[Recenzja] Pharoah Sanders - "Thembi" (1971)



Album "Thembi" przynosi zmianę wypracowanej formuły. Tym razem Pharoah Sanders postawił na krótsze utwory, nieprzekraczające dziesięciu minut, czasem ledwo pięć. Poszerzył za to instrumentarium, dodając m.in. elektryczne klawisze, skrzypce, afrykański balafon (odmiana marimby) czy japońskie koto. W składzie, oprócz mniej lub bardziej stałych współpracowników - Lonniego Listona Smitha, Cecila McBee, Clifforda Jarvisa i Roya Hayensa - znalazł się także Michael White (znany m.in. z recenzowanych już albumów "Recorded Live" Johna Handy'ego i "The Elements" Joego Hendersona) oraz liczni perkusjonaliści. Na perkusjonaliach grają tu zresztą wszyscy. Dziwić może, że współproducentem albumu, obok sprawdzonego Eda Michela, został Bill Szymczyk (kojarzony raczej z mało ambitnym rockiem w rodzaju The Eagles, choć mający na koncie również współpracę z B.B. Kingiem).

Sesja nagraniowa odbyła się w dwóch turach, w listopadzie 1970 i styczniu 1971 roku. Materiał został skomponowany głównie przez lidera, z pomocą Smitha (współautor "Morning Prayer", autor "Astral Travelling") i McBee (autor "Love"). Zróżnicowanie jest, jak na album Pharoaha, całkiem spore. Oczywiście, nie brakuje typowych dla niego elementów. W "Red, Black & Green", łączącym freejazzową brutalność z uduchowionym spiritualem, oraz w całości subtelnym "Thembi", znalazły się rozwiązania przeniesione wprost z opus magnum Sandersa, czyli kompozycji "The Creator Has a Master Plan" z albumu "Karma". Choć partie White'a na skrzypcach dodają obu tym utworom nieco świeżości. W "Astral Travelling" takim smaczkiem jest pianino elektryczne. Tutejsza wersja brzmi znacznie bardziej mistycznie, niż nagrana później przez Smitha z własną grupą, Cosmic Echoes, a za sprawą tego kosmicznego brzmienia klawiszy jest czymś naprawdę wyjątkowym w twórczości Sandersa. Pięknie wypadają tu także partie fletu i saksofonu, a także uwypuklona linia kontrabasu. Jeszcze bardziej niezwykle wypada końcówka albumu. W mistycznym "Morning Player" pojawiają się partie grane na koto i balafonie, natomiast "Bailophone Dance" zdominowany jest przez partie perkusjonalii (w tym znów balafonu), tworzące bardzo pierwotny, rytualny klimat. Pewne kontrowersje może budzić natomiast "Love", będący po prostu solowym popisem McBee na kontrabasie, więc raczej nie jest to coś, co powinno znaleźć się na albumie sygnowanym nazwiskiem innego muzyka (chyba, że jako część innej kompozycji). Ale zawsze to jakieś urozmaicenie.

Może trochę przeszkadzać, że na większości swoich albumów Pharaoh Sanders uparcie trzyma się pewnej muzycznej idei, nagrywając kolejne wariacje swojej najsłynniejszej kompozycji. Choć akurat na "Thembi" nie brakuje odświeżających pomysłów, zarówno w postaci większej ilości utworów i ich zróżnicowaniu, jak i poszerzeniu brzmienia o mniej typowe, egzotyczne instrumenty. Dzięki temu, jest to jedno z najciekawszych dokonań w trwającej do dziś karierze Sandersa.

Ocena: 8/10



Pharoah Sanders - "Thembi" (1971)

1. Astral Travelling; 2. Red, Black & Green; 3. Thembi; 4. Love; 5. Morning Prayer; 6. Bailophone Dance

Skład: Pharoah Sanders - saksofon tenorowy, saksofon sopranowy, instr. perkusyjneflet altowy (5,6), koto (5); Lonnie Liston Smith - instr. klawiszowe, instr. perkusyjne, głos; Michael White - skrzypce (2,3), instr. perkusyjne (1-3); Cecil McBee - kontrabas, instr. perkusyjne; Clifford Jarvis - perkusja i instr. perkusyjne (1-3); Roy Haynes - perkusja (5,6); James Jordan - instr. perkusyjne (3); Nat Bettis, Chief Bey, Majid Shabazz, Anthony Wiles - instr. perkusyjne (5,6)
Producent: Ed Michel i Bill Szymczyk


Komentarze

  1. Moje pierwsze muzyczne spotkanie z Faraonem. Przepiękna płyta. 9/10.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)