[Recenzja] Penderecki, Don Cherry & The New Eternal Rhythm Orchestra ‎- "Actions" (1971)



Przed kilkoma dniami zmarł Krzysztof Penderecki - jeden z najwybitniejszych polskich kompozytorów i jeden z największych twórców XX wieku. Szczególnie interesujące wydają mi się jego dzieła z początków działalności, będące wspaniałym przykładem poważnej awangardy, a ściślej mówiąc, muzyki sonorystycznej. To właśnie z tego okresu pochodzi słynny "Tren - Ofiarom Hiroszimy", przeznaczony na 52 instrumenty smyczkowe, z których część dźwięków wydobywana jest w niekonwencjonalny, wówczas nowatorski sposób. Ówczesne dokonania kompozytora do dziś są chętnie wykorzystywane przez filmowców - znalazły się na ścieżkach dźwiękowych dzieł takich reżyserów, jak Stanley Kubrick ("Lśnienie"), William Friedkin ("Egzorcysta"), Martin Scorsese ("Wyspa tajemnic") czy David Lynch ("Inland Empire", trzeci sezon "Twin Peaks"), podkreślając w nich nastrój grozy. Począwszy od wczesnych lat 70., Penderecki zaczął tworzyć bardziej przystępną, komunikatywną, ale nie mniej wartościową muzykę.

Niewiele mówi się natomiast o pewnym niewielkim, ale ciekawym epizodzie w karierze Krzysztofa Pendereckiego. W 1971 roku kompozytor przygotował bowiem utwór na... orkiestrę freejazzową. Była to próba połączenia dwóch zupełnie różnych światów: starannie zaplanowanej muzyki klasycznej i stawiającego na spontaniczną improwizację free jazzu. Kompozycja "Actions" powstała na zamówienie Joachima Ernsta Berendta, niemieckiego dziennikarza i producenta silnie związanego ze sceną jazzową. Berendt zebrał też zespół, który miał wykonać ową kompozycję. W składzie "The New Eternal Rhythm Orchestra" znaleźli się czołowi przedstawiciele (głównie) europejskiej muzyki improwizowanej. Byli to: trębacze Tomasz Stańko, Manfred Schoof i Kenny Wheeler, puzoniści Albert Mangelsdorff i Paul Rutherford, saksofoniści Peter Brötzmann, Gerd Dudek i Willem Breuker, grający na flecie i klarnecie basowym Gunter Hampel, organista Fred Van Hove, gitarzysta Terje Rypdal, basiści Peter Warren i Buschi Niebergall, a także perkusista Han Bennink. Wykonanie odbyło się 17 października 1971 roku podczas Donaueschingen Music Festival. W dyrygenta wcielił się sam Penderecki i był to jego debiut w tej roli.

Kompozytor przechodził w tamtym czasie krótkotrwałą fascynację improwizatorskimi i technicznymi umiejętnościami muzyków jazzowych. Sam jednak nie najlepiej odnajdywał się w takim podejściu. Po latach zresztą przyznawał: Lubię, kiedy utwór jest zagrany dokładnie w taki sposób, jak został zapisany. A jazz to improwizacja, w której nie czuję się zbyt dobrze. (…) Cenię i znam wybitnych muzyków, którzy potrafią niesamowicie improwizować. Tylko że ja komponuję inaczej i inaczej pracuję. I nie czuję potrzeby tego zmieniać [1]. Choć przynajmniej fragmenty utworu zostały starannie skomponowane, wszystko szybko wymknęło się spod kontroli. Tomasz Stańko wspominał występ w następujący sposób: Prawie w ogóle nie było przestrzeni na improwizację. Tylko, niestety, nie wszyscy czytaliśmy dobrze te kwity. I w związku z tym w naturalny sposób improwizacja przejęła kontrolę. Wydaje mi się, że Penderecki nie był zadowolony z tego występu. Nie miał takiej kontroli, jakiej oczekiwał. On jest kompozytorem, który chce mieć całkowitą kontrolę nad swoją muzyką, a tu wszystko się wymknęło. Tam grali nierzadko muzycy o specyficznym brzmieniu, o dosyć swobodnym podejściu do notacji. Nikt z nas nie jest mistrzem czytania. (,,,) A tu były trudne nuty. I jeszcze niesforni, muzyczni anarchiści. Pamiętam taki moment, że miało być krótkie solo bębnów Hana Benninka. Bennink na próbie słuchał, jak go Penderecki wypuszczał na kilkanaście sekund, całkowicie szedł za jego ręką, ale na koncercie bezczelnie odwrócił głowę i sobie pograł. Anarchia free jazzmanów wzięła górę [2].

Krzysztof Penderecki (23.11.1933 - 29.3.2020)

Choć można tutaj wyłapać pewne punkty styczne z sonorystyczną twórczością Pendereckiego, jak niekonwencjonalne wydobywanie dźwięków, to ostatecznie "Actions for Free Jazz Orchestra" nie różni się specjalnie od tego, co w tamtym czasie grały inne freejazzowe orkiestry, jak Globe Unity Orchestra Alexandra von Schlippenbacha, Jazz Composer's Orchestra Carli Bley i Michaela Mantlera, lub też London Jazz Composers Orchestra Barry'ego Guya. Jako kolektywna improwizacja dużego składu, "Actions" sprawdza się znakomicie, pokazując duże umiejętności instrumentalistów oraz interesujące, bogate brzmienie. Ale pierwotnego zamiaru - połączenia free jazzu z muzyką klasyczną - nie udało się zrealizować. Zapewne nie jest to w ogóle możliwe, ze względu na wykluczające się wzajemnie cechy tych dwóch rodzajów muzyki - elementy którejś z nich zawsze będą wyraźnie przeważać. Szybko zdał sobie z tego sprawę Penderecki, który nie podejmował już kolejnych prób skomponowania utworu wykorzystującego improwizację. Samo "Actions for Free Jazz Orchestra" zostało praktycznie od razu zapomniane, pomimo pozytywnej reakcji uczestników festiwalu. Do drugiego wykonania doszło dopiero w 2018 roku, gdy na warsztat wzięła go dowodzona przez Matsa Gustafssona grupa Fire! Orchestra. Wykonanie odbyło się podczas szesnastej edycji krakowskiego festiwalu Sacrum Profanum, a jego zapis został wydany na płycie zaledwie miesiąc temu, pod koniec lutego.

Oryginalne wykonanie "Actions for Free Jazz Orchestra" można natomiast znaleźć na albumie "Actions", opublikowanym prawdopodobnie już w 1971 roku. Warto jednak zauważyć, że to 16-minutowe nagranie zajmuje jedynie część płyty winylowej. Longplay zawiera także inne fragmenty tego samego występu The New Eternal Rhythm Orchestra - już bez udziału Krzysztofa Pendereckiego, za to z trębaczem Donem Cherrym jako liderem (część źródeł podaje, że muzyk zagrał także w "Actions", ale inne temu przeczą). To zresztą właśnie od jednego z jego albumów, "Eternal Rhythm" z 1969 roku, skład zaczerpnął swoją nazwę. Mamy tu zatem dwa dodatkowe nagrania: rozbudowaną improwizację podpisaną przez Cherry'ego "Humus - The Life Exploring Force", a także znacznie już krótsza interpretacji tradycyjnej pieśni hindustańskiej "Sita Rama Encores". Wpływy muzyki z półwyspu indyjskiego, podkreślane partiami tambury i mantrowymi wokalami, spotykają się tutaj z freejazzową improwizacją. W porównaniu z kompozycją tytułową wyraźnie słychać, że skomponowane tematy są znacznie prostsze, więcej też tutaj przestrzeni i swobody. Nagrania te wydają się też trochę przystępniejsze - w "Humus..." fragmenty, w których kilku solistów jednocześnie improwizuje, lub pojawiają się agresywne przedęcia, są tu równoważone bardziej klimatycznymi momentami, natomiast "Sita Rama Encores" to niemalże czysta muzyka hindustańska, dopiero w samej końcówce nabierająca freejazzowego charakteru.

Album "Actions" to zapis bardzo ciekawego wydarzenia. Jest to jednak wydawnictwo raczej dla wielbicieli free jazzu, niż miłośników twórczości Krzysztofa Pendereckiego, dla których będzie to raczej tylko ciekawostka, niż coś budzącego zachwyt (chyba, że jednocześnie są słuchaczami jazzu). Dlaczego zatem wybrałem właśnie ten longplay do uczczenia pamięci o kompozytorze? Ponieważ jest on najbliższy muzyki, jakiej sam chętnie słucham. Nie wykluczam jednak, że w przyszłości mogę bardziej zainteresować się XX-wieczną muzyką poważną i zacząć tu o niej pisać. Powoli już zmierzam w tym właśnie kierunku. 

Ocena: 8/10

[1] Penderecki Krzysztof, Jestem za ACTA. Chodzi o zasady, a kraść nie wolno, rozm. przeprowadził Robert Ziembiński, 8 kwietnia 2012r. [dostęp online: 3.04.2020r.]
[2] Stańko Tomasz i Księżyk Rafał, Desperado. Autobiografia, Wydawnictwo Literackie, 2010r.



Penderecki, Don Cherry & The New Eternal Rhythm Orchestra ‎- "Actions" (1971)

1. Humus - The Life Exploring Force; 2. Sita Rama Encores; 3. Actions for Free Jazz Orchestra

Skład: Don Cherry - trąbka, flet i wokal (1,2); Krzysztof Penderecki - dyrygent (3); Tomasz Stańko - trąbka, kornet; Kenny Wheeler - trąbka, kornet; Manfred Schoof - trąbka, kornet;  Albert Mangelsdorff - puzon; Paul Rutherford - puzon; Peter Brötzmann - saksofon tenorowy, saksofon barytonowy; Gerd Dudek - saksofon tenorowy, saksofon sopranowy; Willem Breuker - saksofon tenorowy, klarnet; Gunter Hampel - flet, klarnet basowy; Terje Rypdal - gitara; Buschi Niebergall - kontrabas; Peter Warren - kontrabas, gitara basowa; Han Bennink - perkusja i instr. perkusyjne; Fred Van Hove - pianino (1), organy (3); Moki Cherry - tambura (1,2); Loes Hamel - wokal (1)
Producent: Joachim Ernst Berendt


Komentarze

  1. Mam podobną opinię na temat tego albumu, również oceniłbym go 8/10. Zapewne dla niektórych fanów jazzu była to furtka do królestwa muzyki naszego Mistrza. Pendereckiego słucham od dawna, muszę przyznać, że jest to jeden z moich ulubionych kompozytorów XX wieku. Bynajmniej, nie daję mu żadnych forów ze względu na narodowość. Bez wątpienia była to wybitna postać muzyki współczesnej. W jego dorobku „Actions” faktycznie zajmuje marginalne miejsce, co bynajmniej nie oznacza, że nie jest godny uwagi. Porównując ten utwór z innymi dziełami Pendereckiego z tego okresu, powiedzmy z lat 1970-1974, oczywiście wedle mojego przekonania, należy do tych mniej udanych. Trzeba jednak pamiętać, że był to niezwykle płodny i twórczy okres w jego działalności kompozytorskiej. Na pewno wyżej cenię sobie takie dzieła, jak: obydwie części Jutrzni (1970-1971), Canticum Canticorum Salomonis (1970-1973), Kosmogonia (1970), De Natura Sonoris II (1971) i Magnificat (1973-1974).

    OdpowiedzUsuń
  2. Krzysztof Penderecki zrobił na mnie ogromne wrażenie. Wcześniej byłem już dobrze osłuchany z rockiem progresywnym i wszelkimi jego odmianami, jak również z całą maścią wszelakiego jazzu. Jednak z muzyki klasycznej znałem tylko tych najbardziej znanych kompozytorów typu Chopin, Mozart czy Beethoven. Penderecki wywrócił mój świat postrzegania muzyki do góry nogami. Ostatnio wdałem się w dyskusję z ludźmi, którzy kompletnie nie rozumieli twórczości Pendereckiego. Starałem się im wytłumaczyć, że by zrozumieć jego twórczość trzeba trochę osłuchania i wiedzy. Oni kłócili się ze mną, że Marek Grechuta i Maryla Rodowicz to byli wielcy artyści, a Penderecki to sztuka dla pseudointeligentów. Nie trafiały do nich argumenty, że Penderecki w swoim okresie awangardowym odrzucił melodię, harmonię i rytm na rzecz brzmienia. Kompletnie nie rozumieli kwestii sonorystycznych. Czy ktoś mógłby mi wskazać jakieś silne argumenty, że muzyka tworzona przez Pendereckiego to nie hałas i kakofonia jak twierdzi wielu laików. Z góry dzięki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że próby przekonywania takich osób nie mają żadnego sensu. Ich nie obchodzą argumenty odnoszące się do obiektywnej wartości muzyki, bo jedynym wyznacznikiem jakości jest dla nich własny gust. Szkoda czasu. Lepiej dyskutować o muzyce z osobami, którym takich rzeczy nie trzeba tłumaczyć.

      Usuń
    2. Ostatnio na jednym forum miałem małą konfrontację z pewnym jegomościem. Na początku polecił zacząć słuchanie Yes od Tales, bo to brylant, ok, spoko, ale mniejsza o to. Później napisał, iż myśli, że Marillion z Fishem to mistrzostwo w dziedzinie rocka progresywnego, na co ja odpisałem, że tylko kopiowali od wcześniejszych twórców, na dodatek nienadzwyczajnie. On z kolei, że można mieć odmienne zdanie, no to ja, że można mieć odmienne zdanie, ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy, i podałem przykłady King Crimson i Gentle Giant jako grup naprawdę progresywnych, takich, które wniosły jakieś nowe elementy do muzyki rockowej, popchnęły ją do przodu, poszerzyły jej ramy.

      Natomiast on odpisał: "Nie mam zamiaru niczego przeskakiwać oraz zmieniać upodobań. Jestem na to za stary. To, że według Ciebie, ktoś jest lepszy od kogoś nie oznacza , że ja też tak będę uważał. Poza tym, jak wspominam przy każdej okazji, to jest MOIM ZDANIEM."

      Aha, spoko, pomyślałem sobie, i odpisałem - MOIM ZDANIEM jesteś w błędzie. Wiesz, że pewne rzeczy są obiektywne, i podlegają jednoznacznej ocenie? Nie ma zawsze czegoś takiego, jak moim zdaniem, dla mnie, itp.,itd.

      Marillion to nie jest zespół progresywny, bo niczego nowego nie wniósł do muzyki rockowej. To zespół epigon, a to, że Ci się podoba? Co to ma do rzeczy? Podoba Ci się, fajnie, przecież nikt Ci nie zabrania słuchać muzyki tej kapeli.

      Parę chwil później kolega napisał - "Z czyms takim jak odmowa komuś posiadania własnego zdania spotykam sie pierwszy raz. To poniżej krytyki.", po czym strzelił focha, i postanowił nie udzielać się w temacie :D
      Hmm, czy ja mu obraziłem matkę???

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)