[Recenzja] Julia Holter - "Ekstasis" (2012)

Julia Holter - Ekstasis


Nadchodzący album Julii Holter "Something in the Room She Moves" to jedna z najbardziej oczekiwanych przeze mnie premier pierwszego kwartału tego roku. I dobry moment, aby przyjrzeć się wcześniejszym dokonaniom tej artystyki, bo poza pojedynczymi wzmiankami oraz recenzją zeszłorocznego "Behind the Wallpapper", na którym wystąpiła jedynie w gościnnej roli wokalistki, nie poswięciłem jej wystarczająco miejsca. A jako jedna z czołowych postaci dzisiejszego art popu zdecydowanie na to zasługuje.

"Ekstasis" z pewnością nie jest oczywistym wyborem na zaprezentowanie twórczości Holter. Póżniejsze płyty - "Loud City Song", "Have You in My Wilderness" oraz "Aviary" - okazały się większym sukcesem komercyjnym i na ogół są oceniane wyżej. Jednak to właśnie wydawnictwo z 2012 uchwyciło sam początek kariery Julii jako autorki zgrabnych piosenek, choć do tamtej pory specjalizowała się w graniu bardziej eksperymentalnym. Pewne echa tych wcześniejszych doświadczeń daje się tu jednak bez trudu wyłapać. Dziwne by zresztą było, gdyby formalnie wykształcona kompozytorka tak nagle wyzbyła się jakichkolwiek ambicji artystycznych.

Artystka samodzielnie skomponowała i wyprodukowała ten materiał, a takze wykonała wszystkie partie wokalne i klawiszowe. W przeciwieństwie do poprzednich płyt, tym razem poza automatem perkusyjnym towarzyszyło jej w nagraniach także kilkoro sesyjnych instrumentalistów, jednak ich udział jest mocno ograniczony. W jedynym kawałku pojawia się gitara, w innym altowka, a w kolejnych saksofon lub klarnet i to by było na tyle.


Zawartą tu muzykę można porównać z dokonaniami Laurie Anderson, Kate Bush, Julee Cruise czy Björk. To połączenie urolikliwych melodii, subtelnego klimatu oraz kreatywnego podejścia do partii wokalnych, aranżacji, a czasem też struktury utworów. Jasne, takie "In the Same Room" i singlowy "Goddess Eyes I" to raczej błache piosenki, nieco żywsze i bardziej przebojowe od reszty repertuaru, mocno zalatujące ejtisami. Na przeciwnym biegunie mieszczą się jednak utwory pokazujące bardziej artystyczne podejście do muzyki, jak "Marienbad" z kunsztownie rozpisanymi wielogłosami, "Four Gardens" z quasi-japońskimi motywami, jazzującymi klarnetami i pomyslową linią wokalną, albo najbardziej rozbudowany "This Is Ekstasis", kierujący się w jazzowo-progrockowe rejony, pozostając w granicach art popu.

Do mocnych punktów albumu należy także eteryczny, bardzo ładny melodycznie "Our Sorrow", stylistycznie mieszczący się gdzieś pomiędzy dream popem, ambientem i progresywną elektroniką. Drone'owy "Boy in the Moon" brzmi z kolei jak bardziej elektroniczna Nico, co okazuje się ciekawym pomysłem, choć sam utwór mógłby być nieco krótszy. Tak wyraźne skojarzenia z innymi twórcami pojawiają się w jeszcze kilku nagraniach. "Für Felix" ma w sobie coś z najbardziej psychodelicznych odpałów Beatlesów, a "Goddess Eyes II" - wolniejszy i bardziej klimatyczny od pierwszej wersji - przypomina Kate Bush, choć w obu zwraca uwagę nowocześniejsze brzmienie. Całości całkiem przyjemnie dopełnia delikatny "Moni mon amie", choć to jedno z bardziej zwyczajnych nagrań na tej płycie.

"Ekstasis” to album, na którym Julia Holter dopiero próbuje odnaleźć swój własny styl w obrębie art popu, momentami trochę za bardzo naśladując innych twórców. Jednak już tutaj raczej przeważają utwory z nieco bardziej idiomatycznym podejściem, a przede wszystkim już na tej płycie Holter zaprezentowała się jako ciekawa wokalistka i kompozytorka, umiejętnie łącząca popowe melodie z niebanalnymi rozwiązaniami w kwestiach aranżacyjno-wykonawczych. Potwierdził to kolejny jej album, bardziej zborny i dojrzalszy "Loud City Song". Wprawdzie na "Have You in My Wilderness" proporcje między art a pop przeniosły się raczej na ten drugi człon, ale już "Aviary" okazał się powrotem na właściwe tory, a singlowe zapowiedzi "Something in the Room She Moves" sugerują najbardziej imponujące artystycznie i wciąż atrakcyjne w kategorii popu przedsięwzięcie Julii.

Ocena: 8/10



Julia Holter - "Ekstasis" (2012)

1. Marienbad; 2. Our Sorrows; 3. In the Same Room; 4. Boy in the Moon; 5. Für Felix; 6. Goddess Eyes II; 7. Moni mon amie; 8. Four Gardens; 9. Goddess Eyes I; 10. This Is Ekstasis

Skład: Julia Holter - wokal, instr. klawiszowe; Corey Granet - gitara (1); Catherine Lamb - altówka (4); Max Kaplan - klarnet i klarnet basowy (8); Casey Anderson - saksofon altowy (10); Kenny Gilmore - gitara basowa (10)
Producent: Julia Holter


Komentarze

  1. Mam nadzieję, że recenzja znakomitego "Aviary" też się pojawi na tej stronie. Jeśli chodzi o nową płytę, to ciężko będzie jej przeskoczyć poprzednią, trudno o coś bardziej ambitnego w tej formule.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Polish Jazz Quartet - "Polish Jazz Quartet" (1965)

[Recenzja] SBB - "SBB" (1974)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] Gentle Giant - "In a Glass House" (1973)