[Recenzja] Wayne Shorter - "Moto Grosso Feio" (1974)

Wayne Shorter - Moto Grosso Feio



Zmarł wczoraj Wayne Shorter, jeden z najwybitniejszych saksofonistów i kompozytorów jazzowych. Rozpoznawalność zyskał w The Jazz Messengers Arta Blakeya, ale prawdziwą sławę przyniosło mu dołączenie do zespołu Milesa Davisa, który szybko okrzyknięto Drugim Wielkim Kwintetem. Shorter znalazł się w tym składzie jako ostatni, ale za to najdłużej pozostał u boku trębacza, biorąc jeszcze udział w nagraniu tak istotnych dla nurtu fusion albumów, jak "In a Silent Way", "Bitches Brew" i "A Tribute to Jack Johnson". Jeszcze w czasach Drugiego Wielkiego Kwintetu zacząl nagrywać autorskie płyty, początkowo zdradzające silny wpływ jego mentora - Johna Coltrane'a, z czasem zmierzając w bardziej awangardowe rejony, by na albumie "Super Nova" rozwijać elektryczne koncepcje Davisa. W tym też kierunku poszedł zespół Weather Report, założony przez saksofonistę wspólnie z Josephem Zawinulem. Pierwsze dzieła tego składu to przykład bardzo ambitnego fusion, jednak muzyka zespołu ulegała stopniowrmu upraszczaniu i merkantylizacji, co zapewniło spore sukcesy komercyjne. Po latach 70. nadeszły jednak gorsze czasy dla Shortera, który musiał się łapać chałtur w rodzaju grania jako muzyk sesyjny na płycie The Rolling Stones. W ostatnich latach był już mocno schorowany i niewiele działał.

"Moto Grosso Feio" to album wydany w 1974 roku - już po pierwszych sukcesach Weather Report, choc wciąż przez tymi największymi - ale nagrany 3 kwietnia 1970 roku. Było to zatem tuż po ostatnich występach i nagraniach z Davisem, do których doszło w marcu, a zarazem na kilka miesięcy przed sformowaniem Weather Report. Skład też jest tu jakby przejściowy, gdyż Shorter zaangażował głównie innych współpracowników trębacza: Rona Cartera, Johna McLaughlina, Dave'a Hollanda, Jacka DeJohnette'a czy występującego tu w nietypowej dla siebie roli perkusisty Chicka Coreę, a z drugiej strony w nagraniach wziął też udział Miroslav Vitouś, przyszły basista wiadomego zespołu. Podobno w ostatniej chwili Wayne odprawił ze studia Billy'ego Harta i Alphonse'a Mouzona, decydując się powierzyć grę na bębnach m.in. Corei oraz mało doświadczonej Micheline Pelzer, którzy jednak całkiem dobrze wywiązali się z zadania. Cztery kompozycje lidera, uzupełnione interpretacją utworu "Vera Cruz" Miltona Nascimento, to mieszanka jazzu free - którym saksofonista przechodzil wówczas krótkotrwałą fascynację - ze spiritualem oraz fusion.

Wstęp pierwszego na płycie utworu tytułowego może nieco zaskoczyć. Pastoralne partie gitary McLaughlina, wiolonczeli Cartera i saksofonu lidera brzmią niezbyt jazzowo. Tak mógłby zaczynać się album, powiedzmy, Black Country, New Road. Z czasem jednak dochodzą kolejne instrumenty, a nagranie zmierza w bardziej abstrakcyjne i wyraźniej jazzowe rejony. Pojawia się coraz więcej dysonansów - choć na freejazzowe standardy utwór wypada bardzo łagodnie - by w końcu skręcić w bardziej melodyjne, lekko latynoskie granie. W takim lżejszym i niemal przebojowym stylu utrzymane są też kolejne nagrania. Co najwyżej zdarzają się w nich bardziej ekspresyjne, ostrzejsze solówki Shortera, jak ma to miejsce w "Antiqua". Tym większe zdziwienie budzi finałowa "Iska", w której otrzymujemy jedenaście minut nieposkromionego free jazzu z odrobiną egzotycznego klimatu. Obok otwieracza jest to najbardziej ciekawy fragment albumu. Shorter zadedykował ten utwór swojej właśnie narodzonej córce. Iska zmarła jako nastolatka, a muzyk dowiedzial się o tym ponoć na kilka godzin przed swoim pierwszym polskim koncertem, zaplanowanym w ramach festiwalu Jazz Jamboree. Występu nie odwołał.

"Moto Grosso Feio" przeleżał cztery lata na półce nie ze względu na słabość materiału, lecz wątpliwości decydentów Blue Note w kwestii komercyjnego powodzenia tej płyty. I choć w dyskografii Wayne'a Shortera znalazłoby się kilka zdecydowanie lepszych albumów - w większości już tu recenzowanych - to także tutaj słychać ogromny talent muzyka, który w tamtym czasie wciąż pozostawał poszukującym twórcą. 

Ocena: 7/10



Wayne Shorter - "Moto Grosso Feio" (1974)

1. Moto Grosso Feio; 2. Montezuma; 3. Antigua; 4. Vera Cruz; 5. Iska

Skład: Wayne Shorter - saksofon tenorowy, saksofon sopranowy; John McLaughlin - gitara; Dave Holland - gitara, kontrabas; Ron Carter - kontrabas, wiolonczela; Miroslav Vitouś - kontrabas; Chick Corea - perkusja i instr. perkusyjne; Jack DeJohnette - perkusja, pianino; Micheline Pelzer - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Duke Pearson


Komentarze

  1. Ja najbardziej lubię Shortera z okresu postbopowego - płyty od Night Dreamer do Adam's Apple są magiczne, jeśli miałbym wybrać najlepszą to byłoby to Juju (kiedyś na szczycie stawiałem Speak No Evil). No, to po śmierci Shortera i Sandersa z tych największych żyjących z epoki jazzu, to już chyba tylko Hancock i Rollins zostali (a z tego najstarszego pokolenia jeszcze Lou Donaldson).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Post-bopowy okres Shortera jest rewelacyjny. Swego czasu ogromne wrażenie wywarła na mnie jego gra na "Juju", a także cała ta koncepcja ilustracyjnej czy wręcz programowej muzyki na "The All Seeing Eye". Ale warto też wyróżnić "Super Nova", bo to jeden z najwcześniejszych albumów inspirowanych elektrycznym Milesem, do tego w pewnym stopniu antycypuje latynoskie fusion Corei.

      Usuń
    2. Zawsze miałem problem z Shorterem i dla mnie jako muzyk nie należał do ulubionych saksofonistów. Natomiast bardzo ceniłem go jako kompozytora. Nie będę oryginalny pisząc, że też najbardziej mi podeszły płyty z okresu post-bopowego. Oczywiście też te z Wielkiego Kwintetu, ale tam cały zespół grał na kosmicznym poziomie, chociaż nie jest to muzyka łatwo wpadająca w ucho, bardzo wysublimowana. Natomiast w okresie fusion z każdym rokiem mnie coraz bardziej irytował, a płyty z drugiej połowy lat 80-tych to dla mnie koszmarki (taki Phantom Navigator jest totalnie mechaniczny i wypłukany z emocji). A płyty z ostatniego okresu takie jak Footprints czy Alegria zupełnie mnie nie ruszały, przekombinowane i takie nijakie. Wolałem już nawet wspomnianego przez "okechukwu" Lou Donaldsona z tym lekkim soulowym lub bluesowym kołyszącym stylem niż przekombinowanego Shortera.
      Natomiast płyta "Moto Grosso Feio" to dla mnie jedna z jego najbardziej ulubionych, bo bardzo wyłamująca się z Shorterowskich schematów (w końcu jestem fanem free). Wybór Corei i Pelzer na bębniarzy nie był przypadkowy. Chodziło o osoby czujące połamane latynoskie i afrykańskie rytmy (Pelzer przeszła już wcześniej dobrą szkołę u boku Archie Shepp'a).

      Usuń
    3. Jako saksofonista był dla niektórych owszem kontrowersyjny (niesławny wpis Hoffmana), ale trudno nie zgodzić się, że "Live at the Plugged Nickel" to jeden z najbardziej fascynujących nagrań w historii jazzu. Natomiast jest oczywistym, że to najwybitniejszy kompozytor modalny.
      Z późnych nagrań godne uwagi jest "High Life", zawierające jedne z lepszych jego kompozycji, efekt psują tylko brzmienia perkusyjne.

      Usuń
    4. Zgadzam się z JD, że ten 7-płytowy box "Live at the Plugged Nickel" to cudeńko. Ale to jest nagranie z 1965 roku, a więc tego Wielkiego Kwintetu. A w tym kwintecie Shorter wznosił się na wyżyny, tak jak wszyscy członkowie zespołu. To genialna, wręcz transowa muzyka. Większość utworów trwa 10-20 minut (cały box to ponad 7,5 godziny muzyki), więc wszyscy mogą zabłysnąć. No i oni tam grają w większości standardy, nie ma ani jednej kompozycji Shortera.

      Usuń
    5. Jeszcze lepszy jest chyba wydany przed jakoś 12 laty box z nagraniami z 1967. Grają kilka kompozycji Shortera, a Kwintet osiągnął niesamowite zgranie. Wersje Footprints stamtąd, jak i kilka z jutuba (np ta z chyba Sztokholmu, gdzie kompozycja zamienia się w piękny duet saksofonisty i Hancocka) to arcydzieła.

      Usuń
    6. A tak, chodzi ci o box "Live in Europe 1967", 4 CD, 198 minut. Też świetny, Footprints jest z trzech setów. To niby oficjalny bootleg, ale jakość bardzo dobra.

      Usuń
  2. Z ciekawości, słuchałeś kiedyś koncertówek kwartetu Shortera z początków XXI wieku? Mimo, że nie prezentuje tam w sumie nic odkrywczego, to fajnie rozwija swoje pomysły z okresu właśnie post bopowego. No i jego gra jest na rewelacyjnym poziomie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej unikam słuchania takich późnych wydawnictw, więc nie znam tych płyt.

      Usuń
  3. Do post-bopowego wcielenia Shortera mam ambiwalentny stosunek. Nie do końca mnie przekonuje takie granie. Jak dla mnie, jest zbyt zachowawcze. Szanuję, ale bardzo rzadko wracam. Najbardziej lubię jego płyty nagrane w latach 1969-1970 - „Super Nova”, „Odyssey Of Iska” i zrecenzowany przez Pawła „Moto Grosso Feio”. Ekstrakt ambitnego fusion i free z domieszką brazyliany jest w jego wykonaniu naprawdę intrygujący. Chętnie wracam również do niedocenianego w ortodoksyjnych kręgach jazzowych „Native Dancer” (1975). Generalnie, najbardziej lubię Shortera z lat 1969-1972. Oprócz wymienionych dochodzą jeszcze dwa pierwsze albumy Weather Report. Od „Sweetnighter” (1973) zespół coraz bardziej nachalnie starał się wkraść w łaski szerszego grona słuchaczy. Niestety, kosztem muzyki. Płyty z lat 1973-1976 były jeszcze O.K., choć nie przepadam za „Tale Spinnin’” (1975). Od „Heavy Weather” (1977) i następnych trzymam się z daleka. Na przełomie lat 60. i 70. Shorter dużo grał na saksofonie sopranowym. Rewelacyjnie mu to wychodziło! W dużym stopniu dzięki temu, jest to jeden z moich ulubionych saksofonistów jazzowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jak dla mnie, jest zbyt zachowawcze". - Tylko jeśli chodzi o tradycyjną formułę brzmienia (w jazzowym kwartecie), bo w harmonii i rytmice takie "Juju" aż kipi od ciekawych rozwiązań i pomysłów.

      Usuń
  4. A "Alegria"? Ciekawy jestem recenzji i opinii. Był czas, że nie wyciągałem plyty z odtwarzacza. Fajna, powiedziałbym bym taka wywarzona" płytka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)