[Recenzja] Queen -"The Game" (1980)
"The Game" jako trzeci album Queen - po "A Night at the Opera" i "A Day at the Races" - doszedł na szczyt brytyjskiego notowania. Był też pierwszym wydawnictwem zespołu, któremu udało się to osiągnąć w Stanach Zjednoczonych. Amerykański sukces to przede wszystkim zasługa dwóch wielkich przebojów: rock'n'rollowego pastiszu "Crazy Little Thing Called Love" oraz funkowego "Another One Bites the Dust". Ogólnie, album stanowi wyraźny zwrot w kierunku łagodniejszego, popowego grania. Doszło nawet do tego, że muzycy po raz pierwszy w karierze wykorzystali nielubiane dotąd syntezatory Choć fakt, że wykorzystali je tu jeszcze w bardzo zachowawczy sposób, jedynie do wygenerowania pojedynczych dźwięków w kilku kawałkach. Hardrockowe korzenie zespołu słychać właściwie tylko w świetnym "Dragon Attack", z zadziornymi partiami gitary, zostawiającymi sporo miejsca do popisu dla sekcji rytmicznej. To najbardziej wyrazisty fragme