[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)

Gentle Giant - Octopus


"Octopus" bez cienia wątpliwości mogę nazwać jednym z największych dzieł progresywnego rocka. To właściwie osiem dzieł - po łacinie octo opus, stąd też tytułowa ośmiornica. Wspaniale zilustrował ją Roger Dean, znany przede wszystkim ze swoich prac dla grupy Yes, dając Gentle Giant jedyną tak estetyczną okładkę. Z jakiegoś powodu nie przypadła jednak do gustu decydentom z Columbii, którzy na potrzeby amerykańskiego i kanadyjskiego wydania zamówili nową grafikę u Charlesa White'a. Też niezłą, przedstawiającą ośmiornicę w słoiku. We wczesnych wydaniach winylowych okładka była nawet odpowiednio przycięta na kształt tego słoja.

To ostatnia płyta Gentle Giant nagrana w sekstecie. Wkrótce potem ze składu odszedł jeden ze współzałożycieli grupy, Phil Shulman, który miał dość nieustannych kłótni z młodszymi braćmi Derekiem i Rayem. "Octopus" jest jednocześnie debiutem perkusisty Johna Weathersa, który miał być tylko tymczasowym zastępcą za poszkodowanego w motocyklowym wypadku Malcolma Mortimore'a, a pozostał w zespole przez kolejne osiem lat, aż do jego rozwiązania. Chociaż album został nagrany w trudnym, przejściowym okresie - jako jedyny jeszcze z Philem, a już z Johnem - ukazuje Gentle Giant u szczytu jego kompozytorskich, aranżacyjnych i wykonawczych możliwości.

Podobnie, jak poprzedzający go "Three Friends", "Octopus" miał być albumem koncepcyjnym, zawierającym utwory opowiadające o każdym z muzyków zespołu. Pomysł ten jednak ostatecznie porzucono - choć jego pozostałościami mogą być niektóre kawałki, jak "The Boys in the Band" czy "Dog's Life" - zamiast tego decydując się na osiem niepowiązanych ze sobą utworów. Na wczesnych wydaniach cały materiał tradycyjnie przypisano kolektywnie Shulmanom i Kerry'emu Minnearowi, ale na reedycji z 2015 roku udzielono bardziej szczegółowych informacji o autorstwie: po cztery utwory skomponowali Kerry i Ray, a Phil i Derek pomogli przy tekstach.

Po nieco prostszym, dłuższymi fragmentami jednoznacznie rockowym poprzedniku, "Octopus" stanowi powrót do bardziej zakręconego grania. Poszczególne utwory są pełne nieprzewidywalnych zwrotów akcji, skomplikowanych i połamanych rytmów, mistrzowsko prowadzonych kontrapunktów, a do tego zaaranżowano je w niezwykle bogaty sposób, wykorzystując kilkadziesiąt rożnych instrumentów klawiszowych, dętych, smyczkowych, szarpanych i perkusyjnych. W pojedynczym nagraniu, trwającym średnio nieco ponad cztery minuty, potrafi dziać się więcej, niż u innych grup przez całą dyskografię. Przy czym wszystko tu jest idealnie dopracowane, dzięki czemu utwory te zachowują wewnętrzny sens. A pomimo tego całego skomplikowania, utwory te zachwycają naprawdę pięknymi, nierzadko chwytliwymi - ale niebanalnymi - melodiami.

"Octopus" to album bardzo spójny, ale każdy utwór ma tu swój własny charakter. Te z muzyką napisaną przez Minneara, formalnie wykształconego kompozytora, na ogół okazują się bardziej złożone, nieprzewidywane i odchodzące od konwencji popowych piosenek. Doskonale pokazuje to otwierający album "The Advent of Panurge", pełen kontrastów, nieustannie wprowadzający nowe tematy, zdradzający inspiracje muzyką dawną oraz jazzem nowoczesnym, a jednak cały czas zachowujący rockową ekspresję i chwytliwość. Aż trudno uwierzyć, że tyle pomysłów udało się zmieścić w niespełna pięciu minutach. Trochę kojarzy się ten utwór z innym znakomitym otwieraczem, "Pantagruel's Nativity" z "Acquiring the Taste" - oba zresztą nawiązują w tekstach do twórczości François Rabelais'go.

Od rockowej konwencji najbardziej oddala się jednak "Knots". Wyróżniają go bardzo złożone, polifoniczne partie wokalne Dereka, Phila oraz Kerry'ego, niezwykle kunsztownie rozpisane na cztery głosy i przybierające formę madrygału. Sam tekst zainspirowała tym razem bardziej współczesna poezja autorstwa szkockiego psychiatry R. D. Lainga, wydana pod tym samym tytułem. Warstwa instrumentalna z początku jest na dalszym planie i ma bardzo zredukowany charakter, jednak z czasem nabiera intensywności oraz typowej dla grupy frywolności, choć momentami pobrzmiewa trochę mroku i ciężaru bardziej w stylu King Crimson.

Nieco bliższy piosenkowej formy jest "Raconteur Troubadour", bardzo zresztą zgrabny melodycznie, utrzymany w pastoralnym nastroju, ale zaaranżowany niezwykle finezyjnie, w sposób kojarzący się ewidentnie z muzyką dawną. W instrumentarium zdecydowanie dominują skrzypce Raya i wiolonczela Kerry'ego, choć pojawiają się też krótkie solówki na trąbce oraz organach, a także bardziej rockowa sekcja rytmiczna. Minnear odpowiada też za zaskakująco normalną balladę fortepianową "Think of Me with Kindness", w której może i mniej tego typowego dla Gentle Giant szaleństwa, ale to naprawdę ładna, niebanalna piosenka. Dziwić może, że nikt w wytworni nie wpadł na pomysł wydania jej na singlu. Byłaby to z pewnością lepsza promocja, niż wysłanie grupy na feralną trasę w roli supportu Black Sabbath, narażając na nieprzyjemności ze strony co bardziej ograniczonych fanów tamtego zespołu.

A przecież Gentle Giant potrafił tez grać w sposób, który może przypaść do gustu miłośnikom hard rocka. Na "Octopus" są to dwie kompozycje Raya Shulmana. A szczególnie "A Cry for Everyone" - bardzo energetyczny, optymistyczny i melodyjny numer, zdominowany przez odpowiednio zadziorne, ale też chwytliwe riffowanie Gary'ego Greena. Jednakże nawet tutaj sporo ciekawego dzieje się w warstwie rytmicznej, a dodatkowym urozmaiceniem są przeróżne klawiszowe wstawki. Tekstowej inspiracji dostarczył tym razem Albert Camus. Gitarzysta Gary Green mógł się wykazać także w "River", gdzie daje o sobie znać jego wcześniejsze doświadczenie w grupach blues-rockowych. W tym najdłuższym na płycie, blisko sześciominutowym nagraniu pojawia się jednak jeszcze więcej charakterystycznych dla grupy elementów, jak zmiany nastroju czy bardzo bogate brzmienie, z dużą ilością klawiszy oraz wibrafonem.

Bardzo energetycznie, gęsto i całkiem zadziornie wypada także instrumentalny "The Boys in the Band". To już jednak zdecydowanie bardziej pokręcone granie, pełne skomplikowanych, zmiennych rytmów, muzycznych kontrastów oraz przeróżnych brzmień. Każdy z sześciu muzyków może pokazać tu swoje indywidualne umiejętności, ale liczy się przede wszystkim gra zespołowa, idealna interakcja całego składu. Zapewne nie jest to improwizacja - choć takie może sprawiać wrażenie - a szczegółowo rozpisana kompozycja. Bardziej subtelnie zespół gra w akustycznym "Dog's Life", opartym na piosenkowej strukturze, ale ciekawie zaaranżowanym w klimatach muzyki dawnej. W instrumentarium wykorzystano skrzypce, altówkę, wiolonczelę, gitarę akustyczną, ksylofon oraz regał - przenośne mini organy, skonstruowane u schyłku średniowiecza. Tekstowo tym razem zamiast odniesień do literatury jest hołd dla ekipy technicznej towarzyszącej zespołowi na trasach.

Rok 1972 przyniósł kilka spośród najsłynniejszych i najbardziej cenionych albumów prog-rockowych, by wspomnieć o "Close to the Edge" Yes, "Thick as a Brick" Jethro Tull, "Trilogy" Emerson, Lake & Palmer czy "Foxtrot" Genesis. Gentle Giant na "Octopus" udowodnił, że jest w stanie co najmniej dorównać słynniejszym grupom i pokazać swój własny pomysł na rock progresywny - bardziej frywolny, bezpretensjonalny, zorientowany na krótsze utwory, ale podparty doskonałym kunsztem kompozytorsko-aranżacyjno-wykonawczym. I to właśnie na tym albumie ten charakterystyczny styl został doprowadzony do absolutnej doskonałości.

"Octopus" to opus magnum Gentle Giant i jeden z najgenialniejszych albumów w historii fonografii. Właśnie taki powinien być rock progresywny - oryginalny, nawiązujący do muzycznej tradycji, ale czerpiący też z najświeższych zdobyczy, wykonany na najwyższym poziomie, lecz niezapominający o dobrych melodiach i niepopadający w zbytnią powagę. Muzycy osiągnęli tu najwyższy poziom na każdej płaszczyźnie - niesztampowych kompozycji, wciągających melodii, dopracowanych aranżacji oraz porywającego wykonania. Minusów nie stwierdzono. Jest to jednak granie na tyle inne od reszty prog-rocka i w ogóle od muzyki popularnej, że wielu słuchaczom będzie wydawać się zbyt dziwna. Może być potrzebne kilka przesłuchań, by załapać, o co w tym chodzi i dlaczego jest to tak świetne. Z tego względu raczej nie polecałbym "Octopus" na pierwszy kontakt z Gentle Giant. Lepiej zacząć od "Three Friends", potem zmierzyć się z "Acquiring the Taste" i dopiero po dobrym osłuchaniu z nimi, siegnąć po recenzowany album. Z drugiej strony, "Octopus" odniósł nawet pewien sukces komercyjny, dochodząc w Stanach do 170. pozycji najlepiej sprzedających się płyt.

Ocena: 10/10

Zaktualizowano: 04.2024



Gentle Giant - Octopus
Gentle Giant - "Octopus" (1972)


1. The Advent of Panurge; 2. Raconteur Troubadour; 3. A Cry for Everyone; 4. Knots; 5. The Boys in the Band; 6. Dog's Life; 7. Think of Me with Kindness; 8. River

Skład: Derek Shulman - wokal (1-4,8), saksofon altowy (5); Phil Shulman - wokal (1,4,6,8), trąbka (1,2), saksofon tenorowy (4,5), saksofon barytonowy (4), melofon (7), dodatkowy wokal; Kerry Minnear - wokal (1,4,7), instr. klawiszowe, wiolonczela (2,6), wibrafon (4,8), instr. perkusyjne, dodatkowy wokal; Gary Green - gitara (1,3-5,8), instr. perkusyjne; Ray Shulman - gitara basowa, skrzypce (2,5,6), altówka (6), gitara (6), instr. perkusyjne, dodatkowy wokal; John Weathers - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Gentle Giant


Po prawej: okładka wydań północnoamerykańskich.


Komentarze

  1. Fenomenalne dzieło...a dźwięk monety z "The Boys in the Band" już na zawsze będzie mi towarzyszył jako wizytówka GG. Cudo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Arcydzieło! A najwspanialsze w nim jest to, że oni cały czas po prostu bawią się muzyką! Dokładnie o to powinno chodzić w rocku progresywnym - o to, żeby czerpać z przeróżnych, pozarockowych wzorców, ale w bardzo luźnej, "rozrywkowej" formie. Słuchając Octopus łatwo sobie uzmysłowić jak bardzo trudno jest w taki sposób komponować i grać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Być może jest to album wybitny, albo raczej był w swoim czasie, bo nie znam żadnego wykonawcy który obecnie czerpał by z Gentle Giant.Jak dla mnie to jest problem całego prog rocka lat siedemdziesiątych - był nowatorski wtedy ale czy jest teraz?Inna sprawa to taka kwestia czy gdyby tych albumów nie było , a prog kształtował się obecnie czy bylibyśmy w stanie słuchać tej muzyki z taką samą atencja. Przez lata te albumy obrosly w legendę, ale wynika to z wielości recenzji które przez lata próbują nam wmówić jaki to ten prog wyjątkowy i później tego typu albumy są arcydziełem. Znam wiele różnorodnych albumów i są wybitne w swoich kategoriach, ale ich wartość z czasem staje się historyczna.Bo nie słychać nigdzie autentycznego wpływu jaki mogły by wywierać na współczesnych.Ten album był objawieniem wtedy i zachwyca jako wyraz myśli muzycznej jaką w danym momencie posiadali Ci muzycy.Zauważmy że im bliżej końca kariery to już nie było tak odkrywczo.Z drugiej strony nigdy nie można dojść do stuprocentowej perfekcji na konkretnym albumie.Gdyby muzycy liczyli na to, nagrywanie trwało by całe wieki. Zaś pojęcie arcydzieła to sprawa indywidualna bo też słucham i czasem nie słyszę aby dane rzekomo arcydzieło takim było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale co to za brednie w ogóle? Muzyka jest wybitna albo nie jest, bez względu na to, czy ma 5, 50 czy 500 lat. Upływ czasu nie zmienia też faktu, że dany twórcza był prekursorem, a nie epigonem (i odwrotnie). Natomiast wywieranie wpływu to zupełnie odrębna kwestia. Można być twórcą wybitnym i nowatorskim, ale nie wpływowym (można też, niestety, być wpływowym nie będąc ani wybitnym, ani nowatorskim - choć wtedy jest to wpływ pośredni). Gentle Giant był po prostu za mało znany, by inspirowało się nim wielu wykonawców (paru jednak można wymienić, np. Yezda Urfa, Epidermis, czy współczesny Wobbler). Wybitność tego zespołu wynika z dużej oryginalności, wybitnych umiejętności kompozytorskich, aranżacyjnych i wykonawczych (i inteligentnego ich wykorzystywania, znając swoje możliwości i ograniczenia), kreatywnego czerpania z muzyki dawnej (robiąc w sposób zupełnie inny, niż inni przedstawiciele rocka, np. doskonale operując kontrapunktem) i współczesnej awangardy (a tu już w ogóle rzadka inspiracja w rocku), a także umiejętnie korzystając z technologii (np. używając syntezatorów nie do imitowania innych instrumentów, tylko kreując z ich pomocą zupełnie nowe brzmienia). To nie są żadne wartości historyczne, ani kwestia indywidualnego odbioru. To wszystko w tej muzyce po prostu jest i zawsze będzie. A arcydzieło nie oznacza czegoś, co się bardzo lubi, tylko coś obiektywnie wybitnego.

      Usuń
    2. Thundercat w wywiadzie dla serwisu bassplayer z 2018r.:
      "I’m very influenced by guys like Gentle Giant. The Power and the Glory—that’s my album right there."

      Usuń
    3. Ale czy te "wybitne umiejętności kompozytorskie, aranżacyjne i wykonawcze", "inteligentne ich wykorzystywanie", "umiejętne korzystanie z technologii" czy "doskonałe operowanie kontrapunktem" to nie są przypadkiem odczucia subiektywne, a nie jakieś pseudo-obiektywne przesłanki/prawdy objawione??

      Usuń
    4. Istnieją pewne klasyczne - różne w zależności od epoki - reguły kompozycji i aranżacji, także kontrapunkt ma ścisłe zasady, a muzycy Gentle Giant niewątpliwie je znali (Minnear ma wykształcenie kompozytorskie) i wykorzystywali w swojej muzyce. Co więcej, stosowali je w taki sposób, że nie doszło do trywializacji patentów charakterystycznych dla muzyki poważnej - jest to bardzo złożone i wyjątkowo zgodne z tymi klasycznymi regułami granie jak na rocka - a jednocześnie jest to wciąż rock, posiadający wszystkie podstawowe cechy gatunku. Na tej podstawie można zupełnie obiektywnie stwierdzić, że GG prezentuje wysoki - tzn. wymagający zarówno wiedzy teoretycznej, jak i ponadprzeciętnych umiejętności gry na instrumentach - poziom wykonania, kompozycji i aranżacji; a także, że gra oryginalną muzykę, czerpiącą z odległych inspiracji bez ich wypaczania. Myślę, że można też bronić obiektywizmu stwierdzenia o umiejętnym wykorzystaniu technologii, ponieważ muzycy poszukiwali i znaleźli nowe zastosowania syntezatora, który nie służył im do imitowania tradycyjnych instrumentów.

      Subiektywne jest tylko to, czy weźmiesz te przesłanki pod uwagę przy swojej ocenie Gentle Giant.

      Usuń
  4. Muszę to napisać. Muszę odnieść się do wcześniejszego wpisu i w pewien sposób za niego przeprosić. Muzykę. Gentle Giant.Znam ten album od dłuższego czasu.Doceniam jego zawartość, choć do tej pory nie potrafiłem go w żaden sposób ogarnąć. Zapomnialbym, po co w takim razie był mój wcześniejszy wpis.Nie wiem.Może miała to być prowokacja. A może nieudana próba umniejszenia wartości tego albumu.Próba udowodnienia że zachwyty z wszystkich innych wpisów są nieuzasadnione.Może. Ale żeby wyrazić krytyczną opinię albo żeby podważyć wielkość jakiegokolwiek dzieła trzeba
    mieć dowody.Trzeba umieć we właściwy sposób wypunktowac dzieło i pokazać,że obiektywnie takim nie jest.
    Ale teraz już wiem,cokolwiek by to nie było,czegokolwiek bym nie napisał to "Octopus" pozostanie arcydziełem.
    Posluchalem wiele razy tego albumu i dopiero teraz mogę powiedzieć, że słyszę zawarte na nim bogactwo.Słyszę,że jest to muzyka bardzo zaawansowana technicznie,ale nie popadajaca w puste popisy.I na swój sposób przebojowa.A wracając do prowokacji-może chciałem udowodnić sobie,że liczy się tylko moje ukochane King Crimson.Też zakręcone, ale w zupełnie inny sposób.Jeśli tak,to teraz zauważam jedną niebezpieczną rzecz.Można stać się niewolnikiem własnych uprzedzeń, ograniczeń lub przyzwyczajeń.
    Wcześniejszy wpis jest na to dowodem.Wygodniej jest zamiast spróbować coś zrozumieć wmawiać sobie,że inni pewnie nie mają racji.Albo że to jest tylko kwestia gustu.Nie.Fakty są faktami.Kwestią gustu jest tylko to czy mi się album podoba czy też nie.Lepiej jednak wyjść choćby na chwilę ze swojej strefy bezpieczeństwa i doświadczyć czegoś nowego.
    I jeszcze na temat płyty - z każdym przesluchaniem doceniam jej zawartość.
    Nie mogę powiedzieć, że należy do moich ukochanych wydawnictw.Ale muszę przyznać,że jej słuchanie sprawia mi przyjemność. Bo tutaj autentycznie słychać,że muzycy nie tylko panują nad tym co skomponowali, ale po prostu bawią się dźwiękami.
    Warto jak najczęściej wychodzić z bezpiecznej zony i poznawać nowe albumy.
    Warto poszerzać swoje postrzeganie muzyki,żeby nie pozostać w skostnialych schematach.
    Dzięki temu blogowi poznałem kilkanaście niesamowitych płyt. Doceniam ogrom pracy włożony w opisanie tak różnorodnej i ambitnej muzyki.Czekam na kolejne recenzje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dodam do tego iż dla mnie pięknie było i jest odkrywać różne arcydzieła nie tylko na zasadzie narzucania ich przez znawców tylko uznawania ich za takowe z własnej nieprzymuszonej woli. Tak jak kopara opadła mi przy Requiem Mozarta na przykład. Co do GG to i lepiej że nie mieli naśladowców. Ci zwykle spłycają znaczenie oryginalu.

      Usuń
    2. Ale dzięki tym znawcom można się dowiedzieć o istnieniu ciekawych płyt i być może zwrócić uwagę na elementy, które samemu by się przeoczyło.

      Gentle Giant miał naśladowców. Głównie były to zespoły amerykańskie - bo tam grupa odnosiła największe sukcesy - takie jak Hands, Mirthrandir czy Yezda Urfa. Był też kanadyjski Et Cetera, a bliżej nas niemiecki Epidermis. Poza tym ostatnim, grającym wręcz amatorsko, były to raczej przeciętne grupy. Et Cetery i Yezdy Urfy (która mocno czerpała też z Yes) można nawet posłuchać, ale faktycznie jest to uboższe granie od pierwowzoru, nic do tematu nie wznoszące.

      Usuń
  5. Posłuchałem Twojej rady jeśli chodzi o Gentle Giant.
    Jadąc do pracy włączyłem sobie na YouTube Octopus.
    Nie mogłem go wprawdzie dosluchać do końca, ale od razu mnie zaraził. Dopiero w domu odsłuchałem go w całości. Cudo. Zawsze myślałem, że Toccata z płyty Brain salad Surgery ELP jest najbardziej pokręconą kompozycją dopóki nie usłyszałem Dogs life i Knots. Wspaniałe zmiany nastroju. Najbardziej w pamięci po dwukrotnym przesłuchaniu pozostaly mi w pamięci River, The Advent of Panurge i ta urocza ballada Think of me with Kindness. Wspaniała kompozycja.
    Było to moje pierwsze spotkanie z GG i napewno nie ostatnie.
    Bardzo lubię płyty które poprostu się wchłania jednym tchem tak jak tę. To samo mam z Close to the Edge, Trilogy, Selling England by the Pound, Meddle itd, bo przecież to temat rzeka.
    Ostatnio też czytając recenzje płyt trafiłem na Van der Graaf. Szczególnie cenię Godbluff i Still Life. Te obie z roku 1970 też są wspaniałe. Pawn Hearts jeszcze nie miałem okazji przesłuchać
    Wielkie dzięki.
    Dwa lata temu poznałem też dzięki mojemu znajomemu ze Słowacji grupę Collegium Musicum.
    Bardzo dobry zespół który nie tylko czerpie z klasyki ale też ze słowackiego folkloru
    Jeśli chodzi o King Crimson to jako pierwsze posłuchałem płyty Red, ale nie jestem zachwycony.
    Ale być może nie był to odpowiedni wybór i trzeba było zacząć od pierwszej płyty jak i też mi doradzałeś.
    Co do Octopusa w pełni zgadzam się z punktacją.
    Ciekaw jestem innych albumów

    OdpowiedzUsuń
  6. Ray Shulman zmarł przedwczoraj.

    OdpowiedzUsuń
  7. I tam, Octopus jest bardzo przystępny, a zarazem najlepszy z tych przystępnych - już raczej można wziąć taką kolejność 3F potem ewentualnie (chociaż nie wiem po co) PaTG i wreszcie Octopus, "Tyłek" jest lepszy jako rozbieg przed "Glass House"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałem proponować późniejszych albumów, nawet tych faktycznie przystępniejszych ("Free Hand" i nie taki zły, jak zdajesz się sugerować "The Power and the Glory"), a "Tyłek" jest chyba jednak normalniejszy od "Ośmiornicy".

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)