[Recenzja] Steve Hillage - "Fish Rising" (1975)



Gitarzysta Steve Hillage to jeden z kluczowych muzyków sceny Canterbury. Występował w zespołach Uriel (Arzachel), Khan i, przede wszystkim, w Gong, współpracował też z Kevinem Ayersem po jego odejściu z Soft Machine. Hillage jako solista zadebiutował w połowie lat 70. albumem "Fish Rising". Sesja nagraniowa odbyła się we wrześniu 1974 roku w brytyjskim Manor Studio - tuż po tym, gdy w tym samym miejscu zakończyły się prace nad albumem "You" Gong. Gitarzysta skorzystał zresztą z pomocy znacznej cześci zespołu: Tima Blake'a, Didiera Malherbe'a, Mike'a Howletta, Pierre'a Moerlena i Miquette Giraudy (która tutaj wystąpiła nie tylko w roli dodatkowej wokalistki, ale także klawiszowca). Ponadto, w sesji wziął udział Dave Stewart, również były członek Uriel / Arzachel i Khan, a także Lindsay Cooper z Henry Cow.

Na repertuar złożyły się wyłącznie kompozycje lidera (w napisaniu tekstów wspomogła go Giraudy). Część materiału powstała już długo wcześniej, z myślą o drugim, nigdy nie nagranym albumie Khan. Ale słychać tu też doświadczenia zdobyte w Gong. Mniejszą rolę odgrywają tu jednak elementy humorystyczne, choć nie całkiem z nich zrezygnowano (bez Daevida Allena i Gilli Smyth dawka szaleństwa jest jednak wyraźnie słabsza). Album zawiera pięć utworów, z których większość to rozbudowane formy składające się z kilku części. Wyjątek stanowi półtoraminutowa elektroniczno-jazzrockowa miniatura "Fish" (bardzo w klimacie Gong, włącznie z żartobliwym charakterem), a także trzyminutowy "Meditation of the Snake" - gitarowa solówka z elektronicznym akompaniamentem, klimatem zbliżona do "A Sprinkling of Clouds" z "You". Pozostałe utwory są już znacznie dłuższe i bardziej złożone: "The Salmon Song" przekracza osiem minut, a "Solar Musick Suite" i "Aftaglid" (ten ostatni znów zdaje się wyraźnie nawiązywać do "A Sprinkling,..") trwają po około kwadrans. Jazzujące partie saksofonu Malherbe'a i kosmiczne dźwięki syntezatora Blake'a natychmiast przywołują skojarzenia z Gong. Z kolei klawiszowe partie Stewarta, utrzymane są w klimacie kanterberyjskiego jazzrocka, jednoznacznie kojarząc się, co oczywiste, z Khan, Hatfield and the North i National Health, ale momentami też z Soft Machine. Dominującą rolę przejmują jednak zwykle gitarowe popisy Steve'a Hillage'a, w końcu to on jest tu głównym bohaterem. Niestety, udziela się także wokalnie, co nie wypada najlepiej. Do warstwy instrumentalnej nie mogę się natomiast przyczepić i szkoda, że nie zdecydowano wydać albumu instrumentalnego.

"Fish Rising" to jednak bardzo udany debiut, stanowiący interesującą, bardzo dojrzałą kontynuację zarówno trylogii Gongu, jak i jedynego wydawnictwa Khan. Bez wątpienia jest to jeden z najbardziej udanych kanterberyjskich albumów. Steve Hillage zebrał świetna ekipę, której trzon był ze sobą bardzo dobrze zgrany, co słychać szczególnie w tych dłuższych utworach. Bo same kompozycje nie są wybitne, jednak nadrabiają swobodnym wykonaniem, z bardzo dobrą interakcją, i super klimatem.

Ocena: 8/10



Steve Hillage - "Fish Rising" (1975)

1. Solar Musick Suite [Sun Song (I Love its Holy Mystery) / Canterbury Sunrise / Hiram Afterglid Meets the Dervish / Sun Song (reprise)]; 2. Fish; 3. Meditation of the Snake; 4. The Salmon Song [Salmon Pool / Solomon's Atlantis Salmon / Swimming with the Salmon / King of the Fishes]; 5. Aftaglid [Sun Moon Surfing / The Great Wave and the Boat of Hermes / The Silver Ladder / Astral Meadows / The Lafta Yoga Song / Glidding / The Golden Vibe / Outglid]

Skład: Steve Hillage - wokal i gitara; Miquette Giraudy - instr. klawiszowe, dodatkowy wokal; Tim Blake - instr. klawiszowe, tambura; Dave Stewart - instr. klawiszowe; Didier Malherbe - saksofon, flet; Lindsay Cooper - fagot; Mike Howlett - gitara basowa; Pierre Moerlen - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Steve Hillage i Simon Heyworth


Komentarze

  1. Co za przypadek! Akurat wczoraj słuchałem tej płyty. Generalnie co do tego albumu, a w sumie także twórczości Gong po odejściu Daevida Allena mam bardzo podobne odczucia. Myślę o tym jak o uboższej wersji ich wcześniejszych dokonań, ponieważ moim zdaniem dla muzyki Gong ważne nie tylko były kompozycje, ale również ta osobowość lidera, która lśniła w każdym aspekcie tej muzyki. W sumie to również mój największy problem z "You". Allen był najlepszym rodzajem świra i szkoda, że ówczesny (współczesny w sumie też) rynek muzyczny nie był w stanie tego docenić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale z drugiej strony, to co słyszałem z Allena poza wczesnym Gong, nie było tak dobre. Więc nie można też bagatelizować udziału pozostałych muzyków.

      Tzn. jaki masz problem z "You"? Bo widzę na RYMie, że dałeś maksymalną ocenę.

      Usuń
    2. Właśnie dałem maksymalną ocenę jako płycie, bo to jest naprawdę wybitna muzyka, ale jednocześnie klimat jest zupełnie inny, niż na Flying Teapot czy Camembert Electrique. Mam wrażenie, że zespół za bardzo odsunął Allena, ale i tak zrobili coś naprawdę genialnego. Po prostu nieco mi szkoda, że nie ma aż tak dużo szaleństwa jak na poprzednich płytach.

      Usuń
    3. Choć bardzo lubię to szaleństwo na albumach "Camembert Electrique", "Flying Teapot" i "Angel's Egg", tak na "You" jednak dużo bardziej podobają mi się utwory w rodzaju "Isle of Everywhere" i "A Sprinking of Clouds", niż "A P.H.P.'s Advice" i "Perfect Mystery". Moim zdaniem Allen nie błyszczy na tym longplayu tak, jak na poprzednich. To dzięki pozostałym muzykom jest on tak wspaniały. Dlatego sądzę, że odsunięcie Allena na tym etapie było właściwym posunięciem. Jego pomysł na zespół już się wyczerpał. Ale z drugiej strony dobrze, że trochę tego allenowskiego szaleństwa tam jest, dzięki czemu brzmi to dalej jak Gong, czego nie można powiedzieć o kolejnych albumach zespołu.

      Usuń
    4. Dokładnie. Bardzo dobrze wyraziłeś to, w czym ja się nieco plątałem. Z drugiej strony, warto też zwrócić uwagę na to, że na You mamy całkiem sporo gitary Allena - o ile zazwyczaj się on chowa w tle (jak na A Sprinkling Of Clouds, gdzie jego gitara brzmi prawie jak syntezator), o tyle gra on kilka naprawdę świetnych solówek. Nie ma wątpliwości, że Hillage jest dużo lepszym gitarzystą niż Allen, ale on też potrafił dobrze zagrać, co niejednokrotnie udowodnił.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024