[Recenzja] Steve Hillage - "Green" (1978)



Na początku 1977 roku Steve Hillage intensywnie pracował nad nowym materiałem. Towarzyszyła mu jak zawsze Miquette Giraudy, która zajęła się pisaniem tekstów. Utworów było tak dużo, że pojawił się pomysł nagrania dwóch oddzielnych longplayów, roboczo zatytułowanych "The Red Album" i "The Green Album". Sesja nagraniowa zaczęła się w lipcu, a poza wspomnianą parą uczestniczyli w niej: basista Reggie McBride, perkusista Joe Blocker, a także grający na potężnym syntezatorze własnej konstrukcji Malcolm Cecil, który objął też funkcję producenta. W trakcie nagrań zarzucono plan zrobienia jednocześnie dwóch albumów i zarejestrowano tylko "czerwony", który ostatecznie wydano jako "Motivation Radio". Wypełniła go muzyka będąca próbą zerwania Hillage'a z etykietą rocka progresywnego, przypisywaną mu przez fanów i krytyków, a z którą nigdy się nie utożsamiał. Na płycie znalazły się głównie konwencjonalne piosenki, zdradzające nieskrywaną fascynację gitarzysty muzyką funk i disco - w większości dość banalne, choć mające też pewne zalety, jak interesujące partie lidera.

Pozostały materiał nie został odłożony do szuflady na długo. Już w grudniu rozpoczęła się następna sesja. Do Hillage'a i Giraudy ponownie dołączył Blocker, natomiast funkcję basisty objął Curtis Robertson. W studiu pojawili się też dwaj dodatkowi perkusiści, z których każdy zagrał w jednym utworze. Byli to Andy Anderson oraz bębniarz Pink Floyd, Nick Mason, któremu przypadła także rola współproducenta całości. Tym razem nie szukano nowego tytułu, lecz wykorzystano - przynajmniej częściowo - oryginalny. "Green" ukazał się w kwietniu i choć również nie jest wydawnictwem idealnym, zawiera materiał nieco ciekawszy od swojego poprzednika. Mniej tutaj tradycyjnych piosenek, a więcej instrumentalnych nagrań o jakby jamowym charakterze, nawiązujących do kosmicznego klimatu z czasów "Radio Gnome Invisible" Gong, a przy tym w jeszcze większym stopniu - w porównaniu z wcześniejszymi dokonaniami Hillage'a - eksplorujące brzmienia elektroniczne. Wykorzystano tutaj różnego rodzaju syntezatory, w tym nie używany wcześniej przez muzyka syntezator gitarowy. Brzmienie zdominowane jest przez elektroniczne dźwięki, jednak nie brakuje to charakterystycznych partii gitar i tradycyjnej sekcji rytmicznej.

Poszczególne utwory płynnie między sobą przechodzą, tworząc coś na kształt prog-rockowej suity. Jej poszczególne fragmenty nierzadko okazują się całkiem zgrabnymi, choć znów nieco banalnymi piosenkami. Jako przykład można tu wymienić "Sea Nature" i "Crystal City", w których muzycy dokonali udanej syntezy kosmicznej atmosfery, rockowej zadziorności oraz funkowej rytmiki. Albo łagodniejsze, łączące elektroniczne brzmienia z akustycznymi, "Musick of the Trees" i "Palm Trees (Love Guitar)". Podoba mi się szczególnie ten ostatni, wyróżniający się bardzo przyjemnym, pastoralnym nastrojem. Jest jeszcze mocno funkowy "Unidentified (Flying Being)", który zdecydowanie bardziej pasowałby na "Motivation Radio". Ciekawiej prezentują się jednak nagrania instrumentalne. Jak świetny "Ether Ships", który z może trochę kojarzyć się z dokonaniami Tangerine Dream, choć pod koniec nabiera bardziej rockowej dynamiki, trudno też pomylić gitarowe partie Hillage'a z jakimkolwiek innym muzykiem. Dość niezłe są też energetyczny "U.F.O. Over Paris" i nastrojowy "Leylines to Glassdom". Najmocniejsze nagranie zostawiono jednak na koniec, podobnie zresztą jak poprzednim albumie. Tam były to nagrania "Octave Doctors" i "Not Fade Away (Glide Forever)", które nie tylko tytułami nawiązywały do gongowej przeszłości Hillage'a. Tym razem niespodzianka jest większa, bo pod tytułem "The Glorious Om Riff" kryje się nowa, w pełni instrumentalna wersja "Master Builder" z "You". Zdecydowanie nie przebija oryginału, ale też niewiele mu ustępuje, a pewnym sensie stanowi jego ciekawe rozwinięcie.

"Green" zdecydowanie nie jest albumem na poziomie płyt nagranych przez Steve'a Hillage'a z Gong i Khan, ani jego solowego debiutu "Fish Rising". Bardzo mocno nawiązuje do nich pod względem stylistycznym (gdyby nie szersze wykorzystanie syntezatorów, można by zarzucić kompletny brak nowych rozwiązań), ale niestety zawiera wyraźnie większą ilość muzycznego banału. To, co tutaj najlepsze, to gitarowe popisy lidera, który może i nie posiadał technicznych umiejętności, ale nadrabiał dużą pomysłowością i doskonałym wyczuciem. Fajne są też te futurystyczne - a raczej, z dzisiejszej perspektywy, retro-futurystyczne - brzmienia analogowych syntezatorów. Jeśli jednak nie słyszało się albumów, które wymieniłem na początku tego akapitu, warto sięgnąć po nie w pierwszej kolejności. "Green" to wydawnictwo raczej tylko dla największych wielbicieli takiej stylistyki.

Ocena: 7/10



Steve Hillage - "Green" (1978)

1. Sea Nature; 2. Ether Ships; 3. Musick of the Trees; 4. Palm Trees (Love Guitar); 5. Unidentified (Flying Being); 6. U.F.O. Over Paris; 7. Leylines to Glassdom; 8. Crystal City; 9. Activation Meditation; 10. The Glorious Om Riff

Skład: Steve Hillage - wokal, gitara, syntezator; Miquette Giraudy - syntezator, wokoder, dodatkowy wokal; Curtis Robertson Jr - gitara basowa; Joe Blocker - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Andy Anderson - perkusja (2); Nick Mason - perkusja (7)
Producent: Steve Hillage i Nick Mason


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)