[Recenzja] Anthony Braxton - "For Alto" (1971)
Anthony Braxton to jeden z najwybitniejszych przedstawicieli muzyki improwizowanej. Celowo nie napisałem "jazzowej", gdyż jego poszukiwania wyszły daleko poza ten gatunek. Nic dziwnego, że jego twórczość często spotyka się z nierozumieniem jazzowych tradycjonalistów. Jednak nie można jej odmówić ogromnej kreatywności i nowatorstwa, które inspirowały kolejne pokolenia muzyków. W tym roku wypada 50-lecie profesjonalnej kariery Braxtona, który pozostaje aktywnym muzykiem. Jego bogata dyskografia obejmuje ponad setkę albumów, jednak ze względu na ich ambitny, awangardowy charakter - nigdy nie przyniosły mu powszechnej sławy ani pieniędzy (na życie zarabia jako profesor uniwersytecki).
Choć Braxton potrafi grać na przeróżnych odmianach saksofonu (nigdy jednak nie używał popularnego tenoru) i klarnetu, swój najbardziej ceniony album zarejestrował wyłącznie za pomocą saksofonu altowego. Dodać trzeba, że nagrał go bez pomocy innych muzyków. "For Alto" to pierwszy w historii jazzu album na instrument solo. I to od razu dwupłytowy, zawierający siedemdziesiąt trzy minuty muzyki. Materiał powstał w lutym 1969 roku, a wydano go... w sumie nie bardzo wiadomo kiedy. Różne źródła nie są w tej kwestii zgodne, ale najbardziej wiarygodne podają rok 1971. Nawet jeśli album ukazał się z dwuletnim poślizgiem, to nic nie stracił na swojej świeżości, gdyż swoim nowatorstwem jeszcze bardziej wyprzedzał czas. To jeden z najważniejszych albumów freejazzowych, wytyczający standardy gry na saksofonie w tym nurcie. Braxton, mając do dyspozycji tylko alt, stosował przeróżne techniki gry i eksperymentował z sonorystyką, aby materiał był jak najbardziej zróżnicowany i nie nudził. Czasem gra naprawdę agresywnie, wydobywając z saksofonu dysonansowe, drażniące dźwięki (np. "To Composer John Cage", "To Pianist Cecil Taylor", "To My Friend Kenny McKenny"), zaś kiedy indziej zachwyca subtelnością i wyrafinowaniem ("To Artist Murray dePillars", "Dedicated to Ann and Peter Allen"). Cały materiał jest improwizowany i został zarejestrowany na setkę, bez żadnych późniejszych dogrywek.
Jeżeli komuś się wydaje, że ponad godzinny album na saksofon solo musi być nudny, nie może być bardziej w błędzie. "For Alto" zachwyca bogactwem pomysłów i improwizatorskimi umiejętnościami Anthony'ego Braxtona. Oczywiście jest to muzyka trudna w odbiorze, wymagająca intelektualnego wysiłku. Dlatego początkowo może spotkać się z kompletnym niezrozumieniem nawet wśród osób mających już jakieś doświadczenie z free jazzem. A nawet nie wyobrażam sobie jakie musi wywoływać wrażenia u osób, które wcześniej nie miały do czynienia z tym stylem. Jednak każdy, kto chce poszerzać swój gust i być w miarę osłuchanym człowiekiem, powinien w pewnym momencie swojej muzycznej edukacji spróbować zmierzyć się z "For Alto". A także z innymi dokonaniami Braxtona, które nie zawsze są tak radykalne.
Choć Braxton potrafi grać na przeróżnych odmianach saksofonu (nigdy jednak nie używał popularnego tenoru) i klarnetu, swój najbardziej ceniony album zarejestrował wyłącznie za pomocą saksofonu altowego. Dodać trzeba, że nagrał go bez pomocy innych muzyków. "For Alto" to pierwszy w historii jazzu album na instrument solo. I to od razu dwupłytowy, zawierający siedemdziesiąt trzy minuty muzyki. Materiał powstał w lutym 1969 roku, a wydano go... w sumie nie bardzo wiadomo kiedy. Różne źródła nie są w tej kwestii zgodne, ale najbardziej wiarygodne podają rok 1971. Nawet jeśli album ukazał się z dwuletnim poślizgiem, to nic nie stracił na swojej świeżości, gdyż swoim nowatorstwem jeszcze bardziej wyprzedzał czas. To jeden z najważniejszych albumów freejazzowych, wytyczający standardy gry na saksofonie w tym nurcie. Braxton, mając do dyspozycji tylko alt, stosował przeróżne techniki gry i eksperymentował z sonorystyką, aby materiał był jak najbardziej zróżnicowany i nie nudził. Czasem gra naprawdę agresywnie, wydobywając z saksofonu dysonansowe, drażniące dźwięki (np. "To Composer John Cage", "To Pianist Cecil Taylor", "To My Friend Kenny McKenny"), zaś kiedy indziej zachwyca subtelnością i wyrafinowaniem ("To Artist Murray dePillars", "Dedicated to Ann and Peter Allen"). Cały materiał jest improwizowany i został zarejestrowany na setkę, bez żadnych późniejszych dogrywek.
Jeżeli komuś się wydaje, że ponad godzinny album na saksofon solo musi być nudny, nie może być bardziej w błędzie. "For Alto" zachwyca bogactwem pomysłów i improwizatorskimi umiejętnościami Anthony'ego Braxtona. Oczywiście jest to muzyka trudna w odbiorze, wymagająca intelektualnego wysiłku. Dlatego początkowo może spotkać się z kompletnym niezrozumieniem nawet wśród osób mających już jakieś doświadczenie z free jazzem. A nawet nie wyobrażam sobie jakie musi wywoływać wrażenia u osób, które wcześniej nie miały do czynienia z tym stylem. Jednak każdy, kto chce poszerzać swój gust i być w miarę osłuchanym człowiekiem, powinien w pewnym momencie swojej muzycznej edukacji spróbować zmierzyć się z "For Alto". A także z innymi dokonaniami Braxtona, które nie zawsze są tak radykalne.
Ocena: 10/10
Anthony Braxton - "For Alto" (1971)
LP1: 1. Dedicated to Multi-Instrumentalist Jack Gell; 2. To Composer John Cage; 3. To Artist Murray dePillars; 4. To Pianist Cecil Taylor; 5. Dedicated to Ann and Peter Allen
LP2: 1. Dedicated to Susan Axelrod; 2. To My Friend Kenny McKenny; 3. Dedicated to Multi-Instrumentalist Leroy Jenkins
Skład: Anthony Braxton - saksofon altowy
Producent: Robert G. Koester
Anthony Braxton - "For Alto" (1971)
LP1: 1. Dedicated to Multi-Instrumentalist Jack Gell; 2. To Composer John Cage; 3. To Artist Murray dePillars; 4. To Pianist Cecil Taylor; 5. Dedicated to Ann and Peter Allen
LP2: 1. Dedicated to Susan Axelrod; 2. To My Friend Kenny McKenny; 3. Dedicated to Multi-Instrumentalist Leroy Jenkins
Skład: Anthony Braxton - saksofon altowy
Producent: Robert G. Koester
Ten album to wyższa szkoła jazdy. Trzeba być mocno osłuchanym muzycznie i jeszcze bardziej otwartym intelektualnie aby docenić tę płytę. I nie, nie piszę tego z pozycji nadętego bufona, ale taka muzyka (jak wspomniał Paweł) jest bardzo trudna w odbiorze. Przeciętny słuchacz stwierdzi, że takie piłowanie to nie muzyka, a rozrywanie kota i z pewnością sam nagrałby podobny album.
OdpowiedzUsuńRozmawiałem kiedyś z facetem, inteligentnym, oczytanym i raczej otwartym na nowe doznania, który powiedział mi, że gdyby chciał kogoś doprowadzić do obłędu zamknąłby kogoś takiego w pokoju i włączył ten album ;-)
Doceniam Braxtona, ale sam dawkuję go sobie od święta i tylko wtedy gdy jestem sam w domu ;-)
"To Composer John Cage" to jeden z najwybitniejszych utworów, jakie słyszałem w życiu. Cała płyta to cudo, chociaż za Braxtonem nieszczególnie przepadam.
OdpowiedzUsuńWłaśnie tego słucham i nie uważam aby to było jakoś wyjątkowo trudne, po prostu solo na saksofonie. Dla mnie jest raczej zabawne.
OdpowiedzUsuńpodobne wariactwa grał Albert Ayler
OdpowiedzUsuńz resztą sam Braxton uważał Alyera za swojego mentora.
UsuńSłuchałem wczoraj "To Composer John Cage" bardzo mnie to zaintrygowało i zadziwiło, ta dziwność nie spotykane dotąd granie bardzo mi się spodobało. Tego właśnie oczekiwałem totalnego hardcore niesamowita ekspresja podczas gry, momentami mnie rozbawiała brzmiąc jak gwiżdżący czajnik albo krzycząca nastolatka. Słuchałem z takim zaintrygowaniem że te ponad 9 min. mija szybko.
OdpowiedzUsuńSam myślałem, że długi album na jeden instrument nie może być taki dobry... potem posłuchałem, i przekonałem się, że może :D
OdpowiedzUsuń