[Recenzja] Van der Graaf Generator - "Pawn Hearts" (1971)



"Pawn Hearts" to najsłynniejszy album Van Der Graaf Generator. Podobnie jak inne wydawnictwa grupy, nie odniósł sukcesu na dwóch najważniejszych rynkach - brytyjskim i amerykańskim. Zdobył natomiast zaskakującą popularność we Włoszech, gdzie doszedł na sam szczyt notowania najlepiej sprzedających się albumów. Zespół stał się tam prawdziwą gwiazdą. W samym 1972 roku grupa zagrała aż trzy włoskie trasy koncertowe, czasem w ciągu jednego wieczoru występując trzykrotnie. Tak intensywne koncertowanie było jednak zdecydowanie ponad siły muzyków. W dodatku wcale nie poprawiło ich sytuacji finansowej i wciąż tonęli w długach. Jeszcze w tym samym 1972 roku grupa podjęła decyzję o zawieszeniu działalności (a tak naprawdę o przeobrażeniu w solowy zespół Petera Hammila, nagrywający i występujący pod jego nazwiskiem).

"Pawn Hearts" początkowo miał być albumem dwupłytowym. Pierwszą płytę miały wypełniać nowe kompozycje, natomiast drugą - nowe wersje, nagrane na żywo bez udziału publiczności, "przebojów" z poprzednich albumów, a także - wzorem floydowej "Ummagummy" - indywidualne utwory poszczególnych muzyków. Choć zespół zrealizował swój zamysł w studiu, wydawca kategorycznie odmówił publikacji podwójnego albumu. W rezultacie opublikowane zostały wyłącznie premierowe kompozycje nagrane przez cały zespół (część pozostałe nagrania można znaleźć na niektórych kompaktowych reedycjach). Album w oryginalnej wersji europejskiej składa się z trzech utworów - blisko dziesięciominutowych "Lemmings" i "Man-Erg" na stronie A, oraz ponad dwudziestominutowego "A Plague of Lighthouse Keepers" na stronie B. Oryginalne amerykańskie i kanadyjskie wydanie dodatkowo, jako drugi utwór na stronie A, zawiera singlowy "Theme One" - rockową interpretację radiowego dżingla, skomponowanego przez George'a Martina dla BBC Radio 1.

Album, nawet w porównaniu z wcześniejszymi wydawnictwami Generatora, jest dość trudny w odbiorze i skomplikowany. A może powinienem napisać, że album jest udziwniony? Już na otwarcie pojawia się długi "Lemmings", w którym dzieje się tyle, że nie sposób tego wszystkiego ogarnąć nawet po kilku przesłuchaniach. Kompozycja sprawia wrażenie chaosu, pełnego dysonansów, agresywnych partii instrumentów i wręcz schizofrenicznych partii wokalnej, choć nie brak tu też bardziej melodyjnych fragmentów, pojawiających się znienacka w zupełnie niespodziewanych miejscach. Jest w tym utworze coś hipnotyzującego, naprawdę intrygującego. Odrobinę uspokojenia przynosi "Man-Erg", którego znaczna część to po prostu zgrabna ballada, z dużą ilością subtelnych klawiszy i wyrazistą melodią. Jednak ta sielanka w pewnym momencie zostaje gwałtownie przerwana bardziej agresywnymi i pokręconymi dźwiękami. Finałowa suita "A Plague of Lighthouse Keepers" to natomiast dziesięć krótkich utworów, z tekstami opowiadającymi jedną historię, ale dość odrębnych pod względem muzycznym, przez co całości nieco brakuje spójności. Choć poszczególne momenty wypadają naprawdę dobrze. Nie brakuje ładnych melodii, świetnych partii instrumentalnych, ani bardziej awangardowych momentów. Gościnnie znów wystąpił tutaj Robert Fripp z King Crimson, jednak jego gitarowa solówka wypada wyjątkowo przeciętnie.

"Pawn Hearts" zdecydowanie nie jest moim ulubionym albumem Van Der Graaf Generator (o wiele większe wrażenie robią na mnie poprzedni "H to He, Who Am the Only One" i następny "Godbluff"), jednak niezaprzeczalnie jest to dzieło, które powinien znać każdy szanujący siebie słuchacz rocka progresywnego. 

Ocena: 8/10



Van der Graaf Generator - "Pawn Hearts" (1971)

1. Lemmings; 2. Man-Erg; 3. A Plague of Lighthouse Keepers

Skład: Peter Hammill - wokal, gitara, pianino; David Jackson - saksofon, flet, dodatkowy wokal; Hugh Banton - instr. klawiszowe, gitara basowa, dodatkowy wokal; Guy Evans - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Robert Fripp - gitara
Producent: John Anthony


Komentarze

  1. Taki klasyk i tylko 8? ;) Dla mnie Pawn Hearts to arcydzieło skończone, jeden z najlepszych albumów, jakie dane mi było słyszeć. Hammil jako wokalista jest niesamowity, a partie saksofonu w tym zespole powalają. Ode mnie 10/10 ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ilością punkcików bym się nie przejmował. W końcu każdy może sobie subiektywnie ocenić dany album. Ważne jest to, aby argumentacja była sensowna. U mnie ma 10/10. To jeden z tych albumów progresywnych, w przypadku których nie mam żadnych wątpliwości, czy zasługuje na najwyższą ocenę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wokal w "Man-Erg" to wokalne mistrzostwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Van Der Graaf Generator to zawsze wokalne mistrzostwo

      Usuń
  4. Początkowo też uważałem ten album za zbyt udziwniony. Wróciłem po kilku miesiącach i autentycznie zachwycił. Dalej uważam, że jest mocno pokręcony i może trochę zbyt chaotyczny, ale niesamowicie wciąga. W Twoim przypadku Pawle masz takie samo zdanie o tym albumie co w chwili pisania recenzji, czy ocena prawdopodobnie skoczyłaby w górę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno powiedzieć, bo dawno nie wracałem do tego albumu.

      Usuń
  5. Przypominam o różnicy ocen, na RYM jest 9/10

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Recenzje VdGG jeszcze długo poczekają na zaktualizowanie, a zmiana samych ocen byłaby bez sensu, bo nie współgrałyby z treścią.

      Usuń
  6. Moja ulubiona płyta mojego ulubionego zespołu, aczkolwiek nie jest to moja najbardziej ukochana płyta wszechczasów. Bo takiej jeszcze nie mam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)