[Recenzja] Sprain - "The Lamb as Effigy" (2023)

Sprain - The Lamb as Effigy


"Everything Is Alive" Slowdive był zapewne - a z pewnością przeze mnie - najbardziej wyczekiwaną premierą poprzedniego piątku. Jednak najciekawszym nowym wydawnictwem okazał się zupełnie inny album. I to dość niespodziewanie, bo amerykański kwartet Sprain do tej pory nie był zbyt rozpoznawalny. Tymczasem jego drugi longplay "The Lamb as Effigy" zadebiutował na samym szczycie cotygodniowego rankingu tegorocznych płyt w serwisie Rate Your Music i mimo rosnącej liczby ocen utrzymuje bardzo wysoką średnią. Nie brakuje też pozytywnych recenzji na innych portalach muzycznych, które nie ograniczają się do mainstreamu. A mowa o wydawnictwie zespołu, który jeszcze trzy lata temu, na swoim poprzednim albumie "As Lost Through Collision", brzmiał po prostu jak kolejny naśladowca Slint, Unwound czy Duster, niewykazujący ambicji do zaprezentowania czegoś własnego. Tym razem słuchać jednak znaczy progres.

Sprain na "The Lamb as Effigy or Three Hundred And Fifty XOXOXOs for a Spark Union With My Darling Divine" - bo tak brzmi pełny tytuł longplaya - nie odchodzi od klimatów post-rockowo-noise'owych, jednak zdradza zdecydowanie szersze inspiracje oraz bardziej progresywne myślenie o muzyce. Najbardziej oczywistym przykładem są dwa nagrania osiągające po blisko dwadzieścia pięć minut. Szczególnie "God, or Whatever You Call It", złożony z dość zróżnicowanych sekcji, może kojarzyć się z rockiem progresywnym pod względem formalnym, bo treściowo zdecydowanie bliżej mu do noise rocka czy estetyki no wave, a w cichszej drugiej połowie ma w sobie nawet coś z redukcjonizmu i free improvisation. Bardziej płynny charakter ma "Margin for Error", z początku oparty wyłącznie na drone'owych partiach organów, stanowiących akompaniament dla zawodzącego wokalu, jednak z czasem brzmienie staje się coraz bardziej zniekształcone, co w połączeniu z onirycznym nastrojem przywołuje natychmiastowe skojarzenia z shoegaze'em.


Nie mniej ciekawe okazują się inne dłuższe, choć już ledwie kilkunastominutowe nagrania. "The Commercial Nude" zaczyna się wprawdzie od noise'owych zgrzytów, jednak szybko podąża w subtelniejsze rejony - z bardziej melodyjnym śpiewem, gitarą akustyczną, delikatną elektroniką oraz mimo wszystko dość niepokojącym klimatem - by nabrać ciężaru w drugiej, silnie emocjonalnej połowie i znów zwolnić w nastrojowym, zaskakująco ładnym i niemalże uduchowionym outro. Operowanie dynamiką chyba jeszcze lepiej wychodzi w "The Reclining Nude", w całości opartym na minorowej partii pianina, do której jednak regularnie dołączają bardziej agresywne brzmienia gitar i pełen desperacji śpiew, podnosząc dramaturgię utworu. Sporo dzieje się też w bardziej zwartym, siedmiominutowym "Man Proposes, God Disposes", bliższym typowego noise rocka czy post-hardcore'u - lub grania ze sceny Windmill - ale o zupełnie nieprzewidywalnej budowie, lawirując między quasi-piosenkowymi fragmentami a niemalże chaosem. Świetne są też te smyczki we wstępie, szkoda tylko, że nie znalazły zastosowania w dalszej części.

Reszta repertuaru to już krótsze, raczej zwarte nagrania. Najbardziej agresywne, choć niebanalne w formie "Reiterations" i "We Think So Ill of You" brzmią jak zagubione kawałki z lat 90., nagrane przez kapelę zapatrzoną w Slint czy Unwound, czyli w sumie jak Sprain ze swojego debiutu. Za to bardziej klimatyczna końcówka tego pierwszego przypomina Black Country, New Road z "Ants From Up There". Pewnym zaskoczeniem może być natomiast dość swobodny, pozbawiony rytmu "Privilege of Being", kierujący się w stronę death industrialu lub ritual ambientu, z elementami muzyki konkretnej oraz odrobiną kameralnego folku w finale z partią skrzypiec.


Chociaż "The Lamb of Effigy" trwa blisko sto minut, w tym przypadku taka długość zupełnie mi nie przeszkadza. Sprain na swoim albumie zaprezentował muzykę niezwykle pomysłową, tak pod względem formy - unikając przewidywalnych struktur - jak i treści, mieszając przeróżne nurty dzisiejszego rocka, a nawet współczesnej muzyki poważnej (wśród swoich inspiracji muzycy wymieniają m.in. Xenakisa i Pendereckiego). Nie jest to może granie progresywne w znaczeniu poszerzania ram gatunku, jednak kwartet pokazał tu naprawdę szerokie wpływy i umiejetność łączenia ich w unikalny, a przy tym przekonujący sposób. Mimo tak dużego eklektyzmu powstała płyta niezwykle spójna, bardzo konsekwentna w swoim niepokojącym, apokaliptycznym nastroju.

Ocena: 9/10

Nominacja do płyt roku 2023



Sprain - "The Lamb as Effigy or Three Hundred and Fifty XOXOXOs for a Spark Union With My Darling Divine" (2023)

1. Man Proposes, God Disposes; 2. Reiterations; 3. Privilege of Being; 4. Margin for Error; 5. The Commercial Nude; 6. The Reclining Nude; 7. We Think So Ill of You; 8. God, or Whatever You Call It

Skład: Alex Kent - gitara, wokal; Sylvie Simmons - gitara; April Gerloff - gitara basowa; Clint Dodson - perkusja
Producent: ?


Komentarze

  1. Ciekawostka: pierwszy i drugi album, póki co, nie ukazał się na srebrnym krążku (jedynie digital oraz vinyl).
    Zacząłem dopiero odsłuchy tej płyty na YouTube - i w pewnym momencie jakoś mnie tknął ten ''Windmill style''. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)