[Recenzja] Danzig - "Danzig" (1988)



Swoją muzyczną karierę Glenn Danzig (właśc. Glenn Allen Anzalone) rozpoczął w drugiej połowie lat 70. w punkrockowym Misfits. Dziś zespół ma kultowy status, jednak w tamtym czasie był kompletnie amatorskim projektem. Dopiero, gdy Metallica nagrała cover "Last Caress/Green Hell", twórczość grupy zaczęła docierać do szerszej publiczności. Zespół jednak już wtedy nie istniał, rozwiązany z powodu braku jakichkolwiek sukcesów, perspektyw i coraz większych animozji między jego członkami. Glenn nawiązał wówczas współpracę z basistą Eeriem Vonem (właśc. Erikiem Stellmannem), z którym stworzył grupę Samhain - początkowo punkową, później kierującą się w bardziej metalowe rejony. Pozostali muzycy często się zmieniali. W 1987 roku, gdy składu dopełniali gitarzysta John Christ (właśc. John Wolfgang Knoll) i perkusista Chuck Biscuits (właśc. Charles Montgomery), grupa podpisała kontrakt z wytwórnią Ricka Rubina, który zasugerował zmianę nazwy na Danzig. Rok później ukazał się pod tym szyldem pierwszy, eponimiczny album.

Dzięki współpracy z Rubinem muzyka zespołu zyskała solidne brzmienie (producent nie miał wtedy jeszcze skłonności do kompresji dynamiki i nagrywania na jak najwyższym poziomie dźwięku), ale na tym zmiany się nie skończyły. Wpływy punkowe całkowicie ustąpiły inspiracji wczesnym Black Sabbath i... blues rockiem. Zmieniło się też podejście Glenna, który mniej się wydziera, a więcej śpiewa, eksponując swój głęboki baryton, kojarzący się z Jimem Morrisonem lub Ianem Curtisem. Na albumie znalazło się dziesięć utworów, w większości skomponowanych przez lidera. Wyjątek stanowi "The Hunter" - przeróbka bluesowego standardu, oryginalnie wykonanego przez Alberta Kinga, później przerabianego m.in. przez Blue Cheer, Free i Canned Heat (ponadto, fragmenty jego tekstu zostały wykorzystane przez Led Zeppelin w utworze "How Many More Times"). Dominują utwory w średnim tempie, wyróżniające się ekspresyjnymi wokalami Danziga, całkiem dobrymi riffami i solówkami Christa oraz przeważnie chwytliwymi melodiami. Nie da się jednak ukryć, że utwory są do siebie bardzo podobne i z czasem zaczynają się ze sobą zwyczajnie zlewać. Od reszty odstają wolniejszy "She Rides" i wspomniany "The Hunter", w których wpływy bluesowe zostały najbardziej uwypuklone. Z kolei w "Soul on Fire" i "End of Time" pojawiają się balladowe wstępy, pozwalające je odróżnić od innych utworów. Nie sposób nie rozpoznać także najbardziej znanych "Mother" i "Am I Demon". Z innymi kompozycjami może być jednak problem. Nie pomógł nawet gościnny udział Jamesa Hetfielda z Metalliki w "Twist of Cain" i "Possesion", gdyż jego partie wokalne są trudne do wychwycenia. Trudno tutaj jednak wskazać jakieś słabsze momenty, co najwyżej mniej charakterystyczne, a całość trzyma bardzo równy poziom.

Debiutancki album Danzig udanie czerpie z klasycznie rockowych i bluesowych inspiracji, które przekształca je na standardy (zwłaszcza brzmieniowe) lat 90. - i to jeszcze przed rozpoczęciem tej dekady. Przydałoby się co prawda nieco bardziej urozmaicić ten materiał, ale ogólnie całość wypada naprawdę solidnie.

Ocena: 7/10



Danzig - "Danzig" (1988)

1. Twist of Cain; 2. Not of This World; 3. She Rides; 4. Soul on Fire; 5. Am I Demon; 6. Mother; 7. Possesion; 8. End of Time; 9. The Hunter; 10. Evil Thing

Skład: Glenn Danzig - wokal; John Christ - gitara; Eerie Von - bass; Chuck Biscuits - perkusja
Gościnnie: James Hetfield - dodatkowy wokal (1,7)
Producent: Rick Rubin


Komentarze

  1. Genialny album. No i Biscuits na garach!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna płyta. Sięgnąłem po nią w 2006 roku (zachęcony utworem Mother, który usłyszałem w grze GTA San Andreas) i od tamtego czasu Danzig to jeden z moich ulubionych zespołów. Album nie jest tak dobry jak następny, bo mniej zróżnicowany, ale i tak go uwielbiam. Nie umiem wskazać żadnych gorszych momentów. Szkoda tylko, że po dwóch genialnych płytach zespół nagrywał coraz gorsze. Trójka i Czwórka były jeszcze nawet spoko, ale to co robili później to totalny badziew.

    A tak przy okazji - jest w przyszłości szansa na recenzje Samhain? Z góry dzięki za odpowiedź, a tak swoją drogą świetna stronka - z pewnością tu będę zaglądał.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024