Posty

Wyświetlam posty z etykietą don cherry

[Recenzja] Don Cherry - "The Summer House Sessions" (2021)

Obraz
Jak to jest, że niektórzy wykonawcy wydają co popadnie, a w przypadku innych często naprawdę świetny materiał gnije całymi latami w archiwach? Zawartość "The Summer House Sessions" na wydanie czekała ponad pięć dekad. Amerykański trębacz Don Cherry już wtedy był prominentną postacią jazzowej awangardy. Należał przecież do ścisłych współpracowników Ornette'a Colemana, z którym nagrał tak ważne dla powstania free jazzu albumy, jak "The Shape of Jazz to Come" czy "Free Jazz: A Collective Improvisation". W latach 60. wydał też kilka uznanych albumów jako lider, by wspomnieć tylko o "Complete Communion" oraz "Symphony for Improvisers". Pod koniec tamtej dekady zaczął podróżować po świecie, przez pewien czas osiedlając się w Szwecji. To w tym okresie, a konkretnie 20 lipca 1968 roku, spotkał się z kilkoma lokalnymi instrumentalistami, by wspólnie sobie pojamować i przy okazji coś zarejestrować. Zagrali jednak tak, że większość ówczesnych

[Recenzja] Penderecki, Don Cherry & The New Eternal Rhythm Orchestra ‎- "Actions" (1971)

Obraz
Przed kilkoma dniami zmarł Krzysztof Penderecki - jeden z najwybitniejszych polskich kompozytorów i jeden z największych twórców XX wieku. Szczególnie interesujące wydają mi się jego dzieła z początków działalności, będące wspaniałym przykładem poważnej awangardy, a ściślej mówiąc, muzyki sonorystycznej. To właśnie z tego okresu pochodzi słynny "Tren - Ofiarom Hiroszimy", przeznaczony na 52 instrumenty smyczkowe, z których część dźwięków wydobywana jest w niekonwencjonalny, wówczas nowatorski sposób. Ówczesne dokonania kompozytora do dziś są chętnie wykorzystywane przez filmowców - znalazły się na ścieżkach dźwiękowych dzieł takich reżyserów, jak Stanley Kubrick ("Lśnienie"), William Friedkin ("Egzorcysta"), Martin Scorsese ("Wyspa tajemnic") czy David Lynch ("Inland Empire", trzeci sezon "Twin Peaks"), podkreślając w nich nastrój grozy. Począwszy od wczesnych lat 70., Penderecki zaczął tworzyć bardziej przystępną, komuni

[Recenzja] Don Cherry - "Brown Rice" (1975)

Obraz
Don Cherry z czasem coraz bardziej oddalał się od swoich freejazzowych korzeni, na rzecz grania inspirowanego muzyką z różnych stron świata. Jednym z ciekawszych albumów z tego etapu kariery trębacza jest nagrany w połowie lat 70. "Brown Rice". Podczas sesji nagraniowej - odbywającej się zarówno w nowojorskim The Basement Recording Studios, jak i w mieszczącym się w Woodstock studiu Grog Kill - Cherry'emu towarzyszył rozbudowany skład, obejmujący saksofonistę Franka Lowe'a, pianistę Ricky'ego Cherry, basistów Charliego Hadena i Hakima Jamiego, perkusistę Billy'ego Higginsa, perkusjonalistę Bunchiego Foxa, a także grającą na tamburze Moki Cherry (prywatnie żonę Dona). Z Hadenem i Higginsem lider grał już w zespołach Ornette'a Colemana, miał też okazję współpracować z Lowe'em, więc przynajmniej niektórzy muzycy byli już dobrze ze sobą zgrani. "Brown Rice" początkowo ukazał się wyłącznie we Włoszech, nakładem fonograficznego giganta EMI.

[Recenzja] Don Cherry - "Eternal Rhythm" (1969)

Obraz
Pod koniec lat 60. Don Cherry wyruszył w podróż po Europie, Azji i Afryce, w trakcie której zafascynowała go muzyka z różnych stron świata. Postanowił nauczyć się grać na jak największej ilości egzotycznych instrumentów. A efekt tego jest słyszalny na całej jego późniejszej dyskografii, począwszy od albumu "Eternal Rhythm". Materiał na niego został zarejestrowany w dniach 11-12 listopada 1968 roku, podczas występów na Berlin Jazz Festival (nie słychać tu jednak odgłosów publiczności). Cherry'emu towarzyszył międzynarodowy skład, złożony z muzyków pochodzenia niemieckiego (puzonista Albert Mangelsdorff, pianiści Karl Berger i Joachim Kühn), szwedzkiego (puzonista Eje Thelin, saksofonista Bernt Rosengren), norweskiego (basista Arild Andersen), francuskiego (perkusista Jacques Thollot) i amerykańskiego (gitarzysta Sonny Sharrock). Oprócz instrumentów typowych dla zachodniej muzyki, słychać tutaj także cały szereg egzotycznych perkusjonaliów (w tym indonezyjskie met

[Recenzja] Don Cherry - "Symphony for Improvisers" (1967)

Obraz
"Symphony for Improvisers", drugi autorski album Dona Cherry'ego, ma dokładnie taką samą formę, jak jego poprzednik, "Complete Communion". Znalazły się na nim tylko dwa, blisko dwudziestominutowe nagrania o improwizowanym charakterze. Sesja odbyła się 19 września 1966 roku, ponownie w Van Gelder Studio z Alfredem Lionem jako producentem. Podobny jest też skład, choć tym razem aparat wykonawczy został rozbudowany. Oprócz wszystkich muzyków biorących udział w nagraniu poprzedniego albumu - saksofonisty Gato Barberiego, basisty Henry'ego Grimesa i perkusisty Eda Blackwella - w studiu pojawili się również Pharoah Sanders jako flecista i drugi saksofonista, francuski basista Jean-François Jenny-Clark, a także niemiecki wibrafonista i pianista Karl Berger. Brzmienie jest tu zatem bogatsze. Szczególnie partie wibrafonu ciekawie urozmaicają kolorystykę albumu. Poza tym, zawarta tu muzyka jest bezpośrednią kontynuacją "Complete Communion". Całość doś

[Recenzja] Don Cherry - "Complete Communion" (1966)

Obraz
"Complete Communion" to nietypowy i odważny debiut. Jeszcze parę lat wcześniej byłoby nieprawdopodobne, żeby zacząć solową działalność od albumu składającego się tylko z dwóch, około dwudziestominutowych utworów. 1966 rok to już jednak czas największej popularności free jazzu. A i Don Cherry nie był przecież muzykiem znikąd. Zyskał rozpoznawalność już na przełomie dekad, dzięki wieloletniej współpracy z Ornettem Colemanem. Wziął udział w nagraniu tak ważnych albumów, jak "The Shape of Jazz to Come" czy "Free Jazz", które w znacznym stopniu ukształtowały tę stylistykę. W pierwszej połowie lat 60. Cherry współpracował też z innymi ważnymi dla tego nurtu twórcami, jak John Coltrane, Albert Ayler czy Archie Shepp. "Complete Communion" został zarejestrowany 24 grudnia 1965 roku w studiu Rudy'ego Van Geldera. Producentem został Alfred Lion, gdyż materiał powstawał dla założonej przez niego wytwórni Blue Note. Oprócz Cherry'ego, grającego

[Recenzja] Kawaida - "Kawaida" (1970)

Obraz
W grudniu 1969 roku doszło do spotkania kilku wybitnych jazzmanów: Herbiego Hancocka, trębacza Dona Cherry'ego, basisty Bustera Williamsa, flecisty Billy'ego Bonnera, perkusjonalisty Eda Blackwella, oraz trzech przedstawicieli rodziny Heathów - perkusisty Alberta, jego brata, saksofonisty Jimmy'ego, a także syna tego drugiego, perkusjonalisty Jamesa Mtume'a. W ciągu jednego dnia zarejestrowali materiał wydany w następnym roku pod tytułem "Kawaida". Ciekawa jest jego historia fonograficzna. Oryginalne, amerykańskie wydanie nie zawiera żadnej informacji o wykonawcy (poza spisem muzyków biorących udział w sesji), co sugeruje, że tytuł "Kawaida" jest także nazwą tego projektu. Jednak japońskie wydanie z 1975 roku sygnowane jest nazwiskiem Alberta Heatha, a ściślej mówiąc pseudonimem Kuumba-Toudie Heath (być może dlatego, że jego nazwisko wymienione jest jest jako pierwsze na oryginalnej okładce). Co ciekawe, w tym samym roku album został wydany w