Posty

[Recenzja] Depeche Mode - "Ultra" (1997)

Obraz
Album "Ultra" powstawał w najtrudniejszym, najmroczniejszym okresie działalności Depeche Mode. Po wyczerpującej trasie promującej poprzedni longplay, "Songs of Faith and Devotion", zespół nieomal zakończył działalność. Skończyło się na odejściu Alana Wildera, depresji Andy'ego Fletchera i coraz poważniejszym uzależnieniu od narkotyków Dave'a Gahana, które w 1995 roku doprowadziło go do nieudanej próby samobójczej. Cała ta sytuacja odbiła się na charakterze tego albumu, który jest jednym z najmroczniejszych i zdecydowanie najsmutniejszym dziełem Depeche Mode. Ale jednocześnie jednym z najbardziej udanych. "Ultra" kontynuuje bardziej rockowy kierunek, w jakim zespół zmierzał od blisko dekady. Dużo tutaj brzmień gitarowych i prawdziwej perkusji (gościnnie zagrał tu m.in. Jaki Liebezeit z krautrockowego Can), choć oczywiście nie brakuje elektroniki. Jak zawsze, świetnie wypadają wszystkie single: agresywny "Barrel of a Gun", z ostrą

[Recenzja] Depeche Mode - "Songs of Faith and Devotion" (1993)

Obraz
Po sukcesie albumu "Violator" grupa zrobiła sobie kilkuletnią przerwę. W tym czasie Dave Gahan wyprowadził się do Stanów, gdzie zapuścił długie włosy, wpadł w narkotykowy nałóg, ale także - co najważniejsze - zafascynował się muzyką rockową, zwłaszcza popularnym wówczas grunge'em. Po ponownym spotkaniu muzyków, zaproponował grupie bardziej rockowy kierunek. Pomysł nie przypadł do gustu Martinowi Gore i Andy'emu Fletcherowi, jednak Gahan zyskał poparcie Alana Wildera. A ponieważ to właśnie on miał największy wpływ na brzmienie i aranżacje utworów, udało się przynajmniej częściowo zrealizować pomysł głównego wokalisty. Wilder postanowił nawet zagrać w kilku utworach na perkusji i gitarze basowej. Album zatytułowany "Songs of Faith and Devotion" jest jednak bardzo eklektyczny pod względem stylistycznym. Prawdziwie rockowy charakter mają tylko trzy utwory: ciężki "I Feel You", zbudowany na prostym, nieco bluesowym riffie; spokojniejszy "W

[Recenzja] Depeche Mode - "Violator" (1990)

Obraz
"Violator" to szczytowe osiągnięcie Depeche Mode. Zarówno pod względem komercyjnym, jak i - artystycznym. Muzycy doprowadzili swój styl i brzmienie do perfekcji (najsłodszej perfekcji, jak sugeruje tytuł jednego z utworów), łącząc mroczną elektronikę z większą niż kiedykolwiek wcześniej rolą tradycyjnych instrumentów. Martin Gore dostarczył natomiast zdecydowanie najlepszy zestaw kompozycji w całej swojej karierze. Album przyniósł aż cztery ogromnie popularne single, w tym maksymalnie ograne na wszelkie możliwe sposoby "Personal Jesus" i "Enjoy the Silence" (oba z wyjątkowo istotną rolą gitary), a także nieco mniej ograne, lecz nie ustępujące im pod względem przebojowości "Policy of Truth" (jeden z moich największych faworytów w całym dorobku grupy) i "World in My Eyes". Na singlu z pewnością doskonale sprawdziłby się także mocno elektroniczny i znów świetny melodycznie "Halo", ale muzycy porzucili plan wydania go n

[Recenzja] Depeche Mode - "101" (1989)

Obraz
"101" to pierwszy koncertowy album Depeche Mode. Znalazł się na nim zapis występu z 18 czerwca 1988 roku w Pasadenie (Kalifornia). Był to ostatni, sto pierwszy (stąd też i nazwa wydawnictwa) koncert w ramach trasy promującej album "Music for the Masses". Był to także największy dotychczasowy występ zespołu w roli headlinera, oglądany przez ponad 65 tysięcy widzów. Nie znaczy to jednak, że zespół cieszył się aż tak wielką popularnością w Stanach - koncert, a właściwie jednodniowy festiwal (na którym wystąpili m.in. także Wire i OMD), został zorganizowany przez rozgłośnię radiową KROQ z okazji jej dziesięciolecia i był bardzo mocno promowany. Za to jego efektem był znaczący wzrost popularności Depeche Mode, czego dowodem jest ogromny sukces wydanego w następnym roku singla "Personal Jesus". Na repertuar złożyło się dwadzieścia utworów (na winylowej wersji albumu zabrakło miejsca dla trzech z nich: "Sacred", "Nothing" i "A Ques

[Recenzja] Depeche Mode - "Music for the Masses" (1987)

Obraz
"Music for the Masses" to kolejny krok w rozwoju zespołu. Muzycy zaczęli powoli zwracać się w stronę bardziej rockowego brzmienia - w końcu wyraźniej słychać gitarę. Album okazał się następnym wielkim sukcesem komercyjnym. To jednak przede wszystkim zasługa trzech rewelacyjnych singli. "Never Let Me Down Again" stał się prawdziwym hymnem i obowiązkowym punktem każdego występu zespołu. Utwór posiada świetną melodię i bardzo bogate brzmienie, m.in. z wspamplowanymi dźwiękami orkiestry. Sam główny motyw składa się z pomysłowo przeplatających się partii gitary, pianina i elektroniki. Nie gorzej wypadają dwa pozostałe single: niesamowicie chwytliwy "Strangelove", z kolejnym świetnym motywem, oraz łączący dobrą melodię z mroczniejszym klimatem "Behind the Wheel". We Francji na singlu ukazał się także "Little 15" - ballada z niezłą melodią i partią wokalną Dave'a Gahana, ale też z nieco kiczowatym akompaniamentem wspamplowanych sm

[Recenzja] Depeche Mode - "Black Celebration" (1986)

Obraz
"Black Celebration" to początek nowego etapu działalności Depeche Mode. Może jeszcze nie ten całkiem dojrzały, ale słychać tu potężny skok jakościowy w porównaniu z wcześniejszymi wydawnictwami. Muzycy dopracowali do perfekcji swój dotychczasowy styl, całkowicie rezygnując z prostych klawiszowych melodyjek i infantylnego brzmienia, na rzecz kompozytorskiej dojrzałości i mrocznego klimatu. "Black Celebration" to album bardzo dopracowany, pełen ciekawie pomyślanych aranżacyjnych smaczków. I zarazem bardzo przemyślany, spójny, co dodatkowo podkreślone zostało przez płynne przejścia między poszczególnymi utworami. Zmiany słychać przede wszystkim na przykładzie trzech utworów wybranych do promocji albumu na singlach. W "Stripped" zwraca uwagę świetna, choć nieco smutna melodia, fajny klimat i pomysłowa aranżacja. A także napędzający utwór motoryczny motyw będący wsamplowanym odgłosem pracującego silnika. Mocne melodie charakteryzują także ładną balladę

[Recenzja] Depeche Mode - "The Singles 81-85" (1985)

Obraz
Depeche Mode to zespół przede wszystkim singlowy. Każdy album zespołu promowały średnio po trzy małe płytki, które przeważnie stawały się dużymi przebojami. Materiał towarzyszący tym hitom na płytach długogrających przeważnie nie prezentował się już tak udanie. Niewiele longplayów tej grupy broni się w całości. Nic zatem dziwnego, że dość szybko pojawił się pomysł na zebranie wszystkich singli na jednej składance. Wydawnictwo o wszystko mówiącym tytule "The Singles 81-85" ukazało się już cztery lata po płytowym debiucie. Pierwsza europejska edycja zawiera trzynaście utworów, co bynajmniej nie wyczerpuje tematu. Przez ograniczenia czasowe płyt winylowych trzeba było zrezygnować z części singlowych nagrań. Padło na faktycznie niezbyt udany, infantylny "The Meaning of Love", ale niestety także na zgrabną balladę "Somebody". Znajdziemy tu za to całkiem udany wybór kawałków z czterech pierwszych albumów grupy: "Speak & Spell" ("New Life&q

[Recenzja] Depeche Mode - "Some Great Reward" (1984)

Obraz
"Some Great Reward" to kolejny krok w rozwoju Depeche Mode. Zespół właściwie kontynuuje tutaj stylistykę "Construction Time Again", dodając niewiele nowych elementów. Ale w końcu zaprezentował album, którego można w całości słuchać z równą przyjemnością. Martin Gore - autor ośmiu z dziewięciu utworów - w końcu nauczył się tworzyć naprawdę chwytliwe (choć wciąż nieco banalne) melodie. Potwierdzają to single. "People Are People" nie tylko przebił sukces wszystkich dotychczasowych singli na brytyjskiej liście, ale także był pierwszym notowanym utworem zespołu w Stanach. Niewiele gorzej poradził sobie kolejny singiel, "Master and Servant". Zresztą niesinglowe kawałki nie wypadają pod względem przebojowości słabiej, żeby wspomnieć tylko o "Something to Do" i "Stories of Old". Ten drugi wyróżnia się najlepszą do tamtej pory partią wokalną Dave'a Gahana. Ale najważniejsze utwory, to te z trzeciego singla (był to tzw. sin