[Recenzja] Area - "Caution Radiation Area" (1974)



Włoska grupa Area była zespołem progresywnym nie tylko ze względu na granie w pewnej stylistyce, ale także w tym podstawowym, oryginalnym znaczeniu tego terminu. Album "Caution Radiation Area" ukazał się zaledwie rok po debiutanckim "Arbeit macht frei", lecz wiele przez ten czas się zmieniło. Do istotnych zmian doszło już w samym składzie, z którego odeszli basista Patrick Djivas (który wolał grać bardziej konwencjonalną muzykę z Premiata Forneria Marconi) i saksofonista Eddie Busnello. Na miejsce pierwszego dołączył Ares Tavolazzi, na miejscu drugiego pozostał wakat. Jednak brzmienie - już wcześniej bogate - zostało wzbogacone o wiele nowych instrumentów, jak klawesyn, flet, klarnet basowy i puzon; znacznie zwiększyła się też rola syntezatorów.

Ale najważniejsze zmiany zaszły w charakterze granej przez zespół muzyki. Jego styl w krótkim czasie się rozwinął, ale i zradykalizował. O ile "Arbeit macht frei" nie odbiegał dalece od głównego nurtu proga i jazz rocka, tak "Caution Radiation Area" wyraźnie zwraca się w stronę awangardowego proga i free jazzu, a nawet free improvisation i muzyki elektroakustycznej. Nie jest to łatwe w odbiorze dzieło, choć muzycy starali się stopniowo oswajać słuchaczy ze swoim nowym obliczem. Otwieracz longplaya, lekko orientalizujący "Cometa Rossa", w zasadzie mógłby się znaleźć na poprzednim wydawnictwie. To dynamiczny utwór, z mocno zakręconymi, ale melodyjnymi partiami syntezatora, gitary i sekcji rytmicznej we fragmentach instrumentalnych, a także spokojniejszą częścią wokalną - choć sam wokal Demetrio Stratosa jest bardzo ekspresyjny (i znów mocno kojarzy się z zaśpiewami Leona Thomasa z nagrań Pharoaha Sandersa). Dość przystępny jest także kolejny na płycie utwór, instrumental "ZYG (Crescita Zero)". Intensywna, ale wyrafinowana gra sekcji rytmicznej, wręcz hardrockowe, ale finezyjne partie gitary oraz jazzujące lub bardziej awangardowe partie klawiszy i dęciaków, tworzą bardzo spójną i interesująca całość. Również ten utwór nie odstawałby drastycznie na debiutanckim albumie.

Dalej zaczynają się jednak dziać coraz bardziej zwariowane rzeczy. Ośmiominutowy, znów niemal w całości instrumentalny, "Brujo" zawiera jeszcze trochę gitarowego czadu i wyraźnie zaznaczoną linię melodyczną, ale pojawiają się tu także bardziej zaawansowane eksperymenty z brzmieniem syntezatora i długie fragmenty o zdecydowanie jazzowym charakterze, co podkreśla użycie kontrabasu zamiast gitary basowej. Jeszcze dalej w tym kierunku idzie dziesięciominutowy "MIRage? Mirage!", o charakterze swobodnej improwizacji, z wokalnymi eksperymentami i awangardowymi partiami instrumentalnymi. Tylko fragmentami muzycy grają w bardziej uporządkowany sposób, a i wtedy nie brakuje różnych dziwnych dźwięków stanowiących kontrapunkt. Największym wyzwaniem dla słuchaczy jest jednak finałowe, znacznie już krótsze nagranie - instrumentalna "Lobotomia". Jest to właściwie elektroakustyczna zabawa syntezatorem, praktycznie bez melodii, harmonii i rytmu, z samym brzmieniem. Jest to na pewno ciekawy eksperyment; bardzo odważny, jak na zespół który nie zerwał całkiem więzi z rockiem i jazzem. A jednak nie jest to nagranie, do którego miałbym chęć wracać - te wszystkie szumy, piski i inne dziwaczne dźwięki są jednak dość nieprzyjemne.

"Caution Radiation Area" to bardzo krótki album, o całkowitej długości ledwo przekraczającej pół godziny, jednak bardzo intensywny i treściwy, pozbawiony dłużyzn i powielania już zaprezentowanych rozwiązań, bo każdy utwór jest inny - a zarazem tworzą całkiem spójną całość. Choć to ostatnie jest w znaczącym stopniu zasługą doskonale przemyślanej kolejności utworów - bo różnica pomiędzy takim "Cometa Rossa" i "Lobotomia" jest przeogromna. Jednak umieszczone pomiędzy nimi nagrania stanowią swego rodzaju pomost, dzięki któremu album stopniowo - i konsekwentnie - oddala się od w miarę normalnego grania w stronę coraz większych szaleństw. Na uznanie zasługuje odwaga zespołu, który postawił na rozwój i to w znacznie mniej przystępnym kierunku (może nawet nieco przeginając w ostatnim nagraniu). Nie dziwi zatem, że "Caution Radiation Area" jest często oceniany niżej od "Arbeit macht frei". Moim zdaniem jest jednak świetnym rozwinięciem debiutu. Już wcześniej unikalny styl zespołu stał się jeszcze bardziej oryginalny, a wykonanie i eksperymenty z brzmieniem są tu jeszcze bardziej zaawansowane. Mimo wszystko, poprzedniego albumu słucham z nieco większą przyjemnością.

Ocena: 9/10



Area - "Caution Radiation Area" (1974)

1. Cometa Rossa; 2. ZYG (Crescita Zero); 3. Brujo; 4. MIRage? Mirage!; 5. Lobotomia

Skład: Demetrio Stratos - wokal, organy, klawesyn, instr. perkusyjne; Giampaolo Tofani - gitara, syntezator, flet; Patrizio Fariselli - elektryczne pianino, pianino, syntezator, klarnet basowy, instr. perkusyjne; Ares Tavolazzi - gitara basowa, kontrabas, puzon; Giulio Capiozzo - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Area


Komentarze

  1. Mój ulubiony album tego bandu. Na przestrzeni ostatnich 15 lat robiłem sobie trzy razy ranking ulubionych płyt progresywnych i okołoprogresywnych z Italii. Ten był zawsze w pierwszej trójce. W ostatnim TOP 200 był wprawdzie „dopiero” trzeci, jednak to zawsze kwestia dnia. Area to zespół nie dla każdego. Prawdopodobnie nie przypadnie do gustu różnej maści konserwatystom i mainstreamowcom. Tak czy inaczej, jest to najbardziej oryginalny zespół z Italii. Głównie za sprawą wokalisty, Demetrio Stratosa. Po jego odejściu Area szybko pogrążyła się w głównym nurcie jazz-rocka, zatracając niepowtarzalny styl – kłania się album „Tic & Tac (1980).

    OdpowiedzUsuń
  2. Moją ulubioną ich płytą jest "event '76". Koniecznie sprawdź też solowe płyty Stratosa, są nawet lepsze niż jego dokonania z zespołem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie wokal to największa wada tej płyty
    Język włoski jest dość zniechęcający dla zagranicznego słuchacza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy byłem po pierwszej próbie przesłuchania
      Na drugim utworze skończyłem, było zbyt dziwne
      Potem słuchałem drugi raz, spodobało mi się, polubiłem wokal
      Właśnie przesłuchałem 3 raz, i przyznaje, że jest to genialne

      Usuń
    2. To pewnie kwestia braku przyzwyczajenia do tego języka. Jak się więcej posłucha płyt tego zespołu, to się okazuje, że wokal wcale nie jest tu wadą, a jedną z największych zalet.

      Usuń
    3. Po czasie stwierdzam, że miałeś rację
      Choć dziwi mnie fakt, że kobaiański mi podszedł łatwiej niż autentycznie istniejący język włoski
      To pewnie przez niemieckie brzmienie kobaiańskiego

      Usuń
  4. Co do "Lobotomii" to miało być nieprzyjemnie. Zgodnie z tytułem- te wysokie dźwięki syntezatora mają działać na ośrodki bólu w mózgu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jako całość płyta rozwaliła mnie. Na początku to trochę skojarzyło mi się z Niemenowym Aerolitem a potem to już coś kompletnie nowego dla mnie. Sama końcówka jest taka że nie mam pojęcia o o niej powiedzieć :o
    Sposób śpiewu Stratosa skojarzył mi się z innym wokalistą o Greckich korzeniach, mianowicie z Jorgosem Skoliasem.
    Słyszałeś jakieś nagrania Skoliasa lub z jego udziałem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie miałem okazji.

      Usuń
    2. W takim razie polecam Ci jego płyty ("Do It" i "Skolias Duży") w duecie z Bronisławem Dużym grającym na puzonie. Zwłaszcza ta druga może być ciekawa, bardzo na niej eksperymentują z brzmieniem (np. puzon brzmiący jak przesterowana gitara). Obydwa albumy są dostępne na Bandcamp Skoliasa.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024