Posty

Wyświetlam posty z etykietą 2015

[Recenzja] King Crimson - "Live at the Orpheum" (2015)

Obraz
Król powrócił! W składzie, którego podstawą są muzycy, którzy w 2011 roku - pod szyldem Jakszyk, Fripp and Collins, ale z dopiskiem "A King Crimson ProjeKct" - wydali album "A Scarcity of Miracles". A byli to: gitarzysta Robert Fripp - niekwestionowany lider King Crimson, jedyny stały muzyk zespołu; saksofonista Mel Collins - członek grupy w latach 1970-72, gościnnie występujący także na albumie "Red" (1974); wokalista i gitarzysta Jakko Jakszyk - wcześniej członek zespołu  21st Century Schizoid Band, czyli cover bandu Karmazynowego Króla, stworzonego przez jego byłych muzyków; basista Tony Levin - w zespole od lat 80., z przerwą w okresie albumu "The ConstruKction of Light" (2000); oraz perkusista Gavin Harrison - bardziej znany z Porcupine Tree, ale koncertujący już z King Crimson na trasie z lat 2007-08. Ponadto w składzie znalazło się jeszcze dwóch dodatkowych perkusistów: występujący z grupą od 1994 roku Pat Mastelotto, oraz niezwiązany

[Artykuł] Podsumowanie roku 2015

Obraz
Zrewidowano: grudzień 2021 r. W 2015 roku trochę zmieniły się moje muzyczne zapatrywania. Był to przede wszystkim okres ogromnej fascynacji blues rockiem, ale też pierwszych prób mierzenia się z graniem zahaczającym o jazz. Jednocześnie coraz bardziej oddałem się od metalu. To wszystko nie miało jednak przełożenia na to, po jakie premierowe płyty sięgałem i jak je oceniałem. Także coroczne podsumowanie po raz kolejny pokazało mnie jako słuchacza cięższych brzmień (w finałowej dziesiątce rankingu najlepszych płyt znaleźli się Iron Maiden, Slayer, Motörhead czy Faith No More) oraz kiepskich popłuczyn po rocku progresywnym (David Gilmour, Steven Wilson, Riverside). Czyli bez zmian. Całą tę sytuację najlepiej opisał jeden z komentarzy pod podsumowaniem, nawiązujący do ówczesnego tytułu strony, "Rock'n'Roll Will Never Die!": Jak patrzę na to Twoje zestawienie widzę wyraźnie, że slogan, który wybrałeś na nazwę bloga jest nieprawdą . Dalsza jego część stanowi zresztą o

[Recenzja] Danzig - "Skeletons" (2015)

Obraz
Grupa Danzig, dowodzona przez byłego wokalistę Misfits, Glenna Danziga, miewała lepsze i gorsze momenty. Pierwsze cztery albumy mogą być dziś uznawane za klasykę ciężkiego rocka. Potem było już jednak zdecydowanie gorzej. Najpierw zaczęły się nieudolne eksperymenty z unowocześnianiem brzmienia, a później nieprzekonujące próby powrotu do pierwotnego stylu. Wydany przed pięcioma laty "Deth Red Sabaoth" - ostatni, jak dotąd, studyjny album Danzig z całkowicie premierowym materiałem - okazał się co prawda bardziej udany od kilku poprzedzających go, lecz to wciąż tylko cień klasycznych dokonań. Kryzys twórczy najwyraźniej trwa nadal, bo najnowsze, opublikowane po dłuższej przerwie wydawnictwo Glenna Danziga składa się wyłącznie z cudzych kompozycji. Znalazło się wśród nich kilka dość oczywistych wyborów, jak kawałki Black Sabbath czy Elvisa Presleya - wpływ tych pierwszych był bardzo silny na pierwszych i ostatnich płytach, a do tego drugiego często porównywano głos lidera. Do

[Recenzja] Pink Floyd - "1965: Their First Recordings" EP (2015)

Obraz
W ostatni piątek, bez żadnych większych zapowiedzi, do sklepów trafiło nowe wydawnictwo grupy Pink Floyd. "1965: Their First Recordings" to podwójna EPka, wydana z okazji święta sklepów płytowych Records Store Day. Nakład wydawnictwa ograniczono do 1300 egzemplarzy, z czego trzysta przeznaczono do dystrybucji w Wielkiej Brytanii, a tysiąc w innych europejskich krajach. Zespół co prawda już zapowiedział, że wszystkie zawarte tutaj utwory w przyszłym roku staną się łatwiej dostępne dla każdego, jednak szkoda, że na razie tylko garstka szczęśliwców może cieszyć się tym materiałem. A jest to naprawdę fajna ciekawostka dla każdego wielbiciela słynnej grupy. Na dwie 7-calowe płyty winylowe trafiło sześć wcześniej niepublikowanych nagrań, zarejestrowanych na przełomie grudnia 1964 i stycznia 1965 roku. To prawdopodobnie najstarsze utwory Pink Floyd, który w tamtym czasie posługiwał się jeszcze nazwą The Tea Set. Grupa była w tamtym czasie kwintetem, w skład którego wchodzili Sy

[Recenzja] Queen - "A Night at the Odeon - Hammersmith 1975" (2015)

Obraz
Dziś mija równo czterdzieści lat od ukazania się przełomowego w dyskografii Queen albumu "A Night at the Opera". To właśnie na nim znalazł się utwór "Bohemian Rhapsody", który zapewnił zespołowi międzynarodową popularność. Z tej okazji do sklepów właśnie trafiło wydawnictwo zatytułowane "A Night at the Odeon - Hammersmith 1975" z zapisem jednego z koncertów trasy promującej ten album, który odbył się 24 grudnia 1975 roku w londyńskim Hammersmith Odeon. Po dekadach posuchy w kwestii publikacji rejestracji występów zespołu z pierwszych lat działalności, drugie w ciągu niewiele ponad roku wydawnictwo z tego okresu powinno być powodem do radości. Niestety, nowy album nie wnosi do dyskografii Queen tak wiele, jak zeszłoroczny "Live at the Rainbow '74". Głównie dlatego, że oba wydawnictwa mają bardzo podobną tracklistę. Tutaj w dodatku uboższą o kilka mniej znanych utworów, których miejsce zajęły "Bohemian Rhapsody" - grany w dwóch o

[Recenzja] Dave Gahan & Soulsavers - "Angels & Ghosts" (2015)

Obraz
Trzy lata po premierze "The Light the Dead See", Soulsavers i Dave Gahan wracają z nowym albumem. "Angels & Ghost", jak zatytułowano longplay, opiera się na dość podobnych pomysłach. Mamy tu do czynienia z bardziej subtelnym obliczem rockowego mainstreamu, z naleciałościami muzyki gospel oraz momentami lekko westernowym klimatem. Zabrakło jednak tego charakterystycznego dla poprzednika, przejmującego smutku. Nie jest to może jakoś bardzo radosna muzyka, ale sporo w niej takiego gospelowego ciepła, które dodają niemal wszechobecne chórki. Początek płyty, z takimi utworami, jak "Shine" (wyróżniający się nieco zeppelinową gitarą slide), " You Owe Me", "Tempted" i "All of This and Nothing", wypada naprawdę przyjemnie. Wszystkie cztery posiadają całkiem zgrabne, wyraziste melodie oraz niezły klimat. Dalej jednak poziom wyraźnie spada. Dominują  nudnawe, smętne ballady w rodzaju "One Thing", "Lately" czy

[Recenzja] Taste - "What's Going On: Live at the Isle of Wight 1970" DVD (2015)

Obraz
Po czterdziestu pięciu latach od rozpadu Taste - i dwudziestu od śmierci jego lidera, Rory'ego Gallaghera - ukazuje się pierwsze w dyskografii irlandzkiego tria wideo. Podstawę "What's Going On: Live at the Isle of Wight 1970" stanowi rejestracja występu grupy na tytułowym Isle of Wight Festival z 28 sierpnia 1970 roku. Był to największy festiwal, jaki odbył się w tamtych czasach, z publicznością szacowaną na 600 000 widzów, co czterokrotnie przewyższało ówczesną populację wyspy Wight, na której odbyło się to wydarzenie. To o blisko dwieście tysięcy więcej, niż na znacznie słynniejszym Woodstock '69. W ciągu pięciu dni na Isle of Wight Festival wystąpiło wielu interesujących wykonawców, jak Miles Davis, The Who, Ten Years After, Jethro Tull, trio Emerson, Lake & Palmer, czy Jimi Hendrix i The Doors, dla których były to zresztą ostatnie brytyjskie występy (niedługo później zmarł zarówno Hendrix, jak i Jim Morrison). Taste należał do mniej znanych atrakcj

[Recenzja] Taste - "I'll Remember" (2015)

Obraz
W czerwcu tego roku minęło już dwadzieścia lat od śmierci Rory'ego Gallaghera. Pomimo odnoszonych w latach 70. sukcesów jest to dziś muzyk raczej zapomniany. Na szczęście, nie brakuje osób, które wciąż go pamiętają, ani takich, które dopiero teraz odkrywają jego twórczość. Najnowsze wydawnictwo, czteropłytowy boks "I'll Remember", ułatwia zagłębienie się w najwcześniejszy okres kariery Irlandzkiego kompozytora, wokalisty i nade wszystko wirtuoza gitary, gdy dowodził grupą Taste. Istniejące w latach 1966-70 trio pozostawiło po sobie dwa albumy studyjne, eponimiczny debiut z 1969 roku oraz wydany rok później "On the Boards", a także trochę nagrań koncertowych i demówek. W niniejszym zestawie powtórzono cały studyjny materiał, dodając do tego wiele bonusów, w większości wcześniej nieznanych. Podstawę pierwszej płyty zestawu stanowi zawartość albumu "Taste" z 1969 roku. To przede wszystkim porywające, rozimprowizowane granie bluesrockowe, kojarzące

[Recenzja] David Gilmour - "Rattle That Lock" (2015)

Obraz
David Gilmour powiedział niegdyś o Pink Floyd, że jest najbardziej leniwym zespołem. Wówczas, w latach 70., ciężko było traktować te słowa poważnie. W końcu grupa regularnie co dwa lata wydawała kolejne albumy. Lenistwo członków zespołu tak naprawdę wyszło na jaw dopiero, gdy rozpoczęli kariery solowe. Ich indywidualne dyskografie prezentują się bardzo skromnie, licząc ledwie po kilka albumów, nagranych na przestrzeni kilku dekad. W XXI wieku premierowym materiałem podzielił się jedynie Gilmour. "Rattle That Lock" to jego drugi album w tym okresie, wydany całe dziewięć lat po poprzednim "On an Island". To jednak jak na niego całkiem szybkie tempo, gdyż poprzednik ukazał się po dwudziestu dwóch latach przerwy.  Były muzyk Pink Floyd nie ucieka tutaj od klimatów "On an Island" czy ostatnich płyt zespołu. Jego głos, a także brzmienie i sposób gry na gitarze pozostają od dawna niezmienne. Stylistycznie również nie należy spodziewać się żadnej rewolucji. P

[Recenzja] Slayer - "Repentless" (2015)

Obraz
Jedenasty studyjny album grupy Slayer, następca wydanego sześć lat temu "World Painted Blood", miał ukazać się już w 2012 roku. W międzyczasie pojawiło się sporo przeszkód. Najpierw choroba gitarzysty i głównego kompozytora Jeffa Hannemana, która pośrednio doprowadziła do jego śmierci w maju 2013 roku. W międzyczasie doszło też do konfliktu na prawnym tle z perkusistą Dave'em Lombardo. Tym samym w zespole pozostało tylko dwóch oryginalnych członków: śpiewający basista Tom Araya oraz gitarzysta Kerry King. Miejsce Hannemana na koncertach początkowo zajął Pat O'Brien (Cannibal Corpse, ex-Nevermore), a następnie Gary Holt (Exodus), który z czasem zyskał status oficjalnego członka. W przypadku stanowiska perkusisty postawiono na sprawdzonych muzyków: najpierw zaangażowano Johna Dette'a, który występował już z grupą przez kilka miesięcy na przełomie lat 1996/97, a następnie Paula Bostapha, który był członkiem zespołu w latach 1992-2001 (z krótką przerwą, gdy zastę

[Recenzja] Iron Maiden - "The Book of Souls" (2015)

Obraz
Szesnasty studyjny album Iron Maiden to prawdopodobnie najbardziej wyczekiwana premiera tego roku. Od wydania poprzedniego w dyskografii "The Final Frontier" minęło już pięć lat, co oznacza najdłuższą przerwę w historii zespołu. Zapowiedzi nowego wydawnictwa mogły budzić obawy. Szczególnie, gdy ogłoszono, że będzie to najdłuższy z dotychczasowych longplayów, o czasie trwania przekraczającym półtora godziny, choć na trackliście widnieje tylko jedenaście tytułów. Oznacza to kontynuację kierunku obranego na "Brave New World", gdy utwory zespołu zaczęły być coraz dłuższe, a niekoniecznie bogatsze w treść. Ten pseudo-progresywny styl już od dawna wydaje się mocno wyeksploatowany. O ile jeszcze "Brave New World" zawiera w większości udany materiał - choć już tam niekorzystnie wypadają proporcje między krótszymi i dłuższymi kawałkami - tak na kolejnych "Dance of Death", "A Matter of Life and Death" i "The Final Frontier" wyróżnia

[Recenzja] Jimi Hendrix - "Freedom: Atlanta Pop Festival" (2015)

Obraz
Kariera Jimiego Hendrixa była bardzo krótka, lecz niezwykle intensywna. Zarejestrowanego podczas tych czterech lat materiału - zarówno studyjnego, jak i koncertowego - starczyło na dziesiątki pośmiertnych albumów wydawanych przez kolejne dekady. Nawet obecnie, po niemal pięćdziesięciu latach od śmierci tego wybitnego gitarzysty, wciąż ukazują się kolejne ekscytujące wydawnictwa. Takie, jak np. właśnie wydany "Freedom: Atlanta Pop Festival". Jest to zapis występu z tytułowego festiwalu, który miał miejsce 4 lipca 1970 roku. Jego mniej lub bardziej obszerne fragmenty były już wcześniej dostępne na różnych wydawnictwach, lecz "Freedom..." jest z nich wszystkich najbardziej kompletny. Brakuje jedynie utworu "Hey Baby (New Rising Sun)", którego nie było też na wcześniejszych płytach. Album jest sygnowany nazwą Jimi Hendrix Experience, jednak zespół o takiej nazwie przestał istnieć w 1969 roku, gdy Hendrix zakończył współpracę z Noelem Reddingiem. Występują

[Recenzja] Motörhead - "Bad Magic" (2015)

Obraz
Już od pierwszych sekund grupa daje jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru niczego zmieniać, niczym zaskakiwać. "Victory or Die" to stuprocentowy Motörhead - szybkie tempo, ciężkie brzmienie i charakterystyczny, zachrypnięty wokal Lemmy'ego. Chociaż akurat jeśli chodzi o ten ostatni element, to pewną różnicę słychać, nawet w porównaniu z wydanym dwa lata wcześniej albumem "Aftershock". Wokalista jest tutaj jeszcze bardziej zachrypnięty i jakby zmęczony. To pewnie efekt jego problemów zdrowotnych, o czym głośno było ostatnio w mediach. Muzycznie jest jednak jak zwykle bardzo energetycznie i ciężko uwierzyć, że średnia wieku grających tutaj muzyków wynosi 58 lat! Gdyby tylko troszkę bardziej dbali o różnorodność utworów... Przy pierwszym przesłuchaniu kolejnego na płycie "Thunder & Lightning" miałem wrażenie, że przez przypadek jeszcze raz odtworzony został poprzedni kawałek. Dopiero w refrenie wyraźniej słychać, że to jednak inny utwór. Przed k

[Recenzja] Ghost - "Meliora" (2015)

Obraz
Tobias Forge, tym razem jako Papa Emeritus III, wraz ze swoimi Bezimiennymi Upiorami, powraca z trzecim albumem Ghost. Wszystkiemu wciąż towarzyszy ta dość tandetna i infantylna otoczka, z przebierankami, satanistycznymi odwoływaniami i całą resztą. Niemniejsze emocje wciąż wywołuje sama stylistyka zespołu. Wielu metalowych słuchaczy wciąż oburza łączenie ciężkiego brzmienia z popowymi wręcz melodiami. Zdają się przy tym kompletnie nie dostrzegać groteskowo humorystycznych aspektów towarzyszących grupie od samego początku. Forge oraz towarzyszący mu, wciąż niezidentyfikowani muzycy, po prostu bawią się łączeniem odległych konwencji i świadomie sięgając po kicz. Trzeba przyznać, że pomimo żartobliwego podejścia, jest w tym wszystkim pełen profesjonalizm. Muzycy zdecydowanie nie są amatorami (choć sama muzyka jest raczej prosta do zagrania), a wspomniana otoczka to bardzo sprytny chwyt marketingowy. Wizerunek zespołu jest z rozmysłem infantylny, ale przy tym konsekwentny. Budują go t

[Recenzja] Yes - "Progeny: Highlights From Seventy-Two" (2015)

Obraz
Koncertowa cześć dyskografii Yes nie prezentuje się szczególnie ciekawie. Jeszcze do niedawna klasyczny okres działalności reprezentowały jedynie dwa albumy z epoki, "Yessongs" oraz "Yesshows". W 2005 roku doszedł do tego obszerny boks "The Word Is Live", jednak zebrano na nim materiał zarejestrowany na przestrzeni kilkunastu lat, nietworzący spójnej całości. Natomiast dwa zestawy o wspólnym tytule "Keys to Ascension", pomimo klasycznego repertuaru, to już nagrania z lat 90., w dodatku wzbogacone o bardzo nijaki materiał studyjny (jednak koncertowy materiał wypada tam chyba najlepiej ze wszystkich wydawnictw). Jest jeszcze kilka koncertówek, ale zarejestrowanych w ostatnich latach, przeważnie z jakimiś dziwnymi wokalistami. Tym bardziej cieszy wydanie takiego albumu, jak "Progeny", zawierającego nagrania z trasy promującej "Close to the Edge". Radość jednak maleje po zdaniu sobie sprawy, że utwory z tej właśnie trasy stanowią

[Recenzja] Faith No More - "Sol Invictus" (2015)

Obraz
Dla wielu jest to z pewnością jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Faith No More, być może najciekawszy przedstawiciel rockowego mainstreamu lat 90., opublikował właśnie pierwszy od osiemnastu lat album studyjny. Czego można się spodziewać po takim wydawnictwie? Raczej nie równie świeżego podejścia, co na takich płytach, jak "The Real Thing", "Angel Dust" czy "King for a Day,,, Fool for a Lifetime". Już przecież ironicznie zatytułowany "Album of the Year" świadczył o wypaleniu przyjętej przez zespół formuły i braku pomysłów na dalszy rozwój. Po zawieszeniu działalności muzycy mogli realizować się artystycznie we własnym zakresie, z czego skorzystał przede wszystkim Mike Patton, powołując liczne projekty. Teraz natomiast nie po to kwintet odnowił współpracę pod starym szyldem, by próbować czegoś nowego. Byłoby jednak dobrze, gdyby nowy album, nie mając do zaoferowania żadnych świeżych pomysłów, przynajmniej zawierał równie udan

[Recenzja] Whitesnake - "The Purple Album" (2015)

Obraz
Co zrobić, gdy trzeba na szybko przygotować nowy album, by ruszyć w kolejną trasę, ale nie dysponuje się żadnym materiałem? Najprościej nagrać cudze kompozycje. Co jednak w sytuacji, gdy na albumie też chce się coś zarobić i nie oddawać znacznej części zysków kompozytorom? Wówczas najlepiej przypomnieć własne dokonania. Whitesnake stosował to rozwiązanie już na wczesnym etapie, odświeżając swoje utwory ledwo kilka lat po nagraniu oryginalnych wersji. W przypadku "The Purple Album" sprawa wygląda o tyle inaczej, że tym razem cały longplay składa się z takich powtórek, a zaczerpnięto je z repertuaru poprzedniej grupy Davida Coverdale'a, Deep Purple. Podobno wokalista myślał nad tym projektem już od wielu lat, próbując zainteresować nim muzyków, którzy współtworzyli wraz z nim tamten zespół. Plany te udaremniła śmierć Jona Lorda w 2012. Ostatecznie więc zarejestrował album z aktualnym wcieleniem Whitesnake. Rzekomo jako hołd dla swojej pierwszej profesjonalnej grupy. Tyl