[Recenzja] The Jimi Hendrix Experience - "Live at the Hollywood Bowl: August 18, 1967" (2023)

The Jimi Hendrix Experience - Live at the Hollywood Bowl: August 18, 1967


Za każdym razem mnie to zdumiewa. Minęło ponad pół wieku od śmierci Jimiego Hendrixa, którego profesjonalna kariera nie trwała nawet pięciu lat, a wciąż właściwie co roku ukazują się kolejne archiwalia. Tym razem udało się skądś wydobyć zapis występu, którego żaden fragment nie był dotąd wydany ani oficjalnie, ani nawet na bootlegach. A pochodzi on z bardzo ciekawego momentu pod względem historycznym. Trio Experience, z Mitchem Mitchellem na bębnach i Noelem Reddingiem na basie, podczas koncertu na kalifornijskim Hollywood Bowl było wciąż relatywnie mało znane w Stanach. Fakt, grupa miała już za sobą legendarny show na Monterey Pop Festival, ale oba wydane tam do tej pory single, "Hey Joe" oraz "Purple Haze" / "The Wind Cries Mary", zaliczyły komercyjną wtopę, a album "Are You Experienced" ukazał się... pięć dni po tym koncercie. Grupa grała wówczas przed publicznością, której zdecydowana większość przyszła posłuchać The Mamas and the Papas. Muzykom nie przeszkodziło to jednak w zaprezentowaniu porywającego setu.


Na repertuar "Live at the Hollywood Bowl: August 18, 1967" składają się kawałki z drugiego amerykańskiego singla, przedpremierowe wykonania "Foxy Lady" i "Fire", a także standardowy dla tamtego okresu zestaw przeróbek: "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" The Beatles, "Killing Floor" Howlin' Wolfa, "Like a Rolling Stone" Boba Dylana oraz "Wild Thing" The Troggs. Jedyną kompozycją, która nie powtarza się z żadnym wydawnictwem wcześniej przeze mnie recenzowanym, okazuje się "Catfish Blues". To bluesowy standard, nagrany po raz pierwszy prawdopodobnie przez Roberta Petwaya w 1941 roku, a następnie przerobiony przez Muddy'ego Watersa w "Rollin' Stone Blues" - utwór, który dał nazwę grupie The Rolling Stones i niedawno został nagrany przez nią na album "Hackney Diamonds". Wersja Jimi Hendrix Experience bliższa jest jednak (nieznacznie późniejszych) wykonań tego standardu przez Rory'ego Gallaghera z trio Taste. To ośmiominutowy, dość ciężko i swobodnie zagrany blues rock, z niezłą interakcją składu, porywającymi solówkami lidera, ale też nieco mniej ekscytującą solówką Mitchella. Ogólnie jednak grupa była wówczas w świetnej formie i niemal przez cały występ powalała energią, dając trochę wytchnienia jedynie w balladzie "The Wind Cries Mary" oraz zagranym z odpowiednim luzem "Like a Rolling Stone". Reszta występu to już właściwie hardrockowy czad, choć wyróżniający się często naprawdę błyskotliwą grą Hendrixa.


Mam w zasadzie jedynie dwa zarzuty do "Live at the Hollywood Bowl", niestety oba dość istotne. Nie jest to najlepiej - ale i nie najgorzej - brzmiąca rejestracja występu The Jimi Hendrix Experience. Wszystko tu słychać, jednak dźwięk jest lekko zniekształcony i przytłumiony. Druga kwestia to repertuar, który mocno dubluje się z innymi wydawnictwami, choćby lepiej brzmiącym "Jimi Plays Monterey", nagranym równo dwa miesiące wcześniej. Najnowsza koncertówka Hendrixa jest zatem raczej opcjonalnym wydawnictwem, choć miłośników artysty nie powinna rozczarować.

Ocena: 7/10

Nominacja do archiwaliów roku 2023



The Jimi Hendrix Experience - "Live at the Hollywood Bowl: August 18, 1967" (2023)

1. Introduction; 2. Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band; 3. Killing Floor; 4. The Wind Cries Mary; 5. Foxey Lady; 6. Catfish Blues; 7. Fire; 8. Like a Rolling Stone; 9. Purple Haze; 10. Wild Thing

Skład: Jimi Hendrix - gitara, wokal; Noel Redding - gitara basowa, dodatkowy wokal; Mitch Mitchell - perkusja
Producent: Janie Hendrix, Eddie Kramer i John McDermott


Komentarze

  1. To pstyczek w nos dla mnie , że to koniec dyskografii Hendrixa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepszym zestawem nagrań live tego tego składu pozostaje nadal box Winterland. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejne fantastyczne archiwalne wydanie. Nigdy nie mam ich dość, szczególnie jeśli chodzi o wydawnictwa koncertowe - to moje ulubione oblicze Hendrixa. Trochę szkoda z powodu słabszego brzmienia, ale ja mam tak zwane "bootleg ears", jestem więc w stanie czerpać przyjemność ze słuchania nawet nagrań z publiczności :).

    Przy okazji chciałem zapytać o jedną rzecz - jak oceniasz gitarzystów rockowych (Hendrix, Page, Clapton, Lifeson, Gallagher) w porównaniu z gitarzystami jazzowymi? Czy z uwagi na obiektywnie mniejsze umiejętności techniczne cenisz ich niżej, czy jest to trochę bardziej zniuansowana kwestia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie porównuję, bo to inna dyscyplina. A subiektywnie nie jestem wielkim miłośnikiem jazzowej gitary. Do mojego ścisłego topu gitarzystów z jazzmanów załapały się pewnie tylko McLaughlin. Zupełnie inaczej niż np. w przypadku bębniarzy, gdzie raczej zdecydowanie dominowaliby jazzmani oraz rockmani w jakiś sposób z jazzem związani.

      Usuń
    2. Ja lubię gitarę jazzową - moi ulubieni gitarzyści tej dyscypliny, to McLaughlin, Pete Cosey, Wes Montgomery i George Benson, jednak tak samo jak Ty preferuję tych rockowych i bluesowych. Mam wrażenie, że w ich grze jest więcej indywidualnego charakteru poszczególnych muzyków - są też chyba bardziej innowacyjni i wpływowi jako źródło inspiracji. Przy jazzie gitara służy bardziej konkretnej kompozycji, pięknie ją uzupełniając i będąc raczej jedną z wielu części składowych, podczas gdy takiego Davida Gilmoura można słuchać godzinami - chociażby samej ścieżki jego gitary, dzięki czystej ekspresji i melodyjności, jaką wkłada w swoją grę.

      Usuń
    3. Raczej nie nazwałbym Coseya jazzowym gitarzystą. Przed dołączeniem do grupy Davisa był muzykiem sesyjnym, wspierającym bardzo różnych twórców, najczęściej chyba bluesmanów. A z kolei to, co grał u Milesa, bliższe było Hendrixa niż nawet McLaughlina (który też grywał po hendrixowsku), nie mówiąc już o gitarzystach sprzed ery fusion.

      A do Twojej listy dodałbym Jima Halla, Pata Martino i Granta Greena - tego ostatniego zwłaszcza za występ na "Search for the New Land" Lee Morgana.

      Usuń
    4. Godin w temacie:
      https://youtube.com/watch?v=UIRN1Ayz-IQ

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)