[Recenzja] Steamhammer - "Speech" (1972)

Steamhammer - Speech


Zgodnie z niepisaną tradycją Steamhammer przed nagraniem kolejnego albumu musiał zmienić skład. Tym razem odeszło jednak aż dwóch muzyków oryginalnego wcielenia grupy: najpierw basista Steve Davy, a następnie wokalista i główny kompozytor Kieran White. Ten ostatni zdążył jeszcze wziąć udział w koncertach zaplanowanych na lato 1971 roku, podczas których w zespole zadebiutował doświadczony basista Louis Cennamo. Muzyk występował wcześniej u boku byłych muzyków The Yardbirds, Keitha Relfa i Jima McCarty'ego, w założonym przez nich progowym Renaissance, a następnie zagrał na płycie "Daughter of Time" jazz-rockowego Colosseum. Przed końcem roku Martin Pugh, Mick Bradley i Cennamo weszli do studia, by zarejestrować materiał na czwartą płytę Steamhammer. Muzykę napisali wspólnie, zaś teksty dostarczyli znajomi spoza zespołu. Zaśpiewał je gościnnie Garth Watt-Roy z NKR-owego Fuzzy Duck. W chórkach udziela się natomiast ściągnięty przez Cennamo Keith Relf, który pomógł też muzykom w produkcji.

"Speech" daleko odchodzi od blues-rockowych korzeni Steamhammer. Album wypełniają tylko trzy rozbudowane nagrania. Początek blisko 23-minutowego "Penumbra", samodzielnie wypełniającego stronę A wydania winylowego, zapowiada nawet coś bardziej ambitnego, niż się ostatecznie okazuje. To klimatyczne, nieco orientalne dźwięki wydobywane przez Cennamo smyczkiem. Kiedy jednak zaczyna grać cały skład, utwór zmierza w zdecydowanie hardrockowe rejony, na szczęście robiąc to bez sztampy. Dużo tutaj swobodniejszego grania jamowego, są też liczne zmiany motywów i klimatu, do tego parę niezłych riffów oraz solówek. Cieszy, że pomiędzy trzema instrumentalistami panuje pełne równouprawnienie. Niewiele za to śpiewania i raczej dobrze, bo Watt-Roy zdaje się mieć pewną tendencję do popadania w patos, choć nie radzi sobie najgorzej. W zasadzie identyczny charakter ma 12-minutowy "Telegram", choć mniej tu luzu, a więcej naprawdę intensywnego grania, aczkolwiek zdarzają się też bardziej klimatyczne momenty. Za to krótszy o minutę, w pełni instrumentalny "For Against" to już przede wszystkim popis Bradleya, który przez większość nagrania gra sam lub z małą pomocą basisty. I jak na rockowego bębniarza wykazuje się bardzo przyzwoitymi umiejętnościami oraz nawet pewną wyobraźnią. Ten utwór to niejako jego pożegnanie, gdyż muzyk zmarł na białaczkę jeszcze przed finalnym miksami materiału. Ciekawe, czy w innej sytuacji jego popis zajmowałby tak samo dużo miejsca na płycie, czy dokonano by edycji.

Pomimo śmierci Bradleya, Pugh i Cennamo zdecydowali się zagrać kilka promujących album koncertów w Niemczech, gdzie grupa cieszyła się największą popularnością. Składu dopełnili wówczas śpiewający gitarzysta Bruce Payne oraz bębniarz John Lingwood. Następnie zespół ostatecznie rozwiązano, ale Cennamo i Pugh kontynuowali współpracę w efemerycznym, jak się okazało, projekcie Armageddon, wspólnie z Keithem Relfem oraz perkusistą Bobbym Caldwellem. Można trochę żałować, że Steamhammer zakończył działalność w momencie, gdy zaczął się rozwijać w naprawdę fajnym kierunku, ale nie wiadomo, jak długo udałoby się utrzymać zbliżony poziom.

Ocena: 7/10

Recenzja dodana 02.2023



Steamhammer - "Speech" (1972)

1. Penumbra (Entrance / Battlements / Passage to Remorse / Sightless Substance / Mortal Thought); 2. Telegram (Nature's Mischief); 3. For Against

Skład: Martin Pugh - gitara, dodatkowy wokal; Louis Cennamo - gitara basowa, dodatkowy wokal; Mick Bradley - perkusja i instr.  perkusyjne
Gościnnie: Garth Watt-Roy - wokal; Keith Relf - dodatkowy wokal
Producent: Steamhammer i Keith Relf


Komentarze

  1. A tu się z kolei zupełnie nie zgadzam. Ta płyta brzmi w zasadzie jak wersja demo, de facto zapis nieco bardziej zaawansowanych prób niż skończony materiał studyjny. Improwizacje są kompletnie chaotycznie, nie zazębiają się ze sobą (normalna rzecz na poziomie próby, tylko po co to wydawać). Zdecydowanie najsłabszy album Steamhammer. Myślę, że 4/10 to jest max.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że to nie są starannie przemyślane i dopracowane utwory, tylko luźniejsze formy, niech nawet będzie, że nagrania z próby, ale czy to źle? Steamhammer nigdy nie był dobry w komponowaniu, a tutaj poszedł w granie, gdzie kompozycja nie jest najistotniejszą kwestią. Wolę takie oblicze zespołu, niż anachronicznego już w momencie wydania, epigońskiego blues rocka bez tak wyrazistych utworów, jak miały wcześniejsze kapele z tego nurtu.

      Usuń
  2. Steamhammer nie był wybitnym zespołem - ocena ich płyt też mi zdecydowanie spadła i to nawet nie ostatnio, tylko ładnych parę lat temu. Zachowałem na CD MK2 i Mountains. Ta pierwsza mimo ciekawych prób Jolliffe'a jest niestety  niezborna stylistycznie. Druga (Mountains) zawiera najbardziej oryginalny materiał zespołu (poza tym długim jamem) - te piosenki z pogranicza plebejskiego brytyjskiego  folku i bluesrocka z psychodelicznymi solówkami (np. bardzo fajna Levinia, I Wouldn't Have Thought, świetny tytułowy)-są ciekawie- trudno znaleźć jakieś oczywiste odpowiedniki.   Na pewno nie jest konwencjonalny bluesrock. Nic wielkiego, ale jest to charakterystyczne granie. Natomiast Speech - w formie w jakiej się ukazał z nijakim solem na bębnach przez 10 min (to był dopiero anachronizm!) - to po prostu kompletne nieporozumienie.  A u Ciebie 7 to jest bardzo przyzwoita nota (na poziomie Fireball!) -wskazująca, że mamy do czynienia z wybitnie improwizującymi muzykami (skoro sam materiał jest niedopracowany, to wniosek, że muszą grać znakomicie). Tak niestety nie jest - grają średnio (choć Pugh i Cennamo to  solidni instrumentaliści) i - ze względu na to jak wątły jest to materiał - to  nawet trudno powiedzieć, "że o siedmiu zbójach" (może o jednym haha).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ocena 7 to zdecydowanie nie płyta, na której dostrzegam coś wybitnego. Raczej takie lubię, ale nie podziwiam. Natomiast wcześniejszy Steamhammer przypomina mi Jethro Tull z debiutu (im wtedy było bliżej do bluesa niż proga, nawet elementy folkowe były tylko dodatkiem) i kolejny zespół Micka Abrahamsa, czyli Blodwyn Pig.

      Usuń
  3. Na MK II te wpływy wczesnego Jethro są wyraźne , na Mountains już nie. Blodwyn inny kierunek - jednak tam swing nawet w kierunku takich quasi bigbandowych brzmień (quasi bo na dętych grał tylko jeden człowiek ) był bardzo istotnym elementem stylu. Generalnie Blodwyn to był o klasę lepszy band niz Steamhamner. Swoją drogą to średniego Steamhammer zrecenzowałes wszystkie płyty, a np. Cuby And Blizzards, zespołu światowego formatu (przynajmniej jeśli chodzi o pierwsze dwa albumy) ani jednej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Steamhammer trafiłem w okresie największej fascynacji taką muzyka, a na Cuby And Blizzards dopiero wtedy, gdy już miałem przesyt takim graniem i eksplorowałem głównie jazz czy bardziej zaawansowanego proga. Dlatego pierwszy ma recenzje, a drugi nie ma.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)