Posty

[Recenzja] Barre Phillips ‎- "Mountainscapes" (1976)

Obraz
Wśród najważniejszych muzyków współpracujących z niemiecką wytwórnią ECM wspomnieć należy o Barre Phillipsie. To jeden z największych wirtuozów kontrabasu. Karierę zaczynał u progu lat 60. w rodzimym San Francisco. Wkrótce przeniósł się do Nowego Jorku, a pod koniec dekady wyemigrował do Europy, gdzie mieszka do dziś. Właśnie tutaj zdobył zasłużone uznanie, stając się jednym z czołowych przedstawicieli europejskiej sceny muzyki improwizowanej. Nagrywał płyty na instrument solo, w duetach (np. z Davidem Hollandem) oraz małych składach (jak wpływowe The Trio z Johnem Surmanem i Stu Martinem), a także w większych zespołach, na czele z dowodzoną przez Barry'ego Guya The London Jazz Composers' Orchestra. W trakcie swojej długoletniej kariery współpracował też z takimi muzykami, jak Eric Dolphy, Ornette Coleman, Peter Brötzmann, Evan Parker, Paul Bley, Terje Rypdal czy Derek Bailey. Dla ECM nagrał wiele płyt, wśród których szczególną estymą cieszy się "Mountainscapes" z 197

[Recenzja] Kraftwerk - "Autobahn" (1974)

Obraz
"Autobahn" to pierwszy prawdziwy sukces Kraftwerk, ale też pierwszy album zespołu, do którego muzycy się przyznają. W przeciwieństwie do trzech poprzednich, można go bez problemu znaleźć na legalnych fizycznych nośnikach oraz w oficjalnym streamingu. Powszechnie przyjmuje się też, że to tutaj nastąpił drastyczny przełom stylistyczny, w którego dokonaniu - przynajmniej po części - pomogło dołączenie do składu dwóch dodatkowych muzyków, Klausa Rödera i Wolfganga Flüra. Udział tej dwójki jest tu jednak niewielki, a z tym punktem zwrotnym to też nie do końca prawda. Druga strona winylowego wydania to w dużym stopniu rozwinięcie wcześniejszych pomysłów, szczególnie z albumu "Ralf und Florian". Czymś ewidentnie nowym, wyznaczającym kierunek dla dalszych poszukiwań, jest natomiast wypełniająca pierwszą stronę kompozycja tytułowa. Blisko dwudziestotrzyminutowy "Autobahn" opiera się na bardzo melodyjnej, chwytliwej linii basu z syntezatora Mooga oraz motoryczny

[Recenzja] Ride - "Nowhere" (1990)

Obraz
Shoegaze, styl zapoczątkowany przez grupę My Bloody Valentine, znalazł licznych naśladowców. Połączenie zgiełkliwego brzmienia z popowymi melodiami oraz onirycznym nastrojem okazało się całkiem niezłym pomysłem na granie, choć także dość ograniczającym. Kolejne zespoły nie zdołały poszerzyć ram tej stylistyki, a w rezultacie pamiętają dziś o nich tylko najbardziej zagorzali miłośnicy shoegaze’u. Zapewne na palcach jednej ręki dałoby się policzyć przedstawicieli, którym udało się szerzej zaistnieć. Należy do nich grupa Ride, założona u samego schyłku lat 80. Przez dwóch śpiewających gitarzystów, Andy’ego Bella i Marka Gardenera. Składu dopełnili basista Steve Querall oraz perkusista Laurence Colbert. Jako swoje główne inspiracje kwartet wymieniał My Bloody Valentine, The Stone Roses, Sonic Youth czy The Smiths, co doskonale słychać w jego twórczości. Ride dał się poznać szerokiej publiczności w 1990 roku. Na przestrzeni dwunastu miesięcy ukazały się kolejno trzy EPki, a następnie długog

[Recenzja] Spisek Sześciu - "Complot of Six" (1975)

Obraz
W połowie lat 70. fusion całkowicie zdominowało jazzowy mainstream, także w Polsce. To wtedy debiutowały takie grupy, jak np. Extra Ball, Laboratorium czy Spisek Sześciu. Ostatnia z nich powstała w 1972 roku z inicjatywy saksofonisty Włodzimierza Wińskiego. Zgodnie z nazwą był to sekstet, którego składu dopełnili trębacz Zbigniew Czwojda, puzonista Leszek Paszko, klawiszowiec Bogusław Razik i basista Andrzej Pluszcz, a także kilku kolejnych bębniarzy. Muzycy zaczynali od grania hard-bopu i funku, sięgając też po elementy korzennych pieśni afroamerykańskich. Z czasem jednak odkryli elektryczne albumy Milesa Davisa, Herbiego Hancocka czy Weather Report, co skierowało ich w stronę muzyki fusion, o lekko freejazzowych naleciałościach. W tym okresie nagrali swój jedyny, jak się okazało, album "Complot of Six". Już w następnym roku zespół się rozpadł. Wiński i Paszko kontynuowali działalność z innymi współpracownikami pod skróconym szyldem Spisek, a pozostali założyli grupę Crash.

[Przegląd] Nie tylko Magma, czyli zeuhl warty uwagi

Obraz
Niezwykle rzadko się zdarza, by jakiś wykonawca wypracował sobie na tyle odrębny styl, by uznano go za zupełnie nowy podgatunek. Tak stało się jednak w przypadku francuskiej grupy Magma i muzycznych idei jej lidera, Christiana Vandera. Czerpiąc inspiracje ze współczesnej muzyki poważnej (Igor Strawinski, Carl Orff) i nowoczesnego jazzu (John Coltrane), a następnie przekładając je na elektryczne, kojarzone raczej z rockiem instrumentarium, stworzył zupełnie nową, niepodobną do innych odmianę rocka progresywnego. Do jej głównych cech charakterystycznych nalezą uwypuklone, transowe partie rytmiczne oraz wielogłosowe, quasi-chóralne partie wokalne w wymyślonym języku kobajańskim, ułatwiającym improwizację. Vander wymyślił też nazwę dla tego stylu - zeuhl, co po kobajańsku miało znaczyć niebiański . Choć Magma nigdy nie odniosła sukcesu na skalę światową, doczekała się licznych naśladowców, głównie we Francji i Japonii. Przy czym japoński zeuhl pojawił się nieco później, a ponadto dość isto

[Recenzja] Floating Points, Pharoah Sanders & The London Symphony Orchestra - "Promises" (2021)

Obraz
"Promises" to niewątpliwie najbardziej zaskakująca kooperacja ostatnich lat. Młody przedstawiciel sceny elektronicznej i jazzman z blisko sześćdziesięcioletnim doświadczeniem połączyli swoje siły, angażując jeszcze do współpracy orkiestrę o ponad stuletniej tradycji. Inicjatorem tego przedsięwzięcia był Pharoah Sanders, jeden z najwybitniejszych żyjących saksofonistów, znany m.in. ze współpracy z Sun Ra, Donem Cherrym oraz Johnem i Alice Coltrane'ami, a także z własnych płyt, jak słynna "Karma" czy "Black Unity". Gdy kilka lat temu usłyszał album "Elaenia", debiutanckie dzieło Sama Shepherda, lepiej znanego pod pseudonimem Floating Points, zapragnął nagrać coś wspólnie z Brytyjczykiem. Na przeszkodzie stały jednak inne zobowiązania Shepherda, zajętego pracą z różnymi wykonawcami i własną, obiecującą karierą (album "Crush" to, moim zdaniem, jedno z ciekawszych wydawnictw el-muzyki 2019 roku). Dopiero panująca od nieco ponad roku sytu

[Recenzja] Foudre! - "Future Sabbath" (2021)

Obraz
Muzyka elektroniczna we Francji ma długą i całkiem bogatą historię. Wciąż zresztą dopisywane są do niej nowe rozdziały. Przykładem na to może być grupa Foudre!, która niedawno opublikowała swoje piąte długogrające wydawnictwo, album "Future Sabbath". Jak dotąd zespół pozostaje praktycznie nieznany. Jednak połowa składu - Frédéric D. Oberland oraz Paul Régimbeau (działający głównie pod pseudonimem Mondkopf) - zaistnieli już dzięki innym swoim projektom. Ich najnowsza propozycja jest w stanie zainteresować zarówno miłośników współczesnej, jak i tej bardziej klasycznej elektroniki. W nagraniach wykorzystano analogowe syntezatory, melotron, ale też saksofon altowy czy różne egzotyczne instrumenty. Tytuł i okładka słusznie sugerują rytualny, okultystyczny klimat (swoją drogą, trudno uniknąć tu skojarzeń z zeszłoroczną serią EPek Janusza Jurgi, Spopielonego i Zguby o wspólnym tytule "Occultt" - ciekawe, czy to przypadek). Dwuczęściowy otwieracz albumu, "Liberation of

[Recenzja] Morawski Waglewski Nowicki Hołdys ‎- "Świnie" (1985)

Obraz
Sukces grupy Perfect okazał się dla tworzących ją muzyków ciężarem. Najbardziej znużony intensywną działalnością i odgrywaniem w kółko tych samych przebojów był jej lider, Zbigniew Hołdys. Na początku 1983 ogłosił decyzję o rozwiązaniu zespołu, które miało nastąpić po zakończeniu zaplanowanych koncertów. W międzyczasie rozpoczął pracę nad nowym projektem. Początkowo planował klasyczne rockowe trio w stylu Cream lub The Jimi Hendrix Experience. Ostatecznie w powstanie albumu "I Ching" było zaangażowanych kilkunastu muzyków, reprezentujących różne odmiany ówczesnego polskiego mainstreamu rockowego. Poszczególne utwory nagrywano w różnych składach, a w efekcie całości zdecydowanie brakuje spójnej wizji. Dwupłytowy album można potraktować jako ciekawostkę dla wielbicieli polskiego rocka lat 80. Podczas tamtych sesji okazało się, że Hołdysowi najlepiej gra się z trzema muzykami: perkusistą Wojciechem Morawskim (znanym m.in. z wczesnego wcielenia Perfect, grupy Breakout oraz współp