[Recenzja] Pharoah Sanders - "Black Unity" (1972)



Na swoim poprzednim albumie, "Thembi", Pharoah Sanders postawił na krótsze utwory. "Black Unity" składa się natomiast z jednej tylko kompozycji. Trwające trzydzieści osiem minut (na wydaniu winylowym podzielone na dwa utwory) nagranie zostało zarejestrowane 24 listopada 1971 roku. Zgodnie ze swoim zwyczajem, Sanders zaprosił na sesję zarówno sprawdzonych muzyków (Cecil McBee, Billy Hart), jak i takich, którzy do tamtej pory nie wystąpili na żadnym z jego albumów. W tym przypadku byli to: saksofonista Carlos Garnett (znany ze współpracy z Milesem Davisem), trębacz "Hannibal" Marvin Peterson, pianista Joe Bonner, basista Stanley Clarke (późniejszy członek Return to Forever), perkusista Norman Connors, a także grający na przeróżnych perkusjonaliach Lawrence Killian.

Pod względem stylistycznym jest to typowy Pharoah. Użyte instrumentarium i uduchowiony klimat bezpośrednio nawiązują do słynnego "The Creator Has a Master Plan" z albumu "Karma". Tym razem obyło się jednak bez partii wokalnych. I bez tak nachalnych podobieństw, jak w przypadku "Jewels of Thought". Sanders wykorzystuje tu także doświadczenia ze swoich późniejszych albumów, przede wszystkim "Deaf Dumb Blind", a w rezultacie klimat jest tu bardziej szamańsko-afrykański, niż medytacyjno-hindustański. Efekt jest nie mniej udany. Muzycy grają jak natchnieni, osiągając wyżyny w zespołowej współpracy i tworzeniu intrygującego nastroju. Bardzo dużo dzieje się w warstwie rytmicznej, za sprawą dwóch kontrabasów, grających niezależnie od siebie i doskonale się uzupełniających, a także wzbogacenia partii perkusyjnych o brzmienie takich instrumentów, jak balafon, kongi czy djembe. Towarzyszą temu melodyjne partie pianina oraz, oczywiście, rozbudowana tym razem sekcja dęta - Pharoah, Garnett i Hannibal grają tu zarówno w piękny, melodyjny sposób, jak i dodają nieco freejazzowego zgiełku. Nie ma tu jednak przesadnie radykalnych odjazdów, całość zachowuje uduchowiony, melodyjny charakter.

"Black Unity" jest bez wątpienia jednym z najwspanialszych dokonań Pharoaha Sandersa. Osobiście stawiam go tuż za "Karmą". Gra i interakcja muzyków jest doskonała, a tworzony przez nich klimat może i nie aż tak nieziemski, jak na najbardziej uduchowionych albumach Johna Coltrane'a, ale wcale nie tak bardzo odległy. 

Ocena: 9/10



Pharoah Sanders - "Black Unity" (1972)

1. Black Unity (Part I); 2. Black Unity (Part II)

Skład: Pharoah Sanders - saksofon tenorowy, balafon; Carlos Garnett - saksofon tenorowy; Hannibal Marvin Peterson - trąbka; Joe Bonner - pianino; Cecil McBee - kontrabas; Stanley Clarke - kontrabas; Billy Hart - perkusja; Norman Connors - perkusja; Lawrence Killian - instr. perkusyjne
Producent: Lee Young


Komentarze

  1. Lubię nawet bardziej od Karmy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie że partia basu cytuje "Karme" w drugiej połowie Black Unity. Mimo wszystko jest to świetny i zgrany album.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)