Posty

[Recenzja] Gruppe Between - "Einstieg" (1971)

Obraz
Krautrock to bardzo zróżnicowany nurt. Chociażby pod względem środowiska, z jakiego wywodzą się jego przedstawiciele. Wielu z nich, by wspomnieć tylko o Amon Düül II czy Faust, tworzyli zdolni amatorzy. Nie brakowało jednak zespołów, których założyciele odebrali staranne wykształcenie muzyczne, a nawet działali na polu muzyki klasycznej. I właśnie do nich zalicza się Gruppe Between, później używający skróconej nazwy Between. Ten międzynarodowy skład powstał w 1970 roku w Monachium, z inicjatywy dwóch młodych niemieckich kompozytorów i instrumentalistów, pianisty Petera Michaela Hamela oraz altowiolisty Ulricha Stranza. Wkrótce dołączyli do nich gitarzysta argentyńskiego pochodzenia Roberto Détrée, a także urodzony w Stanach Robert Eliscu, ówczesny oboista Münchner Philharmoniker (i późniejszy współpracownik Popol Vuh). Na sam koniec skład poszerzył się o amerykańskiego perkusistę Cottrella Blacka oraz północnoirlandzkiego flecistę Jamesa Galwaya (obecnie sir Jamesa Galwaya), który

[Przegląd] Nowości płytowe 2020 (część 3/4)

Obraz
W trzeciej, przedostatniej części przeglądu najciekawszych albumów wydanych w tym roku przyjrzę się przede wszystkim nowościom z ostatnich trzech miesięcy. Kilka płyt ukazało się już wcześniej, ale z różnych powodów nie zmieściły się w poprzednich przeglądach, opublikowanych odpowiednio w marcu oraz czerwcu . Tym razem musi obejść się bez krytycznych - czy jakichkolwiek innych - opinii na temat muzycznych dinozaurów. Najnowszych wydawnictw Deep Purple ("Whoosh!") i Metalliki ("S&M2") nawet nie przesłuchałem w całości, a na temat "Rough and Rowdy Ways" Boba Dylana, który wynudził mnie niemiłosiernie, wypowiadałem się już kilkakrotnie, więc nie mam ochoty robić tego ponownie. Na liście znalazło się natomiast dziesięć albumów od twórców brzmiących bardziej na czasie. Lista zaczyna się od dwóch polskich płyt jazzowych, a następnie przechodzi do zagranicznych wydawnictw, prezentując szerokie spektrum stylów, od różnych form metalu, przez folk, pop i hip h

[Recenzja] The Andrzej Kurylewicz Quintet - "10 + 8" (1968)

Obraz
"10 + 8" to kolejny z tych albumów, które przy normalnej dystrybucji mogłyby wejść do światowego kanonu jazzu. Stojący za nim Andrzej Kurylewicz to nieżyjący już multiinstrumentalista, kompozytor oraz dyrygent. W trakcie swojej kariery tworzył zarówno muzykę klasyczną, filmową, jak i jazz. Za granie tego ostatniego został wyrzucony z Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Krakowie, gdzie przez cztery lata studiował w klasach fortepianu oraz kompozycji. Było to w połowie lat 50., gdy tego typu muzykę zwalczały komunistyczne władze Polski. Z czasem jednak nastąpiło pewne rozluźnienie i polscy jazzmani mogli nie tylko legalnie występować przed publicznością, ale także nagrywać swoje dzieła w państwowych studiach i wydawać je w państwowych wytwórniach - bo innych wtedy nie było. Kurylewicz jest zresztą autorem pierwszego polskiego albumu jazzowego na płycie 12-calowej, czyli "Go Right", wydanego w 1963 roku przez Polskie Nagrania "Muza". Jeszcze bez kultowe

[Recenzja] Bob Dylan - "Planet Waves" (1974)

Obraz
Jednym z najbardziej tajemniczych zdarzeń w historii Boba Dylana jest jego motocyklowy wypadek z lipca 1966 roku. Przez lata narosło wokół tego wydarzenia wiele legend. Popularna teoria głosi, że w ogóle do niego nie doszło, gdyż nie została wezwana karetka, a artysta nie był hospitalizowany. Pomimo tego, niemal całkiem wycofał się z życia publicznego i na wiele lat zrezygnował z koncertowania. Prawdopodobnie miał po prostu dość sławy, a zwłaszcza coraz bardziej irytujących dziennikarzy oraz fanów. Z czasem jednak zatęsknił za występami przed publicznością. Latem 1973 roku podjął decyzję o powrocie na scenie. Co więcej, postanowił zaprosić do współpracy swój dawny zespół wspierający, The Band. Muzycy zaczęli próby, podczas których grali też zupełnie nowe kompozycje Dylana i zupełnie spontanicznie postanowiono nagrać nowy album jeszcze przed wyruszeniem w trasę. Longplay miał nosić tytuł "Ceremonies of the Horsemen", ale w ostatniej chwili przemianowano go na "Planet

[Recenzja] David Bowie - "Aladdin Sane" (1973)

Obraz
Po ogromnym sukcesie komercyjnym, jaki odniósł "The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars", David Bowie był pod dużą presją. Jego kolejny album miał być pierwszym, który będzie nagrywał jako gwiazda. A to z kolei oznaczało spore oczekiwania wobec tego wydawnictwa. Zarówno fani, jak i przedstawiciele wytwórni liczyli, że artysta jak najszybciej dostarczy kolejną porcję hitów. Materiał na "Aladdin Sane" (tudzież "A Lad Insane", bo tak pierwotnie miał brzmieć tytuł) powstawał głównie podczas amerykańskiej trasy promującej "Ziggy'ego Stardusta". Podczas pobytu w Nowym Jorku, w październiku 1972 roku, zarejestrowano nawet jeden nowy utwór, "The Jean Genie", który niemalże od razu wypuszczono na singlu. Co ciekawe, w Wielkiej Brytanii był to największy do tamtej pory przebój Bowiego. Właściwe sesje odbyły się w Londynie w grudniu i styczniu, zaledwie pół roku po premierze poprzedniego longplaya. W sumie nagrania t

[Recenzja] Sun Ra - "Nothing Is..." (1970)

Obraz
Zdecydowana większość dokonań Sun Ra została pierwotnie wydana przez niego własnym sumptem, w ilości kilkudziesięciu egzemplarzy sprzedawanych podczas koncertów. Artysta miewał też jednak okresy współpracy z bardziej profesjonalnymi wytwórniami. W połowie lat 60. podpisał kontrakt ze specjalizującą się w awangardowym jazzie ESP-Disk. To właśnie jej nakładem ukazały się obie części "The Heliocentric Worlds of Sun Ra", a także kilka zarejestrowanych w tym okresie koncertówek, z których najbardziej znana to "Nothing Is...". Nie do końca jasna jest kwestia, kiedy ten album został wydany. Większość źródeł podaje 1970 rok. ale np. według Discogs nastąpiło to już cztery lata wcześniej. Brak również zgodności co do dokładnej daty nagrania. Niemal na pewno była to pierwsza połowa 1966 roku, podczas wiosennej trasy po amerykańskich uniwersytetach. "Nothing Is..." pokazuje Sun Ra i jego Solarną Arkestrę w ciekawym momencie. Już po nagraniu "The Magic City

[Recenzja] Sonic Youth - "Confusion Is Sex" (1983)

Obraz
"Confusion Is Sex" to ten właściwy debiut Sonic Youth. Muzycy mogą uważać za swój pierwszy album eponimiczne wydawnictwo z 1982 roku. Nie jest to jednak pełnowymiarowa płyta, a i stylistycznie odbiega od tego, co zespół prezentował później. "Confusion Is Sex" co prawda trwa tylko dziesięć minut dłużej od swojego poprzednika, jednak trzydzieści pięć minut to już całkiem przyzwoity czas. Ważniejsze jednak zmiany zaszyły w samej muzyce. Brzmienie stało się jeszcze bardziej surowe, brudniejsze, pełne sprzężeń, dysonansów i innych zniekształceń. Ponadto, Thurston Moore, Lee Ranaldo i Kim Gordon na jeszcze większą skalę stosują niekonwencjonalne techniki wydobywania dźwięku z gitar, np. poprzez uderzanie w struny różnymi przedmiotami. Zaczęli również eksperymentować ze strojeniem instrumentów, nierzadko indywidualnie dobierając je do danej kompozycji. Wciąż natomiast unikali wyrazistych motywów i melodii, kompletnie nie zabiegając o uwagę masowego słuchacza, a wręcz

[Recenzja] Lee Morgan - "The Sidewinder" (1964)

Obraz
Lee Morgan miał krótką, lecz intensywną karierę. Początkowo planował zostać wibrafonistą, lecz ostatecznie zdecydował się na trąbkę. Już w wieku osiemnastu lat został członkiem orkiestry Dizzy'ego Gilespie. Zaledwie rok później zagrał na słynnym albumie Johna Coltrane'a "Blue Train". Wkrótce potem Art Blakey zaprosił go do swojego The Jazz Messengers, z którym zarejestrował kilka albumów, z niezwykle cenionym "Moanin'" na czele. Mogran współpracował też z takimi muzykami jak Hank Mobley, Wayne Shorter (którego wcześniej wkręcił do składu Jazz Messengers), Joe Henderson czy Grachan Moncur III, któremu towarzyszył na rewelacyjnym "Evolution". Trębacz wydawał też płyty pod własnym nazwiskiem, cieszące się dużym uznaniem krytyków i słuchaczy. W połowie lat 60. odniósł prawdziwy sukces komercyjny za sprawą singla "The Sidewinder". Był to jeden z nielicznych instrumentalnych utworów, jakie w tamtym czasie zaliczyły obecność w pierwsz