[Recenzja] Ash Ra Tempel - "Ash Ra Tempel" (1971)



Ash Ra Tempel to jeden z najciekawszych i najważniejszych zespołów krautrockowych. Ale niekoniecznie jeden z tych, które od razu przychodzą na myśl, gdy mowa o kosmische musik. Historia grupy sięga drugiej połowy lat 60., kiedy to dwóch nastoletnich muzyków - Manuel Göttsching i Hartmut Enke, grający odpowiednio na gitarze i basie - zafascynowanych twórczością Cream i Jimiego Hendrixa, założyło bluesrockowy Steeple Chase Blues Band. W 1970 roku obaj dołączyli do grającego bardziej eksperymentalną muzykę Eruption, założonego przez byłych muzyków Tangerine Dream, Conrada Schnitzlera i Klausa Schulze'a. Zespół rozpadł się wkrótce potem, ale Göttsching, Enke i Schulze postanowili kontynuować działalność jako trio, przybierając nazwę Ash Ra Tempel. Schulze niedługo zdecydował się opuścić skład i rozpocząć karierę solową, jednak zdążył wziąć udział w debiutanckiej sesji nagraniowej zespołu.

Cała sesja trwała zaledwie jeden dzień - był to 11 marca 1971 roku - a jej rezultat to dwa całkowicie improwizowane jamy. W czerwcu materiał został wydany nakładem niemieckiej wytwórni Ohr, specjalizującej się w takiej nietypowej, eksperymentalnej muzyce (krótko mówiąc - w krautrocku). Zawarta na nim muzyka brzmi bardzo oryginalnie, choć oczywiście można doszukać się pewnych inspiracji. Przede wszystkim kosmicznymi utworami Pink Floyd w rodzaju "A Saucerful of Secrets". Początek pierwszego jamu - dwudziestominutowego "Amboss" - brzmi wręcz jak hołd dla tego utworu. Ale następne kilkanaście minut to już przede wszystkim szalony gitarowy popis Göttschinga, mający sporo wspólnego z koncertowych improwizacji takich wykonawców, jak Grateful Dead, Quicksilver Messenger Service, The Allman Brothers Band, czy wspomnianych Cream i Hendrixa. Wszyscy wymienieni wykonawcy grali jednak przede wszystkim tradycyjne piosenki, które na koncertach były punktem wyjścia do instrumentalnych popisów. Ash Ra Tempel na tym albumie całkowicie odszedł od piosenkowości, na rzecz czystej improwizacji i kreowania specyficznego nastroju. Jeszcze bardziej słychać to na przykładzie 25-minutowego "Traummaschine", w którym na pierwszy plan wychodzą elektroniczne dźwięki o niemal ambientowym charakterze. Warto zwrócić uwagę na brzmienie całego albumu, mocno zanurzone w pogłosach, co dodatkowo wzmacnia oniryczny, psychodeliczno-kosmiczny nastrój.

Debiutanckie dzieło Ash Ra Tempel zabiera słuchacza w niesamowitą, hipnotyzującą podróż. Trzeba jednak wczuć się w ten specyficzny nastrój i charakter całości, słuchać jej z odpowiednim nastawieniem i otwartą głową, nie oczekując konwencjonalnego rocka. W przeciwnym razie album może wydawać się nudny, a nawet denerwujący. Pomimo rockowych inspiracji i drapieżnego brzmienia gitary (przynajmniej w "Amboss"), jest to jednak granie bliższe w swojej swobodnej budowie muzyce elektronicznej czy jazz fusion, niż typowego rocka progresywnego / psychodelicznego. 

Ocena: 9/10



Ash Ra Tempel - "Ash Ra Tempel" (1971)

1. Amboss; 2. Traummaschine

Skład: Manuel Göttsching - gitara, elektronika; Hartmut Enke - gitara basowa; Klaus Schulze - perkusja i instr. perkusyjne, elektronika
Producent: Ash Ra Tempel


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Annette Peacock - "I'm the One" (1972)

[Recenzja] Julia Holter - "Aviary" (2018)

[Recenzja] Amirtha Kidambi's Elder Ones - "New Monuments" (2024)

[Recenzja] Moor Mother - "The Great Bailout" (2024)

[Recenzja] Joni Mitchell - "Song to a Seagull" (1968)