[Recenzja] Morning Glory - "Morning Glory" (1973)



Morning Glory to efemeryczny projekt Johna Surmana. Saksofonista zaprosił do niego innych brytyjskich muzyków jazzowych - puzonistę Malcolma Griffithsa, pianistę Johna Taylora, basistę Chrisa Laurence'a i perkusistę Johna Marshalla (znanego z Soft Machine i Nucleus) - a także norweskiego gitarzystę Terjego Rypdala. 12 marca 1973 roku w kanterberyjskim Marlowe Theatre odbyła się jedyna sesja nagraniowa tego składu. Materiał jeszcze w tym samym roku trafił na eponimiczny album projektu.

Słuchając jego zawartości niemal od razu staje się jasne, dlaczego Surman nie sygnował tego albumu własnym nazwiskiem. Saksofonista w tamtym czasie był związany przede wszystkim ze stylistyką freejazzową, tymczasem ten materiał jest wyraźnie inspirowany davisowskim fusion. Słuchać tu podobieństwa i do "In a Silent Way", i "Bitches Brew", i "Jacka Johnsona". W instrumentarium pojawia się elektryczne pianino, klarnet basowy i gitara, której partie nie są bardzo odległe od tych, które grał John McLaughlin u Milesa Davisa. Przynajmniej pod względem brzmieniowym, bo Rypdal również jest zdolnym gitarzystą o rozpoznawalnym stylu, zatem nie mamy tu do czynienia ze zwykłym kopiowaniem. Ponadto, w przeciwieństwie do większości albumów fusion Laurence gra wyłącznie na kontrabasie, a nie gitarze basowej. Natomiast partie Surmana na saksofonie sopranowym nierzadko nadają freejazzowego charakteru. W rezultacie, zawarty tu materiał brzmi całkiem oryginalnie.

Pierwsza połowa / strona longplaya, z utworami "Cloudless Sky" i "Iron Man", wydaje się bardziej subtelna, poukładana i bliższa czystego fusion. Natomiast druga, z nagraniami "Norwegian Steel - Septimus" i "Hinc Illae Lacrimae - For Us All (Hence These Tears)" jest bardziej swobodna, więcej na niej freejazzowej brutalności, ale wymieszanej z jazz-rockiem, co brzmi naprawdę oryginalnie i interesująco. W poszczególnych utworach dzieje się sporo, są bardzo nieprzewidywalne, dlatego nie ma sensu bym psuł całą przyjemność z ich odkrywania bardziej szczegółowymi opisami. Wystarczy wspomnieć, że muzycy grają tu bardzo kreatywnie i doskonale ze sobą współpracują. Nie jest to oczywiście poziom elektrycznego Davisa czy najlepszych dokonań grup założonych przez jego współpracowników, ale też wcale nie dużo niższy. Szkoda, że same kompozycje nie są tak dobre, jak ich wykonanie.

Wciąż jednak jest to jeden z najlepszych europejskich albumów fusion, jeśli nie najlepszy. Bardzo polecam wszystkim wielbicielom takiej stylistyki, z pewnością nie będą rozczarowani.

Ocena: 9/10



Morning Glory - "Morning Glory" (1973)

1. Cloudless Sky; 2. Iron Man; 3. Norwegian Steel - Septimus; 4. Hinc Illae Lacrimae - For Us All (Hence These Tears)

Skład: John Surman - saksofon sopranowy, klarnet basowy, syntezator; Malcolm Griffiths - puzon; John Taylor - pianino, elektryczne pianino; Terje Rypdal - gitara; Chris Laurence - kontrabas; John Marshall - perkusja
Producent: John Surman i Peter Eden


Komentarze

  1. Jeżeli chodzi o fusion (bo myślę że do fusion można to zaliczyć) to najlepszy jest zdecydowanie Soft Machine - Third.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na "Third" jest i fusion, i jazz rock, i prog w wydaniu kanterberyjskim, i minimalistyczna elektronika, i elementy w stylu free czy avant - cholernie trudna rzecz do przypisania w konkretne miejsce. Ale jak się uprzeć, że to fusion, to faktycznie nieco lepsze od recenzowanego albumu.

      Usuń
    2. Nadal byś wystawił temu albumowi dyszkę?

      Usuń
    3. Tak, zdecydowanie. Wszystkie moje "dziesiątki" są aktualne.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)