[Recenzja] Joni Mitchell - "Song to a Seagull" (1968)

Joni Mitchell - Song to a Seagull


Podczas miesiąca kobiet - w marcu publikuję tylko recenzje płyt, na których kluczową rolę odgrywają kobiety - nie mogło zabraknąć Joni Mitchell. Chyba pierwszej prawdziwej artystki pop, która samodzielnie prowadziła swoją karierę, nie unikając ambitnych poszukiwań, a dziś postrzeganej często jako najwybitniejsza i najbardziej wpływowa kompozytorka XX wieku. W trakcie ponad pięćdziesięcioletniej działalności Mitchell grywała w różnych stylach, także bardziej jazzowo w towarzystwie czołowych przedstawicieli gatunku, jednak najczęściej trzymała się blisko folku. Debiutancki "Song to a Seagull" - w niektórych krajach wydany bez żadnego tytułu - to akurat płyta utrzymana stricte w tej ascetycznej stylistyce amerykańskiego folku.

W momencie ukazania się tego albumu Mitchell miała już na koncie kompozycje, po które chętnie sięgali inni wykonawcy. Swoje wersje "Both Sides, Now" (znanego też jako "Clouds") oraz "Chelsea Morning" zdążyli już nagrać Judy Collins i Dave Van Ronk, a druga z nich pojawiła się też na debiucie Fairport Convention. Na kolejnej płycie zespołu znalazł się z kolei "Easter Rain". Po "Urge for Going" i "The Circle Game" sięgnął natomiast Tom Rush. "Both Sides, Now" w wersji Collins był nawet sporym przebojem. Mitchell nie zdecydowała się jednak zamieścić żadnego z tych utworów na swoim debiucie, choć niektóre z nich zarejestrowała w późniejszym czasie.

Kompozycje te po prostu nie pasowały tu tematycznie. "Song to a Seagull" jest albumem koncepcyjnym, z pierwszą stroną o podtytule "I Came to the City" i tekstach o tematyce miejskiej, a także stroną drugą, "Out of the City", celebrującą naturę oraz życie na wsi. Rozpoczęcie kariery tego rodzaju płyty to niejedyny i nawet nie największy przejaw artystycznych ambicji Mitchell już na tym etapie.


Utwory zawarte na "Song to a Seagull" to tylko glos i gitara akustyczna liderki. Jedynie w "Night in the City" pojawia się dodatkowo pianino liderki oraz gitara basowa Stephena Stillsa z Crosby, Stills and Nash. Za produkcję odpowiadał natomiast jego kolega z zespołu, David Crosby, który niestety nie uniknął popełnienia poważnych błędów. Jego pomysły na uzyskanie czystego i naturalnego dźwięku skończyły się zaszumieniem nagrań. W celu ratowania materiału konieczne było obcięcie wysokich tonów, przez co brzmienie albumu jest nieco płaskie.

Pozornie jest to więc bardzo prosta, podstawowa muzyka. Jednak Mitchell sporo tu kombinuje ze strojeniem gitary oraz stosuje bardziej niż zwykle w tym gatunku wyrafinowane harmonie i progresje akordów, czego najlepszym przykładem utwór tytułowy, "The Dawntreader" czy "The Pirate of Penance". Najbardziej wyróżniającym się - może nawet niezbyt pasującym do reszty - utworem jest wspomniany "Night in the City", energetyczny blues z trochę mniej minimalistycznym brzmieniem. Jednak w pozostałych utworach w zupełności wystarcza głos i gitara Joni, aby przykuć, a następnie utrzymać uwagę. W zasadzie każde nagranie posiada wyrazistą, niebanalną melodie, ze znakomicie poprowadzonymi liniami wokalnymi oraz idealnie dopełniającą je gitarą.

"Song to a Seagull" nie jest ani najlepszą, ani najbardziej popularną płytą Joni Mitchell, ale bez wątpienia bardzo ważną. Artystka już tutaj pokazała się jako dojrzała kompozytorka, wokalistka i gitarzystka, udowadniając jednocześnie, że także kobieta może zachować pełną kontrolę artystyczną nad swoją twórczością i wybić się w tej zdominowanej wówczas przez mężczyzn dziedzinie sztuki, jaką jest muzyka.

Ocena: 8/10



Joni Mitchell - "Song to a Seagull" (1968)

1. I Had a King; 2. Michael from Mountains; 3. Night in the City; 4. Marcie; 5. Nathan La Franeer; 6. Sisotowbell Lane; 7. The Dawntreader; 8. The Pirate of Penance; 9. Song to a Seagull; 10. Cactus Tree

Skład: Joni Mitchell - wokal i gitara, pianino (3)
Gościnnie: Stephen Stills - gitara basowa (3)
Producent: David Crosby


Komentarze

  1. Mój Bob Dylan! Obok Laury Nyro chyba najwybitniejsza autorka piosenek w historii powojennej muzyki popularnej. Określenie folk może być tu mylące, jako że kojarzy się on zwykle z czymś w rodzaju uproszczonych wersji "Greensleeves".
    Mam nadzieję, że w przyszłości pojawią się też wpisy poświęcone Ellen McIlwaine, Judee Sill, Carole King, Karen Dalton.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero po wysłaniu zorientowałem się jak niedobrze wygląda moja lista - brak jakiegokolwiek nazwiska z kręgu BAM. Mam jednak nadzieję, że tu typy są oczywiste...

      Usuń
  2. Ktoś powiedział, kiedy opadnie kurz to okaże się, że w drugiej połowie ubiegłego wieku Joni Mitchell była największa i najlepsza.
    Czekam na dalsze recenzje jej płyt.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)