[Recenzja] Rory Gallagher - "Defender" (1987)



Przerwy pomiędzy kolejnymi albumami Gallaghera zaczęły się wydłużać. Na następcę "Jinx" wielbiciele artysty musieli czekać całe pięć lat. "Defender" nie przynosi jednak żadnych niespodzianek. Irlandczyk pozostał całkowicie obojętny na to, co działo się wówczas w muzyce. Zamiast tego proponuje album jeszcze mocniej osadzony w bluesie. Przykładem tego takie utwory, jak "Loanshark Blues", "Continental Op" (nie tak odległy od dużo starszego "In Your Town"), nieco cięższy "Road to Hell", rozpędzony "Doing Time", bardzo klasyczny "Don't Start Me Talkin'" (zaczerpnięty z repertuaru Sonny'ego Boya Williamsona II) czy akustyczny "Seven Days" (nagrany z pomocą dawnego kompana, pianisty Lou Martina). To granie całkowicie anachroniczne, ale świetnie tu słychać, że właśnie w takiej stylistyce Gallagher czuł się najlepiej.

I o ile same kompozycje nie wyróżniają się właściwie niczym, tak zdecydowanie na plus trzeba zaliczyć pełne energii oraz luzu wykonanie. Lider niemal w każdym utworze błyszczy świetnymi solówkami. Niestety, zdarzają się też nieco słabsze momenty, jak ocierający się o stylistykę Bad Company "Kickback City", a zwłaszcza wyjątkowo banalny, oparty na zaskakująco sztampowym riffie "Failsafe Day". Kilkanaście lat wcześniej miałyby szansę stać się umiarkowanymi przebojami, jednak nagrywanie takich kawałków pod koniec lat 80. nie miało większego sensu. O wiele lepiej wypadają "Seems to Me" i "No Peace for the Wicked" - ten drugi wyróżnia się fajnymi solówkami slide - których brakuje na większości wydań winylowych, a na pozostałych są dodane w postaci bonusowego singla.

"Defender" to jeden z tych licznych albumów, które dostarczą wiele radości wielbicielom ich twórcy lub stylistyki, w której są utrzymane, ale dla wszystkich innych będące kolejnym niczym nie wyróżniającym się i nic nie wnoszącym wydawnictwem. "Defender", pomimo naprawdę dobrego wykonania, trzeba zaliczyć do najsłabszych albumów Rory'ego Gallaghera. Na innych jego płytach większość utworów byłaby jedynie przyjemnymi wypełniaczami. Większość, ponieważ "Failsafe Day" przyjemnym nazwać nie można - żadna z opublikowanych do tamtej pory kompozycji Irlandczyka nie robi na mnie tak złego wrażenia.

Ocena: 6/10



Rory Gallagher - "Defender" (1987)

1. Kickback City; 2. Loanshark Blues; 3. Continental Op; 4. I Ain't No Saint; 5. Failsafe Day; 6. Road to Hell; 7. Doing Time; 8. Smear Campaign; 9. Don't Start Me Talkin'; 10. Seven Days; 11. Seems to Me*; 12. No Peace for the Wicked*

* Tylko na CD lub bonusowym 7-calowym singlu.

Skład: Rory Gallagher - wokal, gitara, harmonijka; Gerry McAvoy - gitara basowa; Brendan O'Neill - perkusja
Gościnnie: John Cooke - instr. klawiszowe; Mark Feltham - harmonijka (9); Bob Andrews - pianino (9); Lou Martin - pianino (10)
Producent: Rory Gallagher i Alan O'Duffy


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024