprawdę wspaniałych momentów, z których pierwszy rozpoczyna album, fantastycznie budując napięcie i wprowadzając w klimat całości. W "Turn the Light On" niepokojąco-oniryczną atmosferę tworzą zgrzytliwe partie smyczków, nieregularna gra sekcji rytmicznej i mało melodyjny śpiew liderki. Jeszcze bardziej intrygujący jest ośmiominutowy "Chaitius", rozpoczęty rozbudowaną sekcją smyczkowo-chóralno-klawiszową w klimatach muzyki dawnej, do której następnie dochodzi teatralny wokal Holter, by w drugiej połowie obrać bardziej piosenkowy, art-popowy kierunek, znakomicie łącząc tradycyjne i współczesne brzmienia.

Intrygującą, bardzo subtelną, ale też dość mroczną atnosferę kreuje "Voce simul" z delikatnym śpiewem, hipnotycznym kontrabasem, jazzującą trąbką i dżwiękami harfy. W pewnym momencie zbliża się to nawet do Dead Can Dance. Mocarnym utworem jest też rozbudowany "Everyday Is an Emergency", z długim, zgiełkliwym wstępem instrumentalnym, w którym istotną rolę odgrywają bardzo wysokie, drażniące dźwięki dud. W drugiej połowie jest to już jednak przepiękna, delikatna ballada fortepianowa, która stopniowo zatapia się w coraz bardziej onirycznym nastroju. Ciekawym eksperymentem jest też "Underneath the Moon", bardzo przestrzenny, z jakby niedopasowanymi do siebie partiami instrumentalnymi, które dopiero z czasem stają się bardziej zborne. Bardzo ładnie wypada "Colligere", sięgający do dawnej i współczesnej kameralistyki, z fantastyczną interpretacją wokalną. Choć najlepiej, najbardziej emocjonalnie zaśpiewany jest "In Gardens' Muteness", z akompaniamentem jedynie pianina.


Ale płyta zawiera też wiele krótszych, piosenkowych fragmentów. Jak bardziej dynamiczny "Whether", kojarzący się z The Velvet Underground "I Shall Love" (w dwóch odsłonach) czy "Les Jeux to You", nie tak wcale odległy od Kate Bush z okresu "Never for Ever". To bardzo przyjemne, melodyjne kawałki, naprawdę urocze, ale chyba trochę zbyt pogodne i zwyczajne, jak na ten album. O wiele lepiej w klimat całości wpisują się melancholijne, oparte na brzmieniach smyczkowych i klawiszowych "I Would Rather See", "Words I Heard" oraz "Why Sad Song", a także oniryczny, ambient-popowy, nieco zgliczowany "Another Dream".

Nie udało się Julii Holter dowieźć albumu, który - zgodnie z zamysłem - w całości przytłaczałby słuchacza i nieustannie fascynował błyskotliwymi rozwiązaniami, choć przez większość czasu faktycznie to robi. "Aviary" jest mimo wszystko imponującym dziełem współczesnego popu i na ten moment wciąż najbardziej niezwykłą, najdojrzalszą wypowiedzią artystyczną Holter. 

Ocena: 8/10



Julia Holter - "Aviary" (2018)

1. Turn the Light On; 2. Whether; 3. Chaitius; 4. Voce simul; 5. Everyday Is an Emergency; 6. Another Dream; 7. I Shall Love 2; 8. Underneath the Moon; 9. Colligere; 10. In Gardens' Muteness; 11. I Would Rather See; 12. Les Jeux to You; 13. Words I Heard; 14. I Shall Love 1; 15. Why Sad Song

Skład: Julia Holter - wokal i instr. klawiszowe; Tashi Wada - syntezatory, dudy; Sarah Belle Reid - trąbka; Dina Maccabee - skrzypce, altówka, dodatkowy wokal; Andrew Tholl - skrzypce; Devin Hoff - kontrabas; Corey Fogel - instr. perkusyjne
Producent: Julia Holter i Kenny Gilmore


Komentarze

  1. głupie pytanie - ale po jakiemu to jest "dowozić"? Zdarza Ci się to już drugi raz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po polsku. https://obserwatoriumjezykowe.uw.edu.pl/hasla/dowozic/

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)