[Recenzja] Grand Funk Railroad - "Live Album" (1970)



Wymieniany czasem wśród najlepszych płyt koncertowych "Live Album" jest z dużym prawdopodobieństwem najlepszym wydawnictwem w dorobku Grand Funk Railroad. Rzecz zarejestrowano podczas kilku koncertów z czerwca 1970 roku na Florydzie. Było tuż po premierze trzeciego w studyjnej dyskografii "Closer to Home", ale trio postawiło na sprawdzony materiał z dwóch pierwszych longplayów, robiąc wyjątek dla jednej nowej kompozycji. Pomimo wyboru utworów z kilku różnych występów, jest to niezwykle autentyczny zapis ówczesnych koncertów zespołu, bez żadnych studyjnych poprawek, dogrywek czy miksów.

Tym, co odróżnia "Live Album" od studyjnych poczynań zespołu, jest wyeksponowanie najlepszych jego cech i uczynienie nieistotnymi tych pozostałych. Mocną stroną Marka Farnera, Mela Schachera i Dona Brewera było żywiołowe, w pełni zespołowe jamowanie, a przecież tego typu granie najlepiej sprawdza się właśnie na scenie. Tutejsze wykonania wprost rozpiera energia, a często nabierają jeszcze bardziej swobodnego charakteru, czego najlepszym przykładem znacznie wydłużony "Into the Sun" czy spontaniczna improwizacja "Mark Say's Alright". Na korzyść działa nawet bardzo surowe, prawie bootlegowe brzmienie, dodające wszystkiemu naturalności. Biorąc pod uwagę, że to materiał grany na żywo i niepoprawiany w studiu, jakoś łatwiej wybaczyć wszelkie wokalne niedociągnięcia, w tym ewidentne fałsze. Pasują idealnie do tej autentycznej, spontanicznej i żywiołowej atmosfery. Mniejszym problemem są też istotne braki w kompozytorskim warsztacie muzyków, bo nie dla kompozycji słucha się tego albumu, a dla doskonale oddanej atmosfery rockowego koncertu. Do całości nie pasuje mi jednak "Miss Mistreater", gdzie tak samo, jak w wersji studyjnej, miejsce gitary zajmują klawisze. Aż prosiło się tutaj o inną aranżację, dopasowaną do reszty repertuaru - o więcej czadu i luzu, aby ukryć kompozytorską miałkość.

Nie jest to w żadnym razie wybitne granie. Koncertowym jamom Grand Funk Railroad daleko do poziomu największych rockowych mistrzów koncertowych improwizacji tamtej epoki, jak Cream, Hendrix, The Allman Brothers Band, Grateful Dead czy Quicksilver Messenger Service. Wymienianie "Live Album" wśród najlepszych koncertówek to duża przesada. Niemniej jednak ten koncertowy żywioł i autentyzm robią naprawdę pozytywne wrażenie, szczególnie w porównaniu z niedopracowanymi płytami studyjnymi tria.

Ocena: 7/10

Zaktualizowano: 03.2023



Grand Funk - "Live Album" (1970)

LP1: 1. Introduction; 2. Are You Ready; 3. Paranoid; 4. In Need; 5. Heartbreaker; 6. Inside Looking Out
LP2: 1. Words of Wisdom; 2. Mean Mistreater; 3. Mark Says Alright; 4. T.N.U.C.; 5. Into the Sun

Skład: Mark Farner - gitara, harmonijka, instr. klawiszowe, wokal; Mel Schacher - gitara basowa; Don Brewer - perkusja i instr. perkusyjne, wokal
Producent: Terry Knight


Komentarze

  1. A jednak ten album ma coś w sobie. Pozorną chropawość i realizacyjną surowość. To tak jakby ktoś wyłącznie ograniczył się do włączenia funkcji rec w magnetofonie i poszedł sobie na piwo.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Carme López - "Quintela" (2024)