[Recenzja] Zbigniew Namysłowski Quintet - "Kujaviak Goes Funky" (1975)

Zbigniew Namysłowski Quintet - Kujaviak Goes Funky


Powrót do cyklu recenzji poświęconego płytom z kultowej serii "Polish Jazz" brałem pod uwagę już od jakiegoś czasu. Nie sądziłem jednak, że nastąpi to tak szybko i takiego powodu. 7 lutego zmarł Zbigniew Namysłowski, jeden z największych polskich saksofonistów. Uznanie przyniosły mu zarówno występy na tak istotnych dla krajowej fonografii albumach, jak "Astigmatic" Komedy czy "Enigmatic" Niemena, ale też własne dokonania. na których wyjątkowo udanie łączył nowoczesny jazz z polskim folklorem, niemal całkiem unikając typowej dla tego ostatniego przaśności. Zarówno zasłużenie bardzo popularnemu "Winobraniu", jak i często niesłusznie pomijanemu "Zbigniew Namysłowski Quartet", poświęciłem już osobne recenzje. Z racji ograniczonego wyboru pozostaje napisanie o albumie całkiem znanym i lubianym, choć już nie tak dobrym, jak dwa poprzednie.

"Kujaviak Goes Funky", podobnie jak poprzedzające go bezpośrednio "Winobranie", został zarejestrowany w kwintecie, ponownie z Namysłowskim na alcie, Tomaszem Szukalskim na tenorze i sopranie oraz Pawłem Jarzębskim na basie. Za bębnami tym razem zasiadł Czesław Bartkowski z wcześniejszego kwartetu lidera, natomiast składu dopełnił grający na elektrycznym pianinie Wojciech Karolak. Tytuł albumu dojść jasno wskazuje kierunek obrany przez kwintet. Oczywiście, nie mamy tu do czynienia z czystym funkiem, a popularnym w tamtym okresie, mocno już skomercjalizowanym fusion, które m.in. właśnie z funku czerpało. Słychać tu wpływy Weather Report, Return to Forever czy grup Herbiego Hancocka, ale nie brakuje też typowych dla Namysłowskiego elementów zapożyczonych z polskiej muzyki ludowej. Najlepszym tego przykładem finałowa "Zagubiona owieczka", czerpiąca melodycznie z podhalańskiego folku, ale pozostająca jazzem, ze świetnie uzupełniającymi się partiami saksofonów na tle funkującej gry sekcji rytmicznej. Na płycie znajdziemy ponadto zarówno bardziej stonowany, balladowy "Quiet Afternoon", jak i bardziej żywiołowy, momentami lekko przypominający o freejazzowej przeszłości muzyków, jednak trzymany w ryzach bardziej przystępnego fusion "Smutny Jasio". Tym najważniejszym nagraniem jest jednak dwudziestominutowy utwór tytułowy, zbudowany na chwytliwym temacie, który wielokrotnie powraca w oryginalnej lub przetworzonej formie. Tu także, szczególnie w partiach saksofonistów, słychać jakby chęć podążenia w bardziej awangardowe rejony, lecz zawsze następuje szybki powrót do raczej konwencjonalnego jazz-funku.

Niewątpliwie cały czas słychać, że grają tu instrumentaliści z wysokiej półki. Jednak daje się też wyczuć pewne ograniczenie przyjętą konwencją, w której muzycy - z wyjątkiem Karolaka - niekoniecznie dobrze się czują. I w rezultacie każdy z nich ma na koncie udział w wielu ciekawszych sesjach. Czy jednak "Kujaviak Goes Funky" to zła płyta? Absolutnie nie, bo na tle takiego bardziej merkantylnego fusion wypada naprawdę solidnie. Pomimo obrania takiego kierunku kwintet stara się grać na jak najwyższym poziomie, z wyniesioną z poprzednich projektów swobodą oraz umiejętnością zespołowej współpracy. Ostatecznie i tak nie na wiele się to zdaje, ale bez tego mogłoby być znacznie gorzej.

Ocena: 7/10



Zbigniew Namysłowski Quintet - "Kujaviak Goes Funky" (1975)

1. Kujaviak Goes Funky; 2. Smutny Jasio (Sad Little Johnny); 3. Quiet Afternoon; 4. Zabłąkana owieczka (Little Lamb Lost)

Skład: Zbigniew Namysłowski - saksofon altowy; Tomasz Szukalski - saksofon tenorowy, saksofon sopranowy; Wojciech Karolak - elektryczne pianino; Paweł Jarzębski - kontrabas; Czesław Bartkowski - perkusja
Producent: Wojciech Piętowski


Komentarze

  1. Te "funky" w nazwie płyty to baaardzo naciągane. Tak naprawdę to prawdziwego "funky" nie ma w ogóle. Jeżeli już, to prędzej są elementy "groove", wykorzystywane często na płytach fusion. Ja osobiście bardzo lubię ten album, bo mniej mi podchodziły te eksperymenty Namysłowskiego z innych płyt z podziałami rytmicznymi. Tu jest więcej luzu. No i więcej jazzu niż fusion, co dla mojego gustu zawsze było na plus.
    Z tego składu na płycie zostali już tylko Bartkowski i Jarzębski. Jak głosi anegdota Willis Conover (wybitny amerykański producent jazzowy i propagator tej muzyki) w wywiadzie dla pewnego norweskiego czasopisma muzycznego spytany o relacje między jazzem europejskim i amerykańskim podobno powiedział "na pierwszym miejscu jest jazz amerykański, a na drugim polski, albo odwrotnie".

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)