[Recenzja] The Rolling Stones - "A Bigger Bang" (2005)
Powiedzieć, że w XXI wieku aktywność twórcza The Rolling Stones zmalała, to jak nic nie powiedzieć. Ona praktycznie zamarła. Przez ostatnie piętnaście lat zespół był w stanie nagrać jedynie jeden album i parę zapychaczy na składanki. To może chociaż ten longplay, "A Bigger Band", prezentuje jakiś poziom? Osiem lat, jakie minęły od wydania poprzedniego "Bridges to Babylon" to w końcu szmat czasu, aby wyselekcjonować co lepsze pomysły i dobrze zaplanować całość. Stonesi jednak po raz kolejny poszli po linii najmniejszego oporu. To jest jeden wielki fanserwis. Nie znajdziemy tu nic, poza patentami, które muzycy ogrywali do znużenia przez poprzednie dekady. Typowo stonesowskie czady (np. "Rough Justice", "It Won't Take Long") i równie archetypowe ballady (np, "Streets of Love", "Laugh, I Nearly Died"), uzupełnione są odrobiną funku w "Rain Fall Down" oraz akustycznym bluesem "Back of My Hand". I to na