[Recenzja] New Order - "Low-Life" (1985)

New Order - Low-Life


"Low-Life" jest tym ze studyjnych albumów New Order, który chyba najlepiej definiuje jego stylistykę. A w każdym razie to, jak zespół postrzega się na podstawie jego największych singlowych hitów. Jeszcze poprzedni w dyskografii "Power, Corruption & Lies" świadczy przecież o pewnym niezdecydowaniu muzyków, którzy miotali się wówczas pomiędzy mocno gitarowym post-punkiem, a bardziej elektronicznym, tanecznym graniem. Sukces singla "Blue Monday" okazał się katalizatorem, który pomógł w znalezieniu właściwej ścieżki rozwoju. Muzycy nie musieli nawet rezygnować z żadnego z dotychczasowych elementów swojej twórczości, dokonując po prostu ich udanej syntezy. Zachowali gitarowe brzmienia, wzbogacając je jeszcze większą ilością syntezatorów i perkusji z automatu, przy okazji jeszcze bardziej uwypuklając taneczny charakter.

Dwa utwory nieco się tu wyłamują, choć bez szkody dla całego materiału. Energetyczny, najbardziej optymistyczny na płycie "Love Vigilantes" całkiem rezygnuje z elektroniki na rzecz tradycyjnych instrumentów, w tym melodyki, która imituje folkowe partie harmonijki. "Elegia" to z kolei minorowy, nastrojowy instrumental, nie przypadkiem przywołujący skojarzenia z tymi najbardziej monumentalnymi, gotyckimi utworami z "Closer" Joy Division. Trochę też przypomina "Warszawę" Bowiego, od której zresztą wzięła się oryginalna nazwa tamtego zespołu, Warsaw. Bernard Sumner, Peter Hook i Stephen Morris symbolicznie żegnają się tu z liderem swojej poprzedniej grupy, Ianem Curtisem. To jednak jedyne na tej płycie tak oczywiste nawiązanie do przeszłości muzyków, będące czymś w rodzaju ostatecznego rozliczenia z nią. Co ciekawe, albumowa wersja trwa niespełna pięć minut, ale istnieje też dłuższa, przekraczająca siedemnaście minut. Można ją znaleźć na reedycji "Low-Life" z 2008 roku, pomiędzy innymi ciekawymi bonusami, pochodzącymi głównie z singli.

Pozostałe nagrania to już dokładnie taka stylistyka, z jaką New Order najbardziej jest kojarzony. Najznakomitszy przykład to singlowy hicior "The Perfect Kiss", łączący autentycznie chwytliwą melodię, mnóstwo energii i taneczną rytmikę z pewną melancholią, może nawet smutkiem. Gitary rozbrzmiewają tu w doskonałej symbiozie z syntezatorami, a akustyczna perkusja doskonale uzupełnia się z elektroniczną. Wersja albumowa ma jednak jedną wadę - nie może się równać z miksem na 12-calowej wersji singla. W pewien sposób wynagradzają to jednak inne utwory w podobnym stylu i niemal równie udane, jak "This Time of Night", "Sunrise" i "Sooner Than You Think". Coś jednak zaczyna się psuć na wysokości "Sub-culture". Gdyby nie rozpoznawalny bas Hooka, perkusyjne przejście oraz gitara Sumnera w drugiej połowie, nie dałoby się go odróżnić od typowej tandety z nurtu italo disco. Strasznie kiczowato wypada też klawiszowy motyw "Face Up" (zaczynający się po 45. sekundzie), ale reszta utworu nawet się broni, szczególnie ten wysilony śpiew w refrenie.

Na debiutanckim "Movement" zabrakło własnego stylu, na "Power, Corruption & Lies" - konsekwencji, a gdy na "Low-Life" udało się naprawić te niedociągnięcia, wciąż nie jestem w pełni przekonany do ostatecznego efektu. Byłbym pewnie bardziej przekonany, gdyby zamiast dwóch ostatnich nagrań trafiły tu "Elegia" i "The Perfect Kiss" w pełnych wersjach albo opublikowany wyłącznie na singlu "Thieves Like Us" - kolejny, po "Blue Monday", wielki nieobecny na podstawowych wydaniach regularnych płyt zespołu.

Ocena: 7/10



New Order - "Low-Life" (1985)

1. Love Vigilantes; 2. The Perfect Kiss; 3. This Time of Night; 4. Sunrise; 5. Elegia; 6. Sooner Than You Think; 7. Sub-culture; 8. Face Up

Skład: Bernard Sumner - wokal, gitara, melodyka, syntezator, programowanie, instr. perkusyjne; Gillian Gilbert - syntezator, programowanie, gitara; Peter Hook - gitara basowa, elektroniczna perkusja, dodatkowy wokal; Stephen Morris - perkusja, syntezator, programowanie, gitara
Producent: New Order


Komentarze

  1. Spodziewałam sie, że im bardziej będą grali we własnym stylu tym wyżej będziesz ich cenił.

    Tylko "Substance" określisz jako "bardzo dobry", a nie góra "dobry"?

    Lubię italo-disco. To z tamtych czasów (brzmienie syntezatorów).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy co będzie, jak sobie odświeżę "Brotherhood" i "Technique", ale na tę chwilę faktycznie za najlepsze, co wydało New Order, uważam "Substance". Zespół wypadał najlepiej w tych dłuższych kawałkach, gdy łączył muzykę taneczną z post-punkiem, a syntezatory z tradycyjnymi instrumentami. Czyli na swoich 12-calowych singlach, a "Substance" zbiera je wszystkie razem.

      Usuń
  2. Melodia "Sub-Culture" od zawsze kojarzyła mi się z disco polo - które oczywiście jest dużo gorsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu d.p. to w zasadzie italo disco z polskimi tekstami, bardziej przaśne i amatorskie. Dlatego porównałem "Sub-culture" do tego drugiego. Nie tylko melodia, ale i brzmienie wywołuje takie skojarzenia.

      Usuń
    2. Ano, "Sub-Culture" zawiera w sobie wszystko to, co pozwala potwierdzić swoje przekonanie, że lata 80. były koszmarną dekadą. To kawałek typu - "wiem co wybrzmi za 5 sekund"

      Usuń
    3. Główny nurt w latach 80. był na ogół koszmarny - choć nie brakowało twórców próbujących przemycać do mainstreamu ambicje (Gabriel, Bush i in.) - ale poza głównym nurtem zawsze jest coś więcej. Także wtedy powstawało mnóstwo wartościowej muzyki, tyle że w podziemiu. Co zresztą trwa do dziś.

      Usuń
    4. Tylko ciekawe czemu w latach 70. i wcześniej to wartościowe w mainstreamie jakoś było.

      Usuń
    5. Wcześniej też było wiele tandety, tylko dzisiejsze media nie przypominają o niej w takim stopniu, jak o tej późniejszej. A tego najbardziej wartościowego nie było chyba tak wiele w mainstreamie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)